DZIEN DOBRY – TU POLSKA
GAZETA MARYNARSKA
Imienia Kpt. Ryszarda Kucika
(Rok XXII nr 235) (6700)
30 sierpnia 2023r.
Pogoda
sroda, 30 sierpnia 18 st C
Przelotne opady
Opady:80%
Wilgotnosc:92%
Wiatr:14 km/h
Kursy walut
Euro 4.47
Dolar 4.13
Funt 5.21
Frank 4.67
Dzien dobry Czytelnicy 🙂
W Zielonej Gorze podobno ktos uciekal przed policja rowerem elektrycznym
80kmh. To nie ja jakby co 😉 po pierwsze jestem w Redzie, po drugie
najszybciej jechalam 35km/h i na moj gust to bylo szybko 😉
Ania Iwaniuk
A tutaj pierwsza odpowiedz od Pana Pawla (Szymanskiego 🙂 ) na wczorajsze
slowa Kuby:
Dlaczego gazeta ma przetrwac?
-To jedyna gazeta ktora sie czyta a nie oglada (brak reklam i innych
rozpraszaczy)
– Nie mam innych gazet na statku
– przypomina zeby pomagac
Czego wiecej chciec?
Tak trzymac!
Pisac/Przesylac/Pomagac
Pozdrawiam
Pawel
Oraz od Pana Krzysztofa Michalskiego:
Hej Ania,
Hej Kuba,
Tak sobie ostatnio myslalem jak to na jednym ze statkow bylem z kapitanem,
ktory bardzo nie lubial pogladow Gargamela (Starego pierdoly-jak lubial o
sobie mowic), ale dzieki niemu wiele razy w gazetce bylo duzo ciekawych
informacji, chociazby jak sam pisales o tym iz flota morska (statki Solas)
rozrosla sie w kryzysie dwukrotnie. Fajnie bylo czytac jego wpisy i pozniej
patrzec czy to w gazetce czy na statku jak idzie draka na calego. Mam
nadzieje iz sobie bedzie dobrze odpoczywal i nadzorowal nas wszystkich
czytelnikow na morzu i ladzie.
Odnosnie Twojej wypowiedzi Kuba, to mysle ze nie wszyscy narzekaja na ta
nasza prace. Ja mowie iz to lubie i swiadomie tak wybralem, a jak szedlem
do szkoly morskiej to nie wiedzialem jak wyglada praca marynarza.
Pytasz sie jak motywowac juniorow, tego chyba nikt nie wie, bo nie zawsze
oni wiedza czego chca. Na statku najlepsze co mozemy zrobic to atmosfera
normalnosci/spokoju moze nawet kolezensko-przyjacielska.
Trzeba tez brac pod uwage iz ludzie obecnie idacy na morze nie zawsze
wiedza jak wyglada zycie na morzu, przez co tez rezygnuja z tego szybko.
Odnosnie opinii to zastanawiam sie co miales na mysli piszac “prawdziwe
opinie”? Ludzie mysla iz mlodzi zabiora nam prace? Wydaje mi sie iz tak nie
bedzie, No ale moge sie mylic.
Pozdrawiam
Krzys
Dowcip
W srodku nocy patrol poli- cji zatrzymuje prostytutke. Po spisaniu
personaliow policjant pyta ja o zawod.
– A tak chodze… od latarni do latarni.
– Wacek pisz – pogotowie energetyczne.
Incydenty na kolei. Zarzuty wobec dwoch osob
Do osmiu lat wiezienia moze grozic dwom osobom podejrzanym w sprawie
nieuprawnionego nadawania sygnalu “radio-stop”, ktory spowodowal
zatrzymanie kilku pociagow. Prokuratura Krajowa postawila im dzis zarzuty.
W poniedzialek wieczorem podlaska policja przyznala, ze jednym z
podejrzanych jest bialostocki funkcjonariusz. Komendant Wojewodzki Policji
w Bialymstoku wszczal postepowanie dyscyplinarne i wydal decyzje z rygorem
natychmiastowej wykonalnosci o zawieszeniu funkcjonariusza, ktoremu
prokuratura przedstawila zarzuty. Wszczeto tez procedure zwolnienia ze
sluzby. Sledztwo w tej sprawie prowadzi podlaski oddzial zamiejscowy
Prokuratury Krajowej. Jej dzial prasowy poinformowal we wtorek, ze sledczy
postawili dwom zatrzymanym mezczyznom zarzuty kwalifikowane z art. 224a
oraz 174 par. 1 Kodeksu karnego. To zarzuty dotyczace stworzenia sytuacji,
ktora ma wywolac przekonanie o istnieniu zagrozenia zycia lub zdrowia wielu
osob lub mieniu w znacznych rozmiarach, co wywoluje dzialania instytucji
publicznych lub organu ochrony bezpieczenstwa, porzadku publicznego lub
zdrowia majace na celu uchylenie tego zagrozenia, ale takze sprowadzenia
bezposredniego niebezpieczenstwa w ruchu ladowym. Grozi za to od szesciu
miesiecy do osmiu lat wiezienia.
Prokuratura Krajowa nie udziela zadnych szczegolowych informacji, m.in. czy
i jakie wyjasnienia zlozyli podejrzani, czy przyznali sie i jakie srodki
zapobiegawcze zostaly wobec nich zastosowane. Wczesniej policja
informowala, ze zatrzymala w Bialymstoku dwoch mezczyzn w wieku 24 i 29 lat
w domu na jednym z bialostockich osiedli, w niedziele po godz. 13.
Zabezpieczono tam rowniez sprzet krotkofalarski. Z wykorzystaniem
zabezpieczonego sprzetu krotkofalarskiego, mezczyzni ci mieli – w roznych
odstepach czasu – nadawac sygnal dzwiekowy, uruchamiajacy w pociagach
hamulec bezpieczenstwa. W wojewodztwie podlaskim w niedziele rano z powodu
nieuprawnionego nadania sygnalu radio-stop stanely pociagi w poblizu stacji
Lapy, a kolo poludnia dwukrotnie wstrzymano ruch kolejowy na trasie
Sokolka-Szepietowo. Spolka PKP PLK zapewniala wtedy, ze opoznienia nie byly
duze, a sprawa zajmuja sie juz sluzby, m.in. Agencja Bezpieczenstwa
Wewnetrznego, Straz Ochrony Kolei, policja oraz przewoznicy.
Potezny wycieczkowiec w gdynskim porcie
Na poczatku ostatniego tygodnia wakacji do gdynskiego portu zawinal
wycieczkowiec MSC Poesia. Jednostka posiada 1275 kabin, ktore w wiekszosci
posiadaja prywatny balkon.
Cykl wejscia wycieczkowcow do portu rozpoczal sie w maju. Statki bedzie
mozna podziwiac do 27 pazdziernika.
Ostatni tydzien wakacji zwienczyl wycieczkowiec MSC Poesia, ktory pojawil
sie na polskim wybrzezu. 28 sierpnia o godzinie 8.00 przybil do Portu
Gdynia. MSC Poesia zostala zbudowana w 2008 roku przez stocznie Aker Yarts
we Francji. Jest to siostrzana jednostka statkow MSC Musica, Orchestra i
Magnifica. Pierwsza z floty, ktoa nie zostala ochrzczona we Wloszech, a w
angielskim porcie Dover. Poklad statku obfituje w aktywnosci i miejsca
przeznaczone dla sportowcow. Znajdziemy tam silownie, boisko do koszykowki
czy kort tenisowy. Organizowane sa tez zajecia fitness i taneczne.
Wieczorem goscie moga liczyc na wystepy teatralne, muzyke na zywo, imprezy
taneczne i kasyno. Jednostka posiada 1275 kabin, ktore w wiekszosci
posiadaja prywatny balkon.
Wycieczkowiec spedzil w Porcie Gdynia 10 godzin, w tym czasie turysci mogli
odkrywac Trojmiasto i wypoczywac na ladzie.
Reuters: trzy rosyjskie dziennikarki prawdopodobnie otrute w Niemczech
Rosyjska dziennikarka niezalezna Elena Kostiuczenko nigdy nie pomyslala, ze
moze zostac otruta, przebywajac poza Rosja. Kobieta jednak nagle
zachorowala w pociagu do Berlina. W tym samym czasie podobne objawy
stwierdzono o dwoch innych rosyjskich dziennikarek. Kiedy pracujesz jako
reporter sledczy w Rosji, zawsze zachowujesz ostroznosc – powiedziala
rosyjska dziennikarka niezalezna Elena Kostiuczenko w rozmowie z agencja
Reutera.
– Postepujesz zgodnie z roznymi protokolami. Ale kiedy znalazlam sie w
Europie, zupelnie zapomnialam o tych wszystkich srodkach bezpieczenstwa –
przyznala dziennikarka, ktora ujawnila niektore rosyjskie zbrodnie wojenne
w Ukrainie.
Niemieccy sledczy badaja, czy obecnie ukrywajaca sie Kostiuczenko nie padla
ofiara ataku, gdy w pazdzierniku 2022 roku nagle zachorowala. – W czasie
podrozy z Monachium do Berlina nagle zaczelo mi sie krecic w glowie i
pojawil sie silny bol brzucha. Objawy te utrzymywaly sie przez kilka
tygodni – podkreslila dziennikarka. Kiedy dziennikarka zorientowala sie, ze
mogla zostac otruta, bylo juz za pozno na to, aby prokuratorzy ustalili,
jakie substancje byly tego przyczyna. – Musialam zdjac pierscionki, bo moje
palce byly bardzo spuchniete – wspomniala. Po miesiacach od tego zdarzenia
wciaz odczuwa skutki zatrucia, moze pracowac tylko trzy godziny dziennie.
Agencja Reutera przypomina, ze w przeszlosci dochodzilo poza granicami
Rosji do prob otrucia wrogow Wladimira Putina – w tym bylych tajnych
agentow Siergieja Skripala czy Aleksandra Litwinienki.
Proby otrucia rosyjskich dziennikarek
Chociaz Kreml zaprzecza udzialowi w zabojstwach, zdaniem Kostiuczenko “to
by pasowalo do narracji Putina, ze nie mozna wybaczac zdrajcom”. – Nigdy
nie wspolpracowalam z tajnymi sluzbami i mimo wszystko myslalam, ze w
Europie jestem bezpieczna – powiedziala dziennikarka. W czasie, gdy
rosyjscy aktywisci i dziennikarze uwazaja, ze we wlasnym kraju sa
zagrozeni, stolice panstw Unii Europejskiej postrzegaja jako bezpieczne
przystanie i nie biora pod uwage mozliwosci, ze tam rowniez moga stac sie
celem.
– Kiedy znalazlam sie w Europie, zupelnie zapomnialam o srodkach
bezpieczenstwa. Podczas podrozy do Monachium korzystalam z Messengera –
przyznala Kostiuczenko.
Agencja Reutera wskazuje, ze kobieta byla jedna z trzech niezaleznych
rosyjskich dziennikarek, ktore w podobnym okresie zostaly prawdopodobne
otrute poza granicami Rosji. Cala trojka miala podobne objawy.
Posiedzenie KRS. Ziobro o “narastajacym upartyjnieniu” czesci sedziow
W poniedzialek odbylo sie posiedzenie Krajowej Rady Sadownictwa zwolane na
wniosek ministra sprawiedliwosci Zbigniewa Ziobro. – Mamy powazny problem z
narastajacym upolitycznieniem polskich sadow – stwierdzil minister w
wystapieniu. – Jest wiele orzeczen, ktore budza zasadnicze zastrzezenia –
podkreslil. Prezes PiS Jaroslaw Kaczynski stwierdzil w sobote w Sokolowie
Podlaskim, ze praworzadnosc “jest dzisiaj bardzo czesto deptana”. – Ale
przez kogo? Przez sady. Przez te sady, ktore sa tak bronione. To one sobie
po prostu bardzo czesto kpia z oczywistych faktow. Kpia sobie wlasnie z
praworzadnosci. My to zmienimy. Tym razem nic nas nie zatrzyma. Zmienimy to
– zadeklarowal. W poniedzialek – uzasadniajac na poczatku rozpoczetego
okolo godz. 11 posiedzenia Krajowej Rady Sadownictwa powody wniosku o jego
zwolanie – minister sprawiedliwosci Zbigniew Ziobro mowil o “narastajacym
upolitycznieniu, a mozna by rzecz upartyjnieniu, w dzialalnosci czesci
sedziow”. W tym kontekscie Ziobro przytoczyl m.in. kwestie – jak mowil –
“bandyckiego napadu ze stycznia zeszlego roku na kierowce ciezarowki i
towarzyszaca mu kobiete, ktora byla uczestnikiem akcji informacyjnej
zwiazanej z organizacja pro-life, chroniaca zycie”. – Okazuje sie, ze sady
obu instancji uznaly, ze tego rodzaju bandycki napad w bialy dzien, w
stolicy Polski, w srodku Europy, nie jest przestepstwem – zaznaczyl
minister. Mamy powazny problem z narastajacym upolitycznieniem polskich
sadow, ktory przeszedl juz z fazy debat i dywagacji politycznych, udzialu w
wiecach partyjnych i spotkan z politykami, ktore byly obliczone na
polityczne emocje oraz cele i doszedl juz do fazy stosowania poteznej
wladzy sedziowskiej w konkretnych przypadkach dotyczacych konkretnych
polskich obywateli – mowil Ziobro. Minister zastrzegl, ze “jest bardzo
wielu sedziow, ktorzy zachowuja najwyzsza powsciagliwosc, jesli chodzi o
wlasne poglady i przekonania osobiste”. Jak jednak wskazal “jest wiele
orzeczen, ktore budza zasadnicze zastrzezenia”. Rola KRS jest zastanowienie
sie, co zrobic, aby nie cierpial autorytet sadownictwa, aby nie upadal
autorytet trzeciej wladzy, ktora powinna miec za soba majestat prawa i
powagi tego prawa, przekonania, ze sedziowie sa naprawde niezawisli i nie
ulegaja pogladom politycznym, tym wlasnym zapatrywaniom i nie wydaja
wyrokow wedle roznej miary, w zaleznosci od tego, kogo one dotycza –
wskazal Ziobro.
Przewodniczaca KRS: pytanie jest takie, czy godzimy sie na taka dzialalnosc
publiczna sedziow
Juz wczesniej KRS informowala, ze poniedzialkowe posiedzenie Rady bedzie
dotyczylo “przeprowadzenia dyskusji w sprawie rownego traktowania stron
postepowan w polskich sadach z zachowaniem neutralnosci swiatopogladowej”.
“Tematem obrad bedzie postepujace upolitycznienie sadownictwa i stosowanie
przez niektorych sedziow podwojnych standardow” – informowano. To
nadzwyczajne, jednodniowe posiedzenie KRS przed prawie dwoma tygodniami
zwolala po wniosku Ziobry przewodniczaca KRS Dagmara Pawelczyk-Woicka.
Przewodniczaca KRS wyjasniala, ze obliguja ja do tego przepisy ustawy o
KRS, zgodnie z ktorymi przewodniczacy Rady jest zobowiazany do wyznaczenia
posiedzenia KRS na wniosek ministra sprawiedliwosci.
Ziobro, kierujac do przewodniczacej Pawelczyk-Woickiej wniosek o zwolanie
posiedzenia, podkreslal, ze – w jego ocenie – dochodzi do orzeczen
wydawanych przez sady z “wyraznie politycznych motywacji”.
Niebezpieczne odpady 100 metrow od domow. Pojemniki zaczely sie
rozszczelniac
360 ton odpadow po produkcji lakierow i farb trafilo nielegalnie do Zor.
Ktos wynajal teren na podstawione osoby i zniknal. Mimo ze posesja z
wysypiskiem jest prywatna, za sprzatanie zabralo sie miasto, bo odpady
zaczely zagrazac okolicznym mieszkancom. O osmej rano w poniedzialek ruszyl
kolejny etap usuwania nielegalnego skladowiska niebezpiecznych odpadow w
Zorach przy ulicy Sosnowej. Do wywiezienia i utylizacji jest okolo 360 ton
smieci. To pozostalosci po produkcji farb i lakierow, w postaci cieklej i
stalej. W plastikowych pojemnikach, mauzerach i beczkach, pozostawionych na
naczepach ciezarowek 100 metrow od domow mieszkalnych. Wladze Zor
dowiedzialy sie o tym nielegalnym wysypisku w lutym 2019 roku. Urzednicy
probowali dotrzec do ich wlasciciela. Teren jest prywatny. Jednak okazalo
sie, ze zostal wynajety przez tak zwane slupy, czyli podstawione osoby. Kto
za nimi stoi, dotad nie ustalono.
Tymczasem pojemniki z odpadami zaczely sie rozszczelniac, co stworzylo
zagrozenie dla okolicznych mieszkancow. Dlatego miasto, nie ogladajac sie
na koszty, zaczelo likwidowac problem. Najpierw zidentyfikowano odpady,
okreslono ich ilosc i rodzaj, wskazano procesy utylizacji. Nastepnie
wyloniono w przetargu specjalistyczna firme z Kedzierzyna-Kozla, ktora
wywozi pojemniki do Gdanska do utylizacji.
Potrzeba na to prawie 2 miliony zlotych. Samorzad stara sie pozyskac
pozyczke z katowickiego WFOSiGW oraz dofinansowanie z programu
priorytetowego “Usuwanie porzuconych odpadow” Narodowego i Wojewodzkiego
Funduszu Ochrony Srodowiska, ktore pokryje ledwo 55 procent kosztow.
Ze zbombardowanego domu mrowki wyniosly obrazek Jezusa? “To przebija
wszystko”
“Mrowki niosace ikone Zbawiciela” – informuje napis po rosyjsku nalozony na
nagranie, ktore mialo powstac w zbombardowanej Makiejewce. Wzbudza
komentarze internautow – ale tez niedowierzanie. Slusznie, bo to przerobka
i nie ma nic wspolnego z Ukraina. “Nie do wiary…..Ze zbombardowanego domu
w Makiejewce, gdzie zgineli wszyscy mieszkancy, mrowki wyniosly obrazek
Jezusa Ukrzyzowanego…( dostalam od siostry)” – napisala 14 sierpnia tego
roku jedna z uzytkowniczek platformy X (dawniej Twitter; pisownia postow
oryginalna). Makiejewka to ukrainskie miasto, ktore od 2014 roku znajduje
sie pod kontrola samozwanczej Donieckiej Republiki Ludowej. TVN24 BiS
kilkukrotnie informowal o wojennych dzialaniach w tym miescie, m.in. na
poczatku lipca tego roku, kiedy to ukrainska armia poinformowala o
zniszczeniu rosyjskiego magazynu wojskowego w tym miescie. W poscie o
rzekomej historii z mrowkami z Makiejewki dolaczono trwajace ponad minute
nagranie. Material jest slabej jakosci. Widac na nim, jak mrowki
rzeczywiscie niosa nadpalony obrazek przedstawiajacy ukrzyzowanego
Chrystusa. W tle slychac muzyke. U gory kadru napis w jezyku rosyjskim
informuje: “Niesamowity widok – mrowki niosace ikone Zbawiciela”. Post
wyswietlono 45,4 tys. razy; prawie 1,2 tys. osob go polubilo, ponad 400
udostepnilo. “Podchodze do tego nagrania sceptycznie, choc chcialbym, zeby
to bylo autentyczne” – skomentowal jeden z uzytkownikow. Inni pisali: “O
mrowkach duzo ciekawych rzeczy slyszalam. Ale to przebija wszystko”;
“Wymowny, poruszajacy symbol”; “Tez widzialam, wzruszajacy obraz…zycia,
niepojete i cudowne zarazem”; “Szkoda ze Pan Bozia nie uratowal ludzi,
tylko kawalek kartki papieru. No coz, dziwne ma priorytety”; “A Bog nie
mogl uratowac tych ludzi ? Tylko obrazek?”. Czesc komentujacych nie
wierzyla w opisana historie. “W dobie powszechnej dezinformacji bylbym
sceptyczny do takich newsow. Zwlaszcza, ze na tym filmiku nic nie ma.
Historie mozna sobie dowolnie odpowiedziec”; “Nie chce Pani martwic ale
widac, ze to fake filmowy”; “To jest mem czy tak na serio” – czytamy w
komentarzach. Sprawdzilismy historie nagrania z mrowkami. Okazuje sie, ze
rzeczywiscie nie ma nic wspolnego z wojna w Ukrainie.
To przerobka, a filmik jest stary
W polowie sierpnia to samo nagranie z bardzo podobnym wpisem krazylo w
portugalskojezycznym internecie. Okazuje sie, ze wideo zostalo przerobione
– co opisal brazylijski portal fact-checkingowy Lupa.
Otoz w oryginalnym filmie mrowki niosa… kawalek ciastka. Najstarsza
wersja tego nagrania, do ktorej dotarl portal Lupa, dostepna jest na
rosyjskim portalu VK.com. Data publikacji to 10 lutego 2020 roku, czyli
ponad dwa lata przed inwazja Rosji na z Ukraina (rozpoczela sie 24 lutego
2022 roku).
Otworzyli tajemnicza kapsule. Oczekiwania byly bardzo duze
W poniedzialek doszlo do uroczystego otwarcia kapsuly czasu, ktora w
polowie sierpnia znaleziono w cokole pomnika Tadeusza Kosciuszki stojacego
w Akademii Wojskowej West Point w USA. Wydarzenie przygotowano z wielkim
rozmachem, transmitowano je miedzy innymi w internecie. Zawartosc majacego
blisko 200 lat znaleziska jednak delikatnie rozczarowala. W polowie
sierpnia w cokole pomnika Tadeusza Kosciuszki stojacego w Akademii
Wojskowej West Point w USA znaleziono kapsule czasu. Olowiany pojemnik
zostal odkryty w czasie prac renowacyjnych. Jak udalo sie ustalic,
umieszczono go tam w 1828 roku – 26 lat po zalozeniu akademii. Tadeusz
Kosciuszko to bohater amerykanskiej wojny o niepodleglosc. Ma w Stanach
Zjednoczonych pomniki, ale takze swoje ulice, parki, mosty czy
miejscowosci. Teraz znowu jest o nim glosno – relacjonowal korespondent
“Faktow” TVN w Stanach Zjednoczonych Marcin Wrona.
Wielkie napiecie, wielkie rozczarowanie
Oficjalna uroczystosc otwarcia kapsuly odbyla sie w poniedzialek w Robinson
Auditorium w Thayer Hall. Cale wydarzenie zostalo przygotowane z duzym
rozmachem, mozna bylo je sledzic na zywo w serwisie YouTube. Dowodcy
Akademii, historycy i kadeci w napieciu czekali na otwarcie tajemniczej
kapsuly czasu. Dziekan West Point mowil, ze historia zatoczyla kolo. Z
cokolu pomnika Kosciuszko patrzyl, jak nasi najnowsi kadeci wyjechali do
Polski, do bazy jego imienia. Ci kadeci stacjonuja tam, by zapewnic
sojusznikow w Polsce i Europie, ze przyjazn, jaka on zaczal ponad dwa wieki
temu, jest trwala – mowil general Shane Reeves, dziekan Akademii Wojskowej
West Point.
Podczas uroczystosci przemawialo tez wiele innych osob, a napiecie siegalo
zenitu. W koncu z kapsuly zdjeto czarne sukno i naukowcy przystapili do
otwierania pojemnika. W srodku… nie bylo nic. – Skrzynka nie spelnila
oczekiwan. Jest w niej warstwa mulu, ktora usuwamy. Dno skrzynki bylo
rozszczelnione, zapewne dostala sie wilgoc – stwierdzil Paul Hudson,
archeolog z Akademii Wojskowej West Point. Mul ma zostac dokladnie
przebadany. – Jestem pewna, ze niektorzy z naszych widzow maja pytania do
naszych roznych ekspertow? – zwrocila sie do zgromadzonej publicznosci
prowadzaca wydarzenie historyk akademii Jennifer Voigtschild. Niestety nie
bylo zadnego.
Gwiazdor serialu “Hannah Montana” zatrzymany. Powodem paczka chipsow
Policja w Rockwall w Teksasie zatrzymala Mitchela Musso w zwiazku z
podejrzeniem kradziezy i spozywania alkoholu w miejscu publicznym,
informuja media. 32-letni dzis aktor, znany glownie z granej przed laty
roli w serialu “Hannah Montana”, mial wyniesc z hotelu paczke chipsow bez
placenia za nie. Mitchel Musso zostal zatrzymany przez policje w Rockwall w
Teksasie w sobote wieczorem, po tym, jak sluzby zostaly powiadomione o
“zakloceniu porzadku w miejscowym hotelu” – wynika z komunikatu prasowego
policji w Rockwall, cytowanego przez portal USA Today w poniedzialek.
Wedlug relacji mediow “wygladajacy na nietrzezwego” 32-letni aktor rzekomo
mial wejsc do hotelu i zabrac paczke chipsow bez placenia za nia. Kiedy
zostal poproszony o uiszczenie oplaty, z jego ust mialy pasc wyzwiska.
Nastepnie wyszedl z budynku.
Funkcjonariusze policji znalezli Musso przed hotelem, a nastepnie
zatrzymali pod zarzutem spozywania alkoholu w miejscu publicznym i
kradziezy. Ponadto policja ustalila, ze aktor nie zaplacil kilku mandatow
drogowych. 32-latek spedzil noc w areszcie w Rockwell. Zostal z niego
zwolniony w niedziele po poludniu po wplaceniu kaucji w wysokosci tysiaca
dolarow (ok. 4,1 tys. zl – red.). Mitchel Musso szerokiej publicznosci
znany jest przede wszystkim z roli Olivera Okena, przyjaciela glownej
bohaterki serialu “Hannah Montana” (2006-2011),granej przez Miley Cyrus.
Ponadto, jak wskazuje portal IMDb, wystapil w takich produkcjach jak
“Wakacje Waltera”, “Bachelor Lions”, czy “Zabojcza plaza” oraz uzyczyl
glosu w serialu animowanym “Fineasz i Ferb” i filmie “Straszny dom”.
DETEKTYW
Z rozancem u szyi
Roman ROESSLER
Nad ranem, do przybudowki gospodar- czej jednej z posesji w miejscowosci
pod Przeworskiem, wszedl jej wlasci-
ciel. Jeszcze lekko senny, uchylil skrzypiace drzwi i stanal jak
wryty. Nie wierzyl wlasnym oczom… Na chwile przy- mknal powieki. gdy je
ponownie otworzyl widok wcale nie
znikl: na belce, pod powala, wisial czlowiek. Te dramatyczne wyda- rzenia
rozegraly sie 10 pazdziernika 2017 roku. Gospodarz spod Przeworska, w
pierw- szym odruchu podbiegl do wiszacego sprawdzic, czy zyje. Niestety:
jego cialo bylo juz zimne. Objal rekoma dyndaja- ce nogi, probujac je
uniesc, by sciagnac wisielca, lecz mu sie nie udawalo. Mezczyzna byl za
ciezki. Nie potrafil tez przeciac paska od spodni, na ktorych ten sie
powiesil. Przy okazji spo- strzegl, ze na szyi wisielca byl rozaniec… co
tylko potegowalo groze tamtej sytuacji.
Zdenerwowany gospodarz wybiegl na zewnatrz przybudow- ki, wolajac o pomoc.
– Wisi u mnie czlowiek! –
krzyczal na cale gardlo. Wreszcie siegnal po telefon i wezwal policje.
Nie lada zdarzenie G i sensacja
ospodarz mial donosny glos. Kto tylko mogl ruszyl mu z pomoca.
Zbiegaly sie ludziska z calego sasiedztwa. Przybywali rowniez ciekawscy z
odleglejszych posesji, bo mrozaca krew w zylach wia- domosc szybko sie
rozniosla… Jak na tak mala miescine byla to nie lada sensacja. Nie na co
dzien, przeciez, ktos sie wiesza i w ostatnich minutach zycia zaklada na
szyje rozaniec
Poki nie nadjechala policja, krecono sie wokol przybudowki, przekrzykiwano
i snuto teorie na temat tajemniczej smierci.
– Malo nie zemdlalem z wra- zenia – jak mantre, powtarzal potem gospodarz.
– To nikt z tutejszych – oce- niali ci, ktorzy widzieli wisielca. – Obcy
raczej – dodawano tonem, jakby to mialo byc krzepiace.
Z kazda minuta przybywalo gapiow. Po jakims czasie mozna bylo odniesc
wrazenie, ze przed feralna przybudowka zebralo sie cale miasteczko Czemu
sie jednak powie- sil? – ciagle zadawano sobie to pytanie.
I nikt nie potrafil racjonalnie i rzeczowo na nie odpowiedziec. W tym
rozgardiaszu nikt nie zauwazyl zaparko- wanego przy sasied-
niej ulicy volkswagena passata kombi na opolskich rejestracjach. Samochod
stal tam od dluzszego juz czasu, z otwartymi na osciez drzwiami. Zupelnie
jakby ktos go porzucil…
– A wlasciciel, gdzie? – ktos sie wreszcie zainteresowal.
Uwaga niektorych skupila sie na pojezdzie.
– Tu sa jakies slady… – spo- strzegl jeden z gapiow i natych- miast
postanowil to sprawdzic.
Istotnie, slady byly wyraznie, rozposcieraly sie takze we wne- trzu wozu.
– To chyba krew!… – zauwa- zono i wskazywano na czerwone, dosc sporej
wielkosci plamy.
Okazalo sie, ze we wnetrzu auta jest jeszcze wiecej czerwo- nych sladow.
Znajdowaly sie na tapicerce i tablicy rozdzielczej.
– Jakby tu jaki rzeznik praco- wal, w srodku… – dodawano.
Wreszcie na miejsce przyje- chala policja. Otoczyla i zabez- pieczyla caly
teren. Od razu tez, niemal intuicyjnie, funkcjona- riusze skojarzyli zwloki
wiszace- go w przybudowce gospodarczej mezczyzny z porzuconym nie- opodal
samochodem. Ruszono tym sladem…. Co mogl robic nieznajomy w tak odleglej
miej- scowosci, pod Przeworskiem? Co go tu sprowadzilo? Te pyta- nia, poki
co, pozostawaly bez odpowiedzi.
– Moze przyjechal sie z kims rozprawic… rozliczyc sie, z cze- gos?… –
snuto przypuszczenia.
Policyjne ogledziny stwierdzi- ly obecnosc ludzkiej krwi takze w bagazniku.
Gdy sciagano wisielca, w budynku sasiaduja- cym z owa przybudow-
ka niewysoka, w srednim wieku, atrakcyjna kobieta wstawala wla- snie do
swych codziennych zajec. Krzatala sie po domu, nie zwra- cajac uwagi na
dobiegajace zza jej okien halasy. Nie zaintereso- wala sie takze dlaczego
na posesji obok roi sie od policji. Zerknela natomiast na swoj telefon
komor- kowy i spostrzegla, iz minionej nocy, okolo godziny 2 nad ranem,
otrzymala SMS-a. Natychmiast go przeczytala.
– To bylo przerazajace – opo- wiadala potem funkcjonariuszom podsumowujac
tresc wiadomosci.
SMS wcale nie wygladal na kiepski zart. Nadawca wiadomo- sci, w dramatyczny
sposob, zegnal sie z nia i ze swoim zyciem.
– Dziekowal za pomoc i za wszystko, co dla niego uczyni- lam… –
opowiadala potem sled- czym kobieta. – Pisal, ze zrobilam z niego lepszego
czlowieka, ale nie ma juz innego wyjscia. Wyznal, co zamierza zaraz z soba
zrobic… ze sie zabije! Napisal jeszcze, ze pozostawia jej swoj woz,
volkswa- gena passata kombi, ktory zapar- kowal na sasiedniej ulicy.
Kiedy tamtego ranka kobie- ta przeczytala wstrzasajaca wia- domosc
natychmiast skojarzy- la tresc SMS-a z poruszeniem za jej oknami. “Moze to
cho- dzi o Kazimierza” – pomyslala i natychmiast wybiegla na ulice. Nie
potrafila jednak odpowie- dziec sobie na pytanie dlacze- go mialby odebrac
sobie zycie. W SMS-ie nie zdradzal powodow swojej dramatycznej decyzji.
Policjanci z Przeworska skontaktowali sie ze swoimi kolegami z Kedzierzyna-
Kozla, aby sprawdzili, kto jest wlascicielem porzuconego volkswagena
passata kombi. W tym czasie sasiadka gospo- darza, ktory odkryl zwloki,
zaczela opowiadac policjantom, w jakich okolicznosciach pozna- la
Kazimierza, ktory, jej zdaniem powiesil sie w przybudowce.
– Spotkalam go w sanatorium, w 2015 roku – opowiadala. – Przysiadl sie do
mojego stolika. Byl uprzejmy. Nie odmowilam.
Potem spotkania nie byly juz przypadkowe, ale planowane.
– Ale tylko rozmawialismy – podkreslala kobieta. – Do niczego miedzy nami
nie doszlo. Zwierzyl mi sie, ze ma starsza zone…
Mezczyzna, jak na spowiedzi, opowiedzial jej, ze pod koniec lat 80.
ubieglego wieku, poznal w Kedzierzynie-Kozlu swa zone, Pelagie. Pobrali sie
i od 1990 roku mieszkali juz jako malzen- stwo. W Kedzierzynie spedzili
cale zycie. Na poczatku nic nie wskazywalo na zblizajacy sie dra- mat.
Mieli prace, kazdy w swoim zakladzie, w innej czesci miasta. Gdy przyszlo
na swiat dziecko, a potem kolejne, on trafil w zle towarzystwo… Trudno
bylo okreslic, gdy o tym opowiadal, czy trafil w nie sam, czy mial ku
temu jakies sklonnosci. W kaz- dym razie zaczal pic, i pil coraz wiecej.
Coraz pozniej wracal do domu, o ile wracal…
– Co sie zloscisz? – wymawial zonie, kiedy ta czekajac z obia- dem, robila
mu wymowki, ze sie spoznia. Kiedy przestala czekac – mialotozal.
– Chyba zasluzylem, zebys mi cos na talerz dala?… – krzyczal wtedy.
Pretensje mial zreszta ciagle, i coraz wieksze. I do wszystkich, ktorzy go
otaczali.
– Juz mnie nie kochasz… – draznil sie z zona, gdy chcial jej dopiec,
stlamsic, ponizyc i upokorzyc.
Lecz ona go caly czas kochala, dbala o niego, i mu wybaczala.
W pijackim widzie, gdy przy- szla ochota, potrafil ja nawet ude- rzyc.
Zreszta krzywdzil ja nawet, kiedy byl trzezwy. Wrzeszczal aby sie wynosila.
– Tlukl nas – dodawaly potem dzieci. – Tlukl nas wszystkich, nawet po
trzezwemu.
Wymawial kobiecie, ze zostala jego zona. Dziecmi nigdy sie nie interesowal.
Najlepiej dla niego, aby ich w ogole nie mial… Potrafil
byc jednak uprzejmy w stosun- ku do innych, a do kobiet nawet szarmancki.
Kazda z szacunkiem calowal w dlon… Jak nikt potrafil grac. Z czasem
jednak wychodzila z niego prawdziwa natura. Stracil nawet raz prace, dostal
dyscypli- narke, bo rzucil sie na kolezanke. Nie wiadomo dlaczego.
Niektorzy mowili potem, ze wygladalo to, jakby chcial ja zgwalcic.
– Wariat niewyzyty! – powia- dali o nim.
Ze wzgledu na dzieci (dwaj synowie i corka), zona tolero- wala jego
zachowanie. Chociaz one, z kazdym rokiem mialy coraz bardziej dosc takiego
ojca. Kiedys musieli w nocy uciekac przed nim z domu, bo byl bardzo pijany
i agresywny.
– Matka szukala schronienia w domu pomocy dla ofiar, gdy ja raz pobil do
nieprzytomnosci – wspominaly potem dorosle juz dzieci.
Tlukl ich, bo tak mu sie podobalo.
D Nowe zycie
ramat rodziny trafil wreszcie do sadu. Byly batalie o pobicia i przy-
znane na dzieci alimenty. Gdy mieszkali juz osobno, Kazimierz mial nawet
raz sprawe karna, o pobicie zony. 3 lata pozba- wienia wolnosci w
zawieszeniu i sadowny zakaz zblizania sie do Pelagii na odleglosc 100
metrow.
– Jak sie okazalo, nie skutko- wal zakaz, i nikt go nie egzekwo- wal –
opowiadaly policji dorosle dzieci.
I tak tkwila rodzina w patolo- gicznym ukladzie.
– Nienawidze jej, jak nikogo innego na swiecie… – mawial wtedy Kazimierz
o swej zonie.
Kiedy kobieta otrzymala kolejne mieszkanie, sytuacja nieco sie poprawila.
Lecz ona i dzieci musieli byc czujni, aby nie udalo mu sie ich nachodzic.
Mijaly lata, dorosle juz dzieci poszly na swoje, a w 2014 roku Pelagia i
Kazimierz wreszcie sie ozwiedli. Kobieta zmienila pra- ce. Chciala zaczac
zycie na nowe. Jako rozwodka miec czysta, nie- zapisana karte na kazdym
obsza- rze. Zmienila kolejne mieszkanie, o ktorym Kazimierz juz nie wie-
dzial. On caly czas zajmowal ich wspolny niegdys lokal. Na stale nie
zwiazal sie z zadna kobie- ta, chociaz odwiedzaly go rozne panie.
Mijaly tygodnie, miesiace, w jego zyciu nic nie ulegalo zmianie. I pil
coraz wiecej. Nikt mu juz nie uslugiwal, nie dbal o niego, nie pral, nie
robil zaku- pow, nie sprzatal i nie zalatwial waznych dla niego spraw.
Drugiej takiej naiwnej jak Pelagia nie mogl znalezc.
Kiedy kolejnego lata krazyl po miescie w poszukiwaniu towarzy- stwa do
picia, przy rynku, zatrzy- mal sie naprzeciw kawiarnianej witryny.
Rozdziawil szeroko usta, twarz mu spochmurniala i zbladl. W srodku
siedziala Pelagia. Byla usmiechnieta, zywo cos opo- wiadala gestykulujac.
Przy sto- liku siedzialy z nia kolezanki. Wszystkie dobrze sie bawily. Co
chwile wybuchaly smiechem. Cos w nim w srodku szarpnelo. Czemu jej tak
wesolo? Chcial nawet wejsc do srodka i roz- pedzic towarzystwo, ale w pore
sie zreflektowal. Caly czas jed- nak, juz z ukrycia, obserwowal
towarzystwo. Zlosc w nim nara- stala. Ubzdural sobie, ze Pelagia opowiada o
nim kolezankom i wszyscy sie z niego nasmiewaja. “Robi ze mnie wariata” –
pomy- slal z ponura mina.
Kiedy tak patrzyl na jej rado- sna i rozpromieniona twarz, uzmyslowil
sobie, ze tak samo wygladala, kiedy zaczynali sie spotykac. Nie mogl sobie
poradzic z narastajacymi w nim emocjami. Odzywaly i targaly nim tkwiace,
gdzies gleboko, wobec niej ura- zy… Ze nim kiedys wzgardzila! Zatarte juz
nieco wodka wspo- mnienia, zadze i namietnosci. Jak to mozliwe, ze ona jest
taka radosna, podczas gdy on pelen nienawisci, ma ciagle klopoty, zla
prace, dlugi nie tylko w banku… ze sie stacza. Bolesnie zdal sobie
sprawe, ze Pelagia znakomicie daje sobie bez niego rade. Kiedy Pelagia
wychodzi- la z kawiarni, nawet nie drgnal. Potem klu-
czyl i szedl wolno, tuz za nia. Chowal sie w bramach, stawal przed
witrynami sklepowymi interesujac sie niby wystawa, wszystko po to, aby nie
zwracac na siebie uwagi. Chcial wytro- pic, gdzie teraz mieszka. Kobieta
szla Kozielska, mijajac nastep- ne przecznice i kolejne bramy. Zatrzymala
sie na zadrzewio- nym osiedlu i weszla do naj- blizszej bramy. Kazimierz
kilka godzin stal schowany za duzym drzewem. Obserwowal. Pelagia znowu
pojawila sie na horyzon- cie. Wyszla gdzies, ale po chwili
wrocila. Bylo juz ciemno, wiec kiedy ponownie zniknela w bra- mie,
obserwowal budynek, gdzie zapali sie swiatlo. Blysnelo na trzecim pietrze.
Od tego czasu zaczal ja regu- larnie sledzic. W koncu, ktoregos dnia,
wyskoczyl zza pnia duzego drzewa.
– Mam cie! – krzyknal. Kobieta tylko na chwile sie zatrzymala, a potem
ruszyla przed siebie. – Myslisz, ze sie ukryjesz? – wolal na nia.
Zmrozilo ja, lecz sie wcale nie przestraszyla.
– Wynos sie! – zawolala, choc nia trzeslo. – Wynos sie z mego zycia.
Od tego dnia Kazimierz codziennie ja sledzil. Chcial, aby wiedziala, ze
jest tuz za nia, ze ja obserwuje, ze nie moze czuc sie spokojna. Czatowal
pod jej mieszkaniem, a kiedy widzial, ze staje przy oknie wychodzil zza
drzewa, by go zauwazyla, aby nie miala watpliwosci, ze sledzi kaz- dy jej
ruch.
– Nie odpuszcze! – wolal, by go slyszala.
Sledzenie i grozenie jej weszlo mu w krew. Robil to jednak bar- dzo
ostroznie. Nie chcial miec swiadkow. Pelagia nie miala juz sily z nim
walczyc, miala nadzie- je, ze z czasem mu sie znudzi i odpusci. Ale
Kazimierz byl nad- zwyczaj wytrwaly. Sporadycznie nie pojawial przed jej
domem.
– Z ojcem matka miala spo- koj dopiero, gdy znajdowal sobie kogos albo
chorowal… – zezna- wali potem na policji dwaj ich synowie. – Gdy sie
pojawial, znaczylo, ze odchodzily od niego kolejne kochanki. Raz zachorowal
w 2015
roku.
– I wtedy spotkalismy sie w tym sanatorium – raz jesz- cze, kontynuujac swa
opowiesc o Kazimierzu, przypomniala policjantom z Przeworska sasiad- ka
gospodarza, ktory znalazl
w swojej przybudowce cialo mezczyzny. – Ja glownie milcza- lam, bo on lubil
mowic. Snul swe opowiesci, kiedy tak siedzielismy przy sanatoryjnym
stoliku. Kiedy przestawal, nalegalam aby konty- nuowal. Wpatrywalam sie w
nie- go, kiedy tak zalil sie na swoje nieszczescia. Mowil o dzieciach,
ktore go nie rozumialy, o proble- mach finansowych, o tym co go przydusilo
do ziemi i przywiodlo tutaj.
Kazimierz mial wtedy w jej osobie powiernika najintymniej- szych spraw
swego zycia. Kobiecie zrobilo sie zal tego nieszczesliwe- go czlowieka. Gdy
sie rozjezdzali, dala mu swoj podkarpacki adres. Zrobila to jedynie z
grzecznosci, by sobie przypadkiem nic wiecej przy tym nie myslal.
– Jak znajdziesz chwilke, przyjedz…
Kazimierz wrocil podbudo- wany do Kedzierzyna-Kozla. Nie mogl jednak
zapomniec o bylej zonie. Na nowo zaczal ja nacho- dzic i wystawac pod jej
blokiem. Kobieta miala nadzieje, ze juz odpuscil, ale kiedy ponownie go
ujrzala, powrocil dawny niepo- koj. Dzieci i znajomi Pelagii byli
przekonani, ze Kazimierz czerpie satysfakcje z nekania bylej zony, ze
sledzenie jej i pozorna kon- trola nad jej zyciem daje mu sile.
– Ale pod Przeworsk, do mnie, stale zagladal – podkreslala zna- joma z
sanatorium.
– Potrzebuje tych odwiedzin
– przekonywal.
Nigdy nie odmowila mu
gosciny. Przyjezdzal swym vol- kswagenem, i ciagle sie zwierzal. Stawal sie
przy niej spokojniej- szy i zrownowazony. Jakby byla dla niego przedziwna
kuracja… Antidotum na to wszystko, co go w zyciu spotykalo. Nie miala do
niego nigdy o nic pretensji, nic od niego nigdy nie chciala, nic nie
oczekiwala. Tylko sluchala…
Choc swa agresje probowal i na niej cwiczyc.
– Podporzadkowac i stlam- sic… – wyznawala potem policji. Nie dawala mu
sie, a on sie wtedy zmienial: nie krzyczal juz i nie wyklinal jej. Musial
sie pogodzic z tym, ze jest tyl- ko jego przyjaciolka, kumplem w spodnicy,
ze zawsze moze sie do niej zglosic ze swoimi pro- blemami. Raz mial nawet
probe samobojcza, do ktorej sie przy- znal: chcial sie otruc tabletkami,
lecz go odratowano.
Podczas ostatniej wizyty u niej ponownie napadla go chandra.
– Po rozwodzie i podziale majatku musialem zwrocic 70 tys. zl. Znow zaczal
nagle zlorze- czyc i sie nakrecac – wspominala kobieta. – Prawil o swoich
pro- blemach finansowych. Zalil sie, ze pieniadze sie go nie trzymaja…
Wyznal, ze za nieplacenie czyn- szu ma dlugi w spoldzielczym mieszkaniu.
– Zaleglosci siegaja 9 tys. zl. – precyzowal. – Za chwile moga mnie
wyrzucic z mieszkania…
Dodal takze, ze za rozne wykroczenia ma nawet komor- nika i policje na
karku.
– Pomoge ci… – zaproponowala.
Obiecala go wesprzec, by w koncu mogl wyjsc na prosta. Lecz on sie uniosl
honorem, obruszyl sie i odrzucil jej pomoc.
– Nie przyjme pieniedzy…
– odmowil kategorycznie, gdy nalegala.
Twarz mial wtedy nabrzmiala, oczy lsnily.
– Zabije, jak wroce!… – oznajmil w pewnym momencie i wybiegl z jej domu.
Dosc stanowczo i zdecydo- wanie wypowiadal te slowa, ze az ja zmrozilo.
Kobieta zdawala sobie sprawe, ze adresowal te slowa do swej bylej zony,
Pelagii. Brzmialy srogo, tak wielka nie- nawisc bila wtedy z jego twarzy.
Przestraszyla sie nie na zarty. Zastanawiala sie, co Kazimierz moze zrobic,
kiedy wroci do domu. Nabierala podejrzen, ze jego grozby byly prawdziwe i
ze nie zmieni swego zamiaru. Poznala go przeciez, byl poryw- czy i rowniez
na nia potrafil sie rzucic z piesciami.
– Nie bede czekal!… – krzyk- nal jej jeszcze, na pozegnanie.
Gdy ruszal, siegnela za tele- fon. Co jednak powiedziec poli- cji,
zastanawiala sie.
– Poinformowalam poli- cje o swoich podejrzeniach. Funkcjonariusz obiecal
przekazac sprawe kolegom w Kedzierzynie- Kozlu – przyzna, gdy ja potem
funkcjonariusze wypytywali o szczegoly.
Nikt nie przypuszczal, ze Kazimierz tak szybko swa grozbe ten czlowiek
przerodzi w czyn… Kiedy po kolejnych kon- sultacjach policjantow z
Przeworska z ich
kedzierzynskimi kolegami ziden- tyfikowano wisielca, okazalo sie, iz
sasiadka gospodarza, ktory odkryl zwloki miala racje. Cialo barczystego,
wysokiego mezczy- zny o szpakowatych wasach nale- zalo do 62-letniego,
bezrobotne- go, Kazimierza A. – mieszkanca Kedzierzyna-Kozla.
Sprawa od razu ruszy- la z miejsca. Tym bardziej, ze
zgadzaly sie rowniez rejestra- cje volkswagena passata kombi. Kazimierz A.
byl wlascicielem samochodu. Wydawalo sie, ze sprawa szybko ujrzy final.
Cala dalsza seria dodatkowych opera- cji prowadzonych wnetrz przy- budowki
gospodarczej i miejsca, w ktorym znaleziono wiszace- go jedynie
potwierdzaly, iz nie zostal zamordowany, tylko sam sie powiesil. Ale jeden
z miesz- kancow tej pod przeworskiej miejscowosci wybral sie wtedy na
spacer z psem.
– Przewiazka szedlem, laczaca nasza miejscowosc z autostrada – opowiadal. –
A tu patrze, cos tam w trawie blyszczy.
Nachylil sie wiec, ciekaw i sprawdzil, co to tam tak lsni w tej gestwinie.
– To byla damska torebka. Ladna, z prawdziwej skory, jakby ja ktos
wyrzucil… Moze z przejez- dzajacego samochodu?
Otworzyl ja. W srodku byly kobiece szpargaly i dokumenty. Nalezaly do
mieszkanki Kedzierzyna-Kozla.
Policjanci zostali poinformowa- li o torebce i dokumentach. Mieli dane i
adres kobiety, ale od razu nie powiazali tych dwoch spraw…
Pelagia chodzila do pracy pie- chota badz dojezdzala rowerem. 9
pazdziernika 2017 roku, o godzinie 18 wyszla z pracy i slad po niej
zaginal. Nikt jej tego dnia juz nie widzial. Po drodze do domu nie zaszla
do sklepu do ktorego codziennie zagladala, robiac w nim zawsze o tej samej
porze zakupy. Takze przed jej blokiem, nikt jej tego dnia nie zobaczyl. Do
nikogo tez nie dzwonila, i nikt z jej rodziny nie mogl sie tego dnia z nia
skon- taktowac, co sie nigdy przedtem nie zdarzylo.
Jeszcze w poniedzialek wieczo- rem, 9 pazdziernika 2017 roku, do policji w
Kedzierzynie-Kozlu zglosila sie corka Pelagii i poin- formowala o
zaginieciu matki.
– Zawsze odbierala telefony… – informowala funkcjonariuszy.
Przekonujac, ze milczaca komorka Pelagii nie jest norma i sugerujac, ze
musialo stac sie cos zlego.
– Za wczesnie na przyjecie zgloszenia o zaginieciu – wyja- sniali
policjanci. – Moze zaraz pojawi sie w domu…
Lecz corka nie ustepowala. Wiedziala przeciez, podobnie jak cala rodzina,
co wyprawial jej ojciec. Jak czatowal na matke pod blokiem i chodzil za nia
krok w krok.
– Nie raz grozil, ze nie odpusci, ze nie da spokoju, i ja pobije… –
mowila policjantom.
Tego wieczora az dwanascie razy dzwonila rodzina do Pelagii P. – Tyle
odnotowano polaczen –
informowala potem policja. Bez sukcesu.
Po kolejnych konsultacjach obydwu policyjnych jedno- stek nie bylo juz
watpliwo-
sci, ze torebka z dokumentami
nalezala do 56-letniej Pelagii, brunetki ze zdjecia o wyrazistej twarzy, na
ktorej odbijaly sie troski dnia codziennego. Sprawe przejela Prokuratura
Okregowa w Przemyslu, a kilkuset poli- cjantow z Przeworska ruszylo w
teren… Szukali ewentualnego ciala kobiety albo dodatkowych przedmiotow
zwiazanych z jej zaginieciem. Przeszukiwano kil- kukilometrowe pobocze
prze- wiazki, po obu jej stronach, i cala autostrade na tej dlugosci.
– W przydroznym rowie zna- leziono worek z brunatnymi plamami, a nieco
dalej, w zaro- slach, kobiece cialo przykry- te trawa – mowila prokurator
Marta Petkowska rzecznik pra- sowy Prokuratury Okregowej w Przemyslu.
Jak sie potem okazalo, Kazimierz A. musial sie niezle natrudzic, by
przeniesc cialo z wozu w zarosla i przykryc tra- wa. Worek w ktorym je
trans- portowal wyrzucil do rowu. Tajemnica pozostaje takze fakt, gdzie
zabil kobiete.
– Miala rozlegly uraz glowy, stluczenia i uszkodzenie mozgu zadane jakims
narzedziem tepo- krawedzistym. Twarz miala cala w sincach i nie wykluczone,
ze jeszcze zyla, gdy pozbywal sie jej z samochodu.
Po zamordowaniu zony powiesil sie.
Sledztwo przedluzono i oka- zalo sie, ze w przeddzien dra- matu, Kazimierz
A. odwiedzil jeszcze swoja siostre, mieszkajaca rowniez w Kedzierzynie-Kozlu
– Przyszedl okolo godziny 14 –
kobieta zeznawala potem policji. – Mowil, ze kroi mu sie wyjazd do
Francji… Chcial pozyczyc pienia- dze. Dalam mu je, bo obiecywal, ze odda.
Potem jeszcze do mnie wydzwanial z drogi i slal SMS-y. Pisal, ze jedzie…
Siostra Kazimierza zeznala, ze nie slyszala, kiedy dzwonil do niej jadac
samochodem, aby z auta dochodzily jeszcze jakies odglosy. Byla przekonana,
ze jedzie sam.
– Nie bylo swiadkow – powie- dza potem w prokuraturze. – Nie wiadomo, czy
Pelagia sama wsia- dla do jego pojazdu…
Czy moze zostala wciagnieta do pojazdu. Ta wersja wydawala sie najbardziej
prawdopodobna. Trudno tez bylo okreslic, w kto- rym momencie zginela
podczas swej ostatniej podrozy w kie- runku Przeworska. Co sie dzialo w
volkswagenie passacie kombi.
Po zakonczonym sledztwie, ktore trwalo az do jesieni 2018 roku, konkretnie
mozna bylo okreslic tylko jedno, ze w rodzin- nym dramacie ojciec
zamordowal matke.
Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)
STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/
abujas12@gmail.com
http://
www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
http://MyShip.com
Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez
dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com
GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl
Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:
(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):
Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.
BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452
(format IBAN)
wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479
(format IBAN)
wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504
(format IBAN)
BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
numer KRS 0000124837:
“Wspomoz nas!”
teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty
Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,
Obywatele News, Szczecin Moje Miasto