Dzien dobry – tu Polska – 6.11.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 302) (67187)

6 listopada 2023r.

Dzien dobry Czytelnicy 🙂

Pozdrawiam serdecznie z pociagu i zycze udanego rozpoczecia nowego tygodnia.

A tymczasem mamy wiesci sportowe 🙂

Ania Iwaniuk

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

SPORTOWY WEEKEND

5 listopada 2023r.

abujas12@gmail.com

http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

TENIS

-Mecz Igi Swiatek z Aryna Sabalenka przerwany i przelozony

Iga Swiatek i Aryna Sabalenka rozegraly w polfinale WTA Finals tylko

trzy pelne gemy. Pozniej zaczelo padac. Dokonczenie zaplanowano na

dzisiejsza noc (czasu polskiego).

Swiatek prowadzi 2:1, w czwartym gemie serwuje Sabalenka i jest 30:30.

Wznowienie meczu ma nastapic dzis nie przed 22.30, nastapi

prawdopodobnie pozniej (z uwagi na wczesniejsze mecze). Final ma sie

odbyc w poniedzialek o 22.30 czasu polskiego, jest juz w nim Amerykanka

Jessica Pegula.

Pierwotnie final zaplanowano na niedziele i dlatego Swiatek oraz

Sabalenka tyle sie nacierpialy w sobote – probowano niemal za wszelka

cene rozegrac ich mecz. Od poczatku spotkania wystepowaly psujace gre

podmuchy wiatru, a gdy zaczelo padac, to przez ponad pol godziny

tenisistki nie schodzily z kortu, lecz czekaly na poprawe pogody

owiniete recznikami.

A to, jakie podmuchy wiatru wystepuja w tropikalnym Cancun w Meksyku,

moglismy zobaczyc chocby podczas pierwszego polfinalu (udalo sie go

dokonczyc mimo problemow, Pegula pokonala Coco Gauff 6:2, 6:1).

-“WTA Finals 2023. Jak doszlo do kompromitacji w Cancun – najciekawsze

hipotezy”- Marek Derylo

Turniej, ktory prestizem ustepuje tylko Szlemom, w tym roku rozgrywany

jest na krzywym korcie. I niezadaszonym – a pada co chwile, wiatr zrywa

parasole.

Iga Swiatek powiedziala kiedys, ze slowa “sport to zdrowie” raczej nie

odnosza sie do sportu zawodowego. Ale jesli okaze sie, ze po turnieju w

Meksyku Polka jest zdrowa i wrzuca do internetu zdjecia z wakacji,

trzeba bedzie ocenic, iz “zawodowcy” maja zdrowie nie do zdarcia.

Przynajmniej w jednym sensie – jesli chodzi o odpornosc.

W Cancun przez dlugi czas nie schodza z kortow, gdy leje i wieje.

Czekaja przy bocznych liniach owiniete recznikami, troche pomagaja tez

parasole. Czekaja na poprawe pogody, bo turniej niemal od samego

poczatku jest w niedoczasie, trzeba sie spieszyc. Przelozenie meczu to

ostateczna ostatecznosc.

Dlugo czekaly w sobote Iga Swiatek i Aryna Sabalenka na decyzje o

przesunieciu ich meczu na niedziele. Ta decyzja pociagnela inna –

przelozenie finalu na poniedzialek na 22.30 czasu polskiego. Na rywalke

w finale czeka juz Jessica Pegula.

Jesli nie pada i mecze sie tocza, to i tak niezwykle trudno o najwyzszy

poziom gry. Kort jest nierowny, pilka czesto odbija sie od niego

dziwacznie. Marketa Vondrousova ocenila, ze taki kort nie bylby dobry

nawet na impreze ITF z pula nagrod 15 tysiecy dolarow (Iga Swiatek

powiedziala: “Tak, jest fala na korcie”).

Do tego dochodzi wiatr – czestotliwosc silnych podmuchow jest

uderzajaca, auty sa bardzo wyraznie. Bywa, ze odpowiednie podrzucenie

pileczki do serwisu wymaga swietnego wyczucia. Wiatr plus “fala na

korcie” sprawiaja, iz nieczystych uderzen jest wiecej niz zwykle.

Sa jeszcze wilgotnosc (ponad 80 proc.) i temperatura (ok. 30 stopni) –

Iga Swiatek w pierwszym secie swojego pierwszego meczu w Cancun

wygladala tak, jakby wlasnie skonczyla polmaraton.

Kort w Cancun zostal wybudowany w ostatniej chwili, nie byl gotowy nawet

wtedy, gdy zawodniczki przybyly do Meksyku. Tomasz Wiktorowski, trener

Swiatek, mowil w rozmowie z Polska Agencja Prasowa po pierwszym meczu

jego tenisistki: “Trenowalismy na kortach, ktore sa dwa razy wolniejsze

od tego, na ktorym odbywaja sie zawody. Natomiast na kort meczowy

weszlismy po raz pierwszy dopiero dzien przed pierwszym spotkaniem i

tylko na 45 minut”.

Widac wiec, ze istnieje mnostwo powodow, by zapytac: “Jak do tego

wszystkiego doszlo?”. Dlaczego tak wielki turniej rozgrywany jest w

miejscu tropikalnym, przy tak fatalnej pogodzie, na tak marnym korcie?

Hipoteze, ktora pojawila sie jako pierwsza, przedstawila polska rakieta

nr 2 Magda Linette, osoba doskonale zorientowana, zasiadajaca jeszcze

niedawno w Radzie Zawodniczek WTA. Z jej slow wynikalo, ze gdyby turniej

organizowali np. Czesi (duzo mowilo sie o Pradze i o Ostrawie), nie

byloby gwarancji, ze na pewno beda mogly zagrac Rosjanki i Bialorusinki.

A wtedy turniej zostalby, zgodnie ze slowami Linette, odwolany

(Sabalenka z Bialorusi jest liderka rankingu). – Na tej plaszczyznie to

sie wlasnie rozgrywalo: czy chcemy miec swiety spokoj, ze ten turniej

sie odbedzie, czy tez do konca nie wiemy, co sie moze wydarzyc, i

ryzykujemy tak duza ilosc pieniedzy – powiedziala Linette (podajemy za

Interia).

Ze slow polskiej tenisistki wynikalo takze, iz wybrano Cancun rowniez

dlatego, ze WTA Finals to impreza wyjatkowa, wienczy sezon, wiec miejsce

tez musi byc spektakularne.

Wtedy dziennikarze Onetu zadzwonili do Czechow, by dopytac, czy

rzeczywiscie chodzilo o to, ze Rosjanki i Bialorusinki nie moglyby grac.

Czesi zdecydowanie zaprzeczyli, podali za to inny powod wyboru Cancun.

Otoz Czesi chcieli podpisac umowe na organizacje WTA Finals przez kilka

najblizszych lat, natomiast sama WTA nie chciala sie na to zgodzic,

poniewaz liczy, ze juz wkrotce impreza przeniesie sie do luksusow Arabii

Saudyjskiej.

Jeszcze inna hipoteze dorzucil komentator Canal+ Bartosz Ignacik: –

“Kraza plotki, ze dwie Amerykanki bardzo chcialy, by turniej WTA Finals

byl w Cancun”. Czy w tym moze byc ziarnko prawdy? Moze WTA nie tyle

posluchalo amerykanskich tenisistek, ile wykombinowalo, ze warto wybrac

taka sama strefe czasowa, jaka jest w Nowym Jorku, zeby Amerykanie nie

musieli wstawac w nocy. 19-letnia Coco Gauff to mistrzyni US Open z

wrzesnia, nowa gwiazda amerykanskiego sportu. Dla WTA – skarb.

I jeszcze jedna hipoteza – moze najbardziej sensacyjna: stosunki miedzy

federacjami WTA oraz ITF (Miedzynarodowa Federacja Tenisowa). O tej

drugiej mozna powiedziec, iz jest podrzedna wobec WTA, kojarzymy ja

glownie z turniejami reprezentacji narodowych. A tenis to sport wybitnie

indywidualny, ITF sila rzeczy nie ma prawa wygrywac z WTA.

Ale moze organizacja WTA chcialaby, by rola i znaczenie ITF byly jeszcze

mniejsze. I dlatego wybor Cancun – tak daleko od Sewilli, w ktorej 7

listopada rozpoczna sie finaly reprezentacyjnego turnieju Billie Jean

King Cup. Gdyby turniej WTA Finals odbywal sie w Czechach, moze Iga

Swiatek nie zrezygnowalaby z wystepu w Hiszpanii. Zrezygnowala – i

impreza Billie Jean King Cup stracila wielkie nazwisko, i to drugi rok z

rzedu.

PILKA NOZNA

Kolejka 14

Piast Gliwice-Korona Kielce 0-0

Jagiellonia Bialystok-Stal Mielec 4-0

Puszcza Niepolomice-Pogon Szczecin 0-2

Widzew Lodz-Warta Poznan 0-1

Lech Poznan-Ruch Chorzow 2-0

Slask Wroclaw-LKS Lodz 2-1

Rakow Czestochowa-Z.Lubin 5-0

Radomiak-Legia Warszawa 0-1

W poniedzialek G.Zabrze-Cracovia

1.Slask 30pkt

2.Jagiellonia 29pkt

3.Lech 28pkt

4.Rakow 26pkt

5.Pogon 25pkt

6.Legia 23pkt

7.Z.Lubin 20pkt

8.Radomiak 18pkt

9.Warta 17pkt

10.Piast 16pkt

11.G.Zabrze 16pkt

12.Korona 15pkt

13.Stal Mielec 15pkt

14.Widzew 15pkt

15.Cracovia 15pkt

16.Puszcza 10pkt

17.Ruch 8pkt

18.LKS Lodz 7pkt

“Pogon Szczecin wykonala plan. Nawet w dziesiatke byla lepsza od

beniaminka z Niepolomic”-

Mateusz Kasprzyk

Wyjazdowe spotkanie Pogoni Szczecin z Puszcza Niepolomice mialo byc

meczem bez wiekszej historii. Portowcy zapewne liczyli na nieco

latwiejsza przeprawe z beniaminkiem, ale ostatecznie staneli na

wysokosci zadania i w sobote bez wiekszych perturbacji zgarneli komplet

punktow.

Puszcza to najbardziej sensacyjny beniaminek ekstraklasy od co najmniej

dekady. Co prawda w najwyzszej klasie rozgrywkowej meldowaly sie juz

kluby z jeszcze mniejszych miejscowosci niz liczace 15 tys. mieszkancow

Niepolomice, ale np. historia Bruk-Bet Termaliki Nieciecza z malutkiej

wioski pod Tarnowem jest zwiazana z moznym sponsorem, ktory od poczatku

stawial na gre o najwyzsze cele.

W Niepolomicach o awansie do elity nikt natomiast nawet nie marzyl, a

jeszcze kilka lat temu kazdy, kto powiedzialby, ze w Malopolsce Puszcza

bedzie wyzej notowana od Wisly Krakow (gra w pierwszej lidze), zostalby

najprawdopodobniej uznany za niepoczytalnego. Fakt, ze awans do

ekstraklasy byl niespodzianka, potwierdzaja braki infrastrukturalne

Puszczy, ktora z koniecznosci musi rozgrywac swoje domowe mecze na

stadionie Cracovii.

Historia Puszczy jest z pilkarskiego punktu widzenia niezwykle

romantyczna, ale Pogon przyjechala na poludnie Polski z konkretnym

celem, aby w wyrachowany sposob uporac sie ze skomasowana defensywa

druzyny z Niepolomic i wrocic do Szczecina z kolejnym kompletem punktow.

Pierwsza polowa dlugo ukladala sie w sposob latwy do przewidzenia

jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. 70 proc. posiadania pilki bylo po

stronie zmuszonej do ataku pozycyjnego Pogoni. Dosc powiedziec, ze

broniacy sie calym zespolem rywal na przerwe schodzil bez celnego

uderzenia na bramke Valentina Cojocaru.

Przewaga portowcow nie podlegala dyskusji, jednak goscie wyraznie

meczyli sie, grajac z tak nisko ustawionym przeciwnikiem oraz na

kiepskiej murawie. Najbardziej aktywnym zawodnikiem Pogoni po raz

kolejny byl Wahan Biczachczjan, jednak zadna z jego czterech prob

strzalu nie byla celna.

Pod koniec pierwszej polowy gospodarze dodatkowo utrudnili sobie zadanie

po drugiej zoltej kartce dla Fredrika Ulvestada. Norweg zasluzenie

wylecial z boiska po dwoch nieladnych faulach, ale nie potrafil pogodzic

sie z decyzja sedziego i kamery uchwycily, jak glosno oraz ekspresywnie

demonstrowal swoja frustracje w tunelu prowadzacym z murawy do szatni.

W drugiej polowie obraz gry sie nie zmienil (w 49. minucie minimalnie

chybil po strzale glowa Eftimis Kuluris) – Pogon dalej bila glowa w mur.

Na pol godziny przed koncem pomocna dlon do zespolu ze Szczecina

wyciagnal jednak Lukasz Solowiej. Trudno racjonalnie wytlumaczyc

zachowanie stopera Puszczy, ktory najprawdopodobniej chcial podac pilke

do swojego bramkarza albo drugiego ze srodkowych obroncow, jednak

finalnie zagral ja przed siebie. Z niespodziewanego prezentu bezlitosnie

skorzystal Kamil Grosicki, ktory dopadl do futbolowki i z ostrego kata

skierowal ja do pustej bramki.

Puszcza szybko odpowiedziala strzalem Michala Walskiego w slupek, ale

ostatnie, decydujace slowo w tym spotkaniu znowu nalezalo do Pogoni,

ktora w 79. minucie przypieczetowala swoje zwyciestwo. Po bardzo ladnej

akcji i dosrodkowaniu w pole karne Alexandra Gorgona Linus Wahlqvist

wystawil Kulurisowi pilke do pustej bramki. Grek tylko dopelnil formalnosci.

Za tydzien portowcow czeka hitowe starcie z Rakowem Czestochowa u siebie.

I Liga

Kolejka 13

Znicz Pruszkow-Miedz Legnica 1-1

Zalegly mecz 12 kolejki Polonia Warszawa-Lechia Gdansk 0-1

Kolejka 14

Miedz Legnica-Resovia Rzeszow 1-2

Wisla Krakow-Z.Sosnowiec 0-0

Arka Gdynia-Podbeskidze 1-0

Odra Opole-G.Leczna 0-3

Polonia Warszawa-Nieciecza 1-1

Tychy-Lechia Gdansk 1-3

Stal Rzeszow-Katowice 2-2

Motor Lublin-Wisla Plock 2-2

W poniedzialek Chrobry Glogow-Znicz Pruszkow

1.Odra 27pkt

2.Arka 26pkt

3.Lechia 25pkt

4.G.Leczna 25pkt

5.Tychy 25pkt

6.Miedz 23pkt

7.Motor 23pkt

8.Wisla Krakow 21pkt

9.Nieciecza
20pkt

10.Wisla Plock 20pkt

11.Polonia Warszawa 17pkt

12.Katowice 17pkt

13.Stal Rzeszow 15pkt

14.Resovia 14pkt

15.Podbeskidzie 12pkt

16.Z.Sosnowiec 11pkt

17.Znicz 11pkt

18.Chrobry 9pkt

“Arka Gdynia konsekwentna i znow zwycieska. Piec wygranych z rzedu!”-

Milosz Romanski

Pilkarze Arki Gdynia nie przestaja imponowac. Stlamsili kolejnego rywala

w Fortuna I Lidze, pokonujac na wlasnym stadionie Podbeskidzie

Bielsko-Biala 1:0
.
Wygrali skromnie, po golu w samej koncowce, ale ich

przewaga nie podlegala dyskusji.

W poszukiwaniu piatego z rzedu zwyciestwa w Fortuna I Lidze podopieczni

Wojciecha Lobodzinskiego powrocili na Stadion Miejski, na ktorym nie

przegrali od 7 sierpnia. Mimo trwajacego bojkotu meczow domowych przy

przerazliwych pustkach na trybunach w Gdyni spisuja sie wrecz wybornie.

Juz w tym momencie maja na koncie wiecej zwyciestw w domu niz w calym

poprzednim sezonie. A w minionych tygodniach wygrywaja mecz za meczem,

dzieki czemu depcza po pietach druzynom zajmujacym miejsca premiowane

bezposrednim awansem – Odrze Opole i GKS-owi Tychy.

Rezultaty piatkowych spotkan 14. serii gier ulozyly sie dla gdynian

wysmienicie. Wisla Krakow stracila punkty w starciu z zakopanym w

strefie spadkowej Zaglebiem Sosnowiec (0:0), z kolei trzecia w tabeli

Miedz Legnica niespodziewanie przegrala na wlasnym terenie z Resovia

Rzeszow (1:2), ktora zolto-niebiescy tydzien temu odprawili z kwitkiem.

Podbeskidzie z pewnoscia do ligowych tuzow nie nalezy. Popularni

“Gorale” zawodza na calej linii, dopiero w ostatniej kolejce przelamali

sie po 7 kolejnych meczach bez zwyciestwa. Ogranie Wisly (2:1) dodalo im

skrzydel, ale nie zmienilo to faktu, ze przed potyczka z rozpedzonym

zespolem znad morza byli skazywani na pozarcie. Podbeskidzie to jedyna

obok czerwonej latarni ligi Chrobrego Glogow ekipa bez zwyciestwa w

delegacji. Gdynianie zadbali o to, by ten stan rzeczy sie nie zmienil.

Od pierwszej minuty zabrali sie za zepchniecie rywala do glebokiej,

momentami rozpaczliwej defensywy. Gra toczyla sie pod zupelne dyktando

druzyny trenera Lobodzinskiego, ktora tylko potwierdzala doskonala

dyspozycje, kreujac kolejne sytuacje. Atakowala cala dziesiatka, czesto

zdarzalo sie, ze jedynym graczem Arki stojacym na jej polowie byl

bramkarz Pawel Lenarcik.

Vis-a-vis Lenarcika Patryk Procek dlugo nie dawal sie jednak pokonac.

Poradzil sobie m.in. ze sparowaniem poza bramke strzalu Kacpra Skory –

jednego z najlepszych zawodnikow Arki w ostatnich tygodniach. Chwile

wczesniej jego proba z rzutu wolnego zatrzymala sie na bocznej siatce.

Sporo zametu w szeregach pilkarzy z Bielska-Bialej wprowadzaly sprytnie

rozgrywane stale fragmenty – po jednym z rzutow roznych w polu karnym

odnalazl sie niepilnowany Martin Dobrotka, ale slowackiemu stoperowi

zabraklo celnosci i pilka poszybowala ponad poprzeczka.

W koncu i dobrze dysponowany golkiper gosci popelnil blad – na strzal z

dystansu zdecydowal sie Dawid Gojny, Procek zamiast zbic futbolowke na

rzut rozny odbil ja prosto pod nogi nadbiegajacego Przemyslawa Stolca,

ktory dostawiajac noge otworzyl wynik meczu. A przynajmniej tak sie

wowczas wydawalo. Radosc gdynian okazala sie przedwczesna – podobnie jak

przed 6 dniami w Rzeszowie sedziowie VAR dopatrzyli sie spalonego, a

arbiter glowny Grzegorz Kawalko anulowal trafienie, po czym zakonczyl

pierwsza polowe.

Bezbramkowy remis bielszczanie wyraznie przyjmowali z dobrodziejstwem

inwentarza. Nisko ustawieni czyhali na okazje do kontratakow, co nie

przynosilo konkretow w postaci sytuacji bramkowych. Trener Grzegorz

Mokry w przerwie dokonal dwoch korekt w skladzie, wpuscil na murawe Jake

Kolenca oraz Mateusza Ziolkowskiego, a w jego zespole cos drgnelo.

Zolto-niebiescy zostali odsunieci od bramki Procka. Rozgrywania akcji i

jednym, i drugim nie ulatwiala grzaska murawa Stadionu Miejskiego,

ktorej jakosc nie po raz pierwszy w tym sezonie pozostawiala wiele do

zyczenia. Pilka odskakiwala zawodnikom od nogi – gracze z Beskidu

Slaskiego czerpali z tego korzysci i wybijali gdynian z rytmu, starajac

sie utrzymac wynik remisowy.

W szeregach miejscowych golym okiem widac bylo brak pauzujacego za

kartki Sebastiana Milewskiego – pewnie czujacego sie w rywalizacji na

kontakcie z rywalem. Defensywny pomocnik z pewnoscia czulby sie na placu

gry jak ryba w wodzie i rzucilby wyzwanie agresywnie podwajajacym

przeciwnikom. Wprawdzie Michal Borecki i Janusz Gol zabezpieczali tyly,

ale w drugiej polowie miewali fragmentami przestoje w srodku pola.

Ale nawet bez Milewskiego zolto-niebiescy byli w stanie wrzucic swoj

charakterystyczny, wyzszy bieg w koncowce. Konsekwentnie dazyli do

przebicia sie przez ustawione przez rywala zasieki na 30.-40. metrze.

Dwoil sie i troil Procek, ktory interweniowal nawet wtedy, kiedy caly

stadion widzial juz pilke w siatce – jak chociazby po glowce z bliskiej

odleglosci Karola Czubaka z 73. minuty.

10 minut pozniej miejscowi wreszcie dopieli swego. Po bledzie defensywy

Podbeskidzia Daniel Mikolajewski podstawil nieprzepisowo noge

Kobackiemu, a sedzia Kawalko bez zastanowienia wskazal na “wapno”. Do

rzutu karnego podszedl Hubert Adamczyk i z zimna krwia nie pozostawil

Prockowi zludzen.

Druzyna z Gdyni inteligentnie nie dopuscila juz przeciwnika pod

strzezona przez Lenarcika bramke. I nie mialo znaczenia, ze w doliczonym

czasie watpliwa druga zolta kartka zostal ukarany Stolc. To nie byl

mily, latwy i przyjemny mecz. Rywal nie przejawial zbytniej checi gry w

pilke, kreowania sytuacji, ale w takich spotkaniach tez trzeba wykazac

sie zaangazowaniem. Podopieczni Wojciecha Lobodzinskiego tym wlasnie

imponuja i przelamuja kolejne napotkanych na swojej drodze druzyny.

Arka: Lenarcik – Stolc Z Z CZ, Dobrotka, Marcjanik, Gojny – Borecki (77.

Lipkowski), Gol – Skora Z (69. Predenkiewicz), Adamczyk (90. Bednarski),

Kobacki (90. Capanni) – Czubak.

-“Szlagier Fortuna I Ligi dla Lechii Gdansk. Pewne zwyciestwo w Tychach”-

Milosz Romanski

Pilkarze Lechii Gdansk na wznoszacej fali. W niezlym stylu rozprawili

sie na wyjezdzie z GKS-em Tychy 3:1
,
zachowujac miejsce w scislej

czolowce Fortuna I Ligi.

Bez Dawida Bugaja, z Dominikiem Pila ustawionym na prawej flance w bloku

defensywnym gdanszczanie wybrali sie do Tychow, by zmierzyc sie z

miejscowym GKS-em w niezwykle istotnym meczu Fortuna I Ligi. Zespol

trenera Szymona Grabowskiego walczyl zarowno o podtrzymanie serii 6

spotkan bez porazki, ale takze o zachowanie bezposredniego kontaktu z

czolowka ligowej tabeli. Zwlaszcza, ze w tej kolejce porazki poniosly

juz Miedz Legnica (1:2 z
Resovia) i
Odra Opole (0:3 z Gornikiem Leczna).

Na pozycje wicelidera – po zwyciestwie nad Podbeskidziem Bielsko-Biala –

wskoczyla za to Arka Gdynia, do ktorej przed meczem w Tychach

bialo-zieloni tracili cztery punkty. Ciezar gatunkowy niedzielnego

starcia byl naprawde spory. GKS w przypadku zwyciestwa wskoczylby na

fotel lidera, wyprzedzajac Arke i Odre. Trener Dariusz Banasik, zdajac

sobie z tego sprawe, dokonal az szesciu zmian w skladzie, ktory w

tygodniu zostal rozbity przez Legie Warszawa w 1/16
finalu
Pucharu Polski.

Przetasowania w wyjsciowej “11” rywala jakby zaskoczyly gdanszczan. Juz

w 3. minucie w ich polu karnym zrobilo sie goraco – Dominik Polap

zacentrowal wprost na glowe Daniela Rumina, Bogdan Sarnawski nawet nie

drgnal, ale na jego szczescie pilka tylko otarla sie o zewnetrzna czesc

slupka. To byl jednak jedyny kryzys, na jaki sobie pozwolili.

Realizowali plan taktyczny, zwracali szczegolna uwage na organizacje w

ustawieniu linii obronnej, a w ataku polegali na przebojowosci

skrzydlowych – Camilo Meny i Maksyma Chlania.

Podobac mogl sie zwlaszcza Chlan. Wprawdzie stan murawy nie sprzyjal

przeprowadzaniu efektownych rajdow, ale Ukrainiec nie mial klopotow z

mijaniem pilkarzy GKS-u niczym slalomowe tyczki. W sposob niekiedy lekko

chaotyczny – najwazniejsze byly jednak efekty. Po jednej z akcji i

wczesniejszym ograniu trzech rywali z duzym spokojem umiescil pilke w

siatce, dzieki czemu jego kolegom gralo sie latwiej.

Ogolnie rzecz biorac, pierwsza polowa nie porwala. Po strzelonym golu

goscie znad morza skupili sie na bronieniu dostepu do wlasnej bramki, co

udalo im sie wysmienicie, bo tyszanie nie oddali ani jednego celnego

strzalu. Senna atmosfere pilkarze obu druzyn wynagrodzili kibicom po

zmianie stron. Dzialo sie sporo – krotko po wznowieniu gry sedzia Damian

Sylwestrzak wyrzucil na trybuny dwoch czlonkow sztabu GKS-u. Nie

przeszkodzilo to miejscowym w zdobyciu gola wyrownujacego, gdy

wprowadzony na boisko w przerwie Bartosz Spiaczka wygral pojedynek

powietrzny z Dominikiem Pila i zgrabnie przerzucil pilke ponad Sarnawskim.

Euforie w szeregach gospodarzy gdanszczanie stlumili blyskawicznie. I to

nie jedna, a dwiema bramkami! W mgnieniu oka przed “16” odnalazl sie

Rifet Kapic, zamarkowal poczatkowo strzal, po czym w koncu przymierzyl i

plaskim uderzeniem pokonal Macieja Kikolskiego. Minute po utracie

prowadzenia bylo 2:1 dla Lechii, ale na tym przyjezdni nie poprzestali.

Tomasz Neugebauer wypracowal znakomita sytuacje niewidocznemu wczesniej

Tomasowi Bobckowi, wylozyl mu pilke jak na tacy, a slowacki napastnik

wpisal sie na liste strzelcow po raz czwarty w tym sezonie.

Dwa szybko wyprowadzone ciosy niech posluza za dowod na to, ze sztab

trenera Grabowskiego odrobil prace domowa. Skuteczna realizacja zalozen

taktycznych na murawie pozwolila pilkarzom z Gdanska ponownie dyktowac

warunki. Tego dnia ich po stronie zagralo niemal wszystko – od gry w

destrukcji, przez rozprowadzanie akcji w ataku pozycyjnym, czujnosc w

odbiorze pilki w srodkowej strefie boiska, po pewnego miedzy slupkami

Sarnawskiego.

Lechia pokonala w Tychach GKS 3:1 i zrownala sie z nim punktami w tabeli

Fortuna I Ligi. W nadchodzacy piatek bialo-zieloni zmierza sie z

kolejnym wymagajacym rywalem – Wisla Krakow (godz. 20.30).

“Barcelona wygrywa, Lewandowski osuwa sie tam, gdzie go jeszcze nie bylo”-

Rafal Stec

Polak gral tak slabo, ze zostal odwolany z boiska juz w 57. minucie

wygranego przez Barcelone 1:0 wyjazdowego meczu z Realem Sociedad

Gehenna sie przeciaga. Robert Lewandowski, ktory cierpi przez caly rok

2023 – i w klubie, i w reprezentacji kraju – nie tyle gral w sobotni

wieczor zle, co w grze prawie nie uczestniczyl. Mozna by tylko

dyskutowac, na ile “zawinila” cala druzyna Barcelony, a na ile jego slabosc.

I staje sie coraz bardziej prawdopodobne, ze to nie chwilowe zaburzenie,

lecz trend. Polak oswaja sie z sytuacja, ktorej nie doswiadczyl od

przeszlo dekady, od trudnych poczatkow w Bundeslidze.

Krolem strzelcow zostawal wszedzie, gdzie gral. Na niskoligowych

peryferiach w Zniczu Pruszkow, na boiskach tzw. ekstraklasy w barwach

Lecha Poznan, w Borussii Dortmund i Bayernie Monachium, wreszcie w

minionym sezonie w Barcelonie. Zdobywal te zaszczyty seryjnie, ostatni

raz nie udalo mu sie w 2017 roku, ale nawet wtedy mial wspanialy czas –

zdobyl tytul wicekrola strzelcow Bundesligi, do triumfu zabraklo mu

jednego gola. Mozna rzec, ze na tronie mieszkal, w najgorszym razie

przycupnal tuz obok.

Az nastala biezaca jesien i pojawilo sie realne niebezpieczenstwo, ze

Lewandowskiemu korona z glowy jednak spadnie. I wyladuje bardzo daleko

od niego, z bardzo nieoczekiwanych przyczyn. Po pierwsze, w lidze

hiszpanskich zjawil sie niestandardowy rywal – w Realu Madryt

fenomenalnie wystartowal Jude Bellingham, ktory jest graczem srodka

pola, nigdy wielu bramek nie zdobywal i nikt od niego snajperskich

popisow nie wymaga.

Po drugie, z perspektywy polskiego kibica istotniejsze, Lewandowski

wyglada tak samo niewyraznie jak wiosna. Media wypominaja mu juz, ze

zaczal sezon najgorzej od dekady, bo po 11 kolejkach ligowych – przed

tym weekendem – mial zaledwie piec goli, czyli dwa razy mniej od

wspomnianego angielskiego lidera klasyfikacji strzelcow, i mniej od az

szesciu innych zawodnikow.

Recenzowanie go poprzez nagie statystyki nie jest calkiem sprawiedliwe,

bo Polak przez blisko miesiac leczyl skrecony staw skokowy – wedlug “The

Athletic” nie chcial grac na srodkach przeciwbolowych – a kiedy byl

zdrowy, to kulala ofensywa calej druzyny. Poniekad zreszta rowniez z

powodu kontuzji innych gwiazd Barcelony.

Nie sposob jednak nie zauwazyc, ze Lewandowski zatracil lekkosc, zaczal

popelniac sporo drobnych technicznych bledow, o blysku nie ma nawet co

mowic. I w sobotni wieczor dzialo sie jak zwykle – gra calego

katalonskiego zespolu rzezila, a polski napastnik wlasciwie w niej nie

uczestniczyl. Gdy opuszczal boisko, mial zdecydowanie najmniej kontaktow

z pilka wsrod wszystkich 22 zawodnikow biegajacych po murawie, a kiedy

juz ja dotykal, to raczej dzieki wybiciom w defensywie niz probom

ofensywnym.

To tez mu sie nie zdarzalo – usiasc miedzy rezerwowymi przed uplywem

godziny gry. Zawsze byl nienasycony, pozadal pelnych 90 minut (plus czas

doliczony) niezaleznie od okolicznosci. Czy teraz trener Xavi Hernandez

bral pod uwage, ze Lewandowski wraca po kontuzji? Tak czy owak zdjal

pilkarza nieprzydatnego, ktorego nie da sie tej jesieni umieszczac wsrod

najznakomitszych napastnikow – obok Erlinga Haalanda, Kyliana Mbappé czy

Harry’ego Kane. I zwycieskiego gola Barcelona w doliczonym czasie gry

strzelila bez jego udzialu.

“Wierze w jeden prawdziwie powszechny kosciol futbolowy”-

Wojciech Kuczok

Podczas ostatniego spisu powszechnego w rubryce dotyczacej

przynaleznosci do wspolnoty wyznaniowej wpisalem pilke nozna.

Wierze w jeden prawdziwie powszechny kosciol futbolowy. Jestem kibicem

zarliwym: pamietam, aby swiecic dzien swiety, ale i wszelkie dni

powszednie – pucharowe czwartki sa mi rownie mile, co ligowe

poniedzialki, a i noca nie wzgardze, jesli akurat na drugim koncu swiata

trwa mecz.

Zyje wedle kalendarza liturgicznego, a swiat w nim co niemiara, nie

tylko podczas mundiali jestem w stanie zniesc po kilka nabozenstw w

ciagu doby. Od rubryki “mecze do obejrzenia” zaczynam rozpiske zajec

tygodniowych, dopiero potem notuje sobie liste zadan zawodowych i

rodzinnych – mam swoj skarbczyk kibica, dzieki ktoremu jestem stale

rozmodlony – sklady i terminarze to tresc moich godzinek.

Jestem kibicem fanatycznym, stronniczym i dogmatycznym – nie odmawiam

prawa istnienia innym sportom zespolowym, ich milosnikow nie nawracam

przemoca na pilke nozna, ale waze sobie lekce ich pasje, a nawet

podejrzewam o bigoterie. Futbol powiedzial: nie bedziesz mial innych

bogow przede mna i ja sie do tego przykazania stosuje. Inkluzywne trendy

wspieram, a nawet podziwiam – zachwyca mnie nagroda Puskasa za

najpiekniejsza bramke roku dla ampfutbolisty, trzymam kciuki za

niewidomych uganiajacych sie za okragla grzechotka, panie w kostiumach

boiskowych rozjemcow sa mile mojej duszy, podobnie jak dziewczeta w

korkach – jednak sklamalbym, gdybym rzekl, ze spedzaja mi sen z powiek w

rownym stopniu, co zawody chlopcow. Historia futbolu, moje Pismo Swiete,

jest kronika meskich zmagan, spisana niemal wylacznie przez meskich

ewangelistow – byc moze przyszlym pokoleniom dane juz bedzie wychowac

sie na wersji zaktualizowanej o rownouprawnione pilkarki nozne.

Jestem kibicem wiernym i nieobiektywnym. Glosze chwale swojej parafii

wbrew kodeksom zawodowym, niedawno redaktor konkurencyjnej gazety

tlumaczyl, dlaczego musielismy sie rozstac: “Kuczok pisze sprawnie, ale

jest kibicem Ruchu Chorzow i za mocno to eksponowal w felietonach”.

Szczesliwie dzial sportowy “Wyborczej” milosiernie znosi juz od dekady

moje niebieskie podstepy – o zadnym klubie nie pisze tak czesto i pod

byle pretekstem.

Owoz, nic na to nie poradze, ze wydarzenia pilkarskie ostatnich tygodni

byly dla mnie niebieskie: powrot Ruchu do Chorzowa i premiera nowej

ksiazki Pawla Czado. Dla calej trojki ligowych beniaminkow runda

jesienna jest czasem cierpienia, dawno juz tak predko nie okazalo sie,

jak bardzo ekstraklasa odjechala nizszym ligom, od lata trwam zatem w

wielkim poscie i przypominam sobie najczarniejsze serie klubu – lecz

czymze jest jedenascie meczow bez zwyciestwa wobec faktu, ze gramy teraz

na najwiekszej arenie ligowej w kraju? Liturgia meki wszakze tez jest

wydarzeniem wspolnotowym – na pierwszym meczu po powrocie do macierzy

(jeszcze nie na Cicha, ale w idealnym swiecie to wlasnie Stadion Slaski,

55-tysiecznik powinien byc arena na miare sportowych ambicji

legendarnego klubu) przybylo 30 tys. fanow. Tyle bywalo na kazdym meczu

Ruchu w czasach dla niego najlepszych po wojnie, czyli w okresie zlotej

jedenastki Michala Vicana, ktora zdobyla krajowy dublet w 1974, a takze

dotarla do cwiercfinalu Pucharu Europy.

Niekwestionowana gwiazda ataku tamtej ekipy byl Joachim Marx “Asiu”,

ktorego zywot spisal gorliwy apostol slaskiej pilki, Pawel Czado.

Najwiekszy z nieobecnych na mundialu 1974, mistrz olimpijski, pozniejsza

gwiazda Racingu Lens, znalazl swojego biografa w czlowieku, ktory

slupkom klikalnosci nigdy sie nie klanial. Moze dlatego wolal swego

czasu zamiast sto jedenastej historii Realu Madryt napisac pierwsza

ksiazke o… Szombierkach Bytom, pewnie i z tej przyczyny ostatecznie

porzucil etat dziennikarski i pomimo rozpoznawalnosci na wszystkich

slaskich stadionach, na ktore bez trudu wszedlby za darmo, woli sobie

kupowac bilety. Albowiem, paradoksalnie, wyznawcy kosciola futbolowego,

choc zniewoleni pilka, wysoko cenia sobie wolnosc. Ksiazki Pawla sa

Czadowe. Grzech nie polecac.

SIATKOWKA

Polska i Wlochy dzialaja razem. Reszta siedzi cicho. Sebastian

Swiderski: nie wiem czemu

Prezes PZPS Sebastian Swiderski wrocil niedawno z Lozanny, gdzie

uczestniczyl w rozmowach z FIVB na temat zmian w kalendarzu rozgrywek.

Chodzi o to, by zawodniczkom i zawodnikom zapewnic lepsze warunki do

regeneracji miedzy sezonami, a co za tym idzie – unikac sytuacji, do

jakich dochodzilo w piatkowym meczu o Superpuchar Polski. Swoje uwagi w

rozmowach z wladzami swiatowej siatkowki zglaszali glownie Polacy i

Wlosi. – Nie wiem, czemu inne federacje tego nie zrobily – mowi

Swiderski w rozmowie z Przegladem Sportowym Onet.

Edyta Kowalczyk

Prezes PZPS ogladal mecz o Superpuchar Polski razem z selekcjonerem

Polakow Nikola Grbiciem

Edyta Kowalczyk: Ogladal pan w katowickim Spodku mecz o Superpuchar

Polski i widzial powrot zespolu z Kedzierzyna-Kozla, ktory przegrywal

juz z Jastrzebskim Weglem 0:2 w calym spotkaniu i 13:19 w trzecim secie,

by ostatecznie siegnac po trofeum. Mozna bylo sie spodziewac, ze

trzykrotni triumfatorzy Ligi Mistrzow az tak odwroca losy rywalizacji?

Sebastian Swiderski (prezes PZPS): Oni maja DNA zwyciezcow, ktorzy tyle

razy siegali po klubowe mistrzostwo Europy oraz pewnosc tego, co zrobic

w koncowkach setow, by ostatecznie wygrac spotkanie. Gdy wydaje sie, ze

ZAKSA juz utonela, nie wiadomo skad jej siatkarze lapia drugi oddech i

zaczynaja grac coraz skuteczniej. Trudno powiedziec, co sie stalo, ze

Jastrzebski Wegiel nagle sie zatrzymal i przestal grac. Z kolei w

zespole ZAKSY przez kontuzje boisko musial w trakcie meczu opuscic

rozgrywajacy Marcin Janusz, pozniej wszedl Daniel Chitigoi, ktory nie

jest znanym zawodnikiem w naszej lidze, ale jak a 18-latka pokazal sie z

bardzo dobrej strony. Juz we wczesniejszych meczach miewal dobre

wejscia, ale kazdemu mlodemu zawodnikowi zycze takiego debiutu w meczu o

trofeum, jaki mial Daniel w katowickim Spodku.

Na to spotkanie przylecial takze selekcjoner kadry Nikola Grbic.

Mieliscie okazje porozmawiac?

Tak, widzielismy sie przed meczem, rozmawialismy jeszcze w trakcie

pierwszego seta, ale umowilismy sie tez na spotkanie pozniej w hotelu.

Glownie rozmawialismy o kalendarzu, planach na najblizszy czas, a takze

kolejnej wizycie trenera w Polsce.

Jezeli chodzi o plany dotyczace kadry, to niedawno wrocil pan z Lozanny,

gdzie rozmawialiscie z FIVB na temat organizacji kalendarza

reprezentacyjnego. Co udalo sie ustalic?

FIVB przekazala nam propozycje kalendarza, a uwagi zglaszalismy glownie

my, jako strona polska i Wlosi. Nie wiem, czemu inne federacje tego nie

zrobily. Na temat zmian dlugo rozmawialismy takze w kuluarach. Mamy

zebrac nasze uwagi – my, jak i federacja z Italii – i wyslac je do FIVB.

Mam nadzieje, ze to bedzie kropla, ktora drazy skale, dzieki czemu

siatkowka bedzie szla w coraz lepszym kierunku, a zawodnicy i

zawodniczki zyskaja wiecej czasu na odpoczynek, by moc lepiej

prezentowac sie na boisku. To wszystko rowniez po to, by unikac takich

widokow, jak w Katowicach, gdzie dalo sie dostrzec zmeczenie u

kadrowiczow. Gdy dochodzi do dlugich meczow, nie sa w stanie grac w

pelnym wymiarze. Trzeba znalezc zloty srodek.

Jak jest plan FIVB i czego dotyczyc beda uwagi, jakie jako PZPS

przeslecie do miedzynarodowej federacji?

Nie moge do konca zdradzac, bo nie wszystko zostalo jeszcze

zatwierdzone. Przede wszystkim jednak FIVB zapowiedzialo, ze nie bedzie

juz turniejow kwalifikacyjnych, takich jak te tegoroczne do igrzysk, czy

do innych zmagan. Mistrzostwa Europy beda kwalifikacja do mundialu, a

takze pierwszym etapem walki o przepustke olimpijska. Drugim sposobem

zdobycia kwalifikacji na igrzyska beda mistrzostwa swiata. Wazny bedzie

tez ranking FIVB, a Liga Narodow ma sie stac bardziej prestizowa. Chodzi

o pewna zmiane formuly. Z kolei nasze uwagi sa bardziej techniczne, lecz

nie chce jeszcze zaglebiac sie w szczegoly.

Ten odpoczynek dla graczy bedzie istotny, bo widac po poczatku obecnego

sezonu PlusLigi, jak dluga jest lista zawodnikow kontuzjowanych. Zreszta

Marcin Janusz z ZAKSY czy Norbert Huber z Jastrzebskiego Wegla musieli

opuscic boisko przed koncem meczu o Superpuchar Polski. Jako prezes PZPS

jest pan zaniepokojony ta sytuacja?

Tak, choc nalezy zweryfikowac, ktorzy zawodnicy na tej liscie sa

kontuzjowani, a latem wystepowali w kadrze, a ktorzy nie.

Dlatego rodzi sie pytanie – dlaczego oni lapia kontuzje, skoro miedzy

sezonami ligowymi maja kilka miesiecy na odpoczynek, a pozniej kolejne

tygodnie przed startem ligi na przygotowania z klubem. To

niewytlumaczalne. Urazy kadrowiczow sa typowo zmeczeniowe, bo grania

bylo bardzo duzo w tym roku. Marcin Janusz juz w poprzednim meczu

ligowym nie wystapil ze wzgledu na problemy z kregoslupem, a te kwestie

zwiazane ze zmeczeniem organizmu beda wracaly. Najwazniejsze, zeby

sztaby medyczne zdolaly postawic na nogi zawodnikow, by ci mogli

wystapic w meczach o stawke.

Na podstawie: Onet.p, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, 90minut.pl,

pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl opracowal Reksio.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,