Dzien dobry – tu Polska – 18.12.2022

DZIEN DOBRY – TU POLSKA
SPORTOWY WEEKEND
18 grudnia 2022r.
abujas12@gmail.com
http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

PILKA NOZNA
“Koniec mundialu. Messi wreszcie wykonczyl arcydzielo, Francja wygrala
wiecej niz srebro!”-
Rafal Stec
To musialo sie tak skonczyc. Gdyby Argentyna nie oddala znienacka dwoch
goli przewagi, pilkarz wszech czasow nie wystapilby w mundialowym finale
wszech czasow
Legenda sie dopelnila. Zamiast typowego meczu o zloto – raczej do
zapomnienia, sparalizowanego przez stawke – zaznalismy meczu o zloto,
jakiego historia mistrzostw swiata, ciagnaca sie juz 92 lata, jeszcze
nie widziala.
Argentyna prowadzi 2:0, ale zuchwaly mlodzieniec Kylian Mbappé zaciaga
ja do dogrywki, tam strzela swojego trzeciego finalowego gola. Rzuty
karne. Wystrojeni na bialo-blekitno pilkarze znow, jak w cwiercfinale z
Holandia, bija je perfekcyjnie. Leo Messi wreszcie wychodzi z cienia
Diego Maradona, tez jest mistrzem swiata.
Najpierw, na poczatku tego trwajacego wiecznosc wieczoru, spadla na
niego cala Argentyna. Sekunde, moze dwie sekundy po strzale dajacym
prowadzenie 1:0 na Messim lezeli wszyscy koledzy. Tylko bramkarz nie
dobiegl – stal w swoim polu karnym z zamknietymi oczami, cos do siebie
szeptal.
To byl juz szosty rzut karny dla Argentyny na turnieju (padl mundialowy
rekord), jej kapitan pokonal wszystkich poza Szczesnym. Okolicznosci
niezbyt maradonskie, grozace nawet spiskowymi teoriami o utajonych
silach, ktore popychaly najlepszego pilkarza swiata do zlota.
Kwadrans pozniej jeknelismy juz z czystego zachwytu. Argentynczycy
rozwineli akcje utkana z podan szybkich, idealnie odmierzonych.
Technicznie najtrudniejsze wykonal Messi, ostatnie – Angel Di Maria. I w
przerwie znow mogl wybrzmiec drugi, nieoficjalny argentynski hymn.
“Widzimy Diego w niebie, on cie fetuje, Lionelu” – napisany przez
jednego z kibicow song, wyspiewywany do melodii popowego przeboju, przez
cale mistrzostwa niosl sie tutaj na ulicach, wokol stadionow, na trybunach.
Teraz rozbrzmiewalo w Lusajlu. Na byc moze najpiekniejszym stadionie
swiata, w absurdalnie ekstrawaganckim miescie, w najwazniejszy wieczor,
jaki moze wydarzyc sie w futbolu.
Finaly rzadko bywaja az tak monumentalne. Wlasciwie to prawie nigdy nie
bywaja.
Mozna sie spierac, czy Messi jest potezniejszy od Pelego, od Maradony.
Nie istnieja akceptowalne dla wszystkich kryteria pozwalajace dojsc do
prawdy, nie istnieja narzedzia pomiarowe. Jes tylko pewne, ze nigdy
wczesniej az tylu milosnikow futbolu nie otrzymalo od nikogo az tyle
wirtuozerii – podziwialismy ja non stop przez poltorej dekady z okladem,
transmitowana weekend w weekend, nawet czesciej. I choc Messi mial tutaj
wreszcie wzbic sie na absolutny szczyt w dziejach pilki noznej, w
istocie wybiegl daleko poza jej granice. Zasluguje, by ustawiac go
miedzy pomnikami Muhammada Alego, Rogera Federera, Michaela Jordana,
Michaela Phelpsa.
Argentynczycy tez ubostwiaja w nim wiecej niz pilkarza, zarzucili juz
wynikowa buchalterie. Slyszelismy to w lamiacym sie glosie reporterki
telewizji publicznej, ktora emocjonalnie rozpadla sie w trakcie
przeprowadzania wywiadu z idolem po polfinale. – Jeszcze jedna sprawa,
to nie jest pytanie. Nadchodzi final i choc pragniemy zwyciestwa, to
pamietaj, ze jest cos, czego nikt ci nie odbierze. Dotknales serca
kazdego Argentynczyka. Nie ma dziecka, ktore nie nosi twojej koszulki.
Firmowej czy taniej podrobki, prawdziwej czy wyobrazonej. Zostawiles
slad na naszym zyciu, to jest wieksze niz puchar – mowila Sofía Martinez
do pilkarza, ktory tez nie wytrzymal, odchodzil ze lzami w oczach.
Mieszkaniec srodkowej Europy moze z trudem znosic latynoska egzaltacje,
ale ona okrywa autentyczna futbolowa namietnosc, o skali dla nas
niepojmowalnej. Argentynczykow przygniata wlasnie inflacja siegajaca 100
proc., ale Argentynczycy bywaja gotowi wyprzedac dom, byle przyleciec na
mistrzostwa. Korespondent “Wyborczej” spotykal takich desperatow na
swoim pierwszym mundialu, w 2002 roku, i spotykal teraz, dwie dekady
pozniej – zastawiaja sie, biora kredyty, a i tak czasami wystarcza tylko
na samolot, na stadion juz nie wchodza. Trudno. Najwazniejsze byc
blisko, przy druzynie.
Pardon, przy Messim – i druzynie oczywiscie tez. Druzyna przez cale
mistrzostwa sluzyla mu jak nigdy, Rodrigo de Paul poswiecil sie
wylacznie chronieniu kapitana. Uwijal sie z jedna mysla: zeby 35-letni
weteran mial pelna swobode, wolna glowe, zeby podejmowal na boisku
wylacznie doskonale decyzje.
I kapitan dolaczyl do Maradony jako mistrz swiata, nie zejdzie z boiska
jako geniusz, ktory mial kariere niedokonczona – na zawsze pozostanie
tak samo slawny z powodu tego, co zdobyl, jak i z tego, czego nie
zdobyl. Wyczarowal nawet na turnieju ikoniczna akcje. W polfinale, na
bezbronna ofiare dryblerskich piruetow wybierajac sobie akurat Josko
Gvardiola, czyli obronce opiewanego jako jedyny niezawodny na mistrzostwach.
Argentyna obracala sie wokol Messiego, we Francji – choc najjasniej
swiecila gwiazda Mbappé – zaslugi rozkladaly sie rowniej.
Zaslugi dla legendy rowniez wiekszej niz pojedynczy turniej, rowniez
czyniacej katarski final monumentalnym. Jak bowiem argentynski kapitan
wychodzil z cienia Maradony, tak francuski solista zamachnal sie na
kolosalnosc Pelego – na poprzednich mistrzostwach jako pierwszy
nastolatek od czasow Brazylijczyka strzelil gola w finale, tez zostal
udekorowany zlotem, teraz zlota bronil. To wszystko w wieku 23 lat. Tak
nieprzyzwoicie mlodym, ze ma prawo marzyc w przyszlosci o powtorzeniu
wyczynu mitycznego poprzednika – Pele jako jedyny gracz triumfowal na
mundialu trzykrotnie.
W finale odpalil show dopiero w koncowce. I jeszcze dzialal, bezczelny,
jakby chcial rzucic rywalom w twarz powtorka z Messiego, tyle ze
efektowniejsza – najpierw wbil kontaktowego gola z karnego, by
kilkadziesiat sekund pozniej wystrzelic kolejnego spektakularnym
uderzeniem z woleja. 2:2.
Olsniewajacy talent Mbappé by jednak nie wystarczyl, gdyby nie cala
Francja, ktora staje sie nowa Brazylia, futbolowym punktem odniesienia.
Odkad zdobyla mistrzostwo na swoich stadionach w 1998 roku, bawila w
finale na czterech z siedmiu finalow, wiecej niz ktokolwiek inny. Az
strach pomyslec, ile by w tym okresie osiagnela, gdyby nie konflikty –
przeciez trojkolorowi przegrywali glownie wtedy, gdy szatnie wysadzala w
powietrze wojna domowa.
Na mistrzowskich imprezach od dawna zostaje prawie nietykalna. Na Euro
2016 przegrala tylko w finale. Na MS 2018 nie przegrala w ogole. Na Euro
2020 tez nie – odpadla po remisie i konkursie rzutow karnych. Na MS 2022
– nie dala rady tylko Tunezji, gdy glebokimi rezerwami odfajkowywala
koncowke fazy grupowej, juz pewna awansu z pozycji lidera.
Francja nie uprawia porywajacego futbolu, ale jest mistrzynia
pragmatyzmu, trener Didier Deschamps najpowazniejsze przeciwnosci losu
strzepuje z siebie jak pylek. Przed katarskimi mistrzostwami stracil
caly tlum kluczowych graczy, w ich trakcie kontuzje scinaly kolejnych.
Ale trojkolorowi trzymali pion, a zasobow ludzkich wystarcza im na
obdarowywanie konkurencji – az 59 uczestnikow MS urodzilo sie we
Francji, co prawie zawsze oznacza, ze Francja ich wyszkolila. Imperium.
Imperium o rozmiarach Brazylii, ostatnio podupadlej, ktorej hegemonia
zawsze przejawiala sie identycznie – kolonizowaniem mundiali i
kolonizowaniem europejskich klubow, importujacych tabuny jej pilkarzy. W
Katarze zdobyla wiecej niz zloto, potwierdzila reputacje najbogatszej w
talent futbolowej nacji.
Zderzyly sie wiec w finale wielkie historie, epoki, kultury, mentalnosci.
Romantyczniejsza Argentyna, ktora rozsnuwala opowiesc o jedynej slusznej
puencie – Messiemu tytul sie nalezal, wreczenie mu trofeum bylo niemal
moralnym obowiazkiem. I zimniejsza Francja, ktorej bohaterowie w
wiekszosci przylecieli tutaj juz mundialowo ozloceni, spelnieni.
Dlaczego w finale sprawiali wrazenie nieco osowialych, wyzutych z wigoru
i idei? Rozlozyl ich wirus? Przed finalem polfinalem i finalem nie
mowili o niczym innym, a objawy choroby przypominaly zaraze, ktora
kosila w Katarze wszystkich przyjezdnych. Kiedy weszla do szatni
Szwajcarow, Portugalia przylozyla im szescioma golami.
Wszystkie pytania uniewaznil ostatni kwadrans. Mbappé po wyrownaniu
rozszalal sie, jakby wczesniej wylacznie sie rozgrzewal, jakby zwlekal z
odpaleniem trybu turbo do chwili, w ktorej rozszarpie kibicowskie uklady
nerwowe na strzepy. Rzucil sie w jeden rajd, w drugi, mogl dolozyc
trzeciego gola. Pelego by wowczas nawet przebil, bo w mundialowym finale
hattricka ustrzelil tylko Geoff Hurst – angielski mistrz z 1966 roku.
Messi tez byl bliziutko, odpalil bombe z dystansu. On leniwie drepcze
przez wiekszosc kazdego meczu, ale kiedy poczuje, ze nadciaga
odpowiednia chwila – to swiadectwo kolegow z zespolu – “rozpala sie w
nim ogien”. Cala Argentyna jednak gasla, zaczela wygladac jak Francja z
pierwszej polowy. Na fotelu rezerwowego siedzial juz rewelacyjny
wczesniej Di Maria, w dogrywce trener zdjal nawet De Paula, ochroniarza
Messiego.
Ozyla w dogrywce, dogrywke mundialowego finalu kazdy pilkarz swiata
traktuje jak swoja ostatnia rozgrywke w zyciu. Podziwialismy wymiane
ciosow, jakie w meczach o zloto sie nie zdarzaja, na murawie jeszcze sie
zaognilo, w ekstremalnych momentach nikt na trybunach nie wiedzial, co
sie dzieje. Gdy Messi strzelal na 3:2, nie widzielismy, czy pilka
przekroczyla linie bramkowa, a potem przecieralismy oczy – czy Mbappé
chce wyprzedzic Pelego juz teraz, dlugo przed polmetkiem kariery.
Czesciowo go zdystansowal, zszedl z boiska z hattrickiem. Rozczarowany,
bo obok zlota powiesi zaledwie srebro. Ale mundialowe zycie Leo juz sie
konczy, a mundialowe zycie Kyliana – dopiero zaczyna.
Argentyna – Francja 3:3 (2:0, 2:2, rzuty karne 4:2). Bramki: 1:0 Messi
(23. z karnego), 2:0 Di Maria (36.), 2:1 Mbappé (80. z karnego), 2:2
Mbappe (82.), 3:2 Messi (109.), 3:3 Mbappe (118.) Argentyna: E. Martinez
– Molina (91. Montiel Z), Romero, Otamendi, Tagliafico (120. Dybala) –
Di Maria (64. Acuna Z), De Paul (102. Paredes Z), Fernandez, Mac
Allister (116. Pezzella) – Messi, Alvarez (102. Lautaro Martinez).
Francja: Lloris – Kounde (120. Disasi), Varane (113. Konate), Upamecano,
Hernandez (71. Camavinga) – Tchouameni, Rabiot Z (96. Fofana), Griezmann
(71. Coman) – Mbappe, Giroud Z (41. Kolo Muani), Dembele (41. Thuram Z).
Sedzia: Szymon Marciniak (Polska).

“Chorwacja znow z medalem mundialu. Malenstwo, ktore wciaz zgrywa
supermocarstwo”-Rafal Stec
Podeszli najblizej, ale im tez sie nie udalo. Po porazce 1:2 w meczu o
braz Marokanczycy nie zostali pierwszymi w historii afrykanskimi
medalistami mistrzostw swiata.
Skad oni ich wytrzasneli? Skad w tym niespelna czteromilionowym kraiku
rodzi sie az tyle talentow? W kraiku, dodajmy, pilki noznej regularnie
wstrzasanej aferami, i to mocno zabarwionymi kryminalem.
Pytania, ktore stawiamy od lat, i nigdy nie poznalismy wyczerpujacej
odpowiedzi, znow zahuczaly w glowie, gdy w powietrze wybil sie Josko
Gvardiol. Kolejny zachwycajacy chorwacki mlodzieniec wylansowany na
gwiazde. Dotad zuchwaly 20-latek mecz w mecz pracowal na tytul
najlepszego obroncy katarskich mistrzostw, przepadl dopiero w zderzeniu
z geniuszem Messiego – teraz zasluzyl sie w ofensywie, dzieki uderzeniu
glowa Chorwaci objeli prowadzenie.
Strzelil w siodmej minucie, wyrownanie padlo w dziewiatej. Dzieki golowi
dosc przypadkowemu, wynikajacemu z wariackiego poczatku, w ktorym obie
strony – przez caly turniej imponujace opanowaniem, rozwaga, unikaniem
ryzyka – stracily nad soba kontrole, pomylka gonila pomylke. Jakby
wszystkim puscily hamulce, postanowili sie wreszcie wyszalec.
Gdy Marokanczycy strzelili na 1:1, trybuny zafalowaly, ale to juz nie
bylo to.
Na ich poprzednich meczach na boisko zwalala sie sciana dzwieku, w
zderzeniu z ktora pilkarze nie mieli prawa slyszec wlasnych mysli. Gdy
nastal mecz o braz, przycichlo. Poniekad ze wzgledu na slabsza akustyke
rozlozystego, zaprojektowanego dla lekkoatletow stadionu Khalifa
International, a poniekad przez zmiane ludzka – bilety na spotkania o
medale sa drozsze, kupuja je ludzie mniej sklonni do spontanicznych
wygibasow. I czesto pochodzacy z krajow niezaangazowanych w rozgrywke.
Mecze o trzecie miejsce na mundialach bywaja letnie, pozbawione
napiecia, w skrajnych przypadkach trenerzy wystawiaja rezerwy. Gdy na
boisko wychodza pragnacy zlota wielcy faworyci turnieju, wciaz czuja sie
przegrani po polfinale, perspektywa walki o medal pocieszenia
niespecjalnie ich porywa. Zreszta wystarczy sobie wyobrazic, jaka udreka
bylaby koniecznosc gry o braz dla Leo Messiego – przystapilby do niej
zlamany, swiadomy zaprzepaszczenia ostatniej mundialowej szansy.
O specyfice wyzwania wspominal nawet trener Marokanczykow, ktorych
przeciez wizja zdobycia podium musiala pociagac. – Wlasnie zostales
pokonany, czujesz glebokie rozczarowanie, a dwa dni pozniej kaza ci
wracac na murawe. Przykro mi to mowic, wiem, ze gramy wazny mecz, ze
lepiej zajac miejsce trzecie niz czwarte. Ale nasz aktualny tryb jest
taki, ze nie dalismy rady awansowac do finalu – perorowal w piatkowe
popoludnie Walid Regragui, co zgodnie odebrano jako sugestie, by
spotkania o braz zlikwidowac i przyznawac medale obu pokonanym runde
wczesniej.
Marokanski selekcjoner nadal mial jednak doniosla misje do wykonania.
Bez przerwy powtarzal tutaj, ze jego ambicje dotykaja poziomu
ponadnarodowego – zamierza wyprac mozgi wszystkich Afrykanow, oduczyc
ich bycia petentami, wpoic nawyk gry o pelna pule zawsze i wszedzie,
takze z globalnymi potegami. – Chcemy zostac zapamietani jako najlepsza
druzyna w dziejach kontynentu. Musimy zrobic to w stylu, ktory sprawi,
ze nikt nie bedzie mogl naszej wyzszosci zakwestionowac – mowil Regragui
i znow wrocil do swojej ulubionej narracji, o Maroku jako futbolowej
wersji ikonicznego bohatera Hollywood. Przypomnial, ze nakrecono siedem
albo osiem filmow o Rockym [w rzeczywistosci powstalo ich szesc], i
oglosil, ze jego druzyna rowniez bedzie wracac, swiat sie jej szybko nie
pozbedzie.
Regragui mogl opowiadac, co chcial, i raczej nie ryzykowal, ze przesadzi
– zbyt wiele wraz z pilkarzami w Katarze osiagnal.
W calej mundialowej historii zaledwie trzy z 88 miejsc w polfinalach
obsadzily druzyny spoza Europy i Ameryki Pld. Dokonali tego Amerykanie –
w 1930 r., ale kto ma calkowita pewnosc, ze tamten turniej w ogole sie
odbyl? – oraz Koreanczycy, ktorym w 2002 r. sprzyjaly skandaliczne
pomylki sedziow. Az wreszcie nadciagneli Marokanczycy. I zniszczyli
system, zatrzymali az cztery europejskie druzyny – Chorwacje oraz Belgie
w fazie grupowej, Hiszpanie w 1/8 finalu, Portugalie w cwiercfinale. Nie
wytrzymali dopiero zwarcia z broniaca zlota Francja.
I rewanzu z ekipa z Balkanow, ktora coraz trudniej umieszczac poza
najscislejsza czolowka globu. Wypada raczej oglosic, ze Chorwaci
odebrali Urugwajowi nieoficjalny tytul glownego w futbolu malego
supermocarstwa. Reprezentacja istnieje troche dluzej niz cwierc wieku, a
na mundialach zdolala wziac trzy medale, pochwalic sie krolem strzelcow
Davorem Sukerem, fetowac Luke Modricia jako najbardziej wartosciowego
gracza mistrzostw. Wiosna zagra w polfinale Ligi Narodow, na
mistrzostwach kontynentu regularnie osiaga cwiercfinal – i czuje sie
przegrana. Mentalnosc niemal imperialna.
Niezawodnych zawodowcow maja tam tlumy, final Champions League bez
udzialu zadnego Chorwata zdarza sie ostatnio raz na dekade, co wypada
uznac za chwilowe zawieszenie systemu – nawet jesli trofeum akurat nie
podnosi Modric, to kreca sie wokol niego Kovacic, Rakitic, Mandzukic czy
inny Lovren. Tutaj nie mowy o splocie okolicznosci, pojedynczym
nadzwyczajnym pokoleniu, zreszta rewelacyjny na katarskich mistrzostwach
Gvardiol rowniez w zadnym razie nie przeminie jako bohater jednej
imprezy – mundiale znaja mnostwo takich scenariuszy – lecz wkrotce
wyrwie sie z Lipska i wyruszy na podboj ligi angielskiej.
Chorwaci przywykli do sukcesow, ktore seryjnie osiagaja takze w klubach,
ale oni rowniez czuli, ze warto sie wystroic w braz. – Dla nas to jest
wielki final i basta! – mowil trener Zlatko Dalic, Andrej Kramaric
twierdzil, iz kolejny mundialowy medal uczyni pilkarzy herosami, a bodaj
najbardziej zmotywowani byli nowicjusze. Nastepowalnosc pokolen daje
selekcjonerowi tyle komfortu, ze w obecnej kadrze ostalo sie ledwie
osmiu bohaterow srebra sprzed czterech lat. A w podstawowym skladzie na
Maroko ujrzelismy zaledwie dwoch ludzi grajacych poprzednio w finale –
niesmiertelnego Luke Modricia oraz Ivana Perisicia.
Poniewaz obie strony wiedzialy, ze graja o niebagatelna stawke, mozna
sie bylo spodziewac klinczu, obsesyjnej ostroznosci, ktora w fazie
grupowej przyniosla bezbramkowy remis. Dlugimi okresami ogladalismy
jednak klasyke meczow o braz – radosna, zorientowana na wymiane ciosow.
Plonelo zwlaszcza pole karne Marokanczykow, ktorzy znow musieli zyc bez
obu podstawowych stoperow, Nayefa Aguerda oraz Romaina Saissa. Zmiennicy
ustepuja im wyraznie i bywaja goracokrwisci, spanikowani – w
przeciwienstwie do liderow, lodowato beznamietnych.
Chorwaccy pilkarze tremy nie odczuwaja chyba nigdy, na kazdej imprezie
czuja sie jak u siebie. W sobotnie popoludnie drugiego gola wbil Mislav
Orsic, ktory wprawdzie od pieciu sezonow mieszka w Zagrzebiu (wczesniej
zwiedzal ligi azjatyckie), ale w barwach rodzimego Dinama tez rozbija
sie po Lidze Mistrzow – biezaca edycje rozpoczal od zwycieskiego gola
wbitego Chelsea. O glebi chorwackich zasobow bolesnie przekonali sie tez
Polacy, gdy przegrali mecz o wszystko na Euro 2008 – choc po drugiej
stronie biegali sami rezerwowi.
Wpadl wiec Modriciowi i spolce kolejny medal, wkrotce zasadza sie na
final Ligi Narodow. Od teraz maja Chorwaci wiecej mundialowych krazkow
niz Polska (pozno zaczeli), a ich 37-letni lider konsekwentnie zmierza
po nieoficjalny tytul balkanskiego futbolisty wszech czasow. Do
odpoczynku mu sie nie spieszy, obiecuje pograc – takze w Realu Madryt –
przynajmniej do czterdziestki.
Chorwacja – Maroko 2:1 (2:1): Gvardiol (7.), Orsic (42.) – Dari (9.).
Chorwacja: Livakovic – Stanisic, Sutalo, Gvardiol, Perisic – Modric,
Kovacic – Majer (66., Pasalic), Kramaric (61., Vlasic), Orsic (95.,
Jakic) – Livaja (66., Petkovic). Maroko: Bono – Hakimi, Dari, El Yamiq
(66., Amallah Z), Attiat-Allah – Amrabat, El Khannouss (56., Ounahi Z),
Ziyech, Sabiri (46., Chair) – Boufal, En-Nesyri.

“Wpol do trzeciej nad ranem” – basn z Kataru na zarzadzie PZPN”- Roman
Kolton
“Byl sukces, ale popelniony zostal blad w komunikacji” – oswiadczyl
Czeslaw Michniewicz na posiedzeniu zarzadu PZPN. Blad? “Trener sam
prowadzil komunikacje, nie bylem w stanie zaaranzowac zadnego wywiadu” –
wypalil menedzer zespolu, rzecznik prasowy, Kuba Kwiatkowski. I ujawnil,
co dzialo sie w nocy z 30 listopada na 1 grudnia.
W czwartek odbyl sie zarzad PZPN, na ktorym czlonkowie najwyzszych wladz
zwiazku poznali pikantne szczegoly z Mundialu w Katarze. To opowiesc,
jak z “Basni o Tysiacu i Jednej nocy”, arcydziele literatury swiatowej…
“Hamuj” – szepnal do Jakuba Kwiatkowkiego jeden z czlonkow zarzadu PZPN,
gdy ten z purpurowa twarza, wpadl na mownice podczas posiedzenia
zarzadu. “Kwiatek” postanowil nie hamowac. Wiedzial, ze to walka o byc
albo nie byc. Dla Michniewicza byc oznaczalo “nie byc dla
Kwiatkowskiego”. Dla Kwiatkowskiego byc, oznaczalo – najprawdopodobniej
– “nie byc dla Michniewicza”. Najpierw bylo godzinne spotkanie z
Czeslawem Michniewiczem. Trener awans do 1/8 finalu mundialu
intepretowal jako sukces. Bo to niewatpliwie sukces, ale przykryty
sposobem grania, awanturami z dziennikarzami, haslami w rodzaju “innych
statystyk nie uznaje”, czy “jadles musztarde na sniadanie”. Awans do 1/8
finalu MS przykryty zostal rowniez awantura o premie, ktora z czasem
zostala okreslona mianem “wirtualnej”. Prezes i wlasciciel Legii,
Dariusz Mioduski zapytal Michniewicza wprost, czy Mariusz Chlopik
posredniczyl w kwestii premii. Chlopik pracuje aktualnie w zarzadzie
Legia Training Center, a jego nazwisko pojawilo sie w kilku
publikacjach. “Mariusz Chlopik nie mial nic wspolnego z premiami” –
zaznaczyl Michniewicz. I przyznal, ze sam kontaktowal sie z premierem RP
w tej sprawie. To dlatego Mateusz Morawiecki w filmiku “Na laczy nas
pilka” powiedzial w obecnosci pilkarzy: “Ja moge tylko powiedziec, ze
wierze w was. Ze bedziecie dawali z siebie wszystko, a my tu z panem
trenerem zapewnimy – jak sie uda – zeby byla naprawde bardzo dobra nagroda”.
Gdy wydawalo sie, ze sprawa premii zostala zamknieta, Michniewicz w
czwartek z cala moca zaatakowal Kwiatkowskiego. “Nie mialem zadnego
wsparcia” – mowil na posiedzeniu zarzadu. “Brakowalo nawet wlasciwej
organizacji” – pomstowal. I puentowal: “Byl sukces, ale popelniony
zostal blad w komunikacji”. Gdy padaly kolejne kwestie z ust
selekcjonera, mozna przypuszczac, ze dosc szybko rozchodzily sie po
biurze przy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Co ciekawe Kwiatkowski nie
uczestniczyl w posiedzeniu zarzadu. Pawel Wojtala – szef wielkopolskiego
zwiazku – zaproponowal doproszenie rzecznika prasowego na zarzad. Cezary
Kulesza zapalil sie do tego pomyslu, mimo ze probowali to storpedowac
wiceprezes ds. organizacyjno-finansowych, Henryk Kula i szef pomorskiego
zwiazku, Radoslaw Michalski. “Odlozmy te sprawe, nie ma potrzeby, aby
doszlo do konfrontacji” – argumentowal Michalski.
I do bezposredniej konfrontacji nie doszlo, bo zanim pojawil sie
Kwiatkowski, Michniewicz opuscil posiedzenie zarzadu i udal sie w podroz
do Gdyni. Jakze swietnie w ostatnim czasie poznal lotnisko Okecie w
Warszawie imienia Fryderyka Chopina i port lotniczy imienia Lecha Walesy
w Gdansku. Gdy Michniewicz udal sie w droge powrotna do Gdyni,
Kwiatkowski wrecz kipial na mownicy. “Przeciez w ostatnim czasie odbylo
sie ponad 20 konferencji prasowych, jesli chodzi o druzyne narodowa” –
relacjonowal Kwiatkowski. I dodal: “Michniewicz najchetniej bralby
udzial w kazdej mozliwej”. Trzeba przyznac, ze wczesniej wyczuwalo sie
raczej jeden front ze strony Kwiatkowskiego i Michniewicza. Selekcjoner
byl zgryzliwy, a Kwiatkowski blokowal niewygodne pytania. Pytanie, co
zaszlo miedzy nimi w ciagu ostatnich kilkunastu dni?
Dodajmy, ze kwestia komunikacji wcale nie byla kluczowa, jesli chodzi o
narracje Kwiatkowskiego. “O wpol do trzeciej nad ranem w Katarze po
meczu Argentyna – Polska doszlo do wezwania przez Czeslawa Michniewicza
liderow druzyny. Mialem wrazenie, ze kapitan zespolu Robert Lewandowski
byl zazenowany ta sytuacja” – mowil Kwiatkowski, opowiadajac, co dzialo
sie w “Ezdan Hotel Palace” w Al-Dausze w nocy z 30 listopada na 1
grudnia. I dodal: “To wlasnie w tym momencie asystent Michniewicza,
Kamil Potrykus zostal zobowiazany do zbierania numerow kont pilkarzy,
aby przelew premii nastapil jak najszybciej”. Az sie wierzyc nie chce,
ze mialoby to nastapic miedzy meczami z Argentyna – ostatnim w grupie i
z Francja, tym w 1/8 finalu. Kwiatkowski byl tak konkretny w swojej
narracji, ze czlonkowie zarzadu oniemieli. Czy powstaje protokol z
takiego zebrania? – To, ze powstaje protokol to jedno, ale takie
posiedzenie zarzadu jest tez nagrywane. Kazde slowo, ktore tam padlo,
zostalo utrwalone – mowi jeden z uczestnikow. Prezes Kulesza moze wrocic
do kazdego zdania, aby przeanalizowac chocby wypowiedz na temat kulis
spotkania kadry z premierem – 17 listopada, tuz przed wylotem do Kataru.
Okazuje sie, ze Michniewicz “nie poinformowal o nim prezesa PZPN w
natloku zajec przed wylotem”. Jednak komunikacja miedzy kancelaria
Premiera RP a PZPN-em trwala od 15 listopada. Przeciez nad kazda wizyta
szefa rzadu w miejscu publicznym czuwa Sluzba Ochrony Panstwa. Wiec to
jakies totalne zamieszanie komunikacyjne w Polskim Zwiazku Pilki Noznej.
Kulesza odlecial do Kataru na final Mundialu, zaproszony przez szefa
FIFA, Gianniego Infantino. Wraca do miejsca, skad przylecial 5 grudnia.
Wtedy jeszcze nie wiedzial, ze przez nastepne kilkanascie dni bedzie
trwala medialna batalia o wiedze na temat funkcjonowania druzyny na
Mundialu. Co ciekawe, jakiekolwiek wnioski boiskowe zeszly na dalszy
plan wobec wydarzen z nocy z 30 listopada na 1 grudnia. I z odprawy,
ktora miala miejsce 3 grudnia, a wiec dzien przed meczem z Francja.
Najpierw miala miejsce odprawa meczowa, a pozniej Michniewicz poprosil,
aby zostali tylko sami zawodnicy. Chcial miec jasnosc, co do podzialu
premii. 50 milionow zlotych – taka byla ostateczna wersja. Premier mial
zaproponowac 30 milionow, podobno trener od razu podbil do 40 milionow,
a pozniej sami pilkarze jeszcze domagali sie 10 milionow wiecej. “Nie
bylo mowy o sumach” – przekonywal Michniewicz w studio TVP. Dodal:
“Tylko o procentach”. Pilkarze jednak na pewno mowili o sumach. 45
milionow dla zespolu, 5 milionow dla sztabu. Michniewicz chcial 10
milionow dla sztabu. Gdy na odprawie po odprawie – tej 3 grudnia –
uslyszal od Lewandowskiego, ze jednak dla sztabu bedzie tylko 10 procent
sumy ogolnej, rzucil: “To w takim razie ja i moj asystent rezygnujemy z
udzialu w tej premii”. Relacjonowal to Kurowskiemu, dodajac: “I tak
zdecyduje o tym premier”. I Premier RP zdecydowal – zadnej premii nie
bedzie. Jednak same dialogi toczone w Katarze, przeszly do legendy
polskiej pilki. I zdanie z posiedzenia zarzadu – Kuby Kwiatkowskiego
“Wpol do trzeciej nad ranem…” – tez juz przeszlo do historii.
Pilkarze atak Michniewicza na Kwiatkowskiego – wedlug moich zrodel –
odebrali bardzo zle. Na grupie Whats App, w ktorej komunikuja sie
zawodnicy, wrze. Co postanowi Kulesza, dowiemy sie w srode 21 grudnia.
“Najpozniej w czwartek, 22 grudnia” – slysze z otoczenia prezesa PZPN.
Uwaga na koniec. Duze nazwisko trenerskie nie powinno byc problemem,
gdyby szef zwiazku sie na takie rozwiazanie zdecydowal. PZPN moze sie
pochwalic rekordowym budzetem w historii – 359 milionow zlotych. Za
Grzegorza Laty ten budzet siegal 80 milionow, bodaj w roku EURO 2012 –
przy funduszach od UEFA – wzrosl do 120 milionow. W 2019 roku budzet
najwiekszego zwiazku sportowego w Polsce po raz pierwszy przekroczyl 300
milionow zlotych. Pozniej – wyniku pandemii – obnizyl sie. Jednak
Zbigniew Boniek zadbal o “poduszke finansowa”, za ktora zreszta byl
krytykowany. Odlozone srodki przydaly sie jednak w trakcie pandemii. W
kwietniu 2020 PZPN zaoferowal tarcze finansowa – prawie 120 milionow
zlotych, z czego az 30 milionow trafilo do klubow Ekstraklasy. Teraz sa
potezne srodki finansowe, aby ulozyc PZPN na nowych zasadach – jesli
chodzi o funkcjonowanie druzyny narodowej, czy szkolenie. Ktos taki, jak
Roberto Martinez – Hiszpan, ktory ponad szesc lat prowadzil Belgie –
absolutnie jest mozliwy. Martinez byl nie tylko selekcjonerem
“Czerwonych Diablow”, ale i pelnil role dyrektora technicznego. W takiej
roli moglby sie przydac i w Polsce. Pytanie, co zrobi Kulesza?

SKOKI NARCIARSKIE
“Kapitalne skoki Dawida Kubackiego w Engelbergu. Znowu zwyciestwo!”-
Radoslaw Leniarski
Dawid Kubacki wygral ostatni konkurs Pucharu Swiata przed startem 71.
Turnieju Czterech Skoczni. To jego czwarte zwyciestwo w sezonie
(dziewiate w karierze) i szoste podium tej zimy. Polak powiekszyl
przewage nad rywalami w wyscigu o Krysztalowa Kule.
Kubacki skoczyl fenomenalnie w pierwszej serii konkursu w Engelbergu,
ulubionym obiekcie Polakow w Pucharze Swiata. Jego wielki rywal w tym
sezonie Anze Lanisek ze Slowenii byl dopiero szosty. W drugiej serii to
Sloweniec odpalil rakiete, oddal najlepszy skok konkursu i awansowal na
podium. Kubackiego nie byli w stanie przeskoczyc ani on, ani Manuel
Fettner, drugi w konkursie. Piotr Zyla po pierwszej serii byl trzeci,
ale w drugiej spadl poza podium – zakonczyl konkurs na piatym miejscu
(po raz trzeci w tym sezonie). Do podium zabraklo zaledwie 1,4 pkt.
Kubacki i Lanisek tocza zazarta walke od poczatku sezonu. Przed
niedzielnymi zawodami az w czterech konkursach z siedmiu – w Wisle
dwoch, w Titisee-Neustadt i w sobote w Engelbergu – wymieniali sie na
dwoch najwyzszych stopniach podium i do dzisiaj pod tym wzgledem byl
remis. Remis byl tez pod wzgledem liczby zwyciestw – po trzy. W
niedziele remisy nie mialy prawa sie utrzymac, nie przy takiej formie
Polaka.
Byc moze juz w sobote Kubacki bylby lepszy od Laniska w obydwu
porownaniach. Jednak, zdaniem wielu polskich obserwatorow, szansa na
pokonanie Slowenca i zajecie pierwszego, a nie drugiego miejsca
przepadla podczas 40-sekundowego oczekiwania Kubackiego na belce.
Sedziowie oczekiwali na uspokojenie sie porywow korzystnego wiatru, mimo
ze jego sila miescila sie w dopuszczalnych widelkach.
I faktycznie, wiatr ucichl do poziomu takiego, jaki mial Sloweniec,
Kubacki wyladowal blizej, a do tego zostal gorzej oceniony. Zyla, mimo
silnego wiatru w plecy, oddal znakomity skok i utrzymal trzecie miejsce
z pierwszej serii. Dzieki temu Polacy zaliczyli w sobote 21. konkurs
Pucharu Swiata z dwoma miejscami na podium.
Po sobotnim konkursie padly z ust trenera Thomasa Thurnbichlera ostre
slowa na temat sedziow. Rozczarowany wymknieciem sie zwyciestwa byl tez
Kubacki. To spowodowalo, ze w niedziele na skoczni w Engelbergu bylo
jeszcze goracej.
Zwlaszcza ze kwalifikacje, ktore zaczely sie poltorej godziny przed
konkursem, byly niepokojace. Najlepiej skakali w nich Austriak Manuel
Fettner i Niemiec Karl Geiger. Bohaterowie soboty wypadli gorzej –
Kubacki oddal szosty skok, Zyla byl dopiero 24., Lanisek 10.
Wyjasnienie okazalo sie proste: Fettner i Geiger skakali jednak jeden po
drugim w sprzyjajacych warunkach wietrznych. Mozna bylo cieszyc sie z
tego, jak czuje sie Kamil Stoch. Byl piaty w kwalifikacjach i wygladalo
na to, ze jego forma rosnie – w sobote znow byl osmy w konkursie,
wyrownujac najlepszy wynik tego sezonu.
Trudno bylo oprzec sie wrazeniu, ze dla trzykrotnego triumfatora
Turnieju Czterech Skoczni najnowsza edycja – poczatek 29 grudnia w
Oberstdorfie – bedzie polem honorowego rewanzu po zeszlorocznym,
upokarzajacym wycofaniu sie po dwoch konkursach i 53. miejscu.
Ale gdy zaczal sie konkurs, znow wielka role zagral wiatr. Stoch stal
sie jego ofiara. Wiatr w plecy na progu zdmuchnal grupke znakomitych
zawodnikow startujacych przed Polakiem i jego samego. Stoch nie
zakwalifikowal sie nawet do drugiej serii. Byl tym potwornie
rozczarowany, zwlaszcza ze czul swoja rosnaca forme i oczekiwal dobrego
wyniku. Byc moze lepszego niz w sobote.
Wkrotce po jego skoku wiatr w plecy na progu ucichl. Od proby Mariusa
Lindvika, startujacego jako 11. od konca, byl coraz korzystniejszy.
Kapitalnie to wykorzystal Zyla (139,5 m). Dobrze wialo az do proby
Kubackiego. Lepiej nawet! Liderowi Pucharu Swiata jako jedynemu z
57-osobowej stawki odebrano punkty za korzystny wiatr pod narty. Po
pierwszej serii (najdluzszy skok, 141,5 m) mial 6,7 pkt przewagi nad
Fettnerem i 7,3 pkt nad Zyla. W sumie pierwsza trojka to odpowiednio 32
lata, 37 i 35. Razem 104 lata, prawdziwa parada weteranow skoczni!
W drugiej serii Kubacki skoczyl slabiej – oddal dopiero czwarty skok pod
wzgledem punktow. Ale przewaga z pierwszej serii wystarczyla do obrony
pierwszego miejsca przed atakujacymi rywalami: Fettnerem i Laniskiem. –
Fajny byl konkurs. Duzo lepiej niz wczoraj mi sie skakalo. Nogi mialy
wiecej energii. Ale jest jeszcze duzo do zyczenia, jesli chodzi o moje
skoki. Bledy sie zdarzaja, pare metrow mi zawsze ucieka. Taki sport.
Dzis mialem spora przewage z pierwszej serii i w drugiej bylem spokojny
– mowil zwyciezca w “Eurosporcie” po zakonczeniu konkursu.
Kubacki i Zyla byli jedynymi Polakami z szescioosobowej reprezentacji w
finalowej serii. Odpadl m.in. Pawel Wasek, ktory zostal
zdyskwalifikowany w kwalifikacjach z powodu niezasunietego pod szyje
kombinezonu.
Kubacki oczywiscie pozostaje liderem Pucharu Swiata. Zwiekszyl przewage
nad wiceliderem Laniskiem z 34 do 74 pkt.

-Powoli zaczyna brakowac juz slow, by opisac to, co w tym sezonie
wyprawia Dawid Kubacki. Lider Pucharu Swiata jest obecnie
niekwestionowanym faworytem do zwyciestwa w Turnieju Czterech Skoczni.
Zreszta to nie jedyny Polak, ktory znajdzie sie w gronie kandydatow do
koncowego triumfu w tym prestizowym turnieju. Niestety na razie nie ma w
nim Kamila Stocha. Gdy nasz mistrz zasiadl na belce, przecieralam oczy
ze zdumienia.
Dawid Kubacki wygral niedzielny konkurs Pucharu Swiata w Engelbergu. To
dla lidera cyklu czwarty triumf w tym sezonie. Jesli nie wygrywa, to
staje na nizszych stopniach podium albo plasuje sie tuz za nim. W
seriach punktowanych jak dotad uniknal jakiejkolwiek “wpadki”. To
znakomity prognostyk przed Turniejem Czterech Skoczni, gdzie kluczem
bedzie nie tylko wysoka forma, ale i regularnosc. Co istotne, Dawid
doskonale wie, jak wygrywac te prestizowa impreze.
W niedziele na podium zabraklo Piotra Zyly, ktory w cieniu Kubackiego
notuje znakomity poczatek sezonu. Podobna skutecznoscia popisywal sie
chyba tylko w pierwszych konkursach zimy 18/19, ktora byl najlepsza w
jego dotychczasowej karierze. Jego szanse na dobry wynik w turnieju
pogrzebal wowczas konkurs na kaprysnej Bergisel. Zyla ma tu zatem do
wyrownania pewne porachunki.
Przedswiateczny konkurs PS byl jednak dla Polakow slodko-gorzki. O ile
bardzo slaba postawa Tomasza Pilcha, Jakuba Wolnego czy Aleksandra
Zniszczola nie mogla byc zaskoczeniem, o tyle kazdy mogl spodziewac sie
kolejnych punktow Pawla Waska. Dyskwalifikacja 23-latka boli, tym
bardziej ze jej przyczyna byla trywialna (niedopiecie zamku w
kombinezonie). To nie to jednak zakulo dzis w serce polskiego kibica
najmocniej.
Przecieralam oczy ze zdumienia, gdy na belce zasiadl Kamil Stoch. Bylam
pewna, ze po klopotach z wiazaniem i dyskwalifikacji w Wisle czy
“wycieciu” przez wiatr podczas sobotnich zawodow w Titisee-Neustadt,
nasz mistrz wyczerpal juz limit pecha. A jednak, nic bardziej mylnego.
Od ubieglej niedzieli wszystko wygladalo naprawde obiecujaco. Do
dzisiejszych zawodow w zadnej serii Stoch nie wypadl poza najlepsza
“11”. To, ze jego forma powoli stabilizuje sie na wysokim poziomie,
pokazal takze w kwalifikacjach.
Niestety pogarszajace sie warunki przed startem naszego mistrza, staly
sie juz niemal regula. Tuz przed nim, awansu do drugiej serii nie
wywalczyl, jak mogloby sie wydawac, wracajacy na dobre tory Ryoyu
Kobayashi. Oczywiscie nie mozna zrzucac calej winy na wiatr, ale
stwierdzenie, ze ten nie pomogl dzis Stochowi, byloby eufemizmem.
Trzykrotny mistrz olimpijski nie ukrywal, ze czeka na zawody w
Engelbergu. Tutaj niemal zawsze spisywal sie dobrze. Dosc powiedziec, ze
na Gross-Titlis-Schanze stawal na podium az dziesieciokrotnie. Widac
tez, jak bardzo brakuje mu wygrywania. W sobote, po wyrownaniu
najlepszego rezultatu z tego sezonu (8. miejsce) nie wygladal na
szczegolnie zadowolonego, a w rozmowie z Eurosportem, opisujac swoj
nastroj, uzyl nawet slowa “skolowany”. Po Moze to porownanie na wyrost,
ale aktualne w dobie trwajacego jeszcze mundialu. Widzac wielka ambicje
Stocha, na mysl przyszedl mi widok Cristiano Ronaldo, zalewajacego sie
lzami po tym, jak Portugalia opadla w 1/4 finalu turnieju. Choc wiele
ich dzieli, laczy jedno. Mimo ogromnej liczby sukcesow wciaz tak samo
wielka zadza kolejnych.
Natalia Zaczek
———–
Na podstawie: Onet.pl, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, weszlo.com,
90minut.pl, pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl
opracowal Reksio.