Dzien dobry – tu Polska – 18.12.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 342) (67228)

18 grudnia 2023r.

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

SPORTOWY WEEKEND

17 grudnia 2023r.

abujas12@gmail.com

http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

PILKA NOZNA

-Legia Warszawa wygrala u siebie 2-0 (1-0) w meczu 6. kolejki grupy E

Ligi Konferencji Europy z holenderskim AZ. Bramki dla wicemistrzow

Polski strzelili Yuri Ribeiro i Blaž Kramer. Goscie konczyli to

spotkanie w oslabieniu po czerwonej kartce, ktora dostal Bruno Martins

Indi. Ten wynik oznacza, ze Legia zakonczyla zmagania w grupie na drugim

miejscu i wywalczyla awans do 1/16 finalu rozgrywek.

-Rakow Czestochowa przegral 0-4 (0-2) w meczu 6. kolejki grupy D Ligi

Europy z wloska Atalanta. Dwie bramki dla gosci zdobyl Luis Muriel, a po

jednym trafieniu zanotowali Giovanni Bonfanti i Charles De Ketelaere.

Ten wynik oznacza, ze Rakow nie zagra w europejskich pucharach w rundzie

wiosennej.

-“Legia i gola d…a Rakowa wystawiona do klapsow”-

Wojciech Kuczok

Ze tez kazda radosc polskiego kibica, sama w sobie coraz rzadsza, zaraz

musi byc skontrowana przemozna rozpacza.

Xavi lamentuje po ostatnim meczu, ze “Barcelona jest jedna z najgorszych

w Europie druzyn pod wzgledem skutecznosci”. Szkoda, ze go nie bylo w

czwartek w Sosnowcu. Znam dame, ktora po siedemdziesiatce fotografowala

sie juz wylacznie na tle ruin, twierdzac, ze w ten sposob zawsze wyjdzie

na zdjeciach mlodo.

Trener Katalonczykow spojrzalby znacznie laskawiej na swoich

napastnikow, gdyby zobaczyl, jak naprawde wyglada ofensywa w ruinie.

Rakow Czestochowa dokonal niemozliwego – sprawil, ze ostatni tegoroczny

wieczor z europejska pilka pucharowa, ktory jeszcze przed godzina

dwudziesta pierwsza dzieki Legii wydawal sie nie do zepsucia, zapamietam

jako jeden z najbardziej upokarzajacych.

Jakos nie mialem wczesniej okazji odwiedzic ArcelorMittal Parku, ktory w

przyszlym sezonie prawdopodobnie bedzie najpiekniejszym i

najnowoczesniejszym obiektem na trzecim poziomie ligowym w Polsce

(Zaglebie zaliczylo beznadziejna jesien i zimuje na dnie tabeli). Magia

wieczornych widowisk w rzeczywistosci sredniomiasteczkowej zawsze dziala

silniej, niz to ma miejsce w rozswietlonych metropoliach – tysiace

kibicow wychodza z ciemnosci i ciagna ku swiatlu jupiterow jak cmy, ma

to wymiar zbiorowej hipnozy, ktoremu latwo ulec. Byc moze dlatego z

olsnienia nagla iluminacja i gwarnym tlumem ocknalem sie bolesnie

dopiero po kilkunastu minutach, kiedy profesor Muriel zaladowal

pierwszego gola dla Atalanty.

Okazalo sie, ze nawet trzeci garnitur druzyny z Serie A, dowodzony przez

pierwszorzednego napastnika, potrafi osmieszyc pierwszy sklad mistrzow

Polski, dysponujacych napastnikami w najlepszym razie trzeciorzednymi.

Niech sie ten Xavi nie rozczula nad soba, Lewandowski moze i nie trafia

zbyt czesto, Joao Felix bylby najlepszy na swiecie, gdyby kazdy mecz

gral przeciw Atletico, a mlodziaki z Yamalem na czele musza jeszcze

troche podrosnac do stabilnej formy – ale co to znaczy naprawde nie miec

ofensywy, pokazal dopiero Rakow. Czestochowianie przypominaja mem z

koniem rysowanym od zadu z dokladnoscia i pietyzmem, a konczonym

pospiesznie tuz przed deadline’em niezgrabnymi kreskami.

Im dalej w przod, tym gorzej – gdyby zawodnicy Rakowa trafiali tyle

razy, ile setek wybronil im Vladan Kovacevic, byliby liderem ekstraklasy

i pewnie szaleliby w Lidze Mistrzow (tym bardziej ze ich pogromcy z

Kopenhagi wlasnie weszli do jednej osmej). Jeszcze nigdy zadna polska

druzyna nie musiala uczynic tak niewiele, aby awansowac do wiosennej

fazy gier. Wystarczylo przegrac nie wiecej niz dwoma golami u siebie z

rezerwowym skladem ekipy z Bergamo, dla ktorej byl to mecz towarzyski.

Nazwac ten czwartkowy wybryk Rakowa rozczarowaniem nie wystarczy –

zwlaszcza po ostatnim wyjazdowym zwyciestwie wyszarpanym w Grazu nie

sposob bylo sie spodziewac takiego obrotu rzeczy. Nieskutecznosc i

nieporadnosc byly druzgoczace. W meczu o wszystko, gdzie pod koniec caly

stadion dopingowal druzyne do zdobycia honorowego gola, ktory zarazem

dawalby awans i kolejne miliony premii – Rakow pozostal bez jednego

chocby celnego strzalu.

Owszem, Luis Muriel to artysta, byl w Sosnowcu o krok od powtorzenia

niedawnego wyczynu z ligowego meczu przeciw Milanowi, gdzie krzyzakiem i

pieta ustalil wynik – ale przeciez nie przyjechal tu prowadzic

warsztatow futbolowych dla dzieciakow, a tak to na murawie wygladalo.

Ze tez kazda radosc polskiego kibica, sama w sobie coraz rzadsza, zaraz

musi byc skontrowana przemozna rozpacza. Ani sie czlowiek nie zdazyl

nacieszyc, ze Legia wychodzi na remis w dwumeczach z czolowymi ekipami

topowych lig europejskich, zasluzenie awansuje do gier wiosennych, a

ostatnie zadanie – remis u siebie z grajacym o zycie Alkmaar – wykonuje

z nawiazka, w pelni kontrolujac mecz i odnoszac bezapelacyjne zwyciestwo

po magicznych asystach lidera. A tu juz zaraz gola dupa Rakowa

wystawiona do klapsow. Bezapelacyjny tryumf przyprawiony bezprzykladna

kleska – niby wychodzi na zero, ale niesmak jednak dlawi dluzej.

“Koniec pilkarskiej Ligi Mistrzow, jaka znamy”-

Dariusz Wolowski

36 zespolow w jednej grupie, kazdy zagra w niej o dwa mecze wiecej niz

do tej pory. Od przyszlego sezonu wchodzi w zycie wielka reforma UEFA,

ktora zmieni Lige Mistrzow i pozostale rozgrywki europejskie.

Znika faza grupowa wprowadzona w sezonie 1991-92. Dopiero w kolejnym

UEFA oficjalnie zmienila nazwe Pucharu Europy na Lige Mistrzow. Przez

trzy dekady najlepsze druzyny na kontynencie rywalizowaly w grupach,

format rozgrywek ulegal modyfikacjom, ale nie byly to rewolucyjne

zmiany. Rewolucja nastapi dopiero w przyszlym sezonie.

W tej edycji Ligi Mistrzow w fazie grupowej wystartowaly 32 zespoly, w

przyszlej bedzie ich 36. Beda podzielone nie na grupy, ale na koszyki.

Kazdy zespol zagra jesienia po osiem spotkan, kazde z innym rywalem.

Dotad meczow w grupie kazda druzyna rozgrywala szesc, po dwa z kazdym

przeciwnikiem (jeden u siebie i rewanz na wyjezdzie). Teraz sie to zmieni.

UEFA podzieli 36 zespolow na cztery koszyki (po 9). W fazie zasadniczej

kazdy zespol zmierzy sie z wylonionymi w losowaniu dwoma rywalami z

kazdego z koszykow. Jeden z tych meczow rozegra na swoim stadionie,

jeden na wyjezdzie, czyli w sumie bedzie mial cztery pojedynki u siebie

i cztery na obiektach swoich przeciwnikow. Na podstawie wynikow zostanie

utworzona tabela wszystkich 36 uczestnikow Ligi Mistrzow. Osiem

najlepszych zespolow awansuje bezposrednio do 1/8 finalu, 16 kolejnych

zagra w fazie play-off (mecz i rewanz). Potem rozgrywki az do finalu

beda toczyly sie juz systemem pucharowym (przegrywajacy odpada).

Kolejnosc w tabeli po fazie zasadniczej okresli drabinke, czyli droge

zespolow do finalu. Jesli pierwsza w tabeli bedzie na przyklad

Barcelona, a drugi Real Madryt, to oba hiszpanskie zespoly beda mogly

sie spotkac potem dopiero w meczu o glowne trofeum. Jesli trzeci bedzie

Bayern, on trafi do jednej czesci drabinki, a czwarty Manchester City do

drugiej itd. Pary w fazie pucharowej beda losowane.

Nowa Liga Mistrzow zostaje powiekszona o cztery zespoly, dwa dodatkowe

miejsca otrzymaja w niej kraje o najwyzszym wspolczynniku UEFA w obecnym

sezonie. W tej chwili sa to Niemcy i Wlochy – gdyby utrzymaly te

pozycje, w przyszlej edycji Ligi Mistrzow wystawia po pieciu

reprezentantow, przy czym kluby z Hiszpanii i Anglii na pewno powalcza,

by wyprzedzic przeciwnikow z Bundesligi i Serie A. Wspolczynnik UEFA

okresla sie jednak nie tylko na podstawie wynikow klubow z

poszczegolnych federacji w Lidze Mistrzow, ale takze w Lidze Europy i

Lidze Konferencji. Te rozgrywki tez zostana zreformowane od przyszlego

sezonu, dokladnie na podobienstwo nowej Champions League.

Do rozdzielenia w Lidze Mistrzow zostaja jeszcze dwa miejsca. Jedno

otrzyma kraj z piatej pozycji w rankingu UEFA – dotad mogl wystawic do

fazy grupowej dwa zespoly, teraz wystawi do nowych rozgrywek trzy.

Ostatnie wolne miejsce zwiekszy z czterech do pieciu tak zwana pule

mistrzowska – czyli o to wlasnie miejsce moze rywalizowac w

czterostopniowych kwalifikacjach mistrz Polski. Teoretycznie klubowi

ekstraklasy powinno byc wiec troche latwiej o awans do pilkarskiego – i

finansowego – raju.

Mecze fazy zasadniczej Ligi Mistrzow i Ligi Europy beda rozgrywane od

wrzesnia do stycznia, pojedynki Ligi Konferencji zakoncza sie w grudniu

ze wzgledu na to, ze wystartuja w niej 32 zespoly, a kazdy zagra po

szesc spotkan. Zdarza sie takie tygodnie, gdy bedzie rozgrywana

wylacznie Liga Mistrzow, a jej mecze przypadna na wtorek, srode i

czwartek. W normalnych tygodniach, gdy beda rozgrywane trzy europejskie

puchary, mecze Ligi Mistrzow przypadna we wtorek i srode, czyli jak dotad.

Reforma ma oczywiscie na celu zwiekszenie liczby meczow (a co za tym

idzie, transmisji telewizyjnych), co z kolei przyniesie jeszcze wieksze

pieniadze dla UEFA i klubow. Trzeba jednak zauwazyc, ze znikna mecze bez

stawki, ktore zdarzaly sie w fazie grupowej, bo nawet jesli jakis klub

zapewni sobie awans do play-off przed koncem fazy zasadniczej, bedzie do

ostatniego meczu rywalizowal o jak najwyzsze miejsce w tabeli.

Ekstraklasa

18 kolejka

Puszcza Niepolomice-Widzew Lodz 1-0

19 kolejka

G.Zabrze-Warta Poznan 3-0

LKS Lodz-Ruch Chorzow 1-1

Puszcza Niepolomice-Jagiellonia Bialystok 3-3

Radomiak-Lech Poznan 2-2

Rakow Czestochowa-Korona Kielce 1-0

Widzew Lodz-Pogon Szczecin 1-2

Z.Lubin-Slask Wroclaw 1-2

Legia Warszawa-Cracovia 2-0

W poniedzialek Piast Gliwice-Stal Mielec

1.Slask 41pkt

2.Jagiellonia 38pkt

3.Lech 33pkt

4.Rakow 32pkt

5.Legia 32pkt

6.Pogon 30pkt

7.G.Zabrze 26pkt

8.Z.Lubin 25pkt

9.Radomiak 24pkt

10.St.Mielec 22pkt

11.Widzew 22pkt

12.Piast 21pkt

13.Puszcza 20pkt

14.Warta 19pkt

15.Korona 18pkt

16.Puszcza 18pkt

17.Ruch 13pkt

18.LKS 10pkt

-“Pogon Szczecin nareszcie wyciagnela wnioski. Dzieki temu swieta spedzi

w dobrych humorach”-

Mateusz Kasprzyk

Portowcy w wyjazdowym meczu z Widzewem Lodz musieli gonic wynik, ale

ostatecznie pozostawili po sobie niezle wrazenie. Nareszcie oszczedzili

swoim kibicom wstydliwej koncowki meczu i pokazali, ze potrafia

przypilnowac korzystnego rezultatu.

– Mysle, ze niewiele jest w ekstraklasie zespolow, ktore w tej kolejce

wyjda na boisko z tak wielka mobilizacja, zeby zrehabilitowac sie za

ostatnie gorsze wyniki. Jesli wygramy, to wiosna nadal bedziemy mieli

szanse, zeby powalczyc o dobre miejsce w lidze – zapowiadal przed

pierwszym gwizdkiem trener Jens Gustafsson.

Jego druzyna nie wygrala czterech ostatnich meczow w ekstraklasie i

zaczela tracic kontakt ze scisla czolowka. W Lodzi portowcy grali wiec o

przerwanie zlej passy i spedzenie zblizajacych sie swiat w dobrych

humorach. Byc moze sam Gustafsson gral o swoja przyszlosc w Szczecinie.

Szkoleniowiec Pogoni w ostatnim czasie znalazl sie w ogniu krytyki. Za

niewyciaganie wnioskow i stworzenie jednowymiarowego zespolu, ktory –

niezaleznie od rywala i wyniku – realizuje tylko jeden pomysl taktyczny.

Pogon w pierwszej polowie rozkrecala sie bardzo dlugo. To Widzew

grozniej atakowal i niewiele brakowalo, zeby w 23. minucie glowkujacy z

pieciu metrow, zaledwie 16-letni debiutant Pawel Kwiatkowski pokonal

Valentina Cojocaru. Obronca gospodarzy uderzyl jednak dokladnie tam,

gdzie stal rumunski bramkarz.

Portowcy odpowiedzieli w zasadzie tylko groznym, minimalnie niecelnym

uderzeniem Eftimisa Kulurisa z 12 metrow i na dobre obudzili sie dopiero

w momencie, gdy Widzew w 43. minucie wyszedl na prowadzenie. Andrejs

Ciganiks zagral prostopadla pilke pomiedzy obroncow Pogoni, a Fran

Alvarez bez problemu wykorzystal sytuacje sam na sam.

Po straconym golu goscie nareszcie wzieli sie do roboty i ruszyli do

skomasowanej ofensywy. Efekt przyszedl jeszcze przed przerwa. Alexander

Gorgon dostal dobre podanie od Joao Gamboya w pole karne i probujac

przelozyc pilke na druga noge, poslizgnal sie. Inteligentnie zostawil

wiec futbolowke nadbiegajacemu Kamilowi Grosickiemu, ktory mocno uderzyl

pomiedzy nogami bramkarza Widzewa i po raz kolejny w tym sezonie

uratowal Pogon.

Na druga polowe podopieczni Gustafssona wyszli na murawe z wieksza

pewnoscia siebie i szybko udokumentowali to kolejnym golem. W 53.

minucie z pola karnego poteznie kropnal Kuluris. Grek mial troche

szczescia, bo pilka po drodze odbila sie jeszcze od jednego z rywali i

ten rykoszet uniemozliwil bramkarzowi Widzewa skuteczna interwencje.

Pogon tym razem – w przeciwienstwie do wielu poprzednich spotkan –

zagrala zdecydowanie rozwazniej w defensywie, nie szarzowala i dzieki

temu bez wiekszych problemow dowiozla prowadzenie do koncowego gwizdka.

Widzew mial okazje do wyrownania, jednak Cojocaru dobrze poradzil sobie

z groznymi strzalami Alvareza oraz Jordiego Sancheza. Rumun byl cichym

bohaterem tego spotkania.

Portowcy najblizej zamkniecia meczu byli w 82. minucie, kiedy Kuluris

nie sfinalizowal wslizgiem bardzo dobrego podania od Grosickiego.

Pogon pokonala na wyjezdzie Widzew 2:1 i zimowa przerwe spedzi na

miejscach 4. – 6. (w zaleznosci od pozostalych wynikow tej kolejki).

Wszystko wskazuje tez na to, ze dalej w Szczecinie bedzie pracowal

Gustafsson.

I liga

18 kolejka

Nieciecza-Arka Gdynia 2-1

19 kolejka

Resovia Rzeszow-Odra Opole 1-0

Znicz Pruszkow-Podbeskidzie 0-1

Wisla Plock-Z.Sosnowiec 2-0

Motor Lublin-Lechia Gdansk 1-0

Chrobry Glogow-Katowice 1-4

Arka Gdynia-G.Leczna 0-0

Wisla Krakow-Poloniw Warszawa 2-1

Tychy-Stal Rzeszow 2-0

W poniedzialek Miedz Legnica-Nieciecza

1.Arka 34pkt

2.Tychy 34pkt

3.Motor 32pkt

4.Lechia 32pkt

5.Wisla Krakow 31pkt

6.Odra Opole 31pkt

7.W.Plock 29pkt

8.Miedz 27pkt

9.G.Leczna 27pkt

10.Nieciecza 27pkt

11.Katowice 24pkt

12.Stal Rzeszow 23pkt

13.Znicz 23pkt

14.Polonia Warszawa 19pkt

15.Chrobry 18pkt

16.Resovia 17pkt

17.Podbeskidzie 16pkt

18.Z.Sosnowiec 11pkt

“Jadaca na oparach Arka Gdynia bezbramkowo remisuje na koniec roku z

Gornikiem Leczna”-

Tomasz Osowski

Wostatnim tegorocznym meczu pilkarze Arki Gdynia tylko zremisowali na

wlasnym stadionie z Gornikiem Leczna 0:0 i w ostatniej chwili moga

stracic na rzecz Lechii Gdansk pozycje lidera I ligi.

Gdynski zespol po imponujacej serii zwyciestw w ostatnich tygodniach nie

wygral trzech kolejnych spotkan, a po jego pilkarzach widac bylo

zmeczenie runda jesienna. Tym bardziej ze w i tak waskiej kadrze

pojawily sie problemy zdrowotne, ktore wykluczyly z gry Martina Dobrotke

oraz Huberta Adamczyka.

O ile tego pierwszego w centrum defensywy solidnie zastapil Oleksandr

Azacki, o tyle brak Adamczyka w srodku pola byl widoczny. Co prawda

prezentowal on w tym sezonie dosc chimeryczna forme, ale i tak byl

bardzo waznym ogniwem druzyny. W ostatnim meczu z Bruk-Betem Termalica

Nieciecza (przegranym 1:2) luke po nim trener Wojciech Lobodzinski

probowal wypelnic Michalem Boreckim, ale wyszlo to srednio lamane na

slabo. Dlatego na mecz z Gornikiem na ten odcinek zostal rzucony

nominalny boczny obronca lub wahadlowy Kasjan Lipkowski.

Goscie w ostatnich dwoch meczach stracili az siedem goli i od poczatku

spotkania widac bylo, na czym skupia sie w Gdyni. Defensywa, defensywa i

jeszcze raz defensywa. Z przodu cos probowal szarpac byly pilkarz Lechii

Ilkay Durmus, ale nie mial zbyt wielkiego wsparcia kolegow, na dodatek

Turek daleki jest od formy, jaka prezentowal w swoim najlepszym momencie

w Gdansku. A przeciez bylo to juz naprawde dawno temu.

W tej sytuacji Arka wlasciwie z urzedu dostala pilke do dyspozycji (w

pierwszej polowie niemal 70 proc. posiadania!) i niemal caly czas

atakowala. Jednak wielkich efektow z tego nie bylo, gdyz gdynianom

trudno bylo rozmontowac niezle funkcjonujacy w grze defensywnej zespol

gosci. Nie pomagaly wrecz tasmowo wykonywane rzuty rozne (tylko w

pierwszych 30 minutach bylo ich az osiem), choc po jednym z nich po

strzale glowa Azackiego pilka trafila w poprzeczke.

Jednak najlepsza sytuacje do zdobycia bramki mial wspomniany Lipkowski.

Po ladnej indywidualnej akcji Sebastiana Milewskiego uderzal on z

odleglosci nie wiekszej niz 5 – 6 m, wzial potezny zamach, wlozyl w

uruchomienie prawej nogi chyba cale swoje sily witalne i rzeczywiscie

poslal w strone bramki Gornika petarde. Tyle ze trafil prosto w

instynktownie interweniujacego Macieja Gostomskiego. A wlasciwie nie

tyle interweniujacego, ile po prostu stojacego na linii bramkowej. Gdyby

Lipkowski choc 5 proc. skupienia na sile strzalu przekierowal na jego

precyzje, Arka niewatpliwie wyszlaby na prowadzenie.

Po przerwie obraz gry zmienil sie o tyle, ze poczatkowo przewaga

gospodarzy byla jeszcze wyrazniejsza. Po dosrodkowaniu Dawida Gojnego

bardzo grozny strzal glowa oddal Kacper Skora, ale Gostomski po raz

kolejny potwierdzil, ze jest w tej chwili chyba najlepszym bramkarzem I

ligi. To byla naprawde kapitalna parada!

Arkowcy wciaz atakowali, ale w ich poczynaniach bylo coraz wiecej

chaosu. Trener Lobodzinski nie mial nawet specjalnego pola manewru,

jesli chodzi o rezerwowych, wiec bardzo dlugo trzymal na boisku

podstawowa jedenastke, ktora jednak z kazda minuta opadala z sil. A

poniewaz goscie wciaz zachowywali sie w mysl zasady “moze bym mogl, ale

sie boje”, spotkanie stalo sie dosc paskudnym widowiskiem, pelnym

niedokladnosci, nieporadnosci, przypadkowych zagran i fauli.

To wiazalo sie tez z niesamowitym wysypem zoltych kartek, co dla obroncy

Arki Przemyslawa Stolca zakonczylo sie przedwczesnym spacerem do szatni

(po dwoch upomnieniach zobaczyl czerwona kartke). Goscie mieli kilka

minut na skonsumowanie przewagi liczebnej i wreszcie nieco odwazniej

ruszyli do przodu. Wywalczyli kilka stalych fragmentow, ze dwa razy

zakotlowalo sie pod bramka Pawla Lenarcika, ale byloby duza

niesprawiedliwoscia, gdyby udalo im sie wymeczyc gola. Zwyczajnie na to

nie zaslugiwali.

Jednak biorac pod uwage ich podejscie do meczu, remis w zupelnosci ich

satysfakcjonowal. Zupelnie inaczej niz Arke, ktora w trzech ostatnich

meczach ligowych zaliczyla dwa remisy i porazke.

“Lechia Gdansk mogla zimowac jako lider I ligi, ale przegrala w

Lublinie. Nieudane zakonczenie roku”-

Tomasz Osowski

Wostatnim meczu jesieni pilkarze Lechii Gdansk przegrali na wyjezdzie z

Motorem Lublin 0:1 i stracili szanse, zeby przerwe zimowa spedzic jako

lider pierwszoligowej tabeli.

O tym, ze bedzie taka okazja, pilkarze Lechii dowiedzieli sie ok. pol

godziny przed rozpoczeciem spotkania w Lublinie. Arka Gdynia tylko

zremisowala z Gornikiem Leczna (0:0) i jej przewaga nad lokalnym rywalem

wynosila wtedy tylko dwa punkty. Z drugiej strony Motor po pokonaniu

gdanskiego zespolu wyprzedzal go w tabeli i wskakiwal na drugie miejsce.

Spotkanie mialo wiec swoj dodatkowy smaczek.

Trener Szymon Grabowski po raz trzeci z rzedu wystawil identyczny sklad,

ale trudno sie dziwic skoro dwa poprzednie mecze udalo sie wygrac dosc

suwerennie, choc niewysoko (2:0 z Miedzia Legnica i 1:0 z Chrobrym

Glogow). Jednak juz po kilkunastu minutach trzeba bylo szukac nowego

rozwiazania, gdyz Tomasz Neugebauer po przypadkowym zderzeniu z Maksymem

Chlaniem doznal urazu glowy. Przez jakis czas jeszcze probowal grac, ale

ostatecznie poprosil o zmiane. Jego miejsce zajal Louis D’Arrigo, ktory

po raz pierwszy mial okazje zagrac w tak dlugim przedziale czasowym. I

nic wielkiego nie pokazal.

Wczesniej na boisku nie dzialo sie zbyt wiele, oba zespoly byly bowiem

duzo bardziej skupione na dzialaniach obronnych niz na ofensywnych

porywach. Odpowiedzialnosc, asekuracja, dobre przesuwanie, koncentracja

– z tych aspektow szkoleniowcy obu zespolow mogli byc zadowoleni. W tej

sytuacji trudno bylo o zagrozenie pod obiema bramkami.

W przypadku gosci dwie niezle szanse mial tylko Toma�A Bobček. Najpierw

Slowak po jednym z niewielu bledow obrony Motoru znalazl sie z pilka w

polu karnym, ladnie zwiodl rywala, ale zamiast strzelac, chcial podac do

lepiej ustawionego Chlania. Altruizm byl w tym przypadku niewskazany,

napastnik Lechii powinien sam sfinalizowac akcje. Potem po serii kilku

szybszych podan swoich kolegow – co nie zdarzalo sie czesto – probowal

jeszcze sytuacyjnie uderzac pilke pieta, ale nie trafil w bramke. I to tyle.

Motor swoja gra do przodu rowniez nie porywal, ale w koncowce pierwszej

polowy mial dwie swietne okazje. W pierwszym przypadku po strzale Kacpra

Spiewaka znakomita interwencja popisal sie Bohdan Sarnawski, w drugim

Ukrainiec mogl tylko blagalnym wzrokiem odprowadzac pilke po strzale

glowa z najblizszej odleglosci Arkadiusza Najemskiego. Nie wiemy, czy

bramkarz Lechii posiada jakies nadprzyrodzone moce, ale nie mozemy tego

wykluczyc, gdyz jakims cudem udalo sie w tej sytuacji uniknac straty gola.

W drugiej polowie wciaz widzielismy bardzo zamkniety mecz. Zasada “byle

nie stracic” dominowala w poczynaniach obu zespolow. W zespole Lechii

szarpac starali sie glownie skrzydlowi – wspomniany Chlan i Camilo Mena,

ale poza robieniem wiatru niewiele z tego wynikalo. Jak zwykle swoje

okazje do oddania strzalow z dystansu mial Rifet Kapic, jednak Bosniak

wlasciwie od poczatku pobytu w Gdansku jest mocno na bakier z precyzja.

A jesli juz trafi w bramke, to brakuje z kolei sily. Ogolnie atak

pozycyjny byl w wykonaniu Lechii bardzo jalowy. Duzo podan, glownie w

poprzek, malo konkretow.

Kiedy zespoly nie sa w stanie zaskoczyc sie nawzajem w otwartej grze,

ratunkiem czesto staja sie stale fragmenty. Lechia rozgrywala je w dosc

specyficzny sposob, czasami w trzecie lub nawet czwarte tempo. Po jednej

z takich kombinacji i dosrodkowaniu w pole karne pilke glowa idealnie

zgral Elias Olsson, co z tego skoro Bobček, bedac w swietnej sytuacji,

uderzyl nieczysto.

Doslownie chwile pozniej na jeszcze prostszy srodek postawili

gospodarze. Po dalekim wyrzucie z autu glowa odbil pilke zupelnie

nieatakowany Najemski (Iwan Zelizko i Andrei Chindris tylko sie na

siebie patrzyli), z czego skorzystal Michal Krol, ktory wyskoczyl zza

plecow Milosza Kalahura i strzalem z najblizszej odleglosci pokonal

Sarnawskiego. Zdecydowanie zbyt latwo stracili te bramke lechisci,

szczegolnie biorac pod uwage specyficzne okolicznosci tego spotkania.

Specyficzne, gdyz wlasciwie od jego poczatku wszystko wskazywalo na to,

ze bedzie to typowy mecz do pierwszej bramki. Kto ja strzeli, pewnie

zejdzie z boiska jako zwyciezca.

Tak sie stalo, chociaz w doliczonym czasie gry swoje szanse mieli

jeszcze Dawid Bugaj i wyjatkowo nieskuteczny w tym spotkaniu Bobček.

Zatem Lechia nie spedzi zimy jako lider I ligi. W tej chwili spadla na

trzecie miejsce, ale co ciekawe moze jeszcze zakonczyc jesien na miejscu

drugim – jesli w niedziele GKS Tychy zremisuje ze Stala Rzeszow (wowczas

trzy zespoly – Lechia, Motor i GKS – beda mialy po 32 punkty, a poniewaz

nie rozegraly miedzy soba wszstkich bezposrednich meczow, w tym momencie

liczyc sie bedzie bilans bramkowy, a ten najlepszy ma Lechia), jak i na

czwartym (jesli Tychy wygraja). To sa jednak tylko didaskalia. Biorac

pod uwage wszystkie okolicznosci, jesien w wykonaniu Lechii nalezy uznac

za udana. Jest ona w grze o awans do ekstraklasy, a pozycja wyjsciowa

przed runda wiosenna jest naprawde niezla. Chociaz takich meczow jak w

Lublinie szkoda”

SKOKI NARCIARSKIE

-“Dwa Engelbergi Dawida Kubackiego. Rok temu drugi i pierwszy, teraz –

33. i 14.”-

Marek Derylo

Zakonczyl sie osmy konkurs w sezonie, osmy raz zadnego Polaka nie bylo w

pierwszej dziesiatce. Wygral Stefan Kraft, lider Pucharu Swiata.

W kwalifikacjach tuz przed konkursem Piotr Zyla zajal osme miejsce, by

nastepnie, podczas zawodow, odpasc w pierwszej serii. Uderzajace, ale

cos innego wydaje sie jeszcze ciekawsze. W konkursie Zyla skoczyl 127,5

m, przekroczyl o 2,5 m punkt K, nie wyladowal jakos szczegolnie brzydko,

a jednak nie wszedl do trzydziestki. Sporo to mowi o tym, jak wysoki

poziom prezentuja skoczkowie w tym sezonie. Nie tylko ci najlepsi.

Oni zreszta sa fantastyczni – pod koniec pierwszej serii w niedziele

wialo mocno w plecy, a scisla czolowka i tak urzadzila nam znakomity

spektakl. To zle wiesci dla Polakow – nawet jesli wyjda z kryzysu, moze

sie okazac, ze na pierwsza dziesiatke to wciaz bedzie zbyt malo.

W pierwszej serii odpadli Zyla, Maciej Kot i Pawel Wasek, awansowali

Kamil Stoch (23. miejsce) i Dawid Kubacki (14.). W przypadku tego

ostatniego sobota byla katastrofalna – jesli porownamy ja do tej sprzed

roku.

Rok temu do Engelbergu Dawid Kubacki przyjechal jako lider Pucharu

Swiata. W szesciu konkursach poprzedzajacych szwajcarskie zawody byl

trzykrotnie pierwszy, raz – drugi, raz czwarty i raz – szosty. W

Engelbergu najpierw zajal drugie miejsce, a dzien pozniej wygral. I na

przerwe swiateczna wracal jako czlowiek, ktory zanotowal serie wlasciwie

“malyszowska”.

Rok pozniej w pierwszym konkursie w Engelbergu Kubacki nie wszedl do

drugiej serii, skonczyl zawody na 33. miejscu. Tydzien wczesniej byl 15.

i 28. w Klingenthalu. A jeszcze wczesniej – 33. i 22. w Lillehammer.

I jeszcze teraz wplatal sie w publiczna “gre” z trenerem, czy moze

raczej – wciagnal w nia trenera. Po marnych wynikach skoczka w

Lillehammer trener Thomas Thurnbichler doszedl do wniosku, ze Kubackiemu

przydalyby sie spokojne treningi. Ze dobrze byloby go wycofac z Pucharu

Swiata w Klingenthalu. Kubacki jednak “sie uparl” (to jego slowa) i nie

zgodzil sie na spokojne treningi. – Po to sie trenuje cale lato, zeby

startowac w zawodach, a nie jezdzic na zgrupowania – mowil w Eurosporcie.

Wizerunek Thurnbichlera nie zostal raczej wzmocniony po upublicznieniu

calej sytuacji przez Kubackiego. Ale tez skoczek znalazl sie w

nieciekawej sytuacji po pierwszych skokach w Engelbergu. W sobote

Kubacki byl 33., a najlepszym z Polakow okazal sie Kamil Stoch (21.

miejsce), ktory wlasnie wrocil do Pucharu Swiata po tym, jak zostal

wycofany, by mogl spokojnie potrenowac. A poczatek sezonu Stocha byl

jeszcze gorszy niz ten Kubackiego, zdarzylo mu sie nawet odpasc w

kwalifikacjach.

Przed sezonem – czyli po zakonczeniu przedsezonowych przygotowan i

treningow – Thurnbichler mowil, ze Kubacki to bezsprzecznie lider kadry,

co moglo byc sugestia, ze zmiany w zyciu Kubackiego nie wywolaly u niego

zmian scisle sportowych. Ze wciaz powinien byc mocny, nawet jesli nie az

tak jak ubieglej zimy. Zmiany w jego zyciu byly duze – skoczek

przedwczesnie przerwal poprzedni sezon z uwagi na powazna kardiologiczna

chorobe zony. Istnialo zagrozenie jej zycia, skonczylo sie pomyslnie –

Marta Kubacka wyszla ze szpitala z rozrusznikiem serca. Ale tez Kubacki

pisal: “Marta zaczyna intensywna rehabilitacje, a ja bede uczyl sie

nowej rzeczywistosci”. Zona miala sparalizowana jedna czesc ciala,

Kubacki mowil tez: “To, co sie dzialo, zostawi swoj slad i na dluzsza

mete bedzie mialo swoje konsekwencje”.

W lipcu Kubacki mowil “Przegladowi Sportowemu”: “Wszystko jest na dobrej

drodze. Problemow mamy coraz mniej i wszystko wraca malymi kroczkami do

normalnosci. Fakt, ze moge trenowac i jezdzic na zgrupowania, to

najlepszy wyznacznik tego, ze jestesmy blisko tak zwanej normalnosci”.

Gdy w pierwszych konkursach sezonu Kubacki wypadl kiepsko, trener

uspokajajaco go usprawiedliwial, mowiac o mocnej infekcji, ktora skoczek

zlapal przed sezonem. Wysoka temperatura, brak skokow przez kilkanascie

dni poprzedzajacych inauguracje sportowej zimy. Kibice czekali wiec na

przebudzenie mistrza i byl nawet taki dzien w Klingenthalu (treningi i

kwalifikacje), w ktorym Kubacki skakal bardzo dobrze. Ale okazalo sie w

kolejnych skokach, ze to nie bylo zadne przebudzenie.

Skakal slabo i na duzo sobie pozwalal w relacjach z trenerem. Juz na

poczatku sezonu publicznie ocenil: – Trzeba sie skupic na podstawach, na

tym, co jest do zrobienia. Nie rozbijac tych skokow na milion kawalkow,

bo to nic nie daje. Nie kombinujmy, nie rozkladajmy tego na milion

czesci. Jesli sobie rozwale koncentracje na siedem roznych rzeczy, to

zadna z nich nie zadziala dobrze.

W niedziele Kubacki po pierwszym skoku zacisnal piesc z satysfakcja, bo

uzyskal 138,5 m. Ale skakal w warunkach lepszych niz wiekszosc rywali i

przed finalem zajmowal 14. miejsce. Stoch skoczyl 126 m, jemu w plecy

wialo wyjatkowo mocno. Zajmowal 23. miejsce, do Kubackiego tracil tylko

8,1 pkt (poniewaz uzyskal duza rekompensate za bardzo mocny wiatr).

W drugiej serii – w nielatwych warunkach, choc nie tak zlych jak

poprzednio – Stoch uzyskal 130 m. Kubacki wyladowal dwa metry dalej, w

plecy wialo mu nieco mniej dokuczliwie. Obaj utrzymali swoje pozycje

(14. i 23.).

Wygral Stefan Kraft, juz po raz piaty w tym sezonie. Po pierwszej serii

Austriak byl piaty, w finale skoczyl przepieknie na odleglosc 142 m. Z

nizszej belki i w nielatwych warunkach. Drugi byl jego rodak Jan Hoerl,

a trzeci – Niemiec Pius Paschke, najlepszy w sobote.

Na podstawie: Onet.p, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, 90minut.pl,

pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl opracowal Reksio.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,