Dzien dobry – tu Polska – 28.08.2022

DZIEN DOBRY – TU POLSKA
SPORTOWY WEEKEND
Rok XX nr 233 (6494) 28 sierpnia 2022r.
abujas12@gmail.com
http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

PILKA NOZNA
EKSTRAKLASA 7 KOLEJKA
Gornik Zabrze-Jagiellonia Bialystok 1-1
Miedz Legnica-Lechia Gdansk 2-1
Pogon Szczecin-Zaglebie Lubin 3-0
Radomiak-Korona Kielce 0-2
Stal Mielec-Legia Warszawa 0-1
Widzew Lodz-Wisla Plock 2-1
Cracovia-Warta Poznan 0-2
Slask Wroclaw-Rakow CZestochowa 1-4
Lech Poznan-Piast Gliwice 1-0
1.Wisla Plock 16pkt
2.Legia 14pkt
3.Pogon 13pkt
4.Radomiak 11pkt
5.Rakow 10pkt
6.Cracovia 10pkt
7.Widzew 10pkt
8.Korona 10pkt
9.Stal 10pkt
10.Slask 9pkt
11.Warta 9pkt
12.Gornik 8pkt
13.Jagiellonia 8pkt
14.Zaglebie 8pkt
15.Piast 6pkt
16.Lech 4pkt
17.Miedz 4pkt
18.Lechia 3pkt
-To bylo pewne i zasluzone zwyciestwo Pogoni, ktora dobrze wykorzystala
dwa tygodnie przerwy i zlapala drugi oddech.
Portowcy wrocili na ligowe boiska po dwutygodniowej przerwie. W
poprzedniej kolejce szczecinianie mieli zagrac na wyjezdzie z Rakowem
Czestochowa, ale zespol spod Jasnej Gory skorzystal z mozliwosci
przelozenia spotkania, zeby lepiej przygotowac sie do starcia ze Slavia
Praga w Lidze Konferencji Europy.
– Zapowiadalem, ze ta dluzsza przerwa bedzie dobra okazja do tego, zeby
ciezko potrenowac i wyeliminowac kilka mankamentow z naszej gry, ale w
tym czasie udalo nam sie tez wyleczyc kilka kontuzji – cieszyl sie przed
pierwszym gwizdkiem trener Jens Gustafsson.
Do pelnej dyspozycji wrocili m.in. Benedikt Zech oraz Rafal Kurzawa. Z
delikatnym urazem poradzil sobie tez najlepszy strzelec druzyny Luka
Zahovic. Niestety slowenski napastnik i tak nie mogl zagrac z Zaglebiem
od pierwszej minuty, poniewaz kilka dni wczesniej zmogla go choroba. W
ataku bardzo udanie zastapil go Szwed Pontus Almqvist.
Juz pierwsze minuty pokazaly, ze w tym spotkaniu to gospodarze beda
prowadzili gre, a Zaglebie ograniczy sie do szukania swoich szans w
kontrataku. Portowcy dlugo utrzymywali sie przy pilce, natomiast czasami
mieli problem z szybkim powrotem do ustawienia w defensywie, gdy akcja
pod bramka rywala konczyla sie strata. Dlatego to lubinianie w 6.
minucie jako pierwsi stworzyli sobie dobra okazje do strzelenia gola. Na
szczescie grozne uderzenie Kacpra Chodyny minimalnie minelo slupek
bramki Dantego Stipicy.
Portowcy swoja przewage konkretami zaczeli potwierdzac dopiero po 20.
minucie. Najpierw bliski szczescia byl Jean Carlos. Bramkarz Zaglebia
Kacper Bieszczad wypuscil pilke po jego uderzeniu i brazylijskiemu
skrzydlowemu zabraklo naprawde niewiele, zeby zdazyc z dobitka. Chwile
pozniej Bieszczad poradzil sobie tez ze strzalem Mateusza Legowskiego,
ale w 27. minucie musial juz skapitulowac.
Zupelnie niepilnowany Damian Dabrowski zdecydowal sie na techniczne
uderzenie z dystansu. Pilka odbila sie od slupka i wpadla do bramki
Zaglebia. Dlaczego kapitan Pogoni nie byl atakowany przez rywali? Bo
ostatniego gola w lidze (nie liczac rzutow karnych) strzelil w” marcu
2016 r. W ten sposob Dabrowski sprawil sobie znakomity prezent z okazji
30. urodzin, ktore swietowal wlasnie w sobote.
– Ale od nas oczywiscie tez jeszcze jakis prezent dostanie, choc na tego
gola naprawde zasluzyl – mowil w przerwie Legowski.
Zaglebie w 37. minucie odgryzlo sie jeszcze uderzeniem Lukasza
Adamskiego zza pola karnego (na raty obronil Stipica), ale generalnie
Pogon kontrolowala przebieg wydarzen na boisku i spokojnie dowiozla
prowadzenie do przerwy. Portowcy w pierwszej polowie dlugo szukali
sposobu na sforsowanie defensywy z Lubina, ale gdy juz sie udalo, to
zlapali wlasciwy rytm.
W drugiej polowie Pogon miala za zadanie mozliwie szybko rozstrzygnac
losy meczu i nie dopuscic do nerwowej koncowki. Szczegolnie ze w 58.
minucie do swoich najlepszych momentow z gry w Pogoni musial nawiazac
Stipica, ktory obronil swietny strzal Damjana Bohara.
Gospodarze powaznie potraktowali ten sygnal ostrzegawczy i szybko
przypieczetowali zwyciestwo. W 62. minucie Almqvist wpadl w pole karne i
wycofal pilke pieta do wbiegajacego Kamila Grosickiego, ktory spokojnym
strzalem po ziemi podwyzszyl prowadzenie. W nastepnej akcji to Szwed
wpisal sie na liste strzelcow i ustalil wynik meczu na 3:0.
To bylo pewne i zasluzone zwyciestwo Pogoni, ktora dobrze wykorzystala
dwa tygodnie przerwy i zlapala drugi oddech. Juz w srode zagra na
wyjezdzie z Rakowem Czestochowa, a w nastepna niedziele zmierzy sie w
Kielcach z Korona.
– Po srodowym meczu nie wracamy do Szczecina. Zostajemy na poludniu
Polski – kresli plan na najblizsze dni Gustafsson.

-Trwa katastrofalna seria Lechii Gdansk, ktora przegrala trzeci mecz z
rzedu, znow w beznadziejnym stylu. Ostatnia w tabeli Miedz Legnica
okazala sie lepsza, mimo ze przez ponad godzine grala w dziesiatke.
Kryzys sie poglebia, a swiatelka w tunelu nie widac.
Po poprzednim, fatalnym meczu z Radomiakiem (1:4) Lechia miala
teoretycznie dwa tygodnie na spokojna prace. Jednak trudno mowic o
takowej, skoro w tym czasie opaske kapitana decyzja trenera Tomasza
Kaczmarka stracil boiskowy lider zespolu Flavio Paixao. Portugalczyka z
powodu kontuzji zabraklo w Legnicy, a jego funkcje przejal Dusan Kuciak.
37-letni bramkarz od prawie miesiaca pauzowal, gdyz leczyl uraz dloni,
jednak teraz wrocil na boisko i to wlasnie jego szkoleniowiec Lechii
namascil na nowego-starego kapitana zespolu (Slowak kiedys juz nim byl).
– Dusan ma w szatni duzy szacunek, jest prawdziwym liderem, zawodnikiem,
ktory ma bardzo dlugi staz w klubie. Jest ambitny, ma konkretna
osobowosc i znajduje sie na takim etapie kariery, zeby poprowadzic
zespol – przed spotkaniem tlumaczyl swoja decyzje trener Kaczmarek.
Zmiana kapitana nie byla jedyna rewolucja, taka zaszla tez w skladzie
Lechii. W porownaniu ze wspomnianym meczem z Radomiakiem nastapilo az
piec roszad. M.in. po raz pierwszy w wyjsciowej jedenastce znalazl sie
Tomasz Neugebauer, po dluzszej przerwie wrocil tez do niej Ilkay Durmus.
Z kolei pauzujacego za kartki Michala Nalepe zgodnie z oczekiwaniami
zastapil w srodku obrony Kristers Tobers.
Jednak to wszystko nie zapobieglo bardzo szybkiej stracie bramki przez
Lechie. I nie wiadomo juz, po raz ktory padla ona w dosc kuriozalnych
okolicznosciach. Daleki wyrzut z autu, zbyt krotkie wybicie Durmusa i
strzal z woleja Santiago Navede, ktorego odpuscil w kryciu Jaroslaw
Kubicki, a nie zdazyl doskoczyc Neugebauer. Naprawde trudno zrozumiec,
jak zespol na poziomie ekstraklasy moze tracic takie gole.
Zatem Lechia wlasciwie od poczatku meczu zmuszona byla do odrabiania
strat, ale zabrala sie do tego mocno slamazarnie. Owszem, aktywny na
lewej stronie byl Durmus, jednak zadne z jego kilkunastu (!) dosrodkowan
nie bylo dokladne. Efektu nie przynosily tez tasmowo wykonywane rzuty
rozne – do przerwy bylo ich az 10. Tylko po jednym z nich niezla okazje
mial Kubicki, ale jego mocny strzal obronil Pawel Lenarcik.
Bramkarz Miedzi kapitalna interwencja popisal sie takze po najlepszej
akcji Lechii przed przerwa. Na indywidualny zryw zdecydowal sie Bassekou
Diabate, ktory zagral do Lukasza Zwolinskiego. Napastnik gosci uderzyl
mocno, pilka otarla sie jeszcze o noge obroncy, jednak Lenarcik sobie
tylko znanym sposobem obronil ten strzal.
Bardzo wazny moment spotkania mial miejsce w 30. minucie. Strzelec gola
Naveda brutalnie sfaulowal Davida Steca i choc sedzia Wojciech Myc
poczatkowo puscil gre, czujny byl pelniacy funkcje VAR Szymon Marciniak.
Po sprawdzeniu sytuacji na monitorze Myc nie mial wyjscia i musial
pokazac Meksykaninowi czerwona kartke. Lechia miala zatem godzine, zeby
odwrocic losy meczu na boisku ostatniej druzyny w tabeli. Jak sie
okazalo, bylo to ponad jej sily…
Gdanski zespol wciaz gral zbyt wolno, na domiar zlego w 17. sekundzie
drugiej polowy stracil kolejna bramke. Luciano Narsingh zagral w polu
karnym “klepke” z Olafem Kobackim i strzalem w krotki rog (byl jeszcze
rykoszet po nodze Steca) pokonal Kuciaka. I znow trudno uznac bramke
stracona w takich okolicznosciach inaczej niz skandalem.
Doslownie kilkadziesiat sekund pozniej wreszcie dokladnie dosrodkowal
przestawiony na prawa strone Durmus, a strzalem glowa z najblizszej
odleglosci kontaktowego gola zdobyl Maciej Gajos. Od tego momentu
przewaga gosci byla przygniatajaca, jednak wciaz wspaniale w bramce
Miedzi spisywal sie Lenarcik. Instynktownie obronil uderzenie Gajosa,
potem w kapitalnym stylu poradzil sobie ze strzalem z ostrego kata Marco
Terrazzino. Za chwile po bombie zza pola karnego Niemca Lenarcik bylby
juz bezradny, ale pilka o centymetry minela bramke.
Swoje szanse po stalych fragmentach miala tez Miedz, raz niepewnie
interweniujacego Kuciaka uratowali obroncy, z kolei po wrzucie z autu
dwoch zawodnikow gospodarzy minelo sie z pilka, majac przed soba
praktycznie pusta bramke. To pokazuje, ze gra defensywna Lechii wciaz
kuleje niemozebnie.
Zreszta podobnie jest z ofensywa. Gdanszczanie straszliwie meczyli sie w
ataku pozycyjnym, brakowalo im pomyslu, przyspieszenia, determinacji.
Nie potrafili w zaden sposob sforsowac obrony niezwykle ambitnie
walczacych gospodarzy. Momentami naprawde bolaly zeby, patrzac na
nieporadne proby rozgrywania pilki, niecelne dosrodkowania, nieudane
dryblingi, strzaly rozpaczy, ktore mijaly bramke o kilka metrow. Nic nie
wnosily tez zmiany, moze poza kilkoma momentami Terrazzino. Dlugimi
minutami bramkarz Miedzi byl wlasciwie bezrobotny. Uscislijmy – bramkarz
ostatniego zespolu w tabeli, ktory przez godzine musial sobie radzic w
“10”. Dla wszystkich kibicow Lechii musial byc to naprawde przykry widok…
Dopiero w 89. minucie po dosrodkowaniu Conrado ladnie glowa uderzyl
Gajos, ale Lenarcik znow jakims cudem zbil pilke na slupek. Bramkarz
Miedzi byl absolutnym bohaterem spotkania, jednak i tak nie mozna oprzec
sie wrazeniu, ze byl zatrudniany zdecydowanie zbyt rzadko.
Wynik do konca juz nie ulegl zmianie. Miedz odniosla zatem swoje
pierwsze zwyciestwo w sezonie i minela w tabeli Lechie, ktora w tej
chwili jest przedostania. Za nia jest juz tylko Lech Poznan, ktory w
niedziele podejmie Piasta Gliwice. Jesli wygra, gdanski zespol wyladuje
na samym dnie… W tej sytuacji naprawde trudno o optymizm, coraz
slabsza z pewnoscia jest tez pozycja trenera Kaczmarka. Na dzis nie
wyglada na to, zeby mial on pomysl na wyprowadzenie zespolu z kryzysu.

-“Nagly, szczesliwy zwrot w karierze. Skad Arkadiusz Milik wzial sie w
Juventusie”-Rafal Stec
Arkadiusza Milika przez cale sportowe zycie przesladuja nieszczescia,
ale rownoczesnie stale chca go renomowane kluby. Wlasnie podpisal
kontrakt z najbardziej utytulowanym we Wloszech.
Juventus to pomnik, ktory rzuca cien na cala rodzima konkurencje.
Zdobywal mistrzostwo kraju 36 razy, czyli prawie tyle, ile dwaj glowni
konkurenci – AC Milan oraz Inter Mediolan – razem wzieci (po 19
tytulow). Jednego Polaka juz zatrudnia, w bramce stoi Wojciech Szczesny.
O Arkadiusza Milika turynczycy zabiegali po raz pierwszy kilka lat temu,
potem temat regularnie wracal. Byc moze jednak Polak popelnil taktyczne
bledy, zbyt bezceremonialnie wyrywajac sie z Napoli – tamtejszy prezes
Aurelio De Laurentiis (wraz z cala lokalna publika) zywo Juventusu
nienawidzi, mogl blokowac transfer nawet kosztem strat finansowych.
28-letni obecnie napastnik probowal tez zbiec do kilku innych wloskich
klubow, m.in. Romy, ale ostatecznie wyprowadzil sie – po pol roku
bezczynnosci, to byla zemsta neapolitanczykow – do Olympique Marsylia,
gdzie w 55 meczach strzelil 30 goli. Bilans niby niezly, jednak nigdy
nie pozwolil mu na dobre wtargnac do podstawowego skladu. Milik, ktory
jeszcze w Napoli dwukrotnie zrywal kolanowe wiezadla i tracil przez to
prawie cale sezony, zmalal tez w reprezentacji Polski. Przed Euro 2016
wplywal na jej wyniki wydatnie, od tamtej pory umie uciulac maksymalnie
jedna bramke rocznie. Ostatnio na kazde zgrupowanie przyjezdza obolaly,
natychmiast zglasza sie do lekarza.
Teraz wiele zawdziecza pomyslnemu splotowi okolicznosci. Turynczycy
przypomnieli sobie o nim, gdy przecietnie rozpoczeli sezon, kontuzje
powalily ich najbardziej kreatywnych graczy (Paula Pogbe, Federico
Chiese i Ángela Di Maríe), po poniedzialkowym 0:0 z Sampdoria zalamali
sie watloscia swojej ofensywy. I u schylku lata, tydzien przed
zamknieciem okna transferowego, ruszyli na zakupy w trybie alarmowym.
Trener Massimiliano Allegri chcial Memphisa Depaya, ktorego redukujaca
budzet placowy Barcelona byla gotowac oddac za darmo, byle pozbyc sie
tlustej pensji (7,5 mln euro rocznie). Ta ostatnia odstraszyla jednak
szefow Juve, od ktorych Polak wedlug turynskiej prasy oczekiwal polowe
mniej – oni musza postepowac ostroznie rowniez dlatego, ze UEFA ma
narzucic im wkrotce ograniczenia z powodu lamania zasad finansowego fair
play (wydaja wiecej, niz zarabiaja), a na jej lagodnosc prezes Agnelli,
jeden z prowodyrow zorganizowania Superligi, nie ma co liczyc.
Rzeczywistosc ulozyla sie wiec korzystnie dla Milika: Juve w naglej
potrzebie, realia finansowe, uciekajacy czas. 28-letni Polak zostal
wypozyczony na sezon, co kosztuje tylko milion euro (w porywach dwa,
zalezy od jego osiagniec), a jesli do siebie przekona, zostanie za rok
wykupiony za dalszych siedem milionow. Suma nadal relatywnie skromna,
zwlaszcza gdy spojrzy sie na niego jak na napastnika, ktory przed
kontuzjami nalezal do scislej czolowki Serie A. Imponowal technika
strzalu (lewa stopa), uchodzil za wszechstronnego, zdolnego zarowno
wykanczac ataki, jak i je wspolorganizowac. Zreszta o jego mozliwosciach
swiadczy lista klubow, do jakich zajrzal po opuszczeniu kraju: Bayer
Leverkusen, Ajax Amsterdam, Napoli, Olympique Marsylia, Juventus.
Polak wykonuje ruch troche podobny do Roberta Lewandowskiego, ktory w
Barcelonie wybral sobie klub ze znacznie piekniejsza przeszloscia niz
terazniejszoscia. Juventus panowal we wloskiej Serie A przez niemal
dekade, by znienacka stoczyc sie na czwarte miejsce – zajmowal je w
minionych dwoch sezonach, w poprzednim od mistrza Milanu dzielilo go az
21 punktow. Zaczal tez sprawiac przykre niespodzianki w Lidze Mistrzow,
z ktorej wykopywali go przeciwnicy klasy Villarrealu, FC Porto czy Lyonu.
Na starcie biezacego sezonu turynczykow dotknal jednak pech, bo urazow
doznali ludzie, ktorzy mieli ksztaltowac odnowiony atak. I w
poniedzialkowym meczu z Sampdoria napastnik Duszan Vlahovic nie tyle nie
mial wsparcia, co w ogole nie uczestniczyl w grze – dotknal pilke
zaledwie dziewiec razy (!), w tym przy gwizdku inaugurujacym mecz i
dwukrotnie pod wlasnym polem karnym. Serb jeszcze na boisku wsciekle
gestykulowal w strone kolegow z druzyny, bo on przyzwyczail sie do
nieustajacego ostrzeliwania bramki. W ostatnich kilkunastu miesiacach
liczba bramek zdobywanych w czolowych ligach Europy ustepowal tylko
Lewandowskiemu, obwolywano go podobnym do Polaka “robotem”, Juventus
zaplacil za transfer 70 mln euro.
To wlasnie zmiennikiem Vlahovicia ma zostac Milik, ktory pozostanie
rezerwowym dopoty, dopoki Allegri nie postanowi wystawiac dwoch
napastnikow – zamiast jednego, biegajacego miedzy skrzydlowymi. Co jest
mozliwe, bo mowimy o trenerze elastycznym, chetnie manipulujacym
systemem gry, wymagajacym taktycznej inteligencji od pilkarzy. Na razie
i on znajduje sie w tarapatach, bo znow narzeka na swoje zasoby ludzkie,
tlumaczac, ze pilkarze dziela sie na kategorie, na swietna gre stac
tylko “pieciogwiazdkowych”. I w odpowiedzi slyszy zlosliwe uwagi, ze
rowniez w hierarchii trenerskiej istnieja kategorie, musi dac wiecej od
siebie.
Czy przekona go Milik, nie wiadomo. Na razie troche niepewny wydaje sie
nawet los Szczesnego, ktory rowniez leczy kontuzje – a poniewaz
rezerwowy Mattia Perrin wyrecza go znakomicie, padaja sugestie, by
zostawic go miedzy slupkami na dluzej. Obu Polakow czekaja niebagatelne
wyzwania, to moze byc odpowiednie przygotowanie do mundialu.

I LIGA POLSKA 8 kolejka
Gornik Leczna-Odra Opole 4-1
Chrobry Glogow-Wisla Krakow 2-1
Puszcza Niepolomice-Zaglebie Sosnowiec 0-0
Stal Rzeszow-Podbekidzie 5-0
Ruch Chorzow-Nieciecza 2-1
Chojniczanka-LKS Lodz 1-0
Katowice-Arka Gdynia 0-1
Skra Czestochowa-Sandecja Nowy Sacz 0-0
Tychy-Resovia Rzeszow 1-1
1.Wisla Krakow 16pkt
2.Ruch 15pkt
3.LKS Lodz 15pkt
4.Nieciecza 14pkt
5.Arka 114pkt
6.Puszcza 14pkt
7.Podbeskidzie 12pkt
8.Stal Rzeszow 11pkt
9.Tychy 11pkt
10.Katowice 11pkt
11.Zaglebie Sosnowiec 11pkt
12.Skra 11pkt
13.Chrobry 10pkt
14.Chojniczanka 9pkt
15.Odra Opole 7pkt
16.Leczna 6pkt
17.Sandecja 6pkt
18.Resovia 4pkt
-Pilkarze Arki Gdynia w wyjazdowym meczu z GKS Katowice przez ponad
godzine grali z przewaga jednego zawodnika, ponownie na potege marnowali
dogodne sytuacje, ale w koncu dopieli swego. Zwycieska bramke zdobyl
Omran Haydary.
Arka od poczatku sezonu duzo lepiej czuje sie na wyjazdach, a warto
pamietac, ze w delegacjach przemierzy w obecnych rozgrywkach odleglosc
polowy rownika! Wygrala juz w Bielsku-Bialej, Rzeszowie i Lecznej,
natomiast na wlasnym stadionie wciaz pozostaje bez zwyciestwa (dwa
remisy i porazka). Glowna przyczyna? Fatalna wrecz skutecznosc. Gdynscy
pilkarze w kazdym meczu stwarzaja sobie multum sytuacji do zdobycia
bramki, jednak trafienie miedzy slupki i pod poprzeczke rownoczesnie
stanowi dla nich wyzwanie nie lada. Sam fakt, ze przy takim potencjale
ofensywnym w siedmiu meczach udalo sie zdobyc raptem osiem goli, mowi
wszystko.
Mecz w Katowicach byl w pierwszej polowie kolejnym odcinkiem tego
smutnego dla kibicow Arki serialu. Przed przerwa goscie, lekko liczac,
strzelic powinni cztery-piec bramek. Tak naprawde dobrej okazji do
pokonania swietnie spisujacego sie golkipera GKS Dawida Kudly nie mieli
chyba tylko dwaj srodkowi obroncy.
Najlepsze zmarnowali Hubert Adamczyk, Janusz Gol oraz Omran Haydary. To
byly trzy stuprocentowe sytuacje, ktore wrecz musialy zakonczyc sie
bramkami. Tych pomniejszych bylo tak duzo, ze az trudno je zliczyc.
Gdynianie od 27. min mieli dodatkowo ulatwione zadanie, gdyz
wychodzacego na czysta pozycje Karola Czubaka sfaulowal obronca
gospodarzy Bartosz Jaroszek i zobaczyl oczywista czerwona kartke.
Od poczatku drugiej polowy trener Ryszard Tarasiewicz przeszedl na gre
trzema obroncami i przeprowadzil ofensywna zmiane (Christian Aleman za
Bartlomieja Stolca). Arka wciaz atakowala, ale stwarzanie dobrych
sytuacji przychodzilo jej z duzo wiekszym trudem niz przed przerwa. Malo
tego, bardzo uwazni w defensywie gospodarze potrafili od czasu do czasu
wyprowadzic grozna kontre.
Jednak gdynianie w koncu dopieli swego. Najpierw kolejna kapitalna
sytuacje zmarnowal Czubak, ktory glowkujac z kilku metrow, trafil prosto
w Kudle, jednak kilkanascie sekund pozniej juz nie pomylil sie Haydary.
Reprezentant Afganistanu wbiegl w pole karne, w swoim stylu zlamal akcje
do srodka na prawa noge i arcyprecyzjnym strzalem umiescil pilke w
bramce GKS-u. bylo jego trzecie trafienie w sezonie.
Ten gol jakby zupelnie usatysfakcjonowal gosci i w koncowce mecz zrobil
sie bardziej wyrownany. Zespol z Katowic szukal wyrownujacej bramki i
kilka razy przemiescil sie pod pole karne rywala. Jednak arkowcy tak
naprawde w pelni kontrolowali sytuacje i spokojnie dowiezli minimalne
zwyciestwo.

-Prawda futbolu. Marciniak: “Sedziuje do 2026, bo chce trzeci Mundial!”
– Roman Kolton
Szymon Marciniak wlasnie poprowadzil 47 mecz w Champions League (liczac
rowniez rundy wstepne tych rozgrywek). W poprzednim sezonie sedziowal 10
spotkan Ligi Mistrzow. Teraz szykuje sie na Mundial. I zapowiada, ze
wybiera sie takze na kolejny – w 2026 roku.
Szymon Marciniak przyznaje: – Nie brakuje mi roznych propozycji. Ze
swiata mediow, ale i sedziowania w roznych rejonach swiata. Nota bene
prowadzenie spotkan z gwizdkiem w Katarze, czy Arabii Saudyjskiej bardzo
mi sie przyda w kontekscie Mundialu 2022. Tam pilkarze bardzo teatralnie
potrafia padac. Dodaja cos od siebie. Nieslychanie sie kloca. Jednak
sedzia musi byc powsciagliwy. Czasami jak brakuje tej powsciagliwosci,
to zgodnie rzucaja sie na niego obie druzyny, aby protestowac.
Tylko trzech arbitrow z Europy sedziowalo spotkania poprzedniego
Mundialu. W 2018 roku byli tylko Antonio Mateu Lahoz, Clement Turpin i
wlasnie Polak. – To niesamowite doswiadczenie prowadzic spotkania
najwazniejszych turniejow, jak EURO, czy Mundiale. Mundiale to juz cos
szczegolnego. Bylem w 2018, teraz jade w 2022 do Kataru, ale niedawno
postawilem sobie cel – trzeci Mundial. Tak, chce jechac na pilkarskie
mistrzostwa swiata w 2026 roku w USA, Kanadzie i Meksyku. Moj mentor,
Pierluigi Collina smial sie ze mnie. Powiedzial: “W takim razie
przebijesz mnie!”. Czulem ze strony Wlocha wielka sympatie do tego
pomyslu. Widac, ze w FIFA jest teraz zmiana pokoleniowa, jesli chodzi o
arbitrow. Stad wlasnie tylko trzech sedziow z Europy, ktorzy byli na
finalach w Rosji w 2018. Nie dane mi bylo uczestniczyc w finalach EURO
2021 – mialem problemy ze zdrowiem. Jednak to juz za mna – czy problemy
z sercem, czy z kregoslupem. I dlatego chce posmakowac jeszcze wielkich
imprez przez kilka lat
W biogramach Marciniaka pojawia sie – poza EURO 2016 i MS 2018 – takze
FIFA Arab Cup w 2021. – To bardzo wazna impreza – zaznacza 41-letni
arbiter – Miedzynarodowa Federacja Pilki Noznej bardzo powaznie
potraktowala te impreze. To bylo swego rodzaju przetarcie przed
Mundialem. Zastosowano tam po raz pierwszy Polatomatyczny System
Wykrywania Spalonego. Rzecz jasna ten system nie wyklucza roli sedziego
glownego, czy innych sedziow, tez tych z VAR-u. Bo mozna byc na
spalonym, a nie brac udzialu w grze. Z kolei gdy pilka zostanie do kogos
zagrana na wolne pole, to Polautomatyczny System Wykrywania Spalonego
pokaze pozycje pilkarza wychodzacego do pilki nawet z centymetrowa
dokladnoscia. To spalony 27-centymetrowy, taki jak w niedawnym meczu
Widzew – Legia, bedzie uchodzil za duzy. Na Mundialu w Katarze FIFA
bedzie wymagala od arbitrow skrupulatnego doliczania czasu gry. Tak bylo
rowniez na FIFA Arab Cup w 2021 roku, gdzie w polfinale turnieju
doliczylem 18 minut. Ciekawe, czy ktos mnie przebije na turnieju w
listopadzie i w grudniu?
Na FIFA Arab Cup 2021 Marciniak prowadzil mecz otwarcia, spotkanie
grupowe i polfinal. A teraz? – pada pytanie na “Prawdzie Futbolu”. –
Trudno mi powiedziec. Na pewno nie pogniewalbym sie, gdyby byl mecz
otwarcia i polfinal i jeszcze spotkania pomiedzy. Zawsze jestem ambitny.
Kazdy mecz chce poprowadzic najlepiej, jak potrafie. I ta ambicja niesie
mnie nie tylko do Kataru w 2022 roku, ale i pozwala myslec o kolejnym
Mundialu.

“Radosc Lewego, strach w Bayernie”-Dariusz Dziekanowski
Poznalismy podzial na grupy w europejskich rozgrywkach. Jesli chodzi o
Lige Mistrzow, to na pewno jedna grupa przykuwa uwage – chodzi o te (C),
w ktorej spotkaly sie FC Barcelona, Bayern Monachium, Inter Mediolan i
Viktoria Pilzno. Pewnie wiekszosc polskich kibicow z wielka uwaga
czekala na to, na kogo wpadnie nowy zespol Roberta Lewandowskiego. No i
lepiej nie moglo sie ulozyc – “Lewy” zagra przeciwko swojej bylej
druzynie, czyli mistrzom Niemiec. I ma w tych spotkaniach mnostwo do
wygrania.
Po pierwsze, jesli w dwumeczu lepsi okaza sie Katalonczycy, to Robert
potwierdzi swoj status legendy monachijskiego klubu, stanie sie wrecz
nietykalny. Udowodni kibicom Monachium jak bardzo waznym byl
zawodnikiem, ale przeszedl do nowego klubu, by zdobywac z nim jeszcze
wiecej. Ma tez szanse zdobyc jeszcze wiekszy respekt wsrod fanow klubu
ze stolicy Katalonii. Przez ostatnie lata Barcelona przezywala kryzys,
sportowo w europejskich rozgrywkach ustepowala i przegrywala z Bayernem.
Reprezentant Polski moze teraz odwrocic losy tej rywalizacji. W ten
sposob udowodnilby, ze moze byc nie mniej kluczowym pilkarzem dla
jednego z najwiekszych klubow na swiecie. Bo z calym szacunkiem dla
Bayernu, ktory Robert wyniosl na wyzszy poziom, to pod wzgledem
popularnosci Niemcy jeszcze dlugo nie beda w stanie dorownac ekipie
prowadzonej obecnie przez Xaviego.
Czy wiecej emocji nie mielibysmy, gdyby te dwie druzyny spotkaly sie
pozniej w fazie pucharowej, gdy dwumecz decyduje o byc albo nie byc?
Pewnie tak – emocje bylyby wieksze, ale patrzac wstecz na ostatnie
miesiace i cala sage zwiazana z transferem Roberta do Barcelony, to moim
zdaniem moment jest idealny. Emocje po calym zamieszaniu zaczely juz
opadac, a teraz mamy znowu kolejna, juz sportowa czesc tego
interesujacego serialu. I co wazne, obie druzyny moga wyjsc z grupy i
spotkac sie przeciez po raz trzeci w finale. To by byl jeszcze bardziej
sensacyjny scenariusz.
Sporo emocji dostarczyly nam tez polskie druzyny walczace w czwartej
rundzie eliminacji Ligi Konferencji. Niestety, pechowo zakonczyl sie
udzial Rakowa – gol w ostatniej minucie dogrywki zawsze boli podwojnie,
zwlaszcza ze byla okazja by przy odrobinie wiekszej skutecznosci wywiezc
z Pragi przynajmniej remis, dajacy awans. Ale generalnie, mimo
ostatecznej porazki, trzeba pochwalic wicemistrzow Polski za ten
dwumecz. Spotkaly sie dwie druzyny prowadzone przez nowoczesnych
trenerow, ktorym zalezy na tym, by ich zespoly dochodzily do celu (czyli
wygranych) w sposob budzacy szacunek kibicow. Byla otwarta gra i wymiana
ciosow, w ktorych Rakow wcale nie byl gorszy i nie ma sie czego
wstydzic. O odpadnieciu przesadzily dwie sytuacje- zarowno w jednym, jak
i drugim spotkaniu: najpierw mlodemu bramkarzowi z Czestochowy zabraklo
doswiadczenia i zle obliczyl lot pilki (w Czestochowie), w rewanzu zas
bardziej doswiadczonemu zawodnikowi zadrzala noga i nie trafil do pustej
bramki. Takie bledy, z tak solidnym rywalem, przewazyly szale. Mozna do
tego dorzucic jakies kontrowersje sedziowskie. Szkoda, bo Rakow pokazal,
ze potrafi tworzyc bardzo dobre widowisko z wymagajacymi przeciwnikami.
Sporo emocji w rewanzu z Dudelange dostarczyl kibicom Lech. Ale w tym
wypadku za takie emocje mistrzow Polski trudno pochwalic. Bo o
przyprawianie fanow o drzenie serca w rywalizacji z ekipa polzawodowcow
z Luksemburga mozna byc co najwyzej poirytowanym i rozczarowanym.
Dobrze, ze “Kolejorzowi” dopisywalo szczescie w losowaniu i trudno bylo
to zepsuc. Final jest taki, ze mamy chociaz jeden zespol w fazie
grupowej. Gdyby Lech prezentowal sie chociaz tak solidnie, jak w
mistrzowskim sezonie, mozna by powiedziec, ze ma szanse wyjsc z grupy,
bo poza Villarrealem, pozostale zespoly (Hapoel Beer Szewa i Austria
Wieden) bylyby w zasiegu. Ale gdy widzielismy, jak Lech meczyl sie z
druzynami z Islandii i Luksemburga, trudno byc optymista. W Poznaniu
musza zrobic wszystko, zeby przy grze na dwa fronty nie zostac z niczym
odpadajac z LK i tracac szanse na mistrzostwo Polski.

FORMULA 1
Max Verstappen show w Belgii! Dokonal czegos niesamowitego. Zaledwie
dwunastu okrazen potrzebowal mistrz swiata Max Verstappen na to, by
przesunac sie z 14. pozycji (z ktorej rozpoczynal wyscig) na
prowadzenie. Holender byl zdecydowanie najszybszy i zakonczyl GP Belgii
z 26 punktami – 25 za zwyciestwo i jednym za najszybsze okrazenie.
Wielkiego pecha mial Lewis Hamilton.
Choc z pole position startowal kierowca Ferrari Carlos Sainz, to nie
odegral on najwazniejszej roli w wyscigu na torze Spa-Francorchamps.
Scuderia nie potrafila znalezc odpowiedzi na fantastyczne tempo Red
Bulla. Hiszpan zaczal dobrze, znaczaco oddalil sie od reszty stawki, ale
z kazda chwila tracil przewage. Najpierw podgryzal go Sergio Perez, a
potem powracajacy z dalekiej podrozy Max Verstappen.
Holender jak zwykle byl nieporownywalny. Zaczal wyscig z 14. pozycji.
Juz na pierwszym okrazeniu nadrobil szesc miejsc, a na 12. kolku byl juz
liderem. Z kazda kolejna minuta jego przewaga rosla. GP Belgii zakonczyl
z wyrazna przewaga nad zespolowym kolega, Perezem.
Podobnie obiecujacy poczatek zaliczyl startujacy z 15. pozycji Charles
Leclerc. Mial jednak pecha – gdy zaczal odrabiac straty, zauwazyl dym
wydostajacy sie z prawej przedniej opony. Musial zjechac do pit-stopu,
przez co stracil wiele pozycji. W ten sposob wypadl z realnej walki o
zwyciestwo. Co wiecej, na koniec dostal kare pieciu sekund i ostatecznie
wyladowal nawet za Fernando Alonso.
O jeszcze wiekszym pechu moze mowic Lewis Hamilton. Juz na pierwszym
okrazeniu popelnil blad, ktory okazal sie bardzo kosztowny. Zajechal
droge jadacemu obok Fernando Alonso, w wyniku czego jego bolid zostal
podbity w powietrze i uszkodzil sie. Chwile pozniej do Hamiltona
dolaczyl konczacy tego dnia 33. lata Valtteri Bottas, ktory mial kontakt
z Nicholasem Latifim.
WYNIKI GRAND PRIX BELGII:
1. Max Verstappen (Red Bull) + najsz. okrazenie
2. Sergio Perez (Red Bull)
3. Carlos Sainz (Ferrari)
4. George Russell (Mercedes)
5. Fernando Alonso (Alpine)
6. Charles Leclerc (Ferrari)
7. Esteban Ocon (Alpine)
8. Sebastian Vettel (Aston Martin)
9. Pierre Gasly (Alpha Tauri)
10. Alex Albon (Williams)
11. Lance Stroll (Aston Martin)
12. Lando Norris (McLaren)
13. Yuki Tsunoda (Alpha Tauri)
14. Zhou Guanyu (Alfa Romeo)
15. Daniel Ricciardo (McLaren)
16. Kevin Magnussen (Haas)
17. Mick Schumacher (Haas)
18. Nicholas Latifi (Williams)
Lewis Hamilton (Mercedes) i Valtteri Bottas (Alfa Romeo) nie ukonczyli
wyscigu.
KLASYFIKACJA MS F1:
1. Max Verstappen (Red Bull) 284 pkt
2. Sergio Perez (Red Bull) 191
3. Charles Leclerc (Ferrari) 186
4. Carlos Sainz (Ferrari) 171
5. George Russell (Mercedes) 170
6. Lewis Hamilton (Mercedes) 146
7. Lando Norris (McLaren) 76
8. Esteban Ocon (Alpine) 64
9. Fernando Alonso (Alpine) 51
10. Valtteri Bottas (Alfa Romeo) 46

SIATKOWKA
“Jak niewinna Polska nie korumpuje swiatowego sportu”-Rafal Stec
Jawna pogarda dla zasad, gwalcenie ducha uczciwej rywalizacji,
niesprawiedliwosc zapisana w tajnych regulaminach. Oto siatkowka,
najbardziej chory ze sportow. [Z cyklu “A JEDNAK SIE KRECI”].
Mozna tez podrzucic inna definicje, dla nas przykra: to dyscyplina, w
ktorej wszyscy zawodnicy sa rowni, ale polscy sa rowniejsi od innych.
Wprawdzie nigdzie ich wyjatkowego statusu nie ogloszono, bo oficjalnie
systemy rozgrywek uprzywilejowuja po prostu gospodarzy turniejow, ale my
organizujemy turnieje nader czesto – i nasi reprezentanci korzystaja z
nadzwyczajnych, niespotykanych w innych sportach przewag nad rywalami. W
tym roku korzystaja wraz ze Slowencami, ktorzy wspolnie z Polska
przyjmuja uczestnikow rozpoczetego wlasnie mundialu.
Oczywiscie gospodarzy dopieszcza sie wszedzie, w kazdej dyscyplinie.
Otrzymaja wsparcie metafizyczne, bo pomagaja im legendarne sciany; jak
najbardziej fizyczne, bo ku triumfom pcha ich jazgot kibicow; sportowe,
bo umieszcza sie ich miedzy rozstawionymi faworytami i na starcie
mistrzostw wpadaja na teoretycznie slabszych przeciwnikow; wreszcie
logistyczne, bo dobieraja sobie wygodniejsze terminy meczow. Nigdzie
jednak – a konsultowalem teze takze ze znawcami dyscyplin mocno
egzotycznych – nie kombinuje sie dla gospodarzy z bezczelnoscia, z jaka
dawno temu oswoila sie siatkowka.
Trwajace wlasnie rozgrywki fazy grupowej mundialu wylonia uczestnikow
1/8 finalu, ktorzy na podstawie uzyskanych wynikow zostana
sklasyfikowani od najlepszego do najgorszego, a nastepnie skojarzeni
wedle elementarnej, logicznej zasady – numer 1 zagra z 16, numer 2 z 15,
numer 3 z 14 itd. Powstanie zmierzajaca do finalu drabinka, jak w
turnieju tenisowym. Byloby przejrzyscie, sterylnie jak na sali
operacyjnej, gdyby nie drobiazg: mianowicie kryterium sportowe nie
obejmuje Polakow i Slowencow. Nawet jesli awansuja z trudem, z
najslabszym mozliwym bilansem, rzadzaca siatkowka FIVB wypchnie ich z
dna na szczyt listy rozstawionych i o cwiercfinal powalcza z innymi
najslabszymi. Wyniki fazy grupowej zostana wlasciwie uniewaznione.
Czy ktos wyobraza sobie, ze Novak Djokovic przed II runda Wimbledonu
spada z pozycji turniejowej jedynki, musi ustapic sklasyfikowanemu
daleko od czolowki rankingu ATP Brytyjczykowi? Albo ze pilkarzom Kataru,
jesli wgramola sie do 1/8 finalu tegorocznego mundialu, FIFA usluznie
podsuwa nastepnie najslabszego z dostepnych rywali? Z regul
wykombinowywanych przez FIVB dworuja sobie nawet ludzie ze srodowiska
polskiej siatkowki – i bezradnie rozkladaja rece: przeciez to nie my, my
jak kazdy mozemy pasc ofiara systemu, to bonzowie ze swiatowej federacji
sa nieuleczalnymi kretaczami i balaganiarzami, nie takie numery wycinali
w przeszlosci.
To swieta prawda, na mundialu 2010 roku wsciekli na absurdalna,
niesprawiedliwa formule rywalizacji Brazylijczycy ostentacyjnie
przegrali mecz – przesuwali np. srodkowego na pozycje rozgrywajacego, a
to ruch tak samo drastyczny (wyjasniam pobieznie zorientowanym w
odbijaniu pilki rekami) jak w futbolu wepchniecie do bramki napastnika.
Dziwactwa i przekrety dzialaczy siatkarskich juz spowszednialy, staly
sie dokuczliwa nieuchronnoscia jak listopadowa slota. Dlatego nie
oskarzam nikogo z Polski o swiadomie zakulisowe starania o regulaminowe
wygibasy, ktore wypaczaja rywalizacje.
Uwiera mnie jednak, ze my, nacja uwazajaca siebie za stolice globalnej
siatkowki, jestesmy regularnymi beneficjentami patologii. Nie moge
zapomniec pieciolatki, w trakcie ktorej Skra Belchatow trzykrotnie
wystapila w turnieju Final Four Ligi Mistrzow, choc ani razu tam nie
awansowala – wynagradzano ja za przyjecie roli gospodarza. Kuriozum z
kranca skali, choc wszystko jak zwykle dzialo sie lege artis, zasady
ustalily miedzynarodowe wladze (wtedy europejski CEV).
Tegoroczny mundial rowniez cuchnie. Notable z PiS – premier Mateusz
Morawiecki i minister sportu Kamil Bortniczuk – pletli androny, gdy
przechwalali sie, ze dzieki panstwowemu dofinansowaniu Polska wygrala
zaciety wyscig o przejecie organizacji mistrzostw po odebraniu ich
Rosji, wykluczonej ze wspolnoty miedzynarodowej. Siatkarskich turniejow
nie chce przyjmowac prawie nikt, wiec u nas od lat roi sie od rozmaitych
imprez seniorskich i juniorskich, meskich i kobiecych, a w tym sezonie
zblizamy sie wrecz do rekordu. Ewentualnych innych zainteresowanych
mundialem odstraszaja m.in. pazernosc szefow FIVB, ktorzy za zaszczyt
bycia gospodarzem zadaja 20 mln euro haraczu.
I Polske, dzieki rzadowemu sponsoringowi, na wyplacenie haraczu stac,
ale cala operacja staje sie jeszcze bardziej, delikatnie mowiac,
podejrzana i niesmaczna. Kupujemy prawo do organizacji mistrzostw, a
miedzynarodowi dzialacze odwdzieczaja sie przysluga dla naszej druzyny
narodowej, podarowujac jej gwarancje bezpieczenstwa – nawet jesli
przegra w fazie grupowej z USA, to i tak rozstawia ja wyzej niz
Amerykanow, ba, rozstawia ja wyzej rowniez od innych rywali z okazalszym
bilansem, ryzyko szybkiego odpadniecia z turnieju ograniczymy do
minimum. Korupcji nie ma, nikt nie wrecza potajemnie lapowki, ale…
Zawieramy transakcje, ktora nie ma nic wspolnego z duchem sportu. Rywale
juz sie publicznie zala, ze czuja sie wyrolowani.
Czy na pewno my, Polacy, jestesmy niewinni? Cale zle wyrzadzaja jacys
inni, szubrawcy z FIVB? Musimy ubijac ten metny interes? Czy PZPS nie
moglby sie zbuntowac – glosno zadeklarowac, ze sobie specjalnej troski
nie zyczy, moze wrecz zazadac skorygowania regulaminu na uczciwszy? A
moze jednak z matactwami “tamtych na gorze” zyje sie nam wygodnie?
Sytuacja jest tym bardziej paranoiczna, ze za regulaminowym
intryganctwem faktycznie kryje sie bezimienny nie wiadomo kto. Jeszcze
kilkadziesiat godzin przed tegorocznym mundialem nikt nie znal
wszystkich zasad gry, a poszukujacy wiarygodnej informacji dziennikarze
wysluchiwali roznych, wzajemnie sprzecznych wersji. Od Miroslawa
Przedpelskiego, naszego przedstawiciela w wierchuszce FIVB, dowiadywali
sie np., ze Polacy na pewno zostana rozstawieni w 1/8 finalu z jedynka,
a na internetowej stronie turnieju czytali, ze jesli w fazie grupowej
zgromadza mniej punktow niz Slowency, to zleca na pozycje tuz za
wspolgospodarzami. Teraz, w trakcie rywalizacji, krazy plotka, iz
szczegolowe zasady juz istnieja, ale potrzeba tutaj aktu wiary –
opublikowano tylko dokument z ogolna formula, pozbawiony chocby
kryteriow klasyfikowania kolejnosci w grupach.
Kilka lat temu pokrzykiwano by jeszcze o skandalu, dzisiaj juz
zobojetnielismy, a kibice innych dyscyplin wyzlosliwiaja sie halasliwie
wypowiadanym zdziwieniem, ze Polacy jako gospodarze – dopingowani w
dodatku przez “najlepszych kibicow na swiecie” – nie zostali wpuszczeni
od razu do polfinalu. Siatkowka miewa problem z tym, ze uchodzi za
gierke niszowa, niezbyt powazna, a rownoczesnie robi wszystko, by swoj
wizerunek jeszcze skompromitowac. Tak jak my nasza reprezentacje chcemy
slawic za najlepsza na swiecie, a rownoczesnie akceptujemy wyciaganie
jej za uszy, traktowanie jak druzyny specjalnej troski.
Gdybysmy bowiem nawet zgodzili sie z teoria, ze za regulaminowymi
aberracjami stoi tajemnicza, anonimowa grupa trzymajaca wladze, to
Polacy maja w haniebnym procederze wspoludzial. A cala siatkowka nie
rozumie rzeczy absolutnie fundamentalnej – jesli nie zacznie szanowac
samej siebie, to nie bedzie jej szanowal nikt.

Na podstawie: Onet.pl, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, weszlo.com,
90minut.pl, pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl
opracowal Reksio.