Dzien dobry – tu Polska – 19.05.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 137) (6630)

19 maja 2023

Pogoda

piatek, 19 maja 17 st C

Przewaga chmur

Opady:10%

Wilgotnosc:55%

Wiatr:13 km/h

Kursy walut

Euro 4.55

Dolar 4.23

Funt 5.24

Frank 4.67

Dzien dobry Czytelnicy 🙂

Dzis na wstepie prosba od Mamy Mikolaja:

Witam drogi Gargamelu.Zwracam sie z ogromna prosba po raz kolejny o
wsparcie na turnus rehabilitacyjny.Nie wiem juz jak pisac i gdzie pisac o
wsparcie,poniewaz pisalam do roznych fundacji np.Olivia ,Faktu i innych i
niestety wszyscy odmawiaja. A termin turnusu juz coraz blizej,bo 9 lipca.Z
PCPR dostalismy dofinansowanie w kwocie 3200zl,a koszt calego turnusu to
7800zl,brakuje nam wiec 4600zl.Bardzo prosze o wsparcie ,bo kazda kwota
pomoze mojemu synowi Mikolajowi wyjechac na turnus.Pozdrawiam Edyta
Solinska

Bardzo prosze rowniez ze swojej strony o pomoc dla Mikolaja. Wiem ze na
Czytelnikow zawsze mozna liczyc 🙂

Ania Iwaniuk

Dowcip

Jasiu pyta sie bacy:

– Baco macie takiego malego psa a wieszacie tabliczke z napisem uwaga pies.

– A bo mi go juz prawie dwa razy zdeptali.

Nie zyje Kacper Tekieli. W 2016 r. uczestniczyl w akcji ratunkowej na
Shivling

W lawinie w szwajcarskich Alpach zginal alpinista i instruktor wspinaczki
sportowej Kacper Tekieli, maz mistrzyni olimpijskiej w biegach narciarskich
Justyny Kowalczyk-Tekieli. Mial 38 lat. W 2016 r. Tekieli uczestniczyl z
Pawlem Karczmarczykiem w akcji ratunkowej na Shivling w indyjskich
Himalajach (6543 m). Podczas wspinaczki na himalajski szczyt zginal Lukasz
Chrzanowski, ktory po smierci partnera, Grzegorza Kukurowskiego, samotnie
schodzil ze szczytu. Dramatyczny zapis proby ratowania polskiego himalaisty
jest jedna z wielu historii zawartych w nowej ksiazce “Zycie za szczyt.
Polacy w Himalajach i Karakorum”. Informacje o smierci Kacpra Tekieli w
rozmowie z Przegladem Sportowym Onet potwierdzil Grzegorz Mikula, menedzer
Justyny Kowalczyk-Tekieli. Alpinista w Tatrach przeszedl okolo 300 drog
wspinaczkowych, wiele samotnie, pokonujac najwazniejsze sciany polskich i
slowackich szczytow. Wspinal sie takze w Alpach (slynna “trylogia alpejska”
polnocnych scian: Eiger, Matternhorn, Grandes Jorases), na Alasce, na
Kaukazie, w Norwegii.

Byl uczestnikiem programu Polski Himalaizm Zimowy (2010-2015) i w ramach
projektu bral udzial w wyprawach na Makalu oraz Broad Peak Middle. W 2016
r. uczestniczyl z Pawlem Karczmarczykiem w akcji ratunkowej na Shivling w
indyjskich Himalajach (6543 m), ktora w ksiazce “Zycie za szczyt. Polacy w
Himalajach i Karakorum” opisala Rachela Berkowska. W marcu br. Kacper
Tekieli udzielil jednego z ostatnich wywiadow dziennikarzowi Tomaszowi
Kalembie, w ktorym siegnal wspomnieniami do akcji na Shivling.

“To byla naprawde dramatyczna akcja. Na te wyprawe pojechaly trzy ekipy.
Dwoch kolegow nie przezylo. (Najpierw przytomnosc stracil Grzegorz
Kukurowski i juz jej nie odzyskal – przyp. TK). Na scianie pozostal Lukasz
Chrzanowski. Rozpoczela sie walka o jego zycie. Nie pomogla akcja
helikopterow. Mimo ze juz od tego czasu minelo szesc i pol roku, to nadal
to jest dla mnie trudny temat”

– mowil.

“Nie jest to temat tabu, bo powstala o tym ksiazka i wieksze materialy
prasowe, ale chyba nikt z nas, ktorzy tam byli, nie mowi o tym, co sie tam
wydarzylo, w czasie przeszlym. To wszystko wciaz w nas siedzi. Nikt z nas
nie unika tego tematu, ale rowniez nie rozdmuchuje go w przestrzeni
publicznej. Jest to wiec wszystko, co moge w tej chwili powiedziec” –
brzmiala wypowiedz alpinisty. Przypominamy fragment ksiazki “Zycie za
szczyt. Polacy w Himalajach i Karakorum” autorstwa Racheli Berkowskiej,
ktora ukazala sie w 2021 r.

***W czasie, kiedy on zaczynal mozolna droge w strone grani szczytowej, u
podstawy sciany sprawy toczyly sie blyskawicznie. Zrobili analize sytuacji.
Poza nimi nie bylo innych wypraw w rejonie. Jeden zespol wrocil wlasnie z
kilkudniowego wspinania, zmeczony i bez sprzetu wspinaczkowego. Zjezdzajac,
zostawil go w scianie. Drugi ma swoj sprzet o dwa dni drogi dalej. Juz z
pierwszej porannej rozmowy z Lukaszem, kiedy Grzegorz jeszcze zyl,
dowiedzieli sie, ze w bazie zostal schowany telefon satelitarny. W Indiach
posiadanie takiego telefonu jest zabronione, ale Grzegorz mial go pomimo
zakazu, a teraz oni musieli go uzyc. Bezzwlocznie zorganizowac pomoc.
Zgadzali sie, ze jedyna szansa ratunku byl kontakt ze swiatem, lokalna
agencja trekkingowa i z Polska. Dlatego juz kilka minut po dziewiatej przez
radiotelefon wywolali oficera lacznikowego z bazy na Tapovan. Mial odszukac
telefon satelitarny i natychmiast zawiadomic wlasciciela agencji Himalaya
Hikes o calej sytuacji.

Oficer zadanie wykonal. Zdazyli sie dowiedziec, ze cywilny helikopter
pojawi sie, zeby przetransportowac ich wszystkich ze sprzetem z Sundervan
na Tapovan. Chwile pozniej przez radio przyszla kolejna informacja. Tym
razem zla. Telefon satelitarny przestal dzialac. Skonczyl sie limit. Oficer
nie potrafil znalezc numeru karty potrzebnego do doladowania, pat trwal. W
takich chwilach strata kazdej minuty moze wazyc o zyciu. Spojrzeli po
sobie. Na zegarkach dochodzila dziesiata. Maciek i Andrzej czuli sie z nich
wszystkich najlepiej. Obaj w tempie sznuruja buty i decyduja sie zbiec z
Sundervan na Tapovan. Cel: jak najszybciej dotrzec do telefonu
satelitarnego, naladowac konto i wezwac pomoc. Dwie godziny pozniej, kiedy
w scianie umiera Grzegorz, oni maja telefon w dloniach. Numer karty leci w
swiat przez komunikator, urzadzenie do wysylania SMS-ow. W koncu udaje im
sie skontaktowac z Katowicami i Januszem Majerem, ktory natychmiast
doladowuje urzadzenie. Majer, wowczas przewodniczacy Komisji Wspinaczki
Wysokogorskiej PZA, staje na wysokosci zadania, od tego momentu
nieprzerwanie wspierajac organizacje akcji ratunkowej. Lukasz? Znajdowal
sie wciaz w kluczowym, najtrudniejszym w opinii Czechow fragmencie calej
drogi, ktory stanowily kruchy komin pokryty warstwa sniegu i lodu oraz
wznoszaca sie nad nim sciana czolowa. Wspinal sie samotnie. Kacper Tekieli:

“Udalo mu sie zalozyc cztery krotkie wyciagi, po trzydziesci metrow, az
odpadl od sciany”

Stalo sie to tuz przed latwa strefa. Odpadajac, wyrywal przeloty i zawisl
na linie ponizej stanowiska. Taki lot to gigantyczny stres, strzal
adrenaliny. Lukasz potlukl sie i z pewnoscia mocno poobijal. Przekazal
chlopakom informacje, ze nie jest w stanie w tak trudnym terenie wspinac
sie samotnie. Zjechal do miejsca, w ktorym zostawil cialo Grzegorza. Tam
spedzil pierwsza noc bez jedzenia i picia. Sam, z duchem przyjaciela. Zanim
nastala ciemnosc, zrobili jeszcze jedna narade przez radiotelefon. Jakie to
szczescie, ze wciaz dzialal, a Lukasz oszczedzal baterie. Ta lacznosc z
ludzmi, ktorzy znaja i dziela z nim ten szorstki gorski swiat, musiala byc
krzepiaca. Ustalili, ze nastepnego dnia o swicie Maciek, Kacper i Piotr
wyrusza na Shivling, wyjda z pomoca naprzeciw schodzacemu Lukaszowi. Byli w
bojowych nastrojach, martwil ich tylko fakt, ze dysponowali w sumie
niewielka iloscia sprzetu wspinaczkowego. Reszta miala zostac w bazie. Na
nich spadla odpowiedzialnosc za koordynacje akcji ratowniczej i oczywiscie
utrzymanie lacznosci z Lukaszem. Ten pierwszego dnia po smierci Grzeska
czul sie wzglednie dobrze. Nazajutrz podczas rozmowy przyznal sie jednak
kolegom, ze choc biwak byl dobry, to zmarzl, a przy tym lekko odmrozil
palce u rak i u nog. Gorsze wiesci na szczescie zostaly przykryte przez
newsy niosace nadzieje. Tego ranka pojawil sie w koncu smiglowiec. Odnalazl
Lukasza w scianie. Ten na pewno go uslyszal i dostrzegl. Co mogl czuc,
patrzac w slad za oddalajaca sie maszyna, mozna sobie tylko wyobrazac.
Pilot nie zdecydowal sie na podjecie go. Tlumaczyl, ze parametry nosne nie
pozwalaja na zatrzymanie sie nawet na minute w wolnym zwisie na takiej
wysokosci. Jednosilnikowa maszyna byla na to technicznie za slaba.

“To byl helikopter cywilny, podlecial dosyc blisko. Nie byl przystosowany,
ale dal nam oglad sytuacji” – tlumaczyl Pawel Karczmarczyk, ktory
uczestniczyl w tamtym oblocie.

“Helikopter to byla wielka nadzieja, ale akurat ten sie do akcji gorskiej
nie nadawal. Potrzebowalismy innych”

Nie uratowali Lukasza, ale mogli ocenic, ze byl w dosc dobrej formie.
Znajdowal sie niezbyt wysoko nad Grzegorzem, do szczytu ciagle brakowalo mu
okolo stu piecdziesieciu metrow przewyzszenia. Sytuacji nie poprawial fakt,
ze kilkadziesiat metrow terenu bezposrednio nad nim wyroznialy najwieksze
na drodze trudnosci wspinaczkowe. Smiglowiec zrobil zwiad i wyladowal na
Tapovan. Pilot musial czuc, ze atmosfera staje sie napieta do granic, bo
zadeklarowal chlopakom, ze jest gotowy na jeszcze jedna probe podjecia
Lukasza. Na wyciagarce. Potrzebuje tylko ludzi z odpowiednim doswiadczeniem
w podobnych dzialaniach. Piotr jest kandydatem na ratownika TOPR, Maciek
ratownikiem ochotnikiem TOPR. To moze sie udac. Pilot wzywa ich przez radio
do bazy. Piotr zbiega w dol na lekko, Maciek razem z Kacprem znosza caly
sprzet. Po niedawnych opadach po polnocnej stronie gory zalegaly cale masy
sniegu. Rozmawiali o tym, ocenili, ze wejscie na szczyt droga normalna w
takich warunkach zajmie ekipie ratownikow dobre trzy albo i cztery dni.
Lukasz moze nie miec tyle czasu. Zgodzili sie, ze akcja z uzyciem smiglowca
bedzie w tej sytuacji najlepsza opcja. Czekalo ich rozczarowanie. Po
zejsciu Macka, Piotra i Kacpra na Tapovan pilot nagle zmienil zdanie. Nie
poleci. Sytuacja go przerosla. Byl pilotem cywilnym, bez doswiadczenia
ratowniczego.

Kiedy Kosciol uznaje, ze cos jest cudem? “Kluczowe sa dwie rzeczy”

Na jednym z drzew w Parczewie wierni dostrzegli rzekomy wizerunek Matki
Boskiej lub Jezusa. Lokalne media udostepniaja zdjecia ludzi, ktorzy
gromadza sie pod drzewem i modla. Rzecznik prasowy Diecezji Siedleckiej
studzi jednak ich emocje. Jakie warunki musza zostac spelnione, aby uznac
zjawisko za cud? Wierze, ze to objawienie. O wszystkim dowiedzialam sie od
znajomych i wyszlam z domu. To znak opatrznosci bozej – powiedziala pani
Anna, mieszkanka Parczewa w rozmowie z serwisem parczew.24wspolnota.pl.

Mieszkancy lezacego w wojewodztwie lubelskim miasta wierza bowiem, ze na
drzewie pod jednym z blokow pojawil sie wizerunek Matki Boskiej lub Jezusa.
Choc dziennikarze lokalnych portali ochrzcili to wydarzenie mianem “cudu w
Parczewie”, stanowisko kurii jest w tej sprawie jednoznaczne. Jezeli
przesledzimy historie objawien od 40. roku po Chrystusie do chwili obecnej,
to nigdy nie mielismy objawien na drzewach, szybach czy na scianach. W
portugalskiej Fatimie Matka Boska nie objawila sie na drzewie, z kolei w
Lesnej Podlaskiej byl to obraz – powiedzial portalowi 24wspolnota.pl
rzecznik prasowy Diecezji Siedleckiej ks. Jacek Swiatek. Duchowny wyjasnil,
ze w tej sprawie na pewno nie bedzie prowadzone postepowanie kanoniczne i
dodal, ze “objawienie zniknie przy najblizszym deszczu”.

– Kluczowe sa dwie rzeczy: w ramach objawienia, cudu, musielibysmy miec do
czynienia z jakims przeslaniem. Nawet biorac pod uwage Fatime, byl tam
element przekazania jakiejs informacji. Drugi wskaznik to fakt, ze dotad
nie odnotowano zadnych, ani uznanych, ani nieuznanych przez Kosciol
katolicki, objawien w obiektach typu kora drzewa. W przypadku chocby
Lichenia byl to obraz, ktory wisial na drzewie – przekazal z kolei w
rozmowie z radiozet.pl Choc wierzacy mieszkancy Parczewa moga uznawac
postac na drzewie za cudowne objawienie – bycie chrzescijaninem wiaze sie
bowiem z wiare w cuda i rzeczy niemozliwe – to uznanie danego zjawiska za
cud nie jest wcale proste.

Jak wyjasnia deon.pl, aby okreslic dane zjawisko mianem cudu
eucharystycznego, konieczne jest przeprowadzenie skrupulatnego dochodzenia.
Sledztwo to rozpoczyna miejscowy biskup (w niektorych przypadkach moze
przejac je Stolica Apostolska), ktory posiada odpowiedni autorytet, aby
oglosic, ze mial miejsce cud. Wowczas obiekt bedacy domniemanym cudem
pozostaje pod dokladna obserwacja, a biskup zwoluje specjalna komisje
zlozona z ksiezy, teologow, prawnikow kanonicznych, lekarzy i naukowcow.
Ich zadaniem jest sprawdzenie, czy obserwowany przypadek nie jest wynikiem
naturalnego dzialania procesow fizyczno-chemicznych. Dopiero po dokladnym
badaniu biskup moze oglosic, ze mial miejsce cud eucharystyczny. Jeszcze
bardziej zlozona procedura ma miejsce w przypadku weryfikacji cudownego
uzdrowienia. Proces ten, jak wyjasnia contragentiles.pl, sklada sie z dwoch
glownych etapow – pierwszy ma miejsce w diecezji, w ktorej nastapilo
uleczenie, a drugi w Rzymie i ostatecznie w Watykanie. Aby przypadek
wyzdrowienia byl w ogole brany pod uwage w procesie beatyfikacyjnym lub
kanonizacyjnym, uznaje sie, ze musi miec miejsce uzdrowienie z ciezkiej,
zwykle nieuleczalnej choroby, powinno byc natychmiastowe i pelne. Co
wiecej, musi ono miec zwiazek ze wstawiennictwem potencjalnego swietego.

9-latka przypomina panne mloda. Przed jej domem rozwinieto dywan

Uzytkownik TikToka wrzucil nagranie przedstawiajace wystrojona, mala
dziewczynke. Rodzice dodatkowo zadbali, by wyjscie z domu do kosciola
zapamietala na dlugo. Balony, bialy dywan, platki roz – to tylko czesc
atrakcji, jakie na nia czekaly Pierwsza komunia swieta to przede wszystkim
wazne wydarzenie w zyciu kazdego katolika. Niektorzy rodzice jednak pragna,
aby ten dzien byl dla ich dzieci wyjatkowy pod kazdym wzgledem. Kupuja im
drogie kreacje i urzadzaja wystawne przyjecia z DJ-em i kamerzysta.

Komunia jak maly slub

Bernie Mongan z Londynu na swoim profilu na TikToku opublikowal nagranie,
na ktorym prowadzi swoja siostrzenice do komunii. Przed domem pojawilo sie
mnostwo balonow, a nawet rozwinieto dla niej bialy dywan. 9-latka wygladem
przypominala panne mloda – suknia typu “ksiezniczka”, elegancka fryzura i
mocny makijaz.

Potancowka plus. Rzad da 10 tys. zl na zorganizowanie wiejskiej imprezy

Gazeta podaje, ze chetni na zorganizowanie potancowek z hojnym wsparciem
panstwa, zachecani sa do skladania wnioskow. Imprezy mialyby sie odbywac od
sierpnia do pazdziernika.

“Chetni moga ubiegac sie o dofinansowanie na poziomie 100 proc. kosztow
takiej imprezy, z maksymalna kwota do 10 tys. zl. Wyjasniono, ze na
wsparcie moga liczyc: organizacje pozarzadowe, Kola Gospodyn Wiejskich,
Ochotnicze Straze Pozarne i samorzadowe instytucje kultury” – czytamy.

Gazeta informuje, ze wnioski o pieniadze na potancowke bedzie mozna skladac
od 22 maja, a same imprezy maja sie odbywac od sierpnia do pazdziernika
tego roku.

Miasto, w ktorym koty zastapily dzieci. Tak zle nie jest nigdzie indziej

Hongkong stal sie miejscem o najmniejszej na swiecie dzietnosci – pod tym
wzgledem jest w nim duzo gorzej nawet niz w znanej z szybko starzejacego
sie spoleczenstwa Japonii. Wedlug najnowszego raportu Funduszu
Ludnosciowego ONZ, kazda mieszkanka Hongkongu rodzi w ciagu swojego zycia
srednio tylko 0,8 dziecka. To prawie trzy razy mniej, niz jest niezbedne,
aby zapewnic zastepowalnosc pokolen. Nigdzie indziej nie jest az tak zle: w
Japonii wskaznik ten wynosi 1,3, w Polsce – 1,5, w Stanach Zjednoczonych –
1,7.

Malejaca dzietnosc

Dzietnosc mieszkanek Hongkongu po latach spadkow w ostatnim czasie
calkowicie sie zalamala. Jeszcze w 2011 roku urodzilo sie w Hongkongu 95,5
tys. dzieci. W 2017 roku juz tylko 56,5 tys., a piec lat pozniej jedynie
32,5 tys. W metropolii zamykane sa szkoly, brak mlodych zagraza rynkowi
pracy, a miejscowi politycy i eksperci zastanawiaja sie, jak moglo do tego
dojsc.

– Kryzys, z ktorym sie mierzymy, nie zaczal sie wczoraj – podkresla prof.
Paul Yip Siu-fai z University of Hong Kong. Jak zaznacza, przyczyny sa
zlozone. Sytuacje gwaltownie pogorszyla fala emigracji mlodych ludzi po
narzuceniu w 2020 roku metropolii przez Pekin nowych przepisow
bezpieczenstwa, wedlug wielu obserwatorow naruszajacych wolnosc i
demokracje. Jednak glownym zrodlem tak niskiej dzietnosci mieszkancow
Hongkongu jest fakt, ze coraz wiecej mlodych po prostu nie chce miec
dzieci. Jak wymienia “South China Morning Post”, winnym tego jest
przepracowanie rodzicow, rosnace koszty opieki nad dziecmi i edukacji, a
takze brak prospolecznej polityki lokalnych wladz w tym zakresie. Zmienia
sie takze podejscie ludzi do zycia. – Mlode pokolenie nie kupuje juz idei,
ze powinni przedluzac swoj rod – mowi prof. Yip. – Nie nazywaja juz tez
siebie bezdzietnymi, ale “wolnymi od dzieci”, co ma pozytywny wydzwiek –
dodaje. “Nie potrzebujemy dziecka, mamy kota”

Jak zauwaza “SCMP”, wiele par w Hongkongu zamiast decydowac sie na
posiadanie dzieci, wybiera adopcje zwierzat domowych – najczesciej kotow.
Dziennik cytuje pare 34-latkow, ktora przez lata wstrzymywala sie ze
staraniem o dzieci z powodu rosnacych kosztow wychowywania i
niesprzyjajacych mlodym rodzicom warunkow w miescie. Para, po narzuceniu
przez Pekin nowych zasad “patriotycznego” ksztalcenia w hongkonskich
szkolach, ostatecznie porzucila mysl o wlasnym potomstwie. Jak wyjasniaja,
chca oszczedzic swoim dzieciom szkolnego “prania mozgu”. W zeszlym roku
para zaadaptowala kota, ktorego od tamtej pory uwaza za czlonka swojej
rodziny. O wlasnych dzieciach juz nawet nie rozmawiaja. – Nie potrzebujemy
dziecka, mamy kota – zamyka temat 34-latka. Eksperci nie maja watpliwosci,
ze miejsce bez dzieci nie ma przyszlosci, jednak odwrocenie obecnego trendu
bedzie bardzo trudne. – Musi zmienic sie otoczenie spoleczne, aby ludzie
poczuli, ze jest tu jeszcze nadzieja, i byc moze to skloni tych, ktorzy juz
opuscili miasto, do powrotu – mowi prof. Yip.

Rakieta spadla w grudniu, prezydent dowiedzial sie w kwietniu. Przydacz:
efektem tego bylo bardzo duze niezadowolenie

Oczywistym jest, ze taka informacja powinna wplywac do najwazniejszych
przedstawicieli panstwa polskiego duzo wczesniej. Efektem tego dzialania
bylo bardzo duze niezadowolenie pana prezydenta Andrzeja Dudy – mowil w
Radiu Zet szef prezydenckiego Biura Polityki Miedzynarodowej Marcin
Przydacz, odnoszac sie do przeplywu informacji w sprawie incydentu w
Zamosciu pod Bydgoszcza, gdzie w grudniu spadla rakieta, o czym prezydent
dowiedzial sie dopiero w kwietniu. – Mielismy do czynienia z sytuacja
niepozadana, trzeba sie jej przyjrzec, trzeba ja skontrolowac i jezeli sa
jacys winni, to z cala pewnoscia beda pociagnieci odpowiedzialnosci –
dodal. Prezydent Andrzej Duda zwolal na czwartek narade w zwiazku z
przygotowaniami do szczytu NATO, ktory ma sie odbyc w Wilnie w dniach 11-12
lipca. Jak przekazal szef BBN Jacek Siewiera, prezydent zaprosil na narade
m.in. wicepremiera, szefa MON Mariusza Blaszczaka, szefa MSZ Zbigniewa
Raua, ambasadora Polski przy NATO Tomasza Szatkowskiego oraz szefa Sztabu
Generalnego Wojska Polskiego generala Rajmunda Andrzejczaka i dowodce
operacyjnego rodzajow sil zbrojnych generala broni Tomasza Piotrowskiego.

Szef prezydenckiego Biura Polityki Miedzynarodowej Marcin Przydacz w
rozmowie w Radiu Zet w czwarek rano podkreslil, ze prezydent takie rozmowy
prowadzi regularnie. – Glownym tematem jest przygotowanie do szczytu NATO w
Wilnie, ktory jest za kilka tygodni: na jakim etapie jestesmy, gdzie
zmierzamy, jakie sa nasze dalsze cele – wymienial. Prowadzacy rozmowe
stwierdzil, ze oczywiste jest, ze rozmowa bedzie dotyczyla takze sprawy
rakiety, ktora spadla 16 grudnia pod Bydgoszcza, a naprzeciw siebie siada
generalowie Andrzejczak i Piotrowski oraz szef MON, ktorzy w tej sprawie
zabierali glos. Przydacz zostal zapytany, czy prezydentowi uda sie pogodzic
zwasnione strony. W interesie panstwa polskiego jest to, zeby wszystkie
instytucje dzialaly jak najlepiej – zarowno armia, Wojsko Polskie, jak i
cywilny nadzor nad armia – powiedzial minister. – Ta rozmowa dzisiaj na
pewno bedzie dotyczyc tej sytuacji, bowiem – jak wiemy – jest tam jeszcze
pare tematow do wyjasnienia, do przedyskutowania i pan prezydent chce tez
taka role odgrywac, w ktorej Palac Prezydencki czy Biuro Bezpieczenstwa
Narodowego jest miejscem, gdzie mozna spokojnie usiasc, w bezpiecznych
warunkach przedyskutowac i wymienic sie takze swoimi opiniami – dodal.

– Mielismy do czynienia z sytuacja niepozadana, trzeba sie jej przyjrzec,
trzeba ja skontrolowac i jezeli sa jacys winni, to z cala pewnoscia beda
pociagnieci odpowiedzialnosci, ale nie mozna zamykac oczu na to, ze sa
pewne procedury, ktore w stu procentach nie zadzialaly i to trzeba
poprawic, takze na poziomie NATO-wskim, bo to tez bylo przedmiotem rozmowy
pana prezydenta z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem generalnym NATO –
mowil.

SPORT

De Bruyne i Guardiola skoczyli sobie do gardel. Nagle zaczeli na siebie
krzyczec

Manchester City nie dal najmniejszych szans obroncom tytulu. Od pierwszej
minuty zespol gospodarzy calkowicie zdominowal druzyne Realu, ktora miala
ogromne klopoty, zeby wyjsc z wlasnej polowy. Po pierwszym kwadransie
wrazenie robila pokazana przez realizatora statystyka podan. Real wymienil
ich zaledwie 13, co bylo wynikiem o 111 gorszym od Manchesteru City. Kilka
minut pozniej bylo juz 1:0, do przerwy druzyna Manchesteru prowadzila 2:0 i
juz wtedy bylo pewne, ze tak grajacy Real nie ma szans na odwrocenie losow
tego dwumeczu. W drugiej polowie Manchester City wciaz mial zdecydowana
przewage, choc nie az tak wielka, jak do przerwy. Na jednym z nagran
wykonanych przez fanow widzimy, ze w pewnym momencie De Bruyne stracil
pilke, przez co poirytowany Guardiola zareagowal okrzykami: “Podawaj pilke!
Podawaj pilke!”. Belgijski pomocnik swoja reakcja pokazal, ze nie jest
zbytnio zainteresowany radami swojego trenera, bo odkrzyknal: “Zamknij sie!
Zamknij sie!”. W drugiej polowie gralismy zbyt pochopnie. Gdy Guendogan
wszedl na boisko, od razu stracil pilke. Kevin tez trzy razy niepotrzebnie
ruszyl do przodu. Zbytnio sie spieszylismy, gdy powinnismy zrobic cos
odwrotnego. Powinnismy cierpliwie rozgrywac i zmieniac strony. Dlatego nie
bylismy tak dobrzy jak wczesniej – tlumaczyl szkoleniowiec Manchesteru
City. Awans Manchesteru City do finalu Ligi Mistrzow bedzie dla Guardioli
czwarta okazja do wygrania tego trofeum. Dotychczas udalo mu sie to dwa
razy. Jego ostatni triumf mial jednak miejsce jeszcze w 2011 roku, gdy byl
trenerem FC Barcelony. W pilce noznej od tego czasu minela cala epoka. Dosc
powiedziec, ze konkurentem Guardioli w tamtym finale byl Sir Alex Ferguson,
a wiec szkoleniowiec, ktorego juz niedlugo Hiszpan moze wyprzedzic w
liczbie wygranych meczow w Lidze Mistrzow.

Odrodzenie upadlego polskiego klubu. Moga przejsc do historii polskiej
pilki. Niebywale

Szalone sa losy Elany Torun w ostatnich latach. Jeszcze w sezonie 2018/2019
zajela czwarte miejsce w II lidze i byla blisko historycznego sukcesu,
jakim bylby awans na zaplecze ekstraklasy. Rok pozniej kibice oplakiwali
spadek ze szczebla centralnego. Od tamtej pory bylo tylko gorzej.
Narastajace problemy finansowe sprawily, ze w grudniu 2021 roku ogloszona
zostala upadlosc torunskiego klubu, co skutkowalo wycofaniem sie z III
ligi. Niejako w jej miejsce powstala Fundacja Akademia Futbolu Elana, ktora
w trakcie sezonu 2021/2022 zastapila w lidze okregowej druga druzyne Elany
Torun. Wtedy tez od razu udalo sie nowopowolanej ekipie awansowac do
kujawsko-pomorskiej grupy IV ligi. Jednoczesnie systematycznie klub
pozyskiwal nowych sponsorow oraz otrzymywal dobrowolne wplaty od kibicow.

W IV lidze nowa-stara Elana prezentuje sie wprost fantastycznie. Po 28
kolejkach prowadzi w tabeli z dorobkiem 64 punktow i pewnie zmierza po
awans do III ligi. W tych spotkaniach torunska druzyna odnotowala 19
zwyciestw, siedem remisow i dwie porazki, notujac przy tym bilans bramkowy
62:10. Co jednak bardziej imponuje to ostatnia seria spotkan bez straconej
bramki. Ta wynosi juz 10 spotkan, w ktorych Elana odnotowala osiem
zwyciestw i dwa bezbramkowe remisy. Zeby odnalezc ostatni mecz, w ktorym
torunski klub stracil bramke, trzeba sie cofnac do 26 listopada ubieglego
roku. Wtedy przegral 0:2 z Chemikiem Bydgoszcz, co bylo jedna z dwoch
porazek w biezacym sezonie. W sumie w 28 meczach Elana zachowala 21
czystych kont. Torunianinie maja szanse przejsc do historii polskiej pilki
i zaliczyc cala runde bez straty gola. Do konca rozgrywek pozostalo szesc
kolejek.

Burza po slowach eksperta. Watpil w kontuzje Swiatek. Kibice szybko go
“wyjasnili”

Iga Swiatek skreczowala w trzecim secie meczu przeciwko Jelenie Rybakinie.
Na dalsza gre nie pozwolila jej kontuzja miesniowa, ktorej doznala
kilkanascie minut wczesniej, jeszcze w drugim secie. Polka uzyskala pomoc
fizjoterapeuty i poczatkowo probowala grac dalej, ale bol okazal sie zbyt
wielki i musiala zejsc z boiska przy wyniku 2:2. Nie wiadomo jeszcze
dokladnie, co sie stalo, ale Iga Swiatek poinformowala swoich fanow, ze
jest w trakcie diagnozy. Wpis, ktory wywolal burze. “Nie bylo widac
wielkich trudnosci”

Jelena Rybakina przyznala, ze bylo widac, ze Swiatek zmaga sie z urazem.
Tego nie dal rady dostrzec jeden z ekspertow udzielajacych sie w The Tennis
Podcast. Na profilu audycji zostala opublikowana wiadomosc, ktora od razu
wzbudzila kontrowersje.

“Swiatek wycofuje sie przy wyniku 2:2 w decydujacym secie. Nie bylo widac,
zeby miala wielkie trudnosci, ale ona wie najlepiej, jak sie czuje i to
musi byc straszne, nie wiedziec do konca co sie stalo. Szkoda na calego” –
czytamy. Ten wpis spotkal sie z masowa krytyka. Komentujacy zwrocili uwage,
ze przeciez bylo widac, ze Iga ma problemy w grze i nie byla w stanie
normalnie sie poruszac. Do opublikowania wpisu przyznal sie David Law. To
znany komentator tenisa, ktory na co dzien pracuje w BBC. W jednym z
kolejnych wpisow wyjasnial.

“Prawda, nie poruszala sie w normalny sposob, ale myslalem, ze byla tylko
ostrozna na czas sprawdzenia tego. Aczkolwiek moge sie mylic. W kazdym
razie mam nadzieje, ze to nie jest nic powaznego i wkrotce wroci na 100%” –
napisal. Gdy WTA podalo oficjalny powod wycofania sie Igi, czyli kontuzje
uda, to na profilu The Tennis Podcast pojawil sie jeszcze jeden wpis, z
zyczeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Wielu komentujacych wytykalo w
nim, ze przeciez jeszcze przed chwila “nie bylo widac, zeby Iga miala
wielkie trudnosci”. Rezygnacja w cwiercfinale oznacza, ze Iga Swiatek nie
wygra turnieju WTA 1000 trzeci raz z rzedu. Teraz czekamy na ostateczna
diagnoze. Juz w poniedzialek 22 maja rozpoczyna sie turniej Roland Garros.
Tam Iga Swiatek czuje sie doskonale. Paryski turniej Polka wygrywala juz
dwa razy. Teraz moze sie jednak okazac, ze ominie ja szansa na trzecie
zwyciestwo. Jak grozny jest uraz tenisistki i czy pozwoli jej na wystep we
Francji, dowiemy sie zapewne juz niedlugo. Trener Igi zapowiadal, ze stanie
sie to juz w czwartek 18 maja.

DETEKTYW

Aborcja, ktorej nie bylo

Wezwanie bylo dramatyczne. Zadzwonil mezczyzna; glos mu sie lamal z
przejecia.

– Przyjezdzajcie, blagam! Zona krwawi, jakby wszystko mialo z niej wyleciec.
Strasznie cierpi! – mowil. W tle slychac bylo przerazliwe jeki bolu.

Leszynscy mieszkali na uboczu podzamojskiej miejscowosci. Do ich
gospodarstwa prowa- dzila wyboista zwi- rowka. Mimo to kierowca karetki
pogotowia ostro naciskal na gaz. Co tam samochod, zycie ludzkie jest
wazniejsze. A o tym mogla decydowac chwila. Na szczescie zdazyli. Sytuacja
byla jednak bar- dzo grozna. Lekarz, stwierdziw- szy u 35-letniej Alicji
Leszynskiej obfite krwawienie z drog rod- nych, zdecydowal o natychmia-
stowym przetransportowaniu kobiety do szpitala.

LNas pani nie oszuka

eszynska w ciezkim stanie trafila na OIOM szpitala “papieskiego” w Zamosciu.

Natychmiast przystapiono do zabiegow, majacych na celu powstrzymanie
krwawienia. Lekarzom udalo sie uratowac zycie kobiety, jednakze odkry- li
cos, co wymagalo wyjasnien. W jej narzadach rodnych tkwil fragment lozyska
plodu. A to oznaczalo, ze Alicja Leszynska poronila. Lekarze nie mieli co
do tego zadnych watpliwosci.

Dziecko w ocenie lekarzy moglo miec okolo 16 tygodni. Samego plodu w lonie
matki jed- nak nie bylo. Co sie wiec z nim stalo? Zaloga karetki pogotowia,
ktora wiozla Leszynska do szpi- tala, stanowczo wykluczyla, zeby wypadl
przypadkowo i nie zostal zauwazony. Przeciez to nie szpilka! Po kilku
godzinach od zatamo- wania krwotoku, gdy stan kobiety sie ustabilizowal,
lekarze spytali ja, gdzie jest dziecko. Leszynska poczatkowo udawala, ze
nie wie o co chodzi. Zaprzeczala, ze byla w ciazy, malo tego, grozila leka-
rzom, ze nie pusci plazem takiej insynuacji. Nie przestraszyli sie jej. –
Prosze powiedziec co sie sta- lo. Ale bez zadnych kretactw. Nie oszuka nas
pani! – powiedzial stanowczo ordynator. Alicja

Leszynska nadal szla w zaparte. Nie chciala odpowiadac na pytania. W tej
sytuacji leka- rze nie mieli wyjscia i powia- domili o swoich podejrzeniach

prokurature. – Naprawde nie rozumiem, czego ode mnie chcecie! Czuje sie
bardzo oslabiona po krwotoku. Moglam umrzec, a wy mnie jesz- cze nekacie
jakimis idiotycznymi pytaniami! Tak wyglada panstwo prawa?! – Leszynska
zaatakowala prokuratora, ktory ja wezwal na przesluchanie.

– Chcemy tylko jednego. Zeby powiedziala pani prawde: co sie stalo? Co
zrobila pani z dzieckiem? – wszedl jej w slowo prokurator.

Nie doczekawszy sie, kazal odprowadzic kobiete do pomiesz- czen dla osob
zatrzymanych. Dopiero gdy do pomieszczenia weszli dwaj policjanci i popro-
sili ja, zeby udala sie z nimi, Leszynska oswiadczyla, ze chce zlozyc
zeznanie.

– To ja juz powiem co sie sta- lo z dzieckiem. Urodzilo sie mar- twe.
Wystraszylam sie, ze zostane oskarzona o zabojstwo i ukrylam cialo.
Wszystko wam pokaze, tyl- ko mnie nie zamykajcie, bo tego bym nie przezyla
– prosila drza- cym glosem.

Zeznala, ze urodzila na trzy dni przed krwotokiem. Opisala szczegolowo
przebieg porodu. Byla w domu, nagle zaatakowaly

ja ostre bole narzadow rodnych. Nie wezwala karetki, bo nie miala telefonu,
jedyny aparat zabral maz, ktorego w tym czasie nie bylo. Poszla rodzic do
lazienki, dlugo sie tam meczyla. Niestety, dziec- ko przyszlo na swiat
martwe. Nie ruszalo sie, nie wyczula oddechu.

Wpadla w panike. Jesli to sie wyda, oskarza ja o dzieciobojstwo. Slyszala o
podobnych historiach. Zawsze w takich sytuacjach oskar- zaja matke. A co
ona mogla zrobic, skoro dziecko urodzilo sie niezywe?

Uznala, ze jedynym ratunkiem bedzie ukrycie zwlok. Mieszkali na uboczu wsi,
z dala od zabudo- wan sasiadow. Nie utrzymywali z nimi bliskich kontaktow,
wiec raczej nikt nie wiedzial, ze byla w ciazy. I nikt sie nie dowie,
jezeli nie bedzie ciala…

Ukryla je na terenie posesji – na podworku, w kacie miedzy sto- dola a
drewniana slawojka. Latwo trafic w to miejsce. Wykopala w ziemi niewielki
dolek i ulo- zyla w nim zwloki dziecka, owi- niete recznikiem i umieszczone
w reklamowce.

o gospodarstwa Leszynskich udala sie ekipa sledcza. We wskazanym przez
kobie-

te miejscu nie znaleziono zwlok dziecka. Leszynska powiedziala obecnemu
przy tych czynnosciach prokuratorowi, ze chyba cos sie jej pomylilo.
Dzialala w szoku, wiec o pomylke nie trudno.

– Jak przez mgle przypominam sobie, ze owszem, chcialam zakopac plod w tym
katku, ale zrezygnowa- lam, bo stamtad widac pole. Ktos mogl mnie zobaczyc
– wyjasnila.

Na pytanie, gdzie w takim razie ukryla zawiniatko z martwym dzieckiem,
Leszynska zafrasowala sie i poprosila, by dali jej czas na przypomnienie.
Po chwili wskaza- la kepe zarosli za starym, zardze- wialym plugiem. Lopaty
techni- kow policyjnych znowu poszly w ruch. Jednak skutek ich pracy byl
taki sam, jak za pierwszym

razem. Mimo iz wykopano jame o wielkosci pozwalajacej na ukry- cie worka
kartofli, zwlok dziecka w niej nie bylo.

Prokurator do reszty stracil cierpliwosc. Nie mial juz ochoty sluchac
Leszynskiej, ktora tlu- maczyla, ze najwidoczniej i tym razem cos pomylila,
ale teraz, gdy tylko sobie wszystko przypomni, na pewno juz wskaze wlasciwe
miejsce. Powiedzial, ze kobieta poniesie odpowiedzialnosc karna za
utrudnianie postepowania.

– Chce pani tego? W porzadku, w takim razie bedziemy zwijac ten majdan, a
ja jeszcze dzis przygo- tuje wniosek o areszt i postaram sie, zeby sad
przyklepal go jak naj- szybciej. Moze pobyt w celi sprawi, ze pani
zmadrzeje…

Pobladla, slyszac te grozbe. Aresztu bala sie jak ognia. Nie ma sie co
dziwic, mozna przy- puszczac, ze osadzone “godnie” powitalyby w swoim
gronie dzieciobojczynie. Postaralaby sie wszelkimi dostepnymi sposoba- mi
“umilic” jej pobyt za kratami. Na pewno zapamietalaby go na dlugie lata.
Przez kilka minut w milczeniu cos rozwazala, po czym oswiad- czyla, ze chce
sprostowac wyja- snienie. Wszystko, co wczesniej powiedziala, to klamstwa.
Nie zamierzala utrudniac sledztwa i narazac ekipy na strate czasu. Po
prostu bala sie wyznac prawde.

Jednak w tej sytuacji nie miala innego wyjscia. Musiala myslec o sobie i
swojej rodzinie. Oznajmila, ze zwlok nie ma na terenie posesji, poniewaz
nie doszlo u niej do samoczynnego poronienia. Poddala sie nato- miast
aborcji: – Wiem, ze to jest nielegalne, dlatego nie chcialam o tym mowic.
Do tajemnicy zobo- wiazala mnie pani doktor, u kto- rej bylam na zabiegu.
Ostrzegla mnie, ze obie mozemy za to poniesc kare, wiec we wlasnym
interesie musimy trzymac jezyk za zebami. Dodala tez, ze przede wszystkim
ja powinnam o tym pamietac, bo ona ma znajomosci i sie wykreci” Mieli juz
czworo dzie- ci. Utrzymywali sie z kawalka pola i renty

Leszynskiego. Nigdy na wszyst- ko nie wystarczalo; czesto byl dylemat w
rodzaju: kupic lep- sza wedline, czy przeznaczyc pieniadze na zakup kurtki
dla syna, ktory mieszkal w internacie w Zamosciu i koledzy smiali sie z
niego, ze chodzi jak kloszard….

Niektorzy mawiaja, ze duzo dzieci to ogrom radosci. W ich przypadku radosci
nie bylo wca- le, tylko same zgryzoty. Gdyby nie pomoc finansowa rodzicow i
zasilki z opieki, chyba musie- liby wszyscy, cala szostka, isc do przytulku.

Piata ciaza sprawila, ze Leszynska popadla w czarna roz- pacz. Doszla do
wniosku, ze nie moze urodzic kolejnego dziecka, bo to bedzie dla nich
katastrofa. Zaczela zastanawiac sie w jaki sposob moglaby dyskretnie usu-
nac ciaze.

– Zdawalam sobie sprawe, ze to przestepstwo, wiedzialam jednak, ze sa
lekarze, ktorzy za pieniadze robia takie rzeczy. Postanowilam zaryzykowac –
wyjasniala.

Na miejscu nie bylo ginekolo- ga. Zreszta nawet gdyby byl, nie odwazylaby
sie w zalatwiac takiej sprawy w miejscowosci, gdzie mieszkali. Pojechala do
Zamoscia; gabinet, ktory ja zainteresowal, znajdowal sie nieopodal dwor- ca
autobusowego. Przyjmowala w nim dr Joanna Kowalewska, specjalistka w
zakresie ginekologii i poloznictwa. Leszynska nacisne- la guzik domofonu.

Pani doktor, kobieta w sred- nim wieku, zbadala ja i stwier- dzila, ze
Leszynska jest w 14 tygodniu ciazy. Okazala sie nad wyraz sympatyczna i
zyczliwa. Gdy pacjentka zaczela opowiadac o swojej trudnej sytuacji,
stwier- dzila, ze zna zycie i doskonale ja rozumie. To osmielilo Leszynska

do zadania konkretnego pytania.

– Pani doktor, powiem wprost: wolalabym tego dziecka nie uro- dzic. Czy da
sie cos z tym zrobic?

– Nie ma takiego problemu, z ktorym nie mozna byloby sobie poradzic –
usmiechnela sie lekar- ka. – Skoro mowimy bez ogrodek, to moja odpowiedz
jest twierdza- ca: moge usunac pani ciaze.

Leszynska spytala, ile ja to bedzie kosztowac. A uslyszawszy, ze 2,5 tys.
zl, wstala i oswiadczy- la, ze na tyle jej nie stac, nie bylo wiec rozmowy.
Ginekolog tez wstala. Powiedziala, ze przykla- dowo wymienila taka kwote.
Ale to bynajmniej nie oznacza, ze tyle wlasnie wezmie.

– Mozemy sie przeciez potar- gowac. Jestem pewna, ze sie dogadamy…

Leszynska nie podjela tego dnia decyzji. Ani nastep- nego. Nikomu o niczym

nie powiedziala. Nie kontakto- wala sie z innymi lekarzami, nie wykonala
badan prenatalnych ani USG. Jeszcze sie wahala. Dopiero po trzech dniach,
bedac znow w Zamosciu, odwiedzila gabinet Joanny Kowalewskiej.

Przyniosla dla lekarki pienia- dze – 1,8 tys., ktore pozyczyla od matki,
nie mowiac jej, na co tyle potrzebuje.

– To wszystko co udalo mi sie zebrac. Wiecej nie mam – powiedziala.

Ginekolog przystala na te warunki. Zaraz zaczela przygo- towywac pacjentke
do zabiegu. Trwal on okolo 10 minut. Nie byl specjalnie bolesny.

Potem lekarka polecila jej za kilka dni wykonac USG. Podala kilka nazwisk
lekarzy, u ktorych mozna zrobic takie badanie. Na zakonczenie powie-
dziala, ze wszystko, co tu robily

i o czym mowily, musi pozostac tajemnica.

– W razie czego wszystkiemu zaprzecze i to nie ja, ale pani bedzie miala
klopoty. I to niema- le – dodala.

Alicja Leszynska obiecala, ze nikomu nic nie powie.

Byc moze sprawa nigdy nie wydalaby sie, gdyby nie to, ze coraz gorzej sie
czula. Z dnia na dzien coraz bardziej krwawila i byla coraz slabsza. Doszlo
do tego, ze krwotok byl tak obfity, ze w obawie o zycie, poprosila meza o
wezwanie karetki pogotowia.

Nowa wyjasnienia zlozone przez Leszynska brzmialy sen- sacyjnie. Dr Joanna
Kowalewska byla lekarzem ginekologiem z ponad dwudziestoletnim sta- zem.
Oprocz prywatnej praktyki lekarskiej, pracowala w publicznej

przychodni zdrowia w Zamosciu. Nigdy nie byla karana sadownie ani
dyscyplinarnie za bledy lekar- skie czy inne uchybienia.

Nie nalezala do zwolenniczek aborcji, zarazem jednak wycho- dzila z
zalozenia, ze w wyjatko- wych wypadkach (nieuleczalna choroba plodu, ciaza
pocho- dzaca z gwaltu lub zagrazajaca zyciu matki) zabieg powinien byc
dopuszczalny. Reprezentowala zdroworozsadkowe podejscie do problemu, oparte
na wie- dzy medycznej i doswiadczeniu zyciowym.

zecz jasna, dobra opinia i autorytet pani doktor, nie wykluczaly jej z
grona podejrzanych. Prokurator wezwal ja na przesluchanie. Na pocza- tek
spytal, czy zna niejaka Alicje Leszynska. Kowalewska odpo- wiedziala
twierdzaco. Znala ja jako pacjentke. Niedawno ta kobieta byla u niej
dwukrotnie na badaniu.

– Czy pani Leszynska przycho- dzila tylko zrobic badania, czy i w innej
sprawie? – zadal kolejne pytanie prokurator.

– Nie rozumiem – zmarszczyla brwi. – Prowadze praktyke gine- kologiczna,
wiec kobiety przycho- dza do mnie sie przebadac a nie porozmawiac o teatrze
czy modzie. O jaka sprawe panu chodzi?

– Sprecyzuje pytanie: czy w czasie wizyty tej pani w gabi- necie,
proponowala jej pani doktor przeprowadzenie zabiegu abor- cyjnego?
Leszynska tak twierdzi. A co pani na to?

Lekarce zaparlo dech z wra- zenia. Po chwili, gdy odzyskala zdolnosc
mowienia, oswiadczyla, ze to podle insynuacje. Nie propo- nowala
przeprowadzenia aborcji ani Leszynskiej ani zadnej innej kobiecie, bo sie
tym nie zajmuje. Tyle miala do powiedzenia. Nie udzielila odpowiedzi na
pytanie, o czym rozmawiala z Leszynska, kiedy tamta u niej byla, zaslania-
jac sie tajemnica lekarska.

Byc moze jej ostra postawa i niechec do wspolpracy z orga- nami scigania
sprawily, ze zostala oskarzona przez zamojska proku- rature nie tylko o
przeprowadzenie nielegalnego zabiegu aborcji, ale takze o sprowadzenie
bezposred- niego niebezpieczenstwa utraty zycia i zdrowia pacjentki poprzez
to, ze nie przeprowadzila przed zabiegiem niezbednych badan i nie
sprawowala nad nia opieki po zabiegu. Lekarce grozila kara do pieciu lat
pozbawienia wolno- sci. Nie zostala aresztowana. Przed sadem odpowiadala z
wolnej stopy.

PTo wszystko przez nia!

ostepowanie sadowe nie potwierdzilo ustalen prokuratury. Obronca

lekarki ponad wszelka wat- pliwosc dowiodl jej niewin- nosci. Kowalewska w
dniu rzekomego usuniecia ciazy u Leszynskiej, przebywa- la na sympozjum
medycznym w Poznaniu, gdzie wyglaszala referat. Kilkudziesieciu swiad- kow
potwierdzilo, ze byla wtedy z nimi. Absolutnie nie mogla wiec przeprowadzic
w tym dniu aborcji. Ponadto w jej gabinecie nie bylo odpowiednich warun-
kow do przeprowadzenia takiego zabiegu.

Co sie wiec stalo? Gdzie sie podzial martwy plod? Z tymi pytaniami sad
zwrocil sie do Alicji Leszynskiej. Kobieta wyjasnila, ze oskarzajac Joanne
Kowalewska o usuniecie jej ciazy, znowu minela sie z prawda. Owszem, byla u
pani doktor w gabine- cie. Spytala ja, czy podjelaby sie zabiegu usuniecia
ciazy. Lekarka zdecydowanie odmowila.

Leszynska wyszla, ale wkrot- ce znowu sie u niej zjawila. Za drugim razem
juz nie pytala, czy Kowalewska usunie jej ciaze, tyl- ko domagala sie
przeprowadzenia zabiegu. Tlumaczyla, ze sa bied- ni, nie stac ich na
wychowywanie kolejnego dziecka. Jednak gine- kolog nie zgodzila sie. Nie
chcia- la tez polecic jej innego lekarza, ktory moglby sie podjac zabiegu.
Kazala jej wyjsc.

W tym momencie Leszynska nie wytrzymala. Nazwala lekar- ke nieczula suka,
Powiedziala, ze jeszcze ja popamieta. Wychodzac z gabinetu, trzasnela
drzwiami.

– Bylam wzburzona i zroz- paczona tym co uslyszalam. Nie mialam jednak
zamiaru mscic sie na pani doktor. Jeszcze nie wtedy. Przyszlo mi to glowy,
gdy policja przyjechala do nas szukac ciala dziecka – wyjasniala.

Kilka dni pozniej poroni- la. Martwy plod zakopala, ale nie na terenie
posesji, tylko na lace, kilkaset metrow od domu. Myslala, ze nikt sie o
niczym nie dowie. Jednakze dostala krwo- toku, trafila do szpitala. Lekarze
powiadomili prokurature. Szla w zaparte, podajac zmyslone miejsca, w ktorym
pochowa- la plod. Ale kiedy prokurator zagrozil jej aresztem, postano- wila
wrobic Kowalewska, twier- dzac, ze ginekolog za pieniadze usunela jej ciaze.

– To wszystko bylo przez nia. Gdyby zgodzila sie na dyskretny zabieg, nie
musialabym sie tluma- czyc. Nie wiem, czemu nie chciala tego zrobic,
przeciez dziecka i tak by nie bylo, bo poronilam. Cos musialo byc nie tak z
ciaza, a pani doktor nawet tego nie zauwazyla – mowila w sadzie.

Ta wersja okazala sie w kon- cu prawdziwa. Na lace, we wskazanym przez
kobiete miej- scu, rzeczywiscie byl zakopany plod. Z przeprowadzonej sekcji
zwlok wynikalo, ze poronienie nastapilo u Alicji Leszynskiej samoistnie.

Sadowy final tej niecodzien- nej sprawy byl taki, ze zamojska ginekolog
zostala uniewinnio- na od zarzutu nielegalnej abor- cji i sprowadzenia
niebezpie- czenstwa utraty zycia i zdrowia pacjentki. Lekarka nie wytoczyla
Leszynskiej procesu cywilnego o oczernianie. Tamta i tak mia- la mnostwo
klopotow w zwiaz- ku z tym pozalowania godnym oskarzeniem. Kowalewska
ponie- kad rozumiala postepowanie tej kobiety i nawet jej wspolczula. Nie
chciala przysparzac jej rodzi- nie dodatkowych problemow. Jest od tego zeby
pomagac ludziom, a nie pozywac ich do sadu.

Prokuratura postawila Alicji Leszynskiej zarzuty skladania fal- szywych
zeznan, w wyniku kto- rych doktor Joanna Kowalewska zostala przez nia
pomowiona o popelnienie przestepstwa, oraz o utrudnianie postepowania. Sad
Rejonowy w Zamosciu uznal jej wine i skazal ja na kare 1 roku pozbawienia
wolnosci w zawie- szeniu na 3 lata proby.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,

Obywatele News, Szczecin Moje Miasto