DZIEN DOBRY – TU POLSKA
GAZETA MARYNARSKA
Imienia Kpt. Ryszarda Kucika
(Rok XXII nr 117) (6610)
29 kwietnia 2023
Pogoda
sobota, 29 kwietnia 13 st C
Przejsciowe opady
Opady:70%
Wilgotnosc:85%
Wiatr:11 km/h
Kursy walut
Euro 4.59
Dolar 4.17
Funt 5.19
Frank 4.65
Dzien dobry Czytelnicy 🙂
Slow brak. Znow Zielona Gora w mediach z takim tytulem:
Wlamanie do mieszkania w Zielonej Gorze. Skradziono 370 tys. zl, bizuterie
i sprzet AGD warte 40 tys. zl. Rutkowski ma podejrzanego.
Tytul mowi sam za siebie. A ile smiechu w komentarzach a co jeden komentarz
lepszy. Kolezanka u mnie byla i tez ma to wrazenie co ja, ze cos glosno
ostatnio o naszym za”.katku 😉 Moze fatum przerwie moj jutrzejszy wyjazd na
Pomorze? Bo ja mam chyba jakas moc sprawcza. Wracajac z Tromso 3 miesiace
przez wybuchem pandemii pomyslalam, ze chcialabym nie musiec latac
samolotem. I nie lecialam od tamtej pory 😉 a rzucalo samolotem strasznie
wtedy. No ale to tajemnica, bo jak sie ludzie dowiedza ze to moja sprawka,
to bede miala jesien sredniowiecza albo inny dzihad w odwecie 😉
Ania Iwaniuk
Kapitan Smerf:
Mija drugi tydzien w domu. Niestety cieplo ktore bylo w zeszly weekend
zniknelo i czlowiek siedzac w domu ma czas przyjrzec sie rzeczywistosci. A
ta skrzeczy na maksa. Pol roku temu dolary wymienialem po 4.98, teraz daja
4.13. w tym czasie oficjalna dewaluacja zlotowki to 16- 18 procent czyli
moc moich zarobkow i oszczednosci maleje w oczach. I tak nie mam co
narzekac bo w koncu nie mam dlugow jak moi mlodsi koledzy. Ale i pespektywy
na staroszc coraz slabsze. Z jednej strony przepychanki USA i Chin kto
bedzie wiodacym mocarstwem. Perspektywa ze moje dolary straca jeszcze
wiecej na wartosci jest malo zabawna. Z drugiej strony pamietam opowiesci
Rosjan co sie u nich dzialo gdy sprzedawali Chinczykom ziemie rolna i
Chinole zaczynali gospodarke rabunkowa. Ponoc sie dzialo ale w TVP o tym
sie nie uslyszy. Za to trafilem na material o naszej armii. Pomagamy
Ukrainie jak nikt inny ale za granice wyjechaly juz prawie wszystkie
sprawne czolgi z rodziny t72 i juz nawet wysylamy leopardy a w naszych
jednostkach pozostaly te co nie mialy sily same wyjechac. Labedy
przestawiono na reperowanie ukrainskiego sprzetu i podejrzewam ze robimy to
za frajer. Nasze dosc dobre kraby sa powoli niszczone na Ukrainie a my
wzielismy starsze i gorsze k-9 co zalegaly w koreanskich magazynach. Gdyby
teraz Ukraincy dogadali sie z Ruskimi i razem ruszyli na zachod to doszli
by swobodnie do Atlantyku bo nasze wojska sa pozbawione podstawowego
uzbrojenia. Oddalismy i osy i raki i powoli oddajemy Kraby i caly zapas
amunicji. Fajnie ze Ukraincy walcza ale minal ponad rok a zachod powoli
rozkreca produkcje amunicji bo przedtem pozwijal linie produkcyjne- Skutki
rzadow lewakow sa bolesne. Ale co tam, Swoje przezylem i nie ma sie co bac.
W mlodosci tez sie zastanawialismy czy wejda czy nie. Jakos nie weszli.
Fakt ze duch w narodzie byl lepszy i nikt nie zastanawial sie nad bzdurami
typu gender. W USA jakas chisteria w temacie a wystarczy po prostu nie
pisac czy dla kobiet czy dla facetow tylko docelowo: jedna dla tych z
siusiakami a drugie dla tych bez siusiakow, po problemie. Na razie
problemem jest fakt ze w tym tygodniu nie bylo w sklepach nerek i moje koty
od jutra przechodza na puszki, to jest problem tu i teraz. Jedno jest dobre
ze na majowke zapowiadaja zimna pogode wiec mi nie szkoda bo mnie zapisali
na kurs LICOS. Pewnie jak wroce na statek to sie dowiem ze skoro mialem
kurs to juz gaza nie potrzebuje. Uwilebiam to myslenie u wlascicieli,
bedzie sie dzialo, ale to jak wroce na statek, teraz nie ma po co sie
nakrecac. Ostatnio tankowalem i diesel byl po 6.7zl. pelet tez stanial z 53
na 36 zl czyli jesienia dymali nas sprzedawcy bez wazeliny i co im teraz
zrobic, ano niewiele mozna, poza odlozeniem ambitnych planow budowlanych na
swietego nigdy. Bank wyplaca gotowke bez prowizji tylko raz w miesiacu,
rewelacja, czas wycignac oszczednosci i skitrac, tylko w czym, o to jest
pytanie. Pozdrawiam serdecznie
smerf kapitan
DOWCIP
– Tato – spytal Jasiu – czy te budowe ogrodzili, zeby nikt nie widzial, co
tam robia?
– Nie, synku, zeby nikt nie widzial, ze tam nic nie robia…
91-letnia kasjerka moze wreszcie przejsc na emeryture
Dziewiecdziesieciojednoletnia kasjerka, pracujaca w sklepie spozywczym w
Oregonie, moze wreszcie przejsc na emeryture dzieki internetowej zbiorce
pieniedzy, ktora byla konieczna ze wzgledu na sytuacje ekonomiczna kobiety.
Jak zauwaza “Guardian”, to problem wielu Amerykanow, ktorzy sa zmuszeni do
pracy praktycznie przez cale zycie.
Betty Glover pracowala w sklepie do 91. roku zycia
Betty Glover przepracowala siedem dekad, a byly okresy w jej zyciu, kiedy
nawet byla zatrudniona na dwoch stanowiskach jednoczesnie. Mimo to nie
zdolala zaoszczedzic kwoty, ktora pozwolilaby jej przejsc na emeryture i
oplacac miesieczne rachunki, jedzenie i leki. Wedlug lokalnego serwisu
Rogue Valley Times, kobieta mieszka w przyczepie kempingowej.
Pracujac przy kasie w sklepie spozywczym WinCo Foods w South Medford w
stanie Oregon, Glover poczula jednak, ze w ostatnich latach zycia chcialaby
spedzac wiecej czasu z bliskimi, zapisac sie w ich wspomnieniach. – Jestem
przyzwyczajona do pracy i nienawidze mysli, ze moglabym nie pracowac –
powiedziala 91-latka w rozmowie z lokalna stacja telewizyjna KDRV, dodajac,
ze kocha tez swoich klientow. – Ale uznalam, ze chce sie nacieszyc dwojka
moich dzieci, czworka wnuczat, szesciorgiem prawnukow i dwojgiem
praprawnukow “. Jestem ostatnia z mojego pokolenia. Chcialabym patrzec,
jak maluchy dorastaja. Sa naprawde slodkie. Kiedy pracujesz, gdy twoje
dzieci sa male, tracisz wiele z ich zycia. Teraz chcialabym cieszyc sie
moimi praprawnukami. Jedna z wnuczek Glover pomogla jej uruchomic zrzutke
na portalu GoFundMe. Cel ustalily na 40 tysiecy dolarow. Zbiorka odniosla
jednak tak duzy sukces, ze do 28 kwietnia na koncie 91-latki bylo ponad 88
tysiecy dolarow. Wplaty pochodzily glownie od okolicznych mieszkancow i
stalych bywalcow sklepu, w ktorym starsza pani pracowala. Zaniemowilam –
skomentowala wynik zbiorki Betty Glover w rozmowie z KDRV. – Ani przez
chwile nie myslalam, ze ludzie beda tak hojni. Nawet jesli ich samych nie
na wszystko stac, niesamowite, ze sie dziela tym, co maja.
Hugh Grant oskarza gazete o zlecanie wlaman do jego domu
Jak w Sadzie Najwyzszym w Londynie wyjasnil aktor, w 2011 roku nieznani
sprawcy wylamali drzwi jego londynskiego mieszkania. Podczas wlamania nic
jednak nie skradziono. Nastepnego dnia w “The Sun” pojawily sie natomiast
artykuly “szczegolowo opisujace wnetrze mieszkania”. Aktor podkreslil, ze
wowczas “nie mial dowodow na to, ze wlamanie zostalo dokonane na polecenie
jakiegokolwiek tytulu prasowego”. Dopiero w ostatnim czasie, po rozmowie z
prywatnym detektywem Gavinem Burrowsem, mial on wejsc w posiadanie
informacji, ktore sklonily go do wytoczenia pozwu wydawcy tabloidu.
– Moje roszczenie dotyczy bezprawnych czynow popelnionych przez “The Sun”,
w tym zlecenia wlaman na teren prywatny w celu uzyskania prywatnych
informacji poprzez zalozenie tam podsluchu, podsluch telefonu stacjonarnego
oraz wlamywanie sie do telefonu komorkowego, a takze wykorzystanie
prywatnych detektywow do wykonania tych i innych nielegalnych czynow –
zeznal przed sadem, cytowany na lamach “Guardiana”. Zdaniem Hugh Granta, w
ostatniej dekadzie “The Sun” mialo rowniez wynajac prywatnych detektywow,
ktorzy wlamali sie do dwoch nieruchomosci powiazanych z prowadzonym przez
niego przedsiebiorstwem filmowym oraz jego byla partnerka Liz Hurley. Jak
utrzymuje aktor, wlamania te zostaly przeprowadzone “z wiedza i za zgoda
Rebekah Brooks, ktora w tym czasie byla redaktorem naczelnym ‘The Sun'”.
Brytyjczyk oskarza ponadto pracownikow tabloidu o zdobycie informacji na
temat porodu jego pierwszego dziecka przy pomocy “szantazu lub
przekupstwa”. Jak wyjasnia, by uniknac medialnego rozglosu, jego owczesna
partnerka zostala przyjeta do szpitala pod falszywym nazwiskiem, co jednak
nie powstrzymalo wycieku informacji. Hugh Grant nie jest jedyna osoba, jaka
w ostatnim czasie pozwala NGN. Na podobny krok zdecydowal sie brytyjski
ksiaze Harry, ktory rowniez zarzuca wydawnictwu bezprawne zbieranie
informacji na jego temat. Ksiaze Harry wytoczyl rowniez sprawy sadowe dwom
innym brytyjskim tabloidom – “Daily Mirror” oraz “Daily Mail” – ktore w
jego ocenie rowniez mialy w nielegalny sposob pozyskiwac informacje na jego
temat. Mlodszy syn krola Karola III twierdzi tez, ze w przeszlosci
przedstawiciele News Group Newspapers mieli zawrzec z rodzina krolewska
“tajne porozumienie” w sprawie ewentualnych roszczen czlonkow rodziny
krolewskiej. W ramach ugody jego brat, ksiaze William, mial otrzymac
“bardzo duza sume” pieniedzy. O szpiegowaniu miala rowniez wiedziec krolowa
Elzbieta II.
Pozwy Hugh Granta i ksiecia Harry’ego przeciwko nalezacemu do Ruperta
Murdocha wydawnictwu News Group Newspapers sa rozpatrywane rownolegle. NGN
zaprzecza obu tym oskarzeniom, twierdzac, ze podobne praktyki nigdy nie
mialy miejsca w “The Sun”. Wczesniej, w 2011 roku, Grant podpisal z NGN
ugode w sprawie dotyczacej podsluchu jego telefonu. Porozumienie to
dotyczylo jednak wylacznie dzialan nieistniejacej juz gazety “News of the
World”, nie zas “The Sun”.
Szukaja partnerek i zon. Warunek: kobieta nie moze miec mlodszego brata
Wsrod mlodych, samotnych mezczyzn w Chinach pojawil sie nowy trend. Coraz
czesciej przy wyborze partnerki kieruja sie tym, aby kobieta nie miala
mlodszego brata. Nie chca bowiem, aby ich przyszly szwagier stal sie
finansowym ciezarem dla pary. Tymczasem wiele dziewczat od dziecinstwa
zmuszanych jest przez rodzicow do brania odpowiedzialnosci za mlodszych
braci. Hongkonski dziennik “South China Morning Post” opisuje nowy trend,
zyskujacy na popularnosci wsrod samotnych Chinczykow. Okazuje sie, ze
szukajac kandydatki na zone, zwracaja uwage na to, czy kobieta ma mlodszego
brata. Tendencje zauwazono podczas jednego z popularnych w Chinach
wydarzen, na ktorych mlode osoby moga sie poznawac. Jak podalo “SCMP”, w
niedawnym takim wydarzeniu w prowincji Szantung na wschodzie Chin wziely
udzial ponad cztery tysiace osob. Opisywaly siebie i swoje preferencje
randkowe na tablicach, ktore zostaly pozniej wywieszone publicznie. Jedna z
czesciej pojawiajacych sie na nich kwestii, jak zauwazyly lokalne media,
byl wymog stawiany przez mezczyzn wobec kobiet, aby nie mialy mlodszego
brata. Pewien kawaler napisal, ze poszukuje dziewczyny ze stabilna praca,
samochodem i mieszkaniem, ale wyklucza taka, ktora ma mlodszego brata. Inny
precyzowal, ze chce, aby jego przyszla zona byla czula i rozwazna, ale
“lepiej, jesli nie bedzie miala mlodszego brata”. Obaj mezczyzni sa
stosunkowo mlodzi – widniala przy nich informacja, ze urodzili sie w latach
90. Portal podaje, ze wiele kobiet zdaje sobie sprawe z takich coraz
czesciej pojawiajacych sie preferencji u mezczyzn i traktuje je powaznie –
jasno deklaruja w swoich opisach randkowych, ze nie maja mlodszych braci. Z
kolei jedna 27-latka napisala, ze choc ma mlodszego brata, jest on
studentem jednego z najlepszych uniwersytetow, dobrze sie uczy i nie bedzie
sie nim nadmiernie zajmowac.
Siostry maja wspierac braci finansowo
“SCMP” przypomina, ze ze wzgledow kulturowych wiele kobiet zmuszanych jest
przez rodzicow do wspierania swoich braci finansowo. Zhang Fuhui,
konsultantka z Shandong Future Psychology Consulting Institute podkreslila,
ze wielu chinskich rodzicow wychowuje swoje corki tak, aby byly
odpowiedzialne za rodzenstwo plci meskiej. – Od dziecinstwa rodzice
zaszczepiaja w nich poczucie, ze jako starsze siostry powinny pomoc
mlodszemu bratu. Skutkiem jest to, ze wiele kobiet poswieca sie dla nich –
stwierdzila.
Trwaja przygotowania do cwiczen ANAKONDA 23. Uwaga na wzmozony ruch
pojazdow wojskowych na drogach
W polowie kwietnia rozpoczely sie przygotowania do najwiekszych w tym roku
cwiczen wojskowych ANAKONDA 23. W zwiazku z tym Dowodztwo Operacyjne
Rodzajow Sil Zbrojnych ostrzega, ze na drogach wiekszosci wojewodztw nalezy
sie spodziewac wzmozonego ruchu kolumn wojskowych przez prawie caly maj. To
juz dziewiata edycja najwiekszych manewrow polskiego wojska. Jest ona
scisle skoordynowana z amerykanskim DEFENDER 23 oraz szwedzkim AURORA 23 w
ramach sojuszniczych cwiczen wzdluz wschodniej flanki NATO.
Jak pisze dowodztwo operacyjne, ktore jest organizatorem kazdej edycji
Anakondy, przygotowania do niej rozpoczely sie juz w 2021 roku, jednak
pelnoskalowa agresja Rosji na Ukraine w lutym 2022 roku postawila przed
koalicjantami nowe wyzwania, a tym samym wymusila zmiany w koncepcji
manewrow. Tegoroczna ANAKONDA sklada sie z czterech czesci: cwiczenia
studyjnego z gra wojenna na poziomie strategiczno-operacyjnym, polaczonego
cwiczenia z wojskami, cwiczenia dowodczo-sztabowego wspomaganego
komputerowo oraz cwiczenia eksperymentalnego. Udzial w nich wezmie ponad 12
tysiecy polskich zolnierzy oraz kilkuset z panstw NATO i krajow
partnerskich: USA, Rumunii, Slowenii, Szwecji, Francji, Litwy, Lotwy,
Estonii oraz Turcji. Szczegolny nacisk zostanie polozony na prowadzenie
sojuszniczej operacji w regionie Morza Baltyckiego. Szkolenie w ramach
czesci aktywnej realizowane bedzie na poligonach polskich – Drawsko
Pomorskie (DPTA), Orzysz (BPTA), Ustka (CPSP) i Nowa Deba (NDTA) oraz
zagranicznych, na terenie Szwecji, Litwy, Lotwy i Estonii. Wsrod uzbrojenia
wykorzystywanego podczas cwiczenia znajda sie m. in. czolgi M1 Abrams,
bojowe wozy piechoty M2 Bradley, armatohaubice K9 Thunder i AHS Krab oraz
wyrzutnie Langusta.
Sad apelacyjny oddalil pozew ministra sprawiedliwosci przeciw redaktorowi
naczelnemu tvn24.pl
Sad Apelacyjny w Warszawie oddalil powodztwo Skarbu Panstwa
reprezentowanego przez ministra sprawiedliwosci przeciwko redaktorowi
naczelnemu portalu tvn24.pl. Tym samym zmienil orzeczenie sadu pierwszej
instancji, ktory nakazal publikacje sprostowania do materialu “Tarcza plus”
z czerwca 2020 roku. Sad zasadzil rowniez od powoda koszty postepowania na
rzecz pozwanego. Orzeczenie jest prawomocne. W pierwszej instancji, w
wyroku z 22 grudnia 2021 roku Sad Okregowy w Warszawie uwzglednil powodztwo
Skarbu Panstwa reprezentowanego przez ministra sprawiedliwosci przeciwko
pozwanemu redaktorowi naczelnemu tvn24.pl i nakazal publikacje sprostowania
do materialu zatytulowanego “Tarcza plus” z czerwca 2020 roku,
opublikowanego na portalu tvn24.pl.
Przedmiotem pozwu byla zawarta w materiale wypowiedz prawnika Mikolaja
Maleckiego dotyczaca kary grozacej za okreslone, wskazane w tej wypowiedzi
przestepstwo.
W piatek przed Sadem Apelacyjnym w Warszawie odbyla sie kolejna rozprawa
apelacyjna, na ktorej ogloszono wyrok. Sad apelacyjny zmienil orzeczenie
pierwszej instancji, oddalajac powodztwo w calosci. Dodatkowo sad
apelacyjny zasadzil od powoda na rzecz pozwanego koszty postepowania. Sad w
ustnym uzasadnieniu podzielil podnoszone przez pozwanych argumenty, w tym
ten, ze w tej sprawie Skarb Panstwa i minister sprawiedliwosci nie moze
wystepowac jako osoba zainteresowana, bowiem w materialne nie pada nazwa
Ministerstwa Sprawiedliwosci lub ministra. Sad uznal rowniez, ze wypowiedz
Mikolaja Maleckiego miala charakter ocenny, co powoduje, iz nie moze byc
przedmiotem sprostowania.
Sad apelacyjny zgodzil sie rowniez ze strona pozwana, ze material prasowy
zamieszczony na stronie tvn24.pl, skladajacy sie z materialu
audiowizualnego i materialu tekstowego, jest jednym materialem prasowym.
Dlatego tez nie moga byc publikowane dwa sprostowania, tak jak tego
oczekiwano.
Orzeczenie jest prawomocne.
Dwunastolatka przypadkowa ofiara strzelaniny. W tym samym miejscu 11 lat
wczesniej zginal jej ojciec
Se’Cret Pierce zmarla rankiem 21 kwietnia w szpitalu. Trafila tam w stanie
krytycznym wieczorem poprzedniego dnia, po tym, jak zostala trafiona w
brzuch i glowe kulami wystrzelonymi z samochodu przejezdzajacego jedna z
ulic miasta Hartford. W momencie zdarzenia 12-latka miala znajdowac sie w
zaparkowanym pojezdzie – przekazala lokalna policja. W wyniku strzelaniny
ranni zostali rowniez trzej mlodzi mezczyzni – w wieku 16, 18 i 23 lat –
przechodzacy obok samochodu, w ktorym siedziala dziewczynka. Jeden z nich
doznal ciezkich obrazen, dwaj pozostali do szpitala zglosili sie z ranami
niezagrazajacymi zyciu – podala stacja NBC.
– Uwazamy, ze to oni byli celem strzelca. Na obecnym etapie sledztwa nie
sadzimy, aby 12-letnia dziewczynka miala z ta sprawa cokolwiek wspolnego.
To tragiczne, nieszczesliwe i ohydne zdarzenie – powiedzial w rozmowie z
NBC porucznik Aaron Boisvert z policji w Hartford. W zwiazku ze
strzelanina, w ktorej zginela Pierce, do tej pory nikt nie zostal
zatrzymany. Kilka dni po tragedii Associated Press poinformowalo, ze 11 lat
wczesniej, jesienia 2012 roku, zaledwie kilka przecznic od miejsca, w
ktorym smiertelnie postrzelono dziewczyne, zginal jej ojciec, 20-letni
Shane Oliver. Z informacji agencji wynika, ze zostal on zastrzelony w
trakcie klotni z mezczyzna, ktoremu wczesniej sprzedal samochod. – Nigdy w
zyciu nie przypuszczalabym, ze odbiore taki telefon dotyczacy mojej
12-letniej wnuczki. Jestem wsciekla, zalamana i sparalizowana – powiedziala
cytowana przez portal “People” Janet Rice, babcia zastrzelonej dziewczynki.
– Nie sadzilem, ze znow bede musial zmagac sie z tym bolem – zaznaczyl z
kolei Reverend Sam Saylor, dziadek Se’Cret.
Na platformie GoFundMe krewna dziewczyny zalozyla zbiorke pieniedzy
upamietniajaca zmarla. “Moja piekna 12-letnia siostrzenica miala silna
osobowosc, ktora wplywala na kazdego, kto mial z nia kontakt. Byla lojalna,
miala w sobie duzo milosci” – czytamy w opisie zbiorki.
Buda: “ponad 100 tysiecy” samochodow elektrycznych jezdzi po Polsce. Nie,
duzo mniej
Samochody elektryczne w Polsce byly jednym z tematow dyskusji w programie
“Gosc Radia Zet” 26 kwietnia. Prowadzacy program Bogdan Rymanowski
przypomnial ministrowi rozwoju i technologii Waldemarowi Budzie, ze “siedem
lat temu premier zapowiadal, ze do 2025 roku bedzie po Polsce jezdzic
milion elektrycznych samochodow” i zapytal: “I co zostalo z tych
zapowiedzi?”.
Waldemar Buda zaczal wymijajaco odpowiadac o planach Tesli i Volkswagena,
ale prowadzacy przerwal mu i dopytal: “A wie Pan, ile jezdzi teraz po
Polsce samochodow elektrycznych?” Waldemar Buda: No mysle, ze ponad 100
tysiecy.
Bogdan Rymanowski: Mniej niz 50.
Waldemar Buda: Mysle, ze nie. Mysle, ze wiecej. Widzialem statystyki, ktore
byly grubo powyzej 50 tysiecy i dynamika jest kilkunastoprocentowa rocznie.
– “Gosc Radia Zet”, 26 kwietnia 2023
W dalszej czesci rozmowy Buda dopytany o to, czy wiec zapowiedzi premiera
to byly mrzonki, stwierdzil: “Trzeba miec ambitne plany, trzeba je
korygowac w czasach wojny, COVID-u i tak dalej”. Sprawdzamy wiec, ile
samochodow z napedem elektrycznym jezdzi teraz po polskich drogach. I
wyjasniamy, co sie stalo z “ambitnymi planami”.
Okolo 70 tysiecy pojazdow elektrycznych w Polsce
O niespelnionej obietnicy miliona samochodow elektrycznych w Polsce w 2025
roku pisalismy juz w naszym cyklu “Obietnice minus”. Jak podawalismy, dane
dotyczace elektrykow jezdzacych po polskich ulicach publikuje co miesiac
Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA), ktore wraz z Polskim
Zwiazkiem Przemyslu Motoryzacyjnego (PZPM) stworzylo Licznik
Elektromobilnosci. Prezentowane w nim liczby pochodza z analiz danych
pozyskiwanych m.in. z Centralnej Ewidencji Pojazdow i Kierowcow, a takze
wlasnych badan i ewidencji obu organizacji.
Wedlug danych z marca 2023 roku w Polsce bylo zarejestrowanych 67,1 tys.
samochodow osobowych z napedem elektrycznym. W tej grupie polowa to
samochody calkowicie elektryczne (BEV, ang. battery electric vehicles) –
33,3 tys., a druga polowa to hybrydy typu plug-in (PHEV, ang. plug-in
hybrid electric vehicles) – 33,8 tys. Do tej grupy mozna jeszcze doliczyc
3,6 tys. samochodow dostawczych i ciezarowych z napedem elektrycznym
(glownie BEV), co lacznie daje 70,7 tys. pojazdow.
Zoo szuka pracownika, ktory bedzie straszyc mewy. W kostiumie wielkiego
ptaka
Mewy, strzezcie sie! W miescie pojawil sie nowy wielki ptak. Brytyjskie Zoo
zamiescilo ogloszenie o pracy w charakterze odstraszacza mew, w ktorej
wymaga od pracownikow noszenia kostiumu wielkiego ptaka. Informacja
rozeszla sie w mgnieniu oka, a ogrod otrzymal setki zgloszen od
entuzjastycznych kandydatow. Agencja reklamowa zoo w Blackpool powiedziala
Insiderowi, ze stanowisko odstraszacza mew rozpalilo internet i zaowocowalo
ponad 200 zgloszeniami z calego swiata. Teraz trwa proces rekrutacji i w
ciagu najblizszych tygodni ogrod ma nadzieje powitac nowych czlonkow
zespolu. Wedlug Zoo na tym stanowisku wymagane jest zaangazowanie i
przyjazne usposobienie. “Kandydaci musza byc otwarci, poniewaz, sadzac po
tym, co mialo miejsce w tym tygodniu, wielu ludzi bedzie podchodzilo do
nich, zeby zrobic sobie razem zdjecie. Zywiolowosc, energia, poczucie
humoru i, co najwazniejsze, swietna umiejetnosc machania skrzydlami, znajda
sie na szczycie listy cech niezbednych podczas rozmow kwalifikacyjnych” –
tlumaczy Zoo.
Zoo w Blackpool, polozone niecale piec km od wybrzeza Morza Irlandzkiego,
utworzylo stanowisko odstraszacza mew po tym, jak powaznym problemem staly
sie ptaki podkradajace jedzenie gosciom ale i niektorym zwierzetom lubiacym
ryby, takim jak pingwiny, pelikany i lwy morskie. Mewy probowano odstraszac
latawcami w ksztalcie orlow i duzymi figurami roznych ptakow drapieznych.
Bezskutecznie. Podczas jednego z sezonow do odstraszania mew uzyto nawet
wyszkolonych ptakow drapieznych, ktore patrolowaly niebo wokol zoo. Teraz
maja nadzieje, ze zespol odstraszajacy mewy spelni swoje zadanie. “Kostium
jest czyms, czego mewy jeszcze nie widzialy, a jako inteligentne ptaki
naturalnie tego nie lubia” – tlumaczy Zoo. ” Stroj wydaje tez dzwieki, gdy
osoba sie porusza, co jest kolejna cecha, ktorej mewy nie lubia” – dodaje.
Zgloszenia sa nadal przyjmowane, ale wyglada na to, ze konkurencja jest
spora.
SPORT
Tragiczne wiesci. Nie zyje wlasciciel klubu z ekstraklasy
Po dlugiej i ciezkiej walce z choroba zmarl Josef Franz Wernze – wlasciciel
Lechii Gdansk. Niemiec odszedl w wieku 74 lat w dniu byc moze
najwazniejszego meczu sezonu dla Bialo-Zielonych przeciwko Rakowowi
Czestochowa (28.04 o godz. 20:30). O smierci dzialacza, ktory od 2014 roku
byl wlascicielem Lechii oraz mial udzialy w Viktorii Koeln, jako pierwsze
poinformowaly niemieckie media w piatek wczesnym popoludniem. “Wielki
smutek w sporcie w Kolonii. Franz Josef Wernze nie zyje” – czytamy w
“Bildzie”. Udzialowiec w czerwcu skonczylby 75 lat, od dluzszego czasu
zmagal sie jednak z ciezka choroba. Z tego powodu od dluzszego czasu rzadko
byl widywany na stadionach. Planowal sprzedac takze swoje udzialy w Lechii,
o ktorej sprzedazy mowi sie juz od roku. Wernze byl wlascicielem firmy ETL
Gruppe i przejal klub z Trojmiasta w 2014 roku. W prace w gdanskim klubie
zaangazowany byl takze m.in. jego syn Phillip. Szesc lat temu to wlasnie na
Wernze Juniora formalnie przepisano wlascicielstwo klubu, jednak i tak
wladze pelnil starszy z rodziny. Zaangazowanie we wspolprace syna Niemca
tlumaczono wowczas jako chec wzmocnienia wiezi swojej rodziny z gdanskim
klubem. Tak przynajmniej informowal Adam Mandziara cytowany przez portal
trojmiasto.pl . Zmarly dzialacz rzadko
widywany byl w gabinetach Lechii. Jednym z ostatnich oficjalnych spotkan z
udzialem Wernze byl wygrany przez Lechie final Pucharu Polski w 2019 roku.
Wowczas w towarzystwie Mandziary, a takze m.in. prezydent Gdanska
Aleksandry Dulkiewicz, dopingowal Bialo-Zielonych z trybun.
Trzy rekordy swiata jednego dnia. Aleksandra Miroslaw jest nie z tej ziemi
Co za dzien Aleksandry Miroslaw! Polka wygrala zawody Pucharu Swiata we
wspinaczce sportowej w Seulu. Rano pobila rekord swiata, a w popoludniowym
finale byla jeszcze szybsza! Przed piatkowymi zawodami w Seulu rekord
swiata rowniez nalezal do reprezentantki Polski. Wowczas wynosi on 6,53
sekundy. Najpierw w wyscigach kwalifikacyjnych uzyskiwala kolejno – 6,46
oraz 6,36. W polfinale byla jeszcze szybsza o jedna setna sekundy. Wielki
sukces Oli Miroslaw. Trzy rekordy swiata jednego dnia. Celem kolejne zloto
mistrzostw swiata
Ale najwieksza moc zostawila na final. W najwazniejszym wyscigu dnia
osiagnela wynik 6,25! To kolejny rekord swiata, ktory naturalnie dal jej
zwyciestwo w zawodach Pucharu Swiata we wspinaczce sportowej w Seulu. To
byl wielki dzien dla reprezentantek Polski, gdyz drugie miejsce zajela
Natalia Kalucka, a tuz za podium uplasowala sie jej siostra – Aleksandra
Kalucka. Do pojedynku rodzenstwa doszlo w polfinale. Docelowa impreza w tym
sezonie dla Aleksandry Miroslaw sa mistrzostwa swiata, ktore odbeda sie
1-12 sierpnia tego roku. Gospodarzem bedzie szwajcarskie Berno. Dwie
najlepsze zawodniczki wywalcza bezposredni awans na igrzyska olimpijskie w
Paryzu. Tam rywalizacja we wspinaczce sportowej odbedzie sie juz w osobnych
konkurencjach. W Tokio, gdzie wspinaczka debiutowala, odbyl sie jedynie
trojboj. Miroslaw zajela tam czwarte miejsce. 29-latka jest dwukrotna zlota
medalistka mistrzostw swiata we wspinaczce na szybkosc. Tytuly te zdobyla w
2018 roku w Innsbrucku oraz rok pozniej w Hachiōji. W swoim dorobku ma
rowniez braz z 2014 roku w Gijon.
Swiatek moze miec problem. Chodzi o ranking. Czarny scenariusz nie
pozostawia zludzen
Aryna Sabalenka liderka rankingu WTA po turniejach w Madrycie i Rzymie, a
Iga Swiatek na drugim miejscu? Chociaz przewaga Polki wynosi ponad dwa
tysiace punktow, to taki scenariusz jest mozliwy. Wszystko wyliczyl
hiszpanski pasjonat tenisa. Iga Swiatek ma aktualnie ponad dwa tysiace
punktow przewagi nad Aryna Sabalenka w rankingu WTA. Polska tenisistka w
ostatni weekend obronila tytul podczas turnieju WTA 500 w Stuttgarcie, w
ktorym pokonala wlasnie Bialorusinke 6:3, 6:4. Teraz Swiatek czeka start
podczas zawodow WTA 1000 w Madrycie, w ktorych zarowno ona, jak i jej
starsza rywalka moga dorzucic duzo punktow do rankingu. Tuz po zawodach w
stolicy Hiszpanii przyjdzie pora na kolejny turniej WTA 1000, ktorym bedzie
ten w Rzymie. Tam, podobnie jak w Stuttgarcie, Swiatek bedzie bronic
wywalczonych przed rokiem punktow, ktore byc moze pozwola jej zachowac,
albo i zwiekszyc przewage nad Sabalenka w rankingu.
Czy jednak jest mozliwe, zeby Bialorusinka wyprzedzila Polke i objela
pierwsza miejsce jeszcze przed wielkoszlemowym Roland Garros? Okazuje sie,
ze jak najbardziej. Dokladne wyliczenia w tej sprawie przedstawil na
Twitterze uzytkownik Juan Ignacio, ktory zajmuje sie tego typu
zestawieniami. Sabalenka stoi przed zadaniem niemal niemozliwym. Niemal, bo
druga rakieta swiata udowodnila, ze potrafi wygrywac turnieje seryjnie. W
tym roku wygrala turniej w Adelajdzie, by kilkanascie dni pozniej swietowac
zwyciestwo w Australian Open. Wedlug wyliczen eksperta Sabalenka
potrzebowac bedzie podobnej passy zwyciestw w Madrycie i Rzymie, by
zdetronizowac Swiatek.
Jesli Swiatek odpadlaby np. w cwiercfinalach obu turniejow, a Sabalenka by
je wygrala, to ona zostalaby nowym numerem jeden w rankingu WTA. Pozostale
scenariusze optymistyczne dla 24-latki to porazki Polki we wczesniejszych
rundach. Nie zmienia sie jednak praktycznie jedno – zeby myslec o pierwszym
miejscu, to Sabalenka musi przynajmniej awansowac do finalow obu turniejow,
z czego jeden wygrac, zeby myslec o wyprzedzeniu 21-latki.
Media: Sensacyjne informacje ws. Zidane’a. Moze wrocic na lawke trenerska
Zinedine Zidane od blisko dwoch lat pozostaje bez pracy. Byc moze niebawem
to sie zmieni, wedlug informacji portalu footmercato.net skontaktowali sie
z nim przedstawiciele Realu Madryt, ktorzy chcieliby ponownie sprowadzic go
do klubu. Zinedine Zidane po raz pierwszy trafil do Realu Madryt w 2001
roku, jeszcze jako pilkarz. Po zakonczeniu kariery pracowal tam w roznych
rolach, az w koncu w 2016 zostal trenerem pierwszej druzyny. Odszedl w 2018
roku, ale niedlugo pozniej wrocil i prowadzil zespol w latach 2019-2021. W
trakcie kilku lat pracy szkoleniowej w Realu Zidane osiagnal spektakularne
sukcesy. Trzykrotnie wygral Lige Mistrzow, poza tym zdobyl dwa mistrzostwa
Hiszpanii, dwa Superpuchary Hiszpanii, dwa Superpuchary Europy i dwa
Klubowe Mistrzostwa Swiata. Z tego powodu jego praca jest wspomniana z
duzym sentymentem. Teraz okazuje sie, ze Francuz moze wrocic do Madrytu.
Jak poinformowal francuski portal footmercato.net, przedstawiciele Realu
kontaktowali sie z nim w sprawie ponownego podjecia pracy w tym klubie. Ma
to zwiazek z niepewna sytuacja Carlo Ancelottiego, ktory caly czas jest
kuszony przez brazylijska federacje i mialby zostac nowym selekcjonerem
tamtejszej reprezentacji (jego kontrakt z Realem obowiazuje do czerwca 2024
roku). Zidane nie moze narzekac na brak zainteresowania. Wedlug informacji
footmercato.net jest on “wymarzonym” trenerem Paris Saint-Germain, tyle ze
nie jest zainteresowany ta propozycja. Poza tym niewykluczony jest powrot
do Juventusu, ktorego zawodnikiem byl w latach 1996-2001. On sam bardzo
chcial podjac prace w roli selekcjonera reprezentacji Francji, lecz po
mistrzostwach swiata w Katarze ogloszono, ze na tym stanowisku pozostanie
Didier Deschamps.
DETEKTYW
Przeciez ona musi gdzies zyc!
Jerzy GAJEWSKI
Monika Bielawska zaginela 16 lipca 1994 roku. Dziewczynka miala wtedy
zaledwie 16 miesiecy. Ostatni raz byla widziana w centrum Legnicy, pod
apteka, ze swoim ojcem. Nikt nie wie, co sie z nia stalo! Jej mama i
dziadkowie nigdy nie stracili nadziei, ze odnajdzie sie cala i zdrowa.
Jedna z hipotez zakladala, ze dziecko trafilo w rece obcych i nigdy nie
dowiedzialo sie, ze wychowujacy ja ludzie, nie sa jej biologicznymi
rodzicami. Przed kilkoma miesiacami wydawalo sie, ze ta zagadkowa sprawa
wreszcie znajdzie swoj szczesliwy final. Nerwowe oczekiwanie i mocniejsze
bicie serca trwalo wiele tygodni… Rodzice Moniki znali sie od wczesnego
dzie- cinstwa. Mieszkali w tym samym blo- ku, bawili sie w tej samej
piaskownicy, chodzili do tej samej szkoly podstawowej. Robert byl dwa lata
starszy od Magdy. Kiedy dziewczyna zaszla w ciaze, zapadla decyzja o slubie.
Pobrali sie w 1992 roku: on mial 20 lat, ona 18. Monika uro- dzila sie pod
koniec marca 1993 roku. Jej ojciec od poczatku nie byl zadowolony z tych
narodzin. Zreszta juz wczesniej kilka razy namawial zone do usuniecia cia-
zy, ktora pokrzyzowala jego plany zyciowe. Matka nienarodzonego jeszcze
dziecka nie chciala o tym slyszec.
– I tak urodze, nawet jesli do konca bedziesz temu przeciwny – zapewniala.
Mloda kobieta w glebi serca ludzila sie, ze maz, kiedy tylko zobaczy swoje
dziecko zmieni sie w lepszego czlowieka. Tak sie jed- nak nie stalo. Robert
wyjechal na pol roku do Wloch, pozostawia- jac zone sama. Oficjalnie – dla
pieniedzy, ale prawdopodobnie chcial uciec od nowych obowiaz- kow. Nie
zaprzatal sobie glowy opieka nad noworodkiem, nie martwil sie, skad wziac
pieniadze na jego utrzymanie. Magdalena, mieszkajaca pod jednym dachem z
rodzicami, mogla liczyc nie tylko na ich pomoc, ale przede wszystkim na
finansowe wspar- cie. Tym bardziej, ze dziadkowie oszaleli na punkcie nowo
naro- dzonej wnuczki.
– Onwogoleniepomagalcor- ce w wychowaniu dziecka, ktore
swiadomienazywalbachorem – opowiadali rodzice Magdaleny. – Robert nawet nie
przytulal corki, ktora sie po prostu go bala! Malo tego, wielokrotnie
powtarzal, ze najlepiej byloby sprzedac niemow- laka za granice, za co
mozna by dostac troche dolarow.
Robertowi zawsze bylo malo pieniedzy, co nie jest dziwne, bio- rac pod
uwage, ze nie mial stalej pracy. Utrzymywal sie z handlu
zlotem na jednym z legnickich bazarow i z gry hazardowej w tzw. trzy kubki.
Troche handlowal sprowadzanymi z Niemiec towa- rami. Nie interesowal sie
losem zalozonej przez siebie rodziny, nie partycypowal tez w kosztach jej
utrzymania. Caly ten ciezar spadl na rodzicow Magdaleny, ktorzy nie
zaakceptowali faktu, ze ich corka wyszla za nieodpowiedzial- nego
mezczyzne, ktory ani myslal o ustatkowaniu sie i uczciwej pracy. A poniewaz
nie ukrywali swego negatywnego nastawienia, stosunki miedzy tesciami a zie-
ciem nie nalezaly do najlepszych, choc obie strony staraly sie, by nie
dochodzilo miedzy nimi do wiekszych zadraznien.
gdzie jest moja N wnuczka?
adszedl tragiczny wto- rek, 16 lipca 1994 roku. Monika obudzila sie
z wysoka temperatura. Matka chciala od razu isc z nia do lekarza ale… o
dziwo Robert zaoferowal sie, ze moze ja w tym wyreczyc.
– Ja zajme sie dzieckiem, ty juz sie o to nie martw – zdecydowal. Poprosil,
by zrobila zakupy i czekala na niego u kolezanki mieszkajacej na sasiedniej
uli- cy. Magdalena byla zaskoczona ta nagla zmiana w zachowaniu malzonka,
niemniej wziela pie- niadze i torbe na zakupy, po czym wyszla z domu.
Chwile pozniej Robert zaczal ubierac Monike z zamiarem wyjscia na dwor,
jed- nak nie szlo mu to zbyt skladnie. Widocznybylbrakdoswiadczenia w tej
dziedzinie, dlatego dziadko- wieniemalnatychmiastzapropo- nowali mu pomoc.
Cala czworka udala sie do przychodni. Lekarz stwierdzil zwykle
przeziebienie, wypisal recepty. Babcia poszla do apteki wykupic lekarstwa
dla wnuczki, zas dziadek dziewczynki i jej ojciec – korzystajac z pieknej
lipcowej pogody, zostali na ulicy. – Pospaceruje chwile z mala, nie
bedziemy tak stac w miejscu
– stwierdzil Robert. Dziadek nie widzial w tym nic podejrzanego. Mlody mez-
czyzna popchnal wozek przed siebie. Podszedl do budki telefo- nicznej i z
kims krotko rozma- wial. Nastepnie skierowal sie do pobliskiej tablicy
ogloszen znaj- dujacej sie naprzeciwko apteki. Dziadek caly czas go
obserwowal. W pewnym momencie katem oka spostrzegl zone wychodzaca z
apteki. Zrobil w jej kierunku kilka krokow, by pomoc jej zejsc po stromych
schodkach.
– A gdzie jest nasza Monisia?
– zapytala kobieta, nie widzac wnuczki.
– Jak to gdzie?! Robert stoi razem z nia po drugiej stronie ulicy. Nie
widzisz ich?!
– Nie zartuj! Tam ich nie ma!
Pod tablica ogloszen nie bylo ani dziewczynki, ani jej wozka, ani jej ojca.
Przeciez przed chwila tam byl!
– Moze poszli do domu i tylko niepotrzebnie sie denerwujemy – probowal
uspokoic zone dziadek Moniki.
Wrocili do domu, jednak na prozno czekali na powrot ziecia i wnuczki.
Wkrotce zjawila sie matka Moniki, ktora bardzo sie zdenerwowala
uslyszawszy, ze nie ma ukochanej coreczki.
– Robert cos knuje! Przeciez jego dzisiejsze zachowanie jest do niego
zupelnie niepodobne. Nigdy nie interesowal sie losem dziecka – to byly
pierwsze slowa tamtego popoludnia.
Jeszcze tego samego dnia Magdalena powiadomila policje o uprowadzeniu corki.
Policjanci potraktowali sprawe bardzo powaznie. Matka dziew- czynki kilka
godzin razem z nimi jezdzila radiowozem po miescie, odwiedzajac znajomych i
przyja- ciol, u ktorych mogl zatrzymac sie jej maz. Jednak nigdzie go nie
bylo.
Trzy dni pozniej sprawa zblizy- la sie do pozornego finalu. Robert
zadzwonil do zony i namowil ja na spotkanie. Umowili sie w parku, w centrum
miasta. Rodzice Moniki znali sie od wczesnego dzie- cinstwa. Mieszkali w
tym samym blo- ku, bawili sie w tej samej piaskownicy, chodzili do tej
samej szkoly podstawowej. Robert byl dwa lata starszy od Magdy. Kiedy
dziewczyna zaszla w ciaze, zapadla decyzja o slubie.
Pobrali sie w 1992 roku: on mial 20 lat, ona 18. Monika uro- dzila sie pod
koniec marca 1993 roku. Jej ojciec od poczatku nie byl zadowolony z tych
narodzin. Zreszta juz wczesniej kilka razy namawial zone do usuniecia cia-
zy, ktora pokrzyzowala jego plany zyciowe. Matka nienarodzonego jeszcze
dziecka nie chciala o tym slyszec.
– I tak urodze, nawet jesli do konca bedziesz temu przeciwny – zapewniala.
Mloda kobieta w glebi serca ludzila sie, ze maz, kiedy tylko zobaczy swoje
dziecko zmieni sie w lepszego czlowieka. Tak sie jed- nak nie stalo. Robert
wyjechal na pol roku do Wloch, pozostawia- jac zone sama. Oficjalnie – dla
pieniedzy, ale prawdopodobnie chcial uciec od nowych obowiaz- kow. Nie
zaprzatal sobie glowy opieka nad noworodkiem, nie martwil sie, skad wziac
pieniadze na jego utrzymanie. Magdalena, mieszkajaca pod jednym dachem z
rodzicami, mogla liczyc nie tylko na ich pomoc, ale przede wszystkim na
finansowe wspar- cie. Tym bardziej, ze dziadkowie oszaleli na punkcie nowo
naro- dzonej wnuczki.
– Onwogoleniepomagalcor- ce w wychowaniu dziecka, ktore
swiadomienazywalbachorem – opowiadali rodzice Magdaleny. – Robert nawet nie
przytulal corki, ktora sie po prostu go bala! Malo tego, wielokrotnie
powtarzal, ze najlepiej byloby sprzedac niemow- laka za granice, za co
mozna by dostac troche dolarow.
Robertowi zawsze bylo malo pieniedzy, co nie jest dziwne, bio- rac pod
uwage, ze nie mial stalej pracy. Utrzymywal sie z handlu
zlotem na jednym z legnickich bazarow i z gry hazardowej w tzw. trzy kubki.
Troche handlowal sprowadzanymi z Niemiec towa- rami. Nie interesowal sie
losem zalozonej przez siebie rodziny, nie partycypowal tez w kosztach jej
utrzymania. Caly ten ciezar spadl na rodzicow Magdaleny, ktorzy nie
zaakceptowali faktu, ze ich corka wyszla za nieodpowiedzial- nego
mezczyzne, ktory ani myslal o ustatkowaniu sie i uczciwej pracy. A poniewaz
nie ukrywali swego negatywnego nastawienia, stosunki miedzy tesciami a zie-
ciem nie nalezaly do najlepszych, choc obie strony staraly sie, by nie
dochodzilo miedzy nimi do wiekszych zadraznien. Nadszedl tragiczny wto-
rek, 16 lipca 1994 roku. Monika obudzila sie
z wysoka temperatura. Matka chciala od razu isc z nia do lekarza ale… o
dziwo Robert zaoferowal sie, ze moze ja w tym wyreczyc.
– Ja zajme sie dzieckiem, ty juz sie o to nie martw – zdecydowal. Poprosil,
by zrobila zakupy i czekala na niego u kolezanki mieszkajacej na sasiedniej
uli- cy. Magdalena byla zaskoczona ta nagla zmiana w zachowaniu malzonka,
niemniej wziela pie- niadze i torbe na zakupy, po czym wyszla z domu.
Chwile pozniej Robert zaczal ubierac Monike z zamiarem wyjscia na dwor,
jed- nak nie szlo mu to zbyt skladnie. Widocznybylbrakdoswiadczenia w tej
dziedzinie, dlatego dziadko- wieniemalnatychmiastzapropo- nowali mu pomoc.
Cala czworka udala sie do przychodni. Lekarz stwierdzil zwykle
przeziebienie, wypisal recepty. Babcia poszla do apteki wykupic lekarstwa
dla wnuczki, zas dziadek dziewczynki i jej ojciec – korzystajac z pieknej
lipcowej pogody, zostali na ulicy. – Pospaceruje chwile z mala, nie
bedziemy tak stac w miejscu
– stwierdzil Robert.
Dziadek nie widzial w tym nic podejrzanego. Mlody mez- czyzna popchnal
wozek przed siebie. Podszedl do budki telefo- nicznej i z kims krotko
rozma- wial. Nastepnie skierowal sie do pobliskiej tablicy ogloszen znaj-
dujacej sie naprzeciwko apteki. Dziadek caly czas go obserwowal. W pewnym
momencie katem oka spostrzegl zone wychodzaca z apteki. Zrobil w jej
kierunku kilka krokow, by pomoc jej zejsc po stromych schodkach.
– A gdzie jest nasza Monisia?
– zapytala kobieta, nie widzac wnuczki.
– Jak to gdzie?! Robert stoi razem z nia po drugiej stronie ulicy. Nie
widzisz ich?!
– Nie zartuj! Tam ich nie ma!
Pod tablica ogloszen nie bylo ani dziewczynki, ani jej wozka, ani jej ojca.
Przeciez przed chwila tam byl!
– Moze poszli do domu i tylko niepotrzebnie sie denerwujemy – probowal
uspokoic zone dziadek Moniki.
Wrocili do domu, jednak na prozno czekali na powrot ziecia i wnuczki.
Wkrotce zjawila sie matka Moniki, ktora bardzo sie zdenerwowala
uslyszawszy, ze nie ma ukochanej coreczki.
– Robert cos knuje! Przeciez jego dzisiejsze zachowanie jest do niego
zupelnie niepodobne. Nigdy nie interesowal sie losem dziecka – to byly
pierwsze slowa tamtego popoludnia.
Jeszcze tego samego dnia Magdalena powiadomila policje o uprowadzeniu corki.
Policjanci potraktowali sprawe bardzo powaznie. Matka dziew- czynki kilka
godzin razem z nimi jezdzila radiowozem po miescie, odwiedzajac znajomych i
przyja- ciol, u ktorych mogl zatrzymac sie jej maz. Jednak nigdzie go nie
bylo.
Trzy dni pozniej sprawa zblizy- la sie do pozornego finalu. Robert
zadzwonil do zony i namowil ja na spotkanie. Umowili sie w parku, w centrum
miasta. Mialem wypadek w Czechach, nasze dziecko zginelo na miejscu, ja
zostalem lekko ranny – mowi wyraznie zdenerwowany.
Kobieta przyjela te tlumacze- nia, dopiero w domu uswiadomi- la sobie, ze
maz musial klamac. Gdyby Monika zginela w wypad- ku z pewnoscia
dowiedzieliby sie o tym od policji. Przeciez bylo- by sledztwo, dziecku
nalezalo- by urzadzic pogrzeb, a potem pochowac na cmentarzu. Tego
wszystkiego nie daloby sie zala- twic tak szybko. Zreszta, gdyby nawet ta
wersja byla prawdziwa, to gdzie jest grob dziewczynki?
– Robert, ty klamiesz! – wykrzy- czala do niego, kiedy spotkali sie
nastepnego dnia. – Dlaczego ukrywasz prawde? Gdzie jest moje dziecko?
– Monika zyje, oddalem ja na przechowanie handlarzom zlota z Katowic. Nie
znam ich nazwisk, nie wiem, gdzie dokladnie miesz- kaja. Wycofaj te podle
oskarzenia z policji. Pojedziemy na Slask, razem odnajdziemy nasze dziecko.
Przeciez i ty, i ja bardzo ja kocha- my. W trojke bedziemy szczesliwa
rodzina – przekonywal zone.
Mloda dziewczyna uwierzyla w te opowiesci. Razem poszli do komendy policji,
gdzie wycofa- la oskarzenie meza o kidna- ping. Przy okazji mezczyzna
wyjasnil, co sie sta-
lo feralnego dnia:
– Zdenerwowalem sie
na tesciow po porannej sprzeczce, lyknalem dzie- siec tabletek uspokajaja-
cych. Przygodnym znajo- mym zaproponowalem, aby przez jakis czas
zaopiekowa- li sie moim dzieckiem. Nie pamietam, gdzie umowilismy sie na
przekazanie wozka, ale na pewno ich odnajde.
Jeszcze tego samego
dnia Robert i Magda wsie-
dli do pociagu i poje-
chali na Slask szukac
ludzi, ktorzy rzeko-
mo zaopiekowali sie
Monika. Przez kilka
dni chodzili po tar-
gowiskach i baza-
rach, ale nikt nie byl
w stanie im pomoc.
Matka dziewczynki nie ukrywala coraz wiekszego zdenerwowania, z drugiej
strony chyba uswiadomi- la sobie, ze maz znowu cos przed nia ukrywa.
Utwierdzila sie w tym przekonaniu, bo Robert w pew- nym momencie kupil jej
bilet powrotny do Legnicy, a sam poje- chal na poszukiwania do dalekie- go
Przemysla. Od tamtej pory maz zerwal z nia wszelkie kontakty. Zrozpaczona
kobieta kolejny raz powiadamia legnicka prokurature o uprowadzeniu corki.
Rozpoczelo sie sledztwo, ktore jednak nie wyjasnilo losu malej Moniki. Jej
ojciec byl nieuchwytny, poszukiwania prowadzone przez policje i Interpol
nic nie daly. Ukrywal sie gdzies w Europie, bo kilka razy dzwonil do zony.
Zapewnial, ze dziecko jest zdrowe i w dobrych rekach, namawial ja, by
porzucila rodzicow i przyjecha- la do niego, do Wiednia. Dopiero 2 lata
pozniej, dzieki informa- cjom od polskiej policji, udalo
sie go zatrzymac w Austrii. Po kilkumiesiecznej procedurze eks-
tradycyjnej, pod koniec wrzesnia 1997 roku, przewieziono go do Polski.
Nadal nikt nie wiedzial, czy Monika zyje, gdzie jest, co sie z nia dzieje.
To wiedzial tylko ojciec!
Ktora wersja Pjest prawdziwa?
odczas pierwszego prze- sluchania, 3 pazdzier- nika 1997 roku, Robert
B. stwierdzil, ze wprawdzie zabral niespelna poltoraroczna coreczke wbrew
woli matki, ale nie przyznal sie do zarzutu jej przetrzymywania.
– Zabralem Monike do miej- sca, gdzie bylem umowiony ze swoimi znajomymi z
bazaru: Ewa i Januszem – rozpoczal opowiesc o wydarzeniach dramatycznego
lipcowego przedpoludnia. – W czworke mielismy wyjechac do Austrii, bo
mialem juz dosc wspolnego mieszkania z tescia- mi. Najpierw chcialem zabrac
ze soba takze zone, ale niestety jej paszport stracil waznosc i musiala
pozostac w Polsce. Tamtego dnia wyjechalem z dzieckiem z Legnicy okolo
godziny 19.
Z dalszych wyjasnien wynika- lo, ze w Wiedniu mieszkal razem z czworka
znajomych przez kilka tygodni. Mowil, ze owi znajomi bardzo pomagali mu w
codzien- nej opiece nad corka. Pozniej wyprowadzil sie z tego miesz- kania,
ale wpadal w odwiedzi- ny do coreczki. Poczatkowo co drugi, trzeci dzien,
potem wizy- ty byly coraz rzadsze. Od Ewy i Janusza otrzymal za dziecko 20
tys. szylingow. Nie bylo to dla niego zaskoczeniem, bo jeszcze w Polsce
rozmawial z nimi o pro- pozycji sprzedania im coreczki. Jego znajomi byli
tym zaintereso- wani, bowiem nie mogli doczekac sie wlasnego potomstwa, a
wielo- letnie leczenie na nic sie nie zdalo.
Kilka dni pozniej, podczas kolejnego przesluchania, przed- stawil odmienna
wersje wyda- rzen. Zapewnil, ze dziecko nie zyje, pochowal je na
peryferiach Legnicy, tam tez rzekomo zostawil wozek. Wszystko z powodu nie-
szczesliwego wypadku. Tamtego lipcowego przedpoludnia, kie- dy zabral
Monike sprzed apteki, umowiony byl z ludzmi, ktorym mial ja sprzedac. Po
drodze dziec- ko wypadlo mu z wozka tak nie- szczesliwie, ze zmarlo na
miejscu.
– To stalo sie przed jednym ze sklepow spozywczych w centrum miasta. Jakas
starsza pani pomo- gla podniesc Monike z chodnika, zauwazyla nawet, ze
dziecko nie daje znaku zycia – zapewnial pro- kuratora. – Balem sie, ze
zostane oskarzony o zabojstwo, dlatego schowalem corke do wozka, caly dzien
jezdzilem ze zwlokami po Legnicy, a wieczorem pochowalem cialo w lesie. Nie
zamierzalem jej zabic, chcialem tylko oddac ja na przechowanie. Ucieklem za
grani- ce, chcialem, aby Magdalena do mnie przyjechala, dopiero tam
zamierzalem jej wyjawic prawde.
Minelo kilka dni… i podej- rzany przedstawil sledczym kolejne rewelacje.
Wynikalo z nich, ze feralnego dnia poszedl z corka do sklepu spozywczego
kupic sobie cos do picia. Dziecko zostalo w wozku na zewnatrz. – Nie wiem,
co sie dalej dzialo. Nie wiem, czy zapomnialem o woz- ku, nie wiem, czy on
w ogole tam jeszcze stal. Chodzilem po mie- scie, widzialem roznych
kolegow. Bylo mi dziwnie, czulem sie jak po zazyciu narkotykow. Tamtego
dnia wzialem z samego rana dziesiec tabletek uspokajajacych. Zonie
powiedzialem, ze dziecko zostalo porwane…
Nikt nie mial watpliwosci, ze Robert B. klamal. Podczas kolejnych
przesluchan skla- dal odmienne wyjasnienia.
Pod koniec wrzesnia 1998 roku podejrzanego zwolniono z aresztu. Mezczyzna
po wyj- sciu na wolnosc uciekl za gra- nice. Poszukiwany Europejskim
Nakazem Aresztowania, przez 10 lat byl nieuchwytny dla sadu, policji i
prokuratury. Niespodziewanie, w marcu 2008 roku w legnickim sadzie zjawil
sie jego obronca. Zapewnial, ze jego klient chce wrocic do Polski i
ostatecznie wyjasnic sprawe.
Rozprawa rozpoczela sie pod koniec wrzesnia 2008 roku. Oskarzony odwolal
wszystkie wczesniejsze wyjasnienia tluma- czac, ze zostaly zlozone pod
przy- musem. Z przedstawionej tym razem wersji zdarzen wynikalo, ze
wprawdzie poszedl z corecz- ka i dziadkami do przychodni, potem do apteki,
jednak tam rozstal sie z cala trojka i pozegnal, gdyz tamtego dnia
wyjezdzal na dluzej do Austrii, do pracy.
– Od tamtej pory nigdy juz Moniki nie widzialem i nie mam pojecia, co sie z
nia stalo – zapewnial.
Na sali sadowej odczytano jeszcze raz wyjasnienia skladane w sledztwie
przez oskarzonego i przesluchano kilkunastu swiad- kow. Wysilki legnickiej
Temidy nie pomogly jednak w odpowie- dzi na pytanie, co stalo sie z pol-
toraroczna dziewczynka.
– Najbardziej prawdopodobna wersja zdarzen jest uprowadze- nie i sprzedanie
dziecka, o czym swiadcza zeznania swiadkow – stwierdzil oskarzyciel w mowie
koncowej. – Wersje o wypadku samochodowym, adopcji dziecka,
czy nieszczesliwym upadku z woz- ka sa niewiarygodne i sluza zata- jeniu
rzeczywistego obrazu prze- stepstwa. Dzialanie oskarzonego bylo swiadome i
zaplanowane w szczegolach.
Pod koniec kwietnia 2009 roku Robert B. zostal skazany na kare 15 lat
pozbawienia wolnosci, 5 lat pozbawienia praw publicznych oraz pokrycie
kosztow sadowych. Za okolicznosc obciazajaca sad uznal fakt, ze pomimo
uplywu kilkunastu lat oskarzony nadal nie chce wyznac prawdy o losie
dziecka. Nikt nie mial watpliwosci, ze tylko to wyznanie pomogloby w
odtworzeniu praw- dy i ustaleniu, co naprawde stalo sie w Legnicy, 16 lipca
1994 roku. Tymczasem, jak stwierdza uzasad- nienie wyroku: “Oskarzony w
spo- sob demonstracyjny, zaslugujacy na surowe traktowanie wskazywal, ze
jako jedyna osoba znajaca prawde o losie dziecka, jest wladny decy- dowac o
jego przyszlosci. Taka postawe sad przyjal za wyjatkowo cyniczna”.
Legnicka Temida byla prze- konana, ze wina oskarzo- nego nie budzi zadnych
watpliwosci. Bezsprzecznym bylo, ze sprzedal dziecko, choc brakowalo
dowodow gdzie, komu i za ile. Najbardziej obciazaly go zeznania zony i
tesciow, z kto- rych wynikalo, ze nigdy nie byl dobrym ojcem, i
przynajmniej od kilku miesiecy nosil sie z zamia- rem sprzedazy wlasnego
dziecka.
Nigdy nie udalo sie odna- lezc rzekomych handlarzy, Ewy i Janusza, ktorzy w
1994 roku mie- li zajmowac sie handlem zlotem i bizuteria na legnickim
targowi- sku. Wiedenski adres, pod ktorym rzekomo zatrzymal sie Robert po
wyjezdzie z Polski, okazal sie fik- cyjny. To tylko kilka z przeslanek,
ktore zlozyly sie na to, ze w ocenie legnickiej Temidy wiekszosc wer- sji
prezentowanych w sledztwie przez oskarzonego, jest jedynie wytworem jego
wyobrazni.
– Trudno za wiarygodna uznac wersje o nieszczesliwym wypadku albo zeby
chodzil przez caly dzien po miescie ze zwlokami swojego dziecka –
stwierdzil sad w uza- sadnieniu wyroku. – Na rynku w Legnicy jest zawsze
duzo ludzi i z pewnoscia ktos zauwazylby to zdarzenie i na pewno by mu
pomogl. Zreszta wypadniecie dziecka z wozka z pewnoscia nie skutkowaloby
jego natychmiasto- wa smiercia. Gdyby nawet doznalo ono jakis obrazen
wewnetrznych lub stluczenia mozgu, to do zgonu doszloby dopiero po pewnym
cza- sie. Oskarzony zeznajac o rzeko- mym wypadku dziecka sam przy- znal,
ze nie zauwazyl na jego ciele zadnych obrazen lub sladow krwi.
Sad apelacyjny utrzymal wyrok w mocy, kasacja do Sadu Najwyzszego nie
zmienila tego werdyktu. Robert B. nie stawil sie do zakladu karnego i
kolejny raz w swoim zyciu zapadl sie jak kamien w wode. Konsekwencja
takiego zachowania bylo wyda- nie za nim Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Robert B., po czteroletnich poszukiwaniach, we wrzesniu 2013 roku, wpadl w
rece austriac- kiej policji i powrocil do polskie- go wiezienia. Nie
pomoglo to w rozwiklaniu zagadki zaginiecia Moniki, bo konsekwentnie
milczal.
Wedle sledczych w 1994 roku dziewczynka najprawdopodob- niej zostala
sprzedana bezdziet- nej rodzinie w innym kraju i zupelnie nie ma
swiadomosci, ze nie jest biologicznym dziec- kiem wychowujacych ja osob.
Wszystko wskazuje na to, ze padla ofiara klasycznego handlu ludzmi –
przestepstwa w 1994 toku praktycznie nienotowane- go w Polsce.
RSzybkie bicie serca
odzice i krewni zaginio- nych dzieci nigdy nie traca nadziei, ze kiedys
nadej-
dzie taki dzien, kiedy ich bliscy powroca do domu. Nie na darmo
popularne powiedzenie mowi, ze nadzieja umiera ostatnia. Zdarza sie, ze
taki dzien przychodzi dopiero po kilku lub kilkunastu latach. Ale bywa i
tak, ze tajemni- cy zaginiecia nie udaje sie nigdy wyjasnic.
Matka i dziadkowe Moniki Bielawskiej nigdy nie straci- li nadziei.
Przypomnijmy, ze jedna z policyjnych hipotez zakladala, ze niemowlak tra-
fil w rece obcych ludzi
i nigdy nie dowie-
dzial sie ze wycho-
wujacy ja ludzie,
ktorych nazywa
mama i tata, nie sa
jej biologicznymi
rodzicami. Dlatego,
kiedy wiosna 2020
roku do matki
Moniki zglosi-
la sie 27-letnia
kobieta ze Stanow Zjednoczonych, ktora przypuszczala, ze moze
byc zaginiona cwierc
wieku temu dziewczynka,
serce zrozpaczonej matki znowu mocniej zabilo. Po
raz kolejny pojawila sie iskierka nadziei. Jak wynikalo z relacji opubli-
kowanej w mediach spoleczno- sciowych, Amerykanka Kelly D., wychowywala sie
w rodzinie zastepczej. Kiedy, jako juz doro- sla kobieta, poznala prawde,
zapragnela dowiedziec sie, skad pochodzi i kim sa jej biologicz- ni
rodzice. Najpierw ustalila, ze byla jednym z trojga dzieci adoptowanych
przez malzenstwo
z Kalifornii. Szukajac biologicz- nych rodzicow, natrafila na artykuly o
zniknieciu Moniki Bielawskiej i zdziwila sie, jak wiele elementow tej
historii pokrywa sie z jej zyciem. Rozpoznala sie na wizualizacji dolaczo-
nej do artykulu, ktora przygotowala w 2010 roku Komenda Miejska Policji w
Legnicy. Porownywala swoje zdjecie z dziecinstwa ze zdjeciem z progresji
wiekowej i stwierdzila, ze jest podobna. To bylo na miedzynarodowej gru-
pie, ktora zajmuje sie poszuki- waniami osob zaginionych. Tam udostepniony
zostal post, pod ktorym dziewczyna skomen- towala, ze moze byc zaginiona w
1994 roku Monika Bielawska. W tym przekonaniu utwierdzaly ja plotki, ze pod
koniec XX wie- ku nielegalne adopcje na calym swiecie byly duzym pro-
blemem spo- lecznym. Zas bogate pary z Niemiec, Francji czy Stanow
Zjednoczonych placily duze pieniadze za adopcje malych dzieci z bloku
wschod- niego. Kelly – za posrednictwem Facebooka – poprosila o pomoc w
ustaleniu jej prawdziwej tozsamosci.
Internauci pospieszyli jej z pomoca, doradzili, by skon- taktowala sie z
legnicka policja. Ta ostatnia pomogla jej nawia- zac kontakt z matka
Moniki, od kilku lat na stale mieszkajaca w Niemczech.
– Corka do mnie dzwonila dzisiaj rano, ze nasza Monisia sie odnalazla.
Kilka zdjec przy- slala swoich – podobna jest do mnie i do corki. To
Monisia – mowila w Radiu Wroclaw babcia zaginionej.
Dodala, ze do Stanow Zjednoczonych trafila najpewniej przez Ukraine.
Sledztwo w sprawie zaginiecia Moniki Bielawskiej zostalo wzno- wione. Od
obu kobiet pobrano probki DNA. Na wyniki badan trzeba bylo czekac kilka
tygodni. Niestety happy endu nie bylo! Ponad wszelka watpliwosc okazalo sie
ze Amerykanka nie jest zaginiona Monika Bielawska.
– Niestety, wynik badania DNA w 100 procentach wyklu- czyl pokrewienstwo
dwoch rodzin – poinformowali przedstawiciele
grupy “Zaginieni Cala Polska”, ktorzy pomagali w poszukiwa- niach: – Jest
to ogromnie trudny czas dla rodziny Moniki, oni tak bardzo wierzyli w cud.
W to, ze dowiedza sie prawdy… Jestesmy ta wiadomoscia zdruzgotani.
Wiedzielismy, ze gdyby okaza- lo sie, ze kobieta faktycznie jest Monika, to
bylby to cud. Ale jednak wierzylismy i mielismy nadzieje. Jedno mozemy
obiecac – nie zostawimy rodzin samych. Bedziemy je wspierac i dalej dazyc
do poznania prawdy o tym, co sie stalo z Monika. Bedziemy rowniez probowac
dotrzec do tego, kim jest kobieta, ktora podejrzewala, ze jest Monika.
Kelly ze Stanow Zjedno- czonych pewnie nadal szuka swoich korzeni,
podobnie jak rodzina zaginio- nej Moniki Bielawskiej nie usta- je w
nadziei, ze uda sie wyjasnic zagadke znikniecia dziewczynki.
Kazde zaginiecie jest dra- matem. Jednak najwiec emocji wzbudzaja
zaginiecia dzieci i nastolatkow. Co roku na swiecie znika bez sladu 8
milionow dzieci. Co sie z nimi dzieje? Pracuja jako niewolnicy, walcza w
obcych armiach, zebrza, sa gwalcone, a nawet zabija- ne w celu pozyskania
organow. Dzieci uprowadzane do celow seksualnych pochodza glownie z
biednych krajow Azji, takich jak Indie czy Tajlandia. Czesto ich rodzice
sprzedaja jednego z potomkow, aby miec pieniadze na wykarmienie
pozostalych. Szacuje sie, ze ponad milion dzieci pada ofiarami porwan.
Wiele z nich uprowadza czlonek najblizszej rodziny.
W Europie kazdego roku w nie- wyjasnionych okolicznosciach znika srednio
okolo 100 tysiecy mlodocianych. Policyjne kroniki w Polsce, co roku,
odnotowuja zaginiecia srednio 6 tysiecy dzie- ci. Najwieksza grupa
zaginionych to mlodziez w wieku od 14 do 17 lat. Zwykle zaginione
nastolatki to mlodziez, ktora ucieka z domu. Spora grupe stanowia
przypadki, kiedy dziecko zostalo u kolezan- ki lub kolegi i nie powiadomilo
o tym rodzicow, ktorzy odcho- dza od zmyslow. Wsrod zaginiec dzieci
mlodszych czesto zdarzaja sie tzw. “porwania rodzicielskie”, wynikajace z
nieporozumien, co konczy sie np. wywozem dziecka do innego miasta czy nawet
za granice.
Wiekszosc zaginiec konczy sie szczesliwie odnalezieniem osoby maloletniej.
95 procent dzieci w ciagu pierwszych 7 dni z powro- tem trafia do swoich
domow. Kilkanascie przypadkow zaginio- nych w ostatnim cwiercwieczu dzieci
jest nadal nierozwiklanych. W wielu sprawach specjalisci przygotowuja
postarzony o kolej- ne lata wizerunek zaginionego, czyli tworza tak zwana
progresje wiekowa. W tworzeniu progresji bazuje sie na wygladzie i pro-
porcjach biologicznych rodzicow zaginionego. Specjalisci analizuja, czy
dziecko jest bardziej podob- ne do matki czy ojca i staraja sie
polaczyc wizerunek wybranego rodzica i dziecka. Do stworzenia portretu
doroslego dziecka przy- daja sie wszystkie informacje, nawet te z pozoru
nieistotne, na przyklad czy dziecko bylo lase na slodycze i moglo przybrac
wiecej na wadze.
Co sie stalo z zaginionymi dziecmi? Czy prawda o okolicz- nosciach ich
zaginiecia kiedy- kolwiek ujrzy swiatlo dzienne? Jak dlugo rodzice beda
skazani
na niepewnosc? Dla rodzicow poszukiwania nawet najmniej- szego sladu
zaginionego dziecka nigdy sie nie koncza… a kazde takie zdarzenie wiaze
sie z nie- domknieta zaloba. Nie ma gro- bu i nie mozna zapalic swieczki.
To mieszanka emocji: czekanie, nadzieja, bol i proba pogodze- nia sie z
losem. Bardzo trudno ja wytrzymac!
–
Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)
STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/
abujas12@gmail.com
http://
www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
http://MyShip.com
Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez
dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com
GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl
Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:
(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):
Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.
BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452
(format IBAN)
wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479
(format IBAN)
wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504
(format IBAN)
BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
numer KRS 0000124837:
“Wspomoz nas!”
teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty
Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,
Obywatele News, Szczecin Moje Miasto