Dzien dobry – tu Polska – 9.04.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 97) (6590)

9 kwietnia 2023

Pogoda

niedziela, 9 kwietnia 9 st C

Czesciowe zachmurzenie

Opady:10%

Wilgotnosc: 78%

Wiatr:13 km/h

Kursy walut

Euro 4.72

Dolar 4.29

Funt 5.33

Frank 4.74

Dzien dobry Czytelnicy 🙂

Zycze Wam tradycyjnie zdrowych spokojnych i wesolych swiat. A poniewaz w
swieta niewiele sie dzieje, a nawet jak sie dzieje, to raczej dowiemy sie
tego po swietach, wiec wiadomosci beda dzis troche inne, w wiekszosci
zabawne lub interesujace historie z ostatnich kilku dni. Osobiscie z
zabawnych rzeczy widzialam ostatnio na zakupach pana, w dojrzalym wieku,
ktory niosl dwa ketchupy i dziarskim krokiem zmierzal w kierunku stoiska z
warzywami. Moje pierwsze skojarzenie, ze niespotykana raczej taka milosc do
ketchupu w tym wieku, i ze pewnie o ketchupie zapomnial i po niego wrocil i
zaraz wrzuci butelki do czekajacego przy stoisku z warzywami wozka” a
tymczasem pan podszedl do wagi, zwazyl oba ketchupy, po czym wybral ten
ciezszy :)))) dalszych losow lzejszego nie sledzilam, znaczy czy zostal
odlozony na miejsce, czy tez porzucony przy warzywniaku, ale zdziwilam sie
dosc mocno, a dziwie sie raczej rzadko”Slyszalam o takich przypadkach, ale
myslalam, ze to sie nie dzieje naprawde a jest wynikiem sklonnosci do
przesady u opowiadajacych takie historie, ale widzialam osobiscie i teraz
juz wierze 😉

Ania Iwaniuk

DOWCIP

– Prosze panstwa, mamy awarie! Tramwaj dalej nie pojedzie. Przepraszamy i
prosze wychodzic”

– Ej, ty! Czemu rozwaliles okno?!

– A bo tu napisali, ze “W razie awarii rozbij szybe mlotkiem”.

Kot Gacek musi schudnac. Trafil z ulicy do domu tymczasowego

Gacek, najslynniejszy kot Szczecina, musi przejsc na diete. Bezdomny kot,
ktory zamieszkuje ulice Kaszubska w centrum miasta, trafil wlasnie do domu
tymczasowego i na weterynaryjny przeglad. Diagnoza nie pozostawia zludzen:
Gacek powinien zgubic tluszczyk. Czarno-bialego kota pod koniec marca udalo
sie zabezpieczyc inspektorom Towarzystwa Opieki nad Zwierzetami. To
szczecinski TOZ odpowiada formalnie za opieke medyczna nad Gackiem. Kot,
mimo ze jest rozpoznawalnym symbolem miasta, nie ma swojego opiekuna. Od
lat zamieszkuje ulice Kaszubska, gdzie jest dokarmiany przez okolicznych
mieszkancow. Spi w ustawionej tam budzie. Zajmujace sie wolno zyjacymi
kotami organizacje od dawna planowaly schwytanie Gacka. Nie bylo to takie
proste. Trzeba bylo skoordynowac termin u weterynarza z wolnym miejscem w
domu tymczasowym, a finalnie zlapac kota. Udalo sie to dopiero 29 marca.

Kot przeszedl kompleksowe badania w lecznicy TOZ. Choc wyniki badan krwi
wyszly bez zarzutu, Gacek ma juz problem z zebami. Kota bola tez stawy.
Dostal juz na to leki i bezlitosna diagnoze: Gacek musi schudnac i to
sporo, bo 4-5 kilogramow. Gacek od kilku dni przebywa w domu tymczasowym,
jak informuje TOZ, czuje sie tam bardzo dobrze od poczatku. Okazal sie byc
wielkim fanem… czesania. O Gacku zrobilo sie glosno na calym swiecie, gdy
kot okazal sie byc najlepiej oceniana… atrakcja turystyczna Szczecina.
Wielu z turystow ocenia kota w mapach Google’a i opisuje swoje spotkania z
nim. Dzis ma juz ponad 3400 opinii. O kocim celebrycie pisaly media z
niemal calego swiata. W ubieglym miesiacu doszlo tez do proby porwania
Gacka. Dokarmiajacy go sasiedzi zamontowali nawet monitoring, by nikt kota
nie uprowadzil. Czy i kiedy Gacek wroci na ulice? Na razie nie wiadomo.

Policyjny pies podczas pokazu w szkole w plecaku 16-latki znalazl narkotyki

Policjanci z prewencji komendy w Olawie, pojawili sie w szkole z psem,
ktory podczas zajec profilaktycznych zainteresowal sie plecakiem jednej z
uczennic. Okazalo sie, ze w srodku byla marihuana i lufka do jej palenia.

We wtorek, 4 kwietnia, po godz. 10:00 w szkole w Olawie pojawil sie
policyjny profilaktyk. Rozmawial z nastolatkami na temat przejawow
demoralizacji, zgubnym wplywie narkotykow i alkoholu na zycie i zdrowie.
Poruszyl rowniez temat odpowiedzialnosci karnej nieletnich. Tego dnia
policjantce towarzyszyl funkcjonariusz kryminalny z psem wyspecjalizowanym
w wykrywaniu narkotykow. Ku zaskoczeniu wszystkich, w pewnym momencie pies
zareagowal w sposob wskazujacy na to, ze wyczul narkotyki. Szybko tez
wskazal plecak, dajac jasny sygnal, ze wlasnie tam znajduja sie narkotyki.
Zachowanie pieska bylo dla policjanta sygnalem. Mundurowi w plecaku
znalezli nieznaczne ilosci marihuany oraz lufke.

Jak sie okazalo plecak nalezal do 16-letniej uczennicy, mieszkanki powiatu
olawskiego, ktora odpowie za to przed sadem rodzinnym. O sprawie zostali
rowniez powiadomieni rodzice 16-latki.

Konflikt strazy pozarnej z proboszczem. Duchowny postawil warunek finansowy

W Czarnej Dabrowce w tym roku straz pozarna nie bedzie pelnila tradycyjnego
juz dyzuru przy grobie Pana Jezusa w kosciele w czasie swiat Wielkiej Nocy.
Jak podaje tamtejsza OSP, zmusila ich do tego “roszczeniowa postawa ze
strony ksiedza proboszcza”, ktory postawil warunek finansowy. Onet dotarl
do strazakow z jednostki. Tutaj nie chodzi o rozpoczynanie konfliktu z
Kosciolem – mowia strazacy, z ktorymi udalo nam sie porozmawiac.
Podkreslaja, ze proboszcz nie domagal sie pieniedzy od jednostki, tylko
chodzilo o “indywidualne wplaty na kosciol”.Z informacji Onetu wynika, ze
strazakow w OSP Czarna Dabrowka jest okolo 50. Gdyby udalo sie zazegnac
konflikt, to wszyscy wzieliby udzial w uroczystosciach. Onet probowal
skontaktowac sie z proboszczem parafii. Zadzwonilismy na podany na stronie
numer. Ksiadz poprosil o esemesa, a pozniej napisal: – Milo bedzie, jesli
komendant albo w koncu odbierze telefon, albo po prostu oddzwoni. Strazacy
co roku pelnia warte przy Grobie Panskim w Wielkanoc, tradycja trwa juz 40
lat. W tym roku prawdopodobnie nastapi zmiana, o czym OSP poinformowala na
Facebooku.

“W dniu dzisiejszym, prezes naszej jednostki zadzwonil do ksiedza
proboszcza w celu ustalenia udzialu strazakow z naszej jednostki w
obchodach Swiat Wielkiej Nocy w roku biezacym i w odpowiedzi zostal
poinformowany, ze ewentualny udzial strazakow bedzie uzalezniony od wplaty
skladek na kosciol, ktore obowiazuja w parafii. Jako Zarzad OSP w Czarnej
Dabrowce nie wyobrazamy sobie sytuacji, w ktorej mamy weryfikowac oplacenie
skladek na kosciol przez czlonkow naszej jednostki i od tego uzalezniac
uczestnictwo strazakow w obchodach swiat wielkanocnych” – napisano w
mediach spolecznosciowych. “Jestesmy szczerze zawiedzeni i rozczarowani
roszczeniowa postawa ze strony ksiedza proboszcza, ktora niejako wymusila
na nas przerwanie kilkudziesiecioletniej tradycji” – zakonczyli gorzko
strazacy.

Poszla do komunii w pelnym makijazu. W rece berlo, na glowie korona

Wyglad osmiolatki podczas komunii swietej zaskoczyl internautow. Sztuczne
rzesy, welon, korona, bogato zdobiona suknia – niczym panna mloda. “Ta
dziewczynka wyglada, jak dorosla kobieta” – komentuja internauci. Sezon
komunijny juz niedlugo. W Polsce dzieci przygotowuja sie juz na kilka
tygodni wczesniej. Kiedys stroje komunijne byly bardzo skromne, dzis tak
naprawde wiele zalezy od rodzicow i danej parafii. Zdarzaja sie kreacje
wzorowane na strojach dla panny mlodej, bogate w koronke, falbany,
blyskotki. Coraz czesciej jednak w wielu parafiach obowiazuja alby,
jednolite stroje komunijne. Na TikToku pojawilo sie nagranie
przedstawiajace osmiolatke przystepujaca do pierwszej komunii swietej.
Dziewczynka miala na sobie nie tylko bardzo bogata zdobiona suknie z
koronka, ale rowniez welon i korone. Internautow zszokowal pelen
makijaz.Makijaz to moim zdaniem lekka przesada, ale sukienka jest cudowna.

To chyba raczej kreacja slubna.

Ta dziewczynka wyglada, jak dorosla kobieta.

Nagranie z Orlenu krazy w sieci. Mezczyzni nie mieli za grosz wstydu

Nagranie z jednej ze stacji Orlen obieglo siec. Widac na nim dwoch wyraznie
rozbawionych, nagich mezczyzn, ktorzy opuszczaja budynek sklepu, majac na
sobie jedynie skarpetki. Sprawe skomentowalo juz biuro prasowe koncernu.
Film z niecodziennego wybryku na stacji Orlen zostal nagrany 1 kwietnia.
Byc moze byl to wiec zart lub zaklad z okazji prima aprilis. Na nagraniu,
ktorego ze wzgledu na nagosc i liczne przeklenstwa nie mozna opublikowac,
widac dwoch mezczyzn wychodzacych ze sklepu na stacji. Sa oni niemal
zupelnie nadzy. Maja na sobie jedynie skarpetki. Wygladaja na rozbawionych
cala sytuacja. Wychodzac ze sklepu, przyspieszyli kroku i udali sie za rog
budynku, zaslaniajac genitalia rekami. Za nimi szedl inny mezczyzna, ktory
nagrywal ich od tylu. “Tylko dla doroslych! Dziwna akcja na Orlenie. Zawody
jakies? Czy akcja protestacyjna?” – napisal autor nagrania pod filmem. W
tej sprawie komentarza udzielilo juz biuro prasowe koncernu. “Zdarzenie
utrwalone na filmie mialo miejsce 1 kwietnia br. Okolo godziny 19 na stacje
paliw sieci ORLEN przyjechal autokar z grupa podroznych. Wsrod nich
znajdowalo sie dwoch nagich mezczyzn, ktorzy udali sie do sklepu na stacji”
– przekazalo biuro prasowe Orlenu portalowi o2.pl. “Obsluga natychmiast
poprosila ich o opuszczenie terenu, a mezczyzni bez zwloki zastosowali sie
do tej prosby i poszli do autobusu” – dodano. W komentarzu wyjawiono tez,
ze cale zajscie trwalo dwie minuty i wygladalo na zart lub zaklad.

Sado-maso u bylego ksiedza. Prowadzil agencje z klawiszem

Agencje towarzyska swiadczaca “szczegolny” rodzaj uslug zlikwidowali
policjanci Wydzialu Kryminalnego Komendy Wojewodzkiej Policji w Bydgoszczy.
Organizatorzy procederu – straznik wiezienny, byly ksiadz i Madame Demon –
uslyszeli zarzuty. Policjanci z Wydzialu Kryminalnego Komendy Wojewodzkiej
Policji w Bydgoszczy zlikwidowali agencje dzialajaca we Wloclawku, ktora
swiadczyla specjalne uslugi. Podejrzani otrzymali zarzuty nie tylko
zwiazane z zarabianiem na prostytucji, ale takze z przestepstwami takimi
jak gwalt, stosowanie przemocy fizycznej i szantaz. Jak wynika z
dochodzenia, agencja ta dzialala juz od okolo trzech lat i werbowala
kobiety do pracy, ktore przekonane byly, ze bedzie to typowa dzialalnosc.
Jednakze po nagraniu filmow z udzialem pokrzywdzonych kobiet, agencja
szantazowala swoje pracownice, zmuszajac je do swiadczenia specyficznych
uslug seksualnych, w tym BDSM. Jak informuje policja, kobiety pracujace w
agencji musialy oddawac 50 proc. swoich zarobkow, co stanowi przestepstwo
czerpania korzysci z prostytucji. Do policyjnych aresztow trafily trzy
osoby, w tym 36-letni straznik wiezienny Tomasz S., ktory zostal
aresztowany na trzy miesiace. Jego prawa reka byl 33-letni byly ksiadz
diecezji wloclawskiej, Kamil A., ktory rowniez zostal zatrzymany.
Specjalistka od uciech, Patrycja B. (37 l.), ma dozor policyjny. Wszyscy sa
mieszkancami Wloclawka. Wedlug ustalen policji, kobiety, ktore padly
ofiara, byly zmuszane do swiadczenia uslug seksualnych o charakterze BDSM.
Zdarzenie to zostalo opisane jako “szczegolne” z uwagi na trudnosci w
identyfikacji sprawcow i ofiar, ktorzy dzialali w zamknietym srodowisku.
Super Express dotarl do szokujacych szczegolow. 33-letni byly ksiadz na
przesluchanie trafil z aresztu. Siedzi w nim za jazde po pijanemu.
37-letnia Patrycja B., ktora kazala na siebie mowic MadameDemon. W tej
agencji towarzyskiej mezczyzni chcieli byc bici i cewnikowani. Pomimo
niepozornego wygladu budynku, niektorzy sasiedzi zdawali sobie sprawe z
charakteru dzialan jakie mialy miejsce w srodku, jednak nie podejmowali
zadnych krokow w tej sprawie. W rozmowie z Super Expressem przyznaja, ze
latem byl tam remont i drzwi byly otwarte. Wtedy bylo mozna zobaczyc, co
jest w srodku. Widac bylo ten sprzet.

Dom “Masy” w Komorowie”. Gigantyczna fontanna w holu, basen i barek warty
200 tys. zl. Tu mieszkal nim zostal swiadkiem koronnym

W tym domu mieszkal “Masa”. Willa w Komorowie dwadziescia lat temu byla
warta 2,5 mln zl. W srodku marmury, cztery sypialnie, siedmiometrowa
fontanna oraz barek z trunkami o wartosci 200 tys. zl. Jaroslaw S. gosci
wital najczesciej na tarasie z widokiem na basen. Luksusow zazdroscili mu
sasiedzi. Jednak nad willa wisialo fatum. Jaroslaw S. “Masa” to
najslynniejszy ex-gangster w Polsce. Pierwszy swiadek koronny, ktory pomogl
wsadzic do wiezienia szefow mafii pruszkowskiej. W latach 1999-2002
rozpoczal wspolprace z prokuratura i – przynajmniej wedlug sledczych – mial
porzucic gangsterski swiat.

“Masa” z czasem stal sie rowniez najslynniejszym “koronnym” w kraju i
celebryta. Udzielal sie w mediach, pisal ksiazki i opowiadal o starych,
dobrych gangsterskich czasach. Okazalo sie jednak, ze ze swiatem
przestepczym nie potrafil sie pozegnac na dobre. W 2018 roku Jaroslawa S.
zatrzymano pod zarzutem wyludzania kredytow, lapownictwa i powolywania sie
na wplywy. Z aresztu wyszedl w maju 2020 roku. Obecnie trwa proces, ktory
zostal wylaczony z jawnosci. Nim Jaroslaw S. zostal swiadkiem koronnym, a
jego miejsce przebywania stalo sie niemal tajemnica panstwowa, mieszkal w
Komorowie – w trzypoziomowym domu na Osiedlu Ostoja. Nieruchomosc kupil na
poczatku lat 90., ale przeprowadzil sie tam dopiero w 1996 roku. Poczatkowo
zajmowala cala, duza dzialke. Ostatecznie, juz po sprzedazy przez “Mase”,
podzielono ja na pol i dobudowano inny dom. Dom “Masy” ma 440 metrow
kwadratowych. W srodku cztery sypialnie, sporej wielkosci salon oraz pokoj
kapielowy. Na zewnatrz basen. “We wnetrzach krolowaly pastele, na podlogach
– marmury i granity. W holu stala siedmiometrowa fontanna. Mozna ja bylo
podziwiac z kazdej z trzech kondygnacji” – czytamy w ksiazce Ewy Ornackiej
“Nowy Alfabet Mafii”. Atrakcja dla gosci bylo akwarium o pojemnosci 1700
litrow. Plywaly w nim piranie z Amazonki, ktore – wedlug swoich opowiesci –
“Masa” karmil poledwica.

W czasach swietnosci – w drugiej polowie lat 90. – “Masa” wraz z innymi
gangsterami przesiadywal na rozleglym tarasie. Zachowaly sie zdjecia z
takich spotkan, ktore S. chetnie publikowal na swoim Facebooku. Potem, po
zatrzymaniu przez policje, caly profil nagle zniknal z sieci. Poza tarasem,
ulubionym miejscem “Masy” byl dobrze wyposazony barek (na zdjeciu ponizej).
W jednej z ksiazek Jaroslaw S. wspominal, ze trunki w kolekcji byly warte
ponad 200 tysiecy zlotych. W grudniu 1999 roku w tym miejscu Jaroslaw S.
spotykal sie z Piotrem Wroblem, policjantem, ktory “odwrocil” gangstera.
Niestety Wrobel zamiast dostac medal, trafil za to do aresztu. Zostal
oskarzony przez” “Mase”, ze zadal od niego 10 tys. dolarow lapowki, a
podczas wizyty w Komorowie mial byc pijany i bawic sie sluzbowa bronia. W
rzeczywistosci przyjechal, zeby go zatrzymac. Prokuratura przesluchiwala
wlasnie mezczyzne, ktory oskarzyl Jaroslawa S. o wymuszanie haraczu. Ale to
policjant zostal aresztowany. Siedzial szesc miesiecy. W procesie, ktory
zakonczyl sie dopiero w 2010 roku, sad uznal, ze Piotr Wrobel byl
calkowicie niewinny. W policji juz jednak nie pracuje. “Masa” wyprowadzil
sie z domu, wraz z rodzina, w 2000 roku, gdy zostal swiadkiem koronnym. Od
tego czasu wille probowano sprzedac. Probowalo kilka biur nieruchomosci.
Bezskutecznie. Agenci mowili nawet, ze nad willa wisi fatum. Do transakcji
doszlo dopiero w 2006 roku. Dom sprzedano za 1,4 miliona zlotych, mimo ze
wyceniano go na niemal dwa razy wiecej. Wedlug informacji Ewy Ornackiej, z
ksiazki “Nowy Alfabet Mafii”, chwile przed sprzedaza “Masa” juz jako
swiadek koronny chcial wrocic do domu wraz z rodzina. Policjanci ostrzegali
go, ze naraza sie na pewna smierc. Ostatecznie do powrotu niedoszlo, choc
mieszkancy dyskutowali miedzy soba, ze S. – przed sprzedaza – raz na jakis
czas sie tam pojawial. W nieruchomosci nalezacej niegdys do Jaroslawa S.
mieszka juz inna rodzina. Dom zostal wyremontowany. Dawniej elewacja miala
kolor zielono-pomaranczowy. Wedlug naszych informacji Jaroslaw S. jest
obecnie na wolnosci. W areszcie przebywal dwa lata, do maja 2020 roku.
Nastepnie sad zwolnil go, co nie oznacza, ze “Masa” znow nie trafi za
kratki. Oskarzany jest o wyludzanie kredytow, lapownictwo i powolywanie sie
na wplywy. Sprawa Sadu Okregowego w Lodzi przeciwko oskarzonemu Jaroslawowi
L. i innym toczy sie nadal, z wylaczeniem jawnosci. Pozostaje na etapie
postepowania dowodowego. W kwietniu 2022 r. sad zaplanowal 4 terminy

rozpraw – informuje nas Iwona Konopka, rzecznik prasowy ds. karnych Sadu
Okregowego w Warszawie.

Jaroslaw L. zmienil nazwisko, gdy zostal swiadkiem koronnym, nie jest
obecnie w areszcie, jednak – jak informuje Konopka – zastosowano wobec
niego trzy inne srodki zapobiegawcze. Jakie? Tego nie udalo nam sie
dowiedziec. Jest jednak wielce prawdopodobne, ze to m.in. dozor
elektroniczny.

Jonathan to najstarszy zolw na swiecie. Urodzil sie przed wynalezieniem
zarowki

Jonathan to prawdopodobnie najslynniejszy mieszkaniec Wyspy Swietej Heleny
– jednej z najbardziej odizolowanych wysp na swiecie. W 2022 r. swietuje
swoje 190. urodziny, co czyni go najdluzej zyjacym zolwiem w historii. Jest
tez najprawdopodobniej najstarszym zwierzeciem ladowym na swiecie. Na wyspe
trafil w 1882 r. razem z gubernatorem Sir Williamem Grey-Wilsonem. Zolw
Jonathan oficjalnie urodzil sie w 1832 r. To jednak umowna data, poniewaz w
rzeczywistosci nikt nie wie, kiedy przyszedl na swiat. Wiek Jonathana
zostal okreslony na podstawie zdjecia wykonanego w latach 80. XIX w.

Fotografia przedstawia doroslego, pelnowymiarowego zolwia odpoczywajacego w
ogrodzie przy rezydencji gubernatora wyspy. Pracownicy branzy turystycznej
na Wyspie Swietej Heleny przypuszczaja jednak, ze staruszek moze miec nawet
200 lat. 190-letni zolw stracil wech i jest slepy, dlatego jest recznie
karmiony przez swoich opiekunow. Inaczej nie zorientowalby sie nawet, ze
ktos polozyl obok niego jedzenie. Choc czesc zmyslow go zawodzi, to nadal
ma bardzo dobry sluch. Joe Hollins, weterynarz Jonathana, twierdzi, ze
pacjent dobrze reaguje na jego glos i ma mnostwo energii.

Ulubione zajecia najstarszego zolwia swiata. Nastawienie Jonathana zmienia
sie w zaleznosci od pogody. W cieple dni lubi wygrzewac sie na sloncu, z
szyja i nogami wyciagnietymi ze skorupy, a kiedy jest chlodno, chowa sie w
lisciach. Jego ulubione przekaski to kapusta, ogorki, marchewki, jablka i
inne sezonowe owoce.

Zwierzak nie spedza jesieni zycia w samotnosci. Oprocz weterynarza i
opiekunow towarzysza mu tez trzy inne zolwie olbrzymie: David, Emma i Fred.
Co ciekawe, mimo wieku i problemow ze zdrowiem nadal ma wysokie libido i
chetnie spolkuje ze swoim zolwimi sasiadami. Slawny zolw jest oczkiem w
glowie mieszkancow Wyspy Swietej Heleny. Niektorzy zartobliwie nazywaja go
nawet celebryta. Cos w tym jest – wladze wyspy juz od dluzszego czasu
przygotowuja huczne obchody 190. urodzin Jonathana. Zaplanowano je na druga
polowe roku. Z tej okazji ma zostac wydana specjalna seria znaczkow
pocztowych. Dodatkowo kazdy, kto odwiedzi staruszka w roku jego jubileuszu,
otrzyma pamiatkowy certyfikat z pierwszym znanym zdjeciem przedstawiajacym
odcisk nogi Jonathana. Zolw Jonathan nalezy do gatunku Aldabrachelys
gigantea, ktorego przedstawiciele zazwyczaj dozywaja ponad 100 lat.
Poprzedni rekord wieku ustanowil Tu’i Malila. Ow zolw promienisty zostal
podarowany rodzinie krolewskiej Tonga w 1777 r. przez Jamesa Cooka. Zwierze
zmarlo w 1965 r., majac co najmniej 188 lat.

SPORT

I co Pan na to, Panie Stefanku?

Z RAKOWEM JAK RODZYNEK W ZAKALCU

Zwyciestwo Legii nad Rakowem 3:1 pokazalo, ze w walce o mistrzostwo jeszcze
wszystko jest mozliwe, ale dobry mecz w Warszawie to wyjatek.

Legia – Rakow 3:1. Po tym meczu lider z Czestochowy ma juz tylko 6 pkt
przewagi nad Legia

Legia – Rakow 3:1. Po tym meczu lider z Czestochowy ma juz tylko 6 pkt
przewagi nad Legia

Kosta Runjaic wyciagnal wnioski z ubieglorocznej porazki w Czestochowie
0:4, wiedzial, ze trzeba utrudnic przeciwnikowi organizowanie akcji i nie
pozwalac mu dojsc pod bramke. Teoretycznie to proste, bo z grubsza na tym
polega gra. Rakow znany jest jednak z tego, ze w budowaniu akcji bierze
udzial cala jedenastka, nie wiadomo, czego sie spodziewac, skad idzie
zagrozenie i kto postawi kropke nad i.

Legia nie tylko wszystko to wziela pod uwage, ale wiedziala, co zrobic,
zeby odniesc sukces. Prostopadle podania, przerzuty z jednego skrzydla na
drugie (tak padl gol Pawla Wszolka z podania Filipa Mladenovicia),
dezorganizujace obrone i pressing, okazaly sie skuteczne.

Kiedy walczy lider z druga druzyna w tabeli czesto obydwie czaja sie,
czekajac na blad przeciwnika. Tym razem tak nie bylo. Legia wyciagnela
wnioski z meczu jesiennego, przegranego w Czestochowie 0:4. Nie tylko grala
bardzo skutecznie w obronie, przeszkadzajac gosciom jeszcze na ich polowie,
ale myslala, jak z tego odniesc korzysc.

Obydwa kluby maja wyrownane kadry po okolo dwudziestu zawodnikow, wiec
bywa, ze rezerwowi sa lepsi od tych z pierwszych jedenastek. Byc moze Marek
Papszun popelnil blad, zaczynajac mecz bez Vladislavsa Gutkovskisa, Jeana
Carlosa i Mateusza Wdowiaka. Kiedy weszli na boisko, juz bylo za pozno. Ivi
Lopez, slusznie uznany za najlepszego pilkarza ekstraklasy poprzedniego
sezonu, w sobote przy Lazienkowskiej dlugo bywal niewidoczny.

Okolicznosci powrotu Urbana do Zabrza sa frustrujace. Pozbawiono go pracy
jeszcze latem, zeby zrobic miejsce dla niemieckiego trenera, protegowanego
Lukasa Podolskiego. Poniewaz jednak wyniki okazaly sie slabsze od
oczekiwan, postanowiono Niemca zwolnic i zastapic Urbanem, ktory zreszta
formalnie byl wciaz pobierajacym pensje pracownikiem klubu.

Decyzja wzbudzila sporo kontrowersji. Miedzy Urbanem a Podolskim chemii nie
ma. Ten pierwszy to legenda Gornika, Podolski na ten status dopiero
pracuje. Ale ze wzgledu na swoja pozycje w swiecie futbolu, koneksje i
wciaz prezentowane umiejetnosci jest dla klubu bardzo wazny.

Lechia jest w znacznie gorszej sytuacji. Ma to zmienic hiszpanski trener
David Badia, nieznany z dokonan szkoleniowych. Ma za soba kilkumiesieczne
okresy pracy w Grecji, Hiszpanii i na Cyprze, glownie w roli asystenta.
Lechia zatrudnila go chyba dlatego, ze kiedys pracowal w akademii
Barcelony. Kto podjal taka decyzje i czym jeszcze sie kierowal – trudno
zgadnac, bo nie wiadomo, kto po licznych dymisjach i zwolnieniach teraz w
tym klubie rzadzi.

Decyzja jest zreszta dosc charakterystyczna dla klubow ligowych.
Zatrudniaja anonimowych cudzoziemcow zamiast dobrze zorientowanych polskich
trenerow, tworzacych dosc liczna “rezerwowa armie pracy”, a przypadek
Kuzery pokazuje, ze warto na takich stawiac.

Trener Badia oswiadczyl na pierwszej konferencji, ze chce, aby Lechia grala
ladnie. Bardzo to chwalebny zamiar. Nie dodal tylko, w jaki sposob zamierza
to osiagnac, bo jeszcze nie poznal zawodnikow. W kazdym razie po pierwszym
meczu ze Slaskiem druzyne chwalono za wyjatkowo duza liczbe podan. A ze
mecz zakonczyl sie bezbramkowym remisem, to w przypadku druzyny z
przedostatniego miejsca na swoim stadionie jest porazka.

Jestesmy pod wrazeniem dobrego meczu Legia – Rakow, ale byly tez inne. Zeby
bolaly od patrzenia na walke o kontrole nad pilka zawodnikow Wisly i
Radomiaka. Poziom wyszkolenia technicznego ligowcow jest katastrofalny. To
jest prawdziwy obraz ekstraklasy, a nie ten z Lazienkowskiej.

Stefan SZCZEPLEK

DETEKTYW

Jak dobrze miec sasiada?

Katarzyna STRZELECKA

Mieszkanie pod jednym dachem doprowadzilo dwie z pozoru spokojne rodziny:
Kozlowskich i Pawlakow do nieustajacych klotni, wyzwisk, awantur, a nawet
bijatyk. Kiedy Kozlowskim urodzila sie corka, to Pawlakowie kupili
halasliwego ratlerka. Pies szczekal, niemowlak plakal. Kiedy Pawlakowie
urzadzali huczna impreze, to Kozlowski robil znienacka zdjecia podpitym
sasiadom i ich gosciom. Nie pomagaly czeste wizyty dzielnicowego. W koncu
Kozlowski nie zdzierzyl sasiadow. Chwycil za noz. Zadal trzy ciosy. Tylko
szybka pomoc lekarska uratowala zycie Pawlaka. Genezy konfliktu trud- no
dzis dociec. Bez watpienia przyczyni- li sie do tej sasiedz- kiej
nienawisci budowniczowie robotniczych blokow w niewielkim miastecz- ku na
poludniu Polski. Osiedle postawiono na poczatku lat 50. ubieglego stulecia.
To wow- czas jakis domorosly architekt, zaprojektowal blok, w ktorym dwa
mieszkania zostaly pola- czone wspolnym korytarzem. A jakby tego bylo malo,
to jedno z mieszkan mialo z tego wspolnego przedpokoju wejscie do lazienki.
Zas lokatorzy dru- giego mieszkania z korytarza przechodzili do swojej
kuchni. Te dwie rodziny, czy chcialy, czy nie, musialy sie spotykac na
wspolnym korytarzu.

Chronologicznie, to rodzi- na Kozlowskich, jako pierwsza wmeldowala sie do
tego nieszcze- snego lokalu. Mieszkanie przy- dzielila Jozefowi
Kozlowskiemu Spoldzielnia Pracy “Sloneczko”. Przez lata Kozlowscy zyli spo-
kojnie. Dorobili sie nawet na tyle, zeby wykupic mieszkanie na wlasnosc. Po
drugiej stronie korytarza lokatorzy zmieniali sie kilka razy. Ale miedzy
rodzina- mi nie dochodzilo do zatargow. Dzieci Kozlowskich dorastaly. Az w
koncu najstarszy syn – Jan – poszedl do wojska. W czasie jego nieobecnosci
do drugiego mieszkania wprowadzila sie rodzina Pawlakow z dwoma synami.
Pawlakowie do naj- biedniejszych nie nalezeli i tez wykupili lokal od
spoldzielni.

W wojsku szeregowy Kozlowski zakochal sie po uszy w slicznej Basi, ktora
mieszkala tuz przy jednostce. Po dwoch latach sluzby wrocil do rodzin- nego
miasta nie tylko bogat- szy o doswiadczenia, ale takze z narzeczona. Mlodzi
wkrotce staneli na slubnym kobiercu. Poczatkowo starzy i mlodzi Kozlowscy
gniezdzili sie we wspolnym, dwupokojowym mieszkaniu. Kiedy jednak Basia
oswiadczyla tesciom, ze spodzie- wa sie dziecka, Jozef postanowil

pomoc mlodym i podarowal im swoje mieszkanie. Wraz z zona wyprowadzili sie
do bloku w innej czesci miasta.

Mlody Kozlowski od chwili powrotu z woj- ska patrzyl wilkiem na

rodzine Pawlakow. Jak twierdzil, sasiedzi nie przypadli mu do gustu. Dopoki
mieszkali rodzice, Jan staral sie pohamowac zlosc i nie wywolywal
sasiedzkich awantur. Potem jednak z dnia na dzien konflikt narastal.

Pierwszym punktem zapal- nym okazala sie szafa, ktora Pawlakowie wstawili
ktoregos dnia do wspolnego przedpoko- ju. Mebel nie byl ogromny, ale
Kozlowskim bardzo przeszka- dzal. Jak podkreslali, ciagle obi- jali sie o
niego.

– Jak mozna bylo postawic w korytarzu szafe! Tylko zawa- dza. Lazegi jakies
sie wprowadzi- ly – krzyczal od rana Kozlowski, kiedy zaspany szedl do
lazienki i nabil sobie guza, bo zapo- mnial, ze w przedpokoju pojawil sie
nowy sprzet.

Po takim poranku wsciekly atakowal sasiadow. Zadal, aby natychmiast zabrali
z korytarza zawalidroge. Nie przebieral przy tym w slowach. Pawlakowie ani
mysleli ustapic.

– Ty k… sie od nas odczep. Szafa w korytarzu jest koniecz- na. Nie bede
kurtek trzymal w pokoju. Korytarz jest wspolny. W naszej czesci mozemy
robic, co nam sie zywnie podoba – ripo- stowal Pawlak.

Na takie slowa Kozlowski zaciskal mocniej zeby. Pozniej czepil sie
zapachow, jakie wydo- bywaly sie na korytarz z kuchni sasiadow. Pawlakowie
rzeczywi- scie uwielbiali dobrze zjesc i co rusz pichcili smakowite potra-
wy na gazowej kuchence. Ciagle zamykanie kuchennych drzwi bylo uciazliwe,
totez zostawiali je uchylone i zapachy znad garow snuly sie po korytarzu.
Poza tym przy otwartych drzwiach kuchennych wygodniej im bylo

biegac z goracym kubkiem her- baty czy kawy do pokoju.

– Znowu jakies zepsute mie- so gotujecie. Jak mozna tak smrodzic?
Zamykajcie drzwi do kuchni i siedzcie sobie w tym zaduchu! Jestescie
wiejskie pro- staki – rozdrazniony Kozlowski wpadal, co rusz z wyzwiskami
do mieszkania sasiadow.

– Cham bez kultury, to ty jestes. Gdzie sie pchasz bez puka- nia? Wynocha
mi z mieszkania – krzyczal wsciekly Pawlak.

I tak w ciaglym stanie wojny podjazdowej zyly te dwie rodziny. Sasiedzkim

wasniom i sporom nie bylo konca. Taka wspolczesna opo- wiesc o Pawle i
Gawle, co zyli jeden obok drugiego.

Prawdziwy koszmar zaczal sie po urodzeniu przez Kozlowska drugiej corki. W
dniu, kiedy kobieta wrocila z niemowlakiem do domu, Pawlakowie kupili
ratlerka. Pies nie byl duzy, ale wyjatkowo halasliwy. Jego ulu- bionym
zajeciem bylo wybie- ganie z mieszkania, kiedy tylko ktos otworzyl drzwi,
wypada- nie na korytarz i ujadanie przy mieszkaniu Kozlowskich.

A coreczka Kozlowskich byla wyczulona na jakiekolwiek halasy. Rodzice
zartowali, ze nawet “tupanie” kota po dywa- nie wyrwaloby ja ze snu. A co
dopiero przerazliwe jazgotanie ratlerka, ktorego uspokojenie nie bylo
latwe. Wrecz niemoz- liwe, bo taka przeciez jego natu- ra. Pies wyl,
dziecko plakalo. Kozlowska umeczona porodem i opieka nad noworodkiem byla
na skraju zalamania nerwowe- go. Blagala meza, aby cos zrobil z dokuczliwym
psem.

– Uciszcie tego kundla, bo go udusze! – grozil Kozlowski sasia- dom, ci
szybko przyzwyczaili sie do narzekan i grozb, spokojnie odpowiadali:
“Wolnoc, Tomku, w swoim domku” i jak gdyby nigdy nic wracali do swojego
mieszkania. Kozlowski zgrzytal zebami, ale nic innego nie mogl zro- bic.
Wracal jak niepyszny do malzonki i placzacego dziecka. W koncu wpadl na
pomysl, aby wciagnac policje i spoldzielnie mieszkaniowa do walki z sasia-
dami. Od tej chwili zalewal prezesa spoldzielni skargami na Pawlakow oraz
wzywal policje, kiedy tylko lokatorzy po drugiej stronie korytarza wlaczyli
glo- sniej telewizor, czy zaprosili do siebie gosci.

Zaczela sie sasiedzka wojna. Taka nie na zarty. Wprawdzie niewypowiedziana,
ale bylo wiecej niz pewne, ze bez ofiar sie nie obedzie.

Wkrotce niemal co wieczor sie przy bloku, w ktorym mieszkaly

zwasnione rodziny, zatrzymy- wal sie i parkowal policyjny radiowoz. Kilka
razy policjanci zastali u Pawlakow ryczacy na caly regulator telewizor,
kilka razy przylapali ich na nocnych, a w dodatku mocno zakrapia- nych
alkoholem imprezach. O tym, ze ich pies jest okropnie jazgotliwy tez sie
przekonali, bo Pimpus – jak nazwali psa wla- sciciele – na widok munduro-
wych ujadal jakby go ze skory obdzierali.

Szybko jednak Pawlakowie sie wycwanili. Kiedy tylko przy bloku zatrzymywal
sie radiowoz

sciszali telewizor, zamykali w lazience psa, a w ich mieszka- niu panowala
niezmacona cisza nocna. Kiedy patrol odjezdzal zaczynala sie zabawa w doku-
czanie sasiadom. I tak mijaly kolejne dni i tygodnie.

Wobec tego Kozlowski wpadl na szatanski pomysl. Niczym prawdziwy detektyw
zaopa- trzyl sie w dyktafon i aparat fotograficzny. Nagrywal kazdy
glosniejszy dzwiek dochodzacy z mieszkania sasiadow. Wpadal tez znienacka
do ich mieszkania w czasie imprez i robil zdjecia przerazonym gosciom.

– Z tym wariatem nie da sie zyc – wzdychali Pawlakowie i polewali gosciom
po kolejnym kielichu.

Kozlowski widzac, ze jego poczynania nie dzialaja na Pawlaka,

zaczal dokuczac jego synom. Tego nie zdzierzyl zakochany w potomkach tatus.
Jak tylko uslyszal, ze sasiad zwrocil uwage ktoremus z latorosli, wpadal do
Kozlowskich z awantura. Bywalo, ze byl po piwie lub dwoch, wowczas bez
szacunku szarpal sasiada. Bojowo zaciskal tez piesci i gdyby nie powstrzy-
mujaca go zona, to pewnie roz- kwasilby nos znienawidzonemu wspollokatorowi.

Po jednej z takich gwal- towniejszych wizyt Pawlaka, Kozlowski wniosl
sprawe cywil- na do sadu o probe pobicia oraz uporczywe zaklocanie ciszy
noc- nej. Sedzia wysluchawszy calej litanii skarg od jednej i drugiej
strony oraz od zmeczonych kon- fliktem policjantow, zapropono- wal ugode.
Tak tez sie stalo. Obie rodziny wrocily z sadu w miare udobruchane.
Wydawalo sie, ze trwajacy od dawna konflikt poszedl w zapomnienie, a cala
ta historia zakonczyla sie happy endem. Nic z tego!

Nie minelo kilka dni, a powrocily klotnie i wyzwiska. Oliwy do ognia
dodawal fakt, ze obaj gospodarze lubili czasami wypic cos mocniejszego. A
po alkoholu wzrastal u nich poziom agresji. Najpierw slownej, nie- kiedy
rowniez fizycznej.

Przez dlugi czas obie mal- zonki schodzily sobie z drogi. Jednak i im w
koncu puscily nerwy. Jak zwykle klotnia roz- gorzala na korytarzu.

Jedna z pan zmywala pod- loge, druga biegala z mokrym praniem i tej
pierwszej prze- szkadzala w sprzataniu. Zaczelo sie od niewinnego
przeklenstwa, a skonczylo na pobiciu. Tym razem zaatakowana Kozlowska
wniosla sprawe do sadu o naru- szenie przez Pawlakowa niety- kalnosci
cielesnej. Wygrala spra- we. Sad ukaral krewka sasiadke. Ta jednak odwolala
sie i w ape- lacji umorzono jej grzywne. O sasiedzkim porozumieniu nie
moglo byc mowy.

Kolejny konflikt mie- dzy rodzinami wywolal star- szy syn Pawlakow. Mial on
z Kozlowskim na pienku. Nie raz odgrazal sie sasiadowi, ze jeszcze sie
zemsci za jego ciagle uwagi i strofowanie. Jak obiecy- wal, tak zrobil.

Otoz ktoregos dnia kurator- ka rodzinna wezwala do siebie glowe rodziny
Kozlowskich.

– Panie Janie, mam doniesie- nie, ze pan molestuje corke – nie owijala w
bawelne pracowniczka sadu.

Kozlowski najpierw wybalu- szyl oczy, potem kilka dobrych chwil nie mogl
zlapac oddechu. Az zlapal sie za serce.

– Co pani mi za brednie opo- wiada! Jakie molestowanie? Jak pani smie! –
krzyczal.

Kurator wytlumaczyla mu spokojnie, ze ma takie doniesie- nie i musi z nim
porozmawiac. Taki spoczywa na niej obowia- zek i musi postepowac zgodnie z
przepisami.

Po tej rozmowie Kozlowski wrocil wsciekly do domu. Wraz

z malzonka dlugo dywagowa- li, kto go oczernil. W koncu skojarzyli, ze syn
sasiadow ma sadownie przyznanego kuratora.

– To ten sku… chcial mnie zgnoic. Nie daruje mu – zapo- wiedzial
Kozlowski i zlozyl kolejna sprawe do sadu prze- ciwko rodzinie sasiadow.
Tym razem proces toczyl sie o znie- slawienie. Sad uniewinnil star- sza
latorosl Pawlaka.

Kilka dni po tym wyro- ku zaginal ukochany ratlerek Pawlakow. Mimo
zakrojonych na szeroka skale poszukiwan, psa nie odnaleziono. Nie udalo sie
tez wyjasnic, co sie z nim stalo. Wlasciciele zwierzaka podejrzewali, ze do
zaginiecia Pimpusia przyczynili sie sasie- dzi. Co oczywiscie podsycilo
jeszcze wzajemna niechec.

Po incydencie z podejrze- niami o molestowanie, Kozlowski toczyl piane

na sama mysl o synach sasia- dow. Bacznie obserwowal obu

nastolatkow. Chlopcy wlasnie weszli w wiek mlodzienczy i znacznie
poszerzylo sie grono ich znajomych. Mlodzi ludzie tlumnie odwiedzali
mieszkanie Pawlakow. To bylo doskonalym pretekstem do nowych wasni i
awantur.

– Na pewno sikaja w naszej lazience. I uzywaja naszego mydla i recznika –
orzekl po kto- ryms mlodziezowym spotkaniu Kozlowski.

Wprawdzie nie zlapal nikogo na nielegalnych odwiedzinach w toalecie, ale
byl przekonany o slusznosci podejrzen.

Kiedy tylko koledzy odwie- dzali mlodych Pawlakow, Kozlowski zaczajal sie
przy drzwiach mieszkania i przez dziurke od klucza obserwowal wspolny
korytarz, a zwlaszcza wejscie do lazienki.

– Daj spokoj. Wykonczysz sie. Nie mozesz tak stale sie- dziec przy drzwiach
– zloscila sie Kozlowska, kiedy maz kolejny raz nie pojechal z nia do
super- marketu na zakupy bo wazniej- szy byl “monitoring” lazienki i
korytarza. Kozlowski byl rowniez zme- czony czatami. Zwlaszcza, ze od
ciaglego patrzenia przez dziur- ke bolaly go plecy. Poza tym nie mogl
ogladac w telewizji uko- chanych relacji sportowych, czy wylegiwac sie na
kanapie.

Byl jednak pomyslowy. Zalozyl w toalecie dzwonek. Alarm byl tak
zamontowany, ze wlaczal sie, kiedy tylko ktos otwieral drzwi do lazienki.
Pech chcial, ze Kozlowski zalozyl alarm o identycznym sygnale dzwonka, jaki
mieli zamonto- wany Pawlakowie w drzwiach wejsciowych.

Wkrotce czlonkowie obu rodzin dostali prawie schizofre- nii bowiem ciagle
terkotal kto- rys z dzwonkow. Wowczas z jed- nych drzwi wypadal Kozlowski,
aby sprawdzic, kto smie sikac w jego lazience. A Pawlakowie wychodzili z
mieszkania, aby otworzyc drzwi wejscio- we. Co gorsze corki i zona
Kozlowskiego, a takze on sam, zapominali wchodzac do toalety wylaczyc
alarm. Dzwonil wiec prawie na okraglo.

Szybko obie rodziny mialy po uszy tej sytuacji. Kozlowscy zaproponowali
Pawlakom, ze wykupia ich mieszkanie. Jednak cena, jaka mogli zaplacic byla
niewielka.

– Cos ty calkiem zglupial? Myslisz, ze ci mieszkanie sprze- dam za 80
tysiecy zlotych. A gdzie bedziemy mieszkac, bo za te grosze to nic nie
kupie. Czy ty sie w ogole orientujesz, jakie sa teraz ceny mieszkan? –
argu- mentowal Pawlak.

Kozlowski usilowal sprze- dac swoje mieszkanie, ale kazdy z chetnych
rozmyslal sie, kiedy dowiadywal sie o wspolnym przedpokoju.

Z dnia na dzien sytuacja miedzy zwasniony- mi rodzinami stawala

sie coraz bardziej patowa. Az w koncu, ktoregos styczniowego popoludnia,
doszlo do tragedii.

W feralnym dniu Jan Kozlowski mial gorszy nastroj. Choc ostatnio unikal
alko- holu, to tym razem wysaczyl trzy, moze cztery butelki piwa. Byl w
domu z mlodsza corka. W mieszkaniu po drugiej stro- nie korytarza piwko
popijal Roman Pawlak wraz ze swoim bratem, ktory wlasnie sie roz- chorowal
i poprosil rodzine o przenocowanie.

Okolo godziny 17 corka Kozlowskiego poszla do toalety. Jak zwykle
zapomniala wyla- czyc alarm. Przerazliwy dzwiek dzwonka postawil na nogi
sasia- da, ktory wybiegl do przedpokoju w przekonaniu, ze ktos dzwoni do
niego. Zobaczyl, ze to znowu wlaczyl sie alarm w toalecie sasia- dow.
Zaklal pod nosem i pocze- kal w przedpokoju az ktos wyj- dzie z lazienki
Kozlowskich.

– Ty gowniaro… Leb ci ukre- ce! Alarmu nie potrafisz wyla- czyc –
krzyczal na dziewczynke, ktora jak najszybciej czmychne- la z korytarza do
mieszkania.

– Tato, nie bede chodzila do lazienki. Alarm sie wlacza. Pawlak grozil, ze
mnie zabije. Smierdzi od niego alkoholem – plakala corka.

Kozlowski zacisnal rece ze zlosci az mu kostki pobielaly.

– Co tu robic? Co robic? –

powtarzal w kolko chodzac po mieszkaniu.

Postanowil rozmowic sie z sasiadem. Widzial jednak, ze u Pawlaka byl brat.

– Maja przewage. We dwoch moga mi przylozyc – mruczal do siebie. Dla odwagi
wzial z soba noz mysliwski. Wetknal go za pas.

W przedpokoju, zamiast zapukac do sasiadow, otworzyl drzwi do lazienki.
Oczywiscie zapomnial o alarmie. Na dzwiek dzwonka z mieszkania wybiegl
wsciekly Pawlak. Z ust wylewal mu sie potok wyzwisk. Dopadl do
Kozlowskiego, pchnal go na sciane korytarza. Zamierzyl sie piescia. Wowczas
Kozlowski wyciagnal zza paska noz.

– Nie czepiaj sie mojej corki, odwal sie od niej. Jak cos masz, to mow
mnie, jak jestes taki

odwazny – zazadal bunczucznie Kozlowski.

Pawlak nawet nie sluchal, co mowil sasiad. Lewa reka chwy- cil Kozlowskiego
za dlon uzbro- jona w noz. Prawa zamachnal sie. Obaj mezczyzni zaczeli sie
szarpac. Nagle na dloni Pawlaka pojawila sie krew. Leciala spod rekawa
silnym strumieniem. Ranny z zaskoczeniem patrzyl jak rosnie czerwona plama
na jego koszuli. Westchnal ciezko i osunal sie na podloge. Oparty o sciane
przysiadl na pietach.

– Co tobie? Nie wyglupiaj sie

– Kozlowski lekko potrzasal tra- cacym przytomnosc Pawlakiem. Nagle skoczyl
jak oparzony i pognal do mieszkania sasiadki

na tym samym pietrze.

– Pani Zajacowa, niech pani otwiera. Trzeba dzwonic po karetke. Pawlak sie
wykrwawia – krzyczal i walil piescia w drzwi.

Chwile pozniej juz dopadl do telefonu stojacego w poko- ju, w mieszkaniu
sasiadki. Drzacymi palcami wykrecil numer pogotowia. – Ratunku! Sasiad
umiera, strasznie krwawi! Przyjezdzajcie jak najszybciej, liczy sie kazda
sekunda – blagal do sluchawki.

Karetka dotarla blyska- wicznie na miejsce sasiedzkiej tragedii. Dzieki
szybkiej inter- wencji lekarze uratowali zycie Pawlakowi. Okazalo sie, ze
mial trzy rany od noza. Policjanci zatrzymali Jana Kozlowskiego. Prokurator
oskarzyl mezczyzne o usi-

lowanie zabojstwa. Jak wykazaly badania w chwili dramatyczne- go zajscia
zarowno pokrzyw- dzony jak i oskarzony, byli pod wplywem alkoholu. Mieli po
okolo 2 promila. Sprawa trafi- la do sadu okregowego. Roman Pawlak zdazyl
sie wykurowac z ran przed pierwsza rozprawa i zostal w sadzie oskarzycielem
posilkowym.

Jan Kozlowski twierdzil, ze nie chcial ranic sasiada.

– Noz wzialem na postrach. Dopiero jak Pawlak sie na mnie zamachnal to
wyciagnalem noz. Sasiad chwycil mnie za reke. Szarpalismy sie. Nie pamietam
jak zadalem ciosy. Bylem bardzo wzburzony. Bardzo przepraszam
pokrzywdzonego za swoje zacho- wanie – mowil ze skrucha w glo- sie
oskarzony.

Wyjasnial rowniez, ze od lat usilowal sprzedac feralne miesz- kanie, ale
nikt nie chcial kupic.

– Pawlak ciagle mi ublizal. Pil alkohol. Wiele razy wzywalem dzielnicowego.
Zawiadamialem spoldzielnie. Prosilem o pomoc, ale nikt mi jej nie udzielil
– mowil rozgoryczony mezczyzna.

Chwile pozniej Roman Pawlak przedstawil swoja wersje sasiedzkiego
wspolzycia.

– Moje zycie w tym mieszka- niu to byla gehenna. Wszystko przez
Kozlowskiego. Wyzwal moich synow. Nagrywal, co sie dzieje w moim
mieszkaniu. Robil zdjecia gosciom. To wariat. W feralnym dniu, on mnie
zaatakowal. Czekal na mnie z nozem na korytarzu – zezna- wal pokrzywdzony.

Zony obu panow stanely w obronie mezow.

– Kozlowski sie awanturowal. Wszystko mu przeszkadzalo. Zapachy z naszej
kuchni, nasi goscie, nasz pies. Ciagle tylko krzyczal – mowila Pawlakowa.

– Jak sie urodzila nasza mlodsza corka, to oni kupili halasliwego psa. Co
dziecko mi zasnelo, to pies ja budzil szcze- kaniem. Wpuszczali obcych
ludzi do naszej lazienki. Musielismy zalozyc alarm. Bardzo nas zabo- lalo,
to oskarzenie meza o mole- stowanie – lkala Kozlowska. Sytuacje rozjasnil
sadowi dzielnicowy, ktory wiele razy interweniowal u obu

rodzin.

– Byli ostro skonfliktowani. Wzajemna niechec przenosila sie na dzieci.
Mialem zglosze- nia obustronne. Raz jedni mnie

wzywali, a raz drudzy. I obie strony mialy swoja racje. To nie sa rodziny
patologiczne. Trzeba je rozdzielic i konflikt ustanie. Z dala od siebie
beda zyli spokojnie i nikt nikomu krzywdy nie zrobi – przekony- wal
policjant.

W czasie procesu rodzi- ce Jana Kozlowskiego posta- nowili pomoc rodzinie
syna. Notarialnie przepisali na Jana swoje mieszkanie, ktore znaj- dowalo
sie w innej czesci mia- sta. Szybko tez przeprowadzili do nowego lokum
synowa wraz z corkami, a sami zamieszka- li w pechowym mieszkaniu, z
Pawlakami przez korytarz.

Sad przyznal, ze na korzysc wersji przedstawionej przez oskarzonego
przemawialy… siniaki. Okazalo sie bowiem, ze po aresztowaniu Kozlowskiego
lekarz w areszcie przeprowadzil obdukcje. Na przedramionach i ramionach
badany mial moc- ne zasinienia. Zdaniem lekarza siniaki powstaly w czasie
szar- paniny z sasiadem. Wobec tego sad zmienil kwalifikacje czy- nu z
usilowania zabojstwa na umyslne spowodowanie ciez- kiego uszczerbku na
zdrowiu. Z tego lzejszego artykulu Jan Kozlowski zostal skazany na kare
dwoch lat wiezienia. Mial tez zaplacic na rzecz poszko- dowanego 10 tys. zl.

Prokurator, ktory domagal sie kary 8 lat, zaskarzyl wyrok, jako zbyt niski.
Obronca wniosl zas o warunkowe zawieszenie kary.

Sad Apelacyjny przychylil sie do wniosku adwokata i warun- kowo zawiesil na
4 lata wyko- nanie kary. W czasie rozprawy apelacyjnej prokurator wycofal
sie ze swojej apelacji. Po procesie rodziny Pawlakow i Kozlowskich omijaja
sie z daleka. Jak mowia, lepiej wilka z lasu nie wywolywac.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,

Obywatele News, Szczecin Moje Miasto