Dzien dobry – tu Polska – 16.10.2022

DZIEN DOBRY – TU POLSKA
SPORTOWY WEEKEND
Rok XX nr 278 (6506) 16 pazdziernika 2022r.
abujas12@gmail.com
http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

TENIS
-Iga Swiatek w finale turnieju WTA 500 w San Diego
Iga Swiatek pokonala Jessice Pegule 4:6, 6:2, 6:2 i odniosla 63.
zwyciestwo w sezonie. W niedziele w nocy zagra o osmy turniejowy triumf
w tym roku.
Ostatnia tenisistka, ktora wygrala 63 mecze w ciagu jednego sezonu, byla
Angelique Kerber, Niemka polskiego pochodzenia. Odniosla tyle zwyciestw
w 2016 r., ale zanotowala tez 18 porazek. 21-letnia Swiatek przegrala w
tym sezonie tylko osiem meczow.
Z szosta w rankingu WTA Pegula Polka przegrala pierwszego seta, w drugim
– zaczal sie z opoznieniem, w Kalifornii znow padalo – byla wyraznie
lepsza. W decydujacej partii, przy stanie 2:2, bylo nerwowo –
przegrywala 15:40 przy swoim serwisie. Ale wyszla z trudnej sytuacji,
chwile pozniej obronila jeszcze jednego break-pointa i juz zadnego gema
przeciwniczce nie oddala.

-“Jedna jedyna. Slabo znany i potezny sposob Igi Swiatek na dominacje w
tenisie”-Radoslaw Leniarski
Nawet Rafael Nadal i Carlos Alcaraz nie uzywaja tego sposobu grania, co
Iga Swiatek – pojmiesz, gdy zauwazysz, jak dziwnie trzyma rakiete.
Tylko niewielu graczy uzywa obecnie takiego sposobu uderzania pilek
forhendowych jak Iga Swiatek. I zadna tenisistka oprocz niej. A Swiatek
udoskonalila ow sposob do perfekcji i jest on jedna z najwazniejszych
przyczyn absolutnej dominacji Polki na kortach, ale bodaj najbardziej
tajemnicza.
Jeszcze kilka, kilkanascie lat temu do glowy nikomu by nie przyszlo,
zeby tak ekwilibrystycznie, wydawaloby sie: nienaturalnie, trzymac
rakiete, a zeby w ten sposob trzymala ja kobieta, slabsza fizycznie od
mezczyzny, i tak uderzala? Absolutnie niebywale.
Ale tenis przez ponad 150 lat historii zmienial sie z coraz wieksza
szybkoscia, opanowywal nowe nawierzchnie, rozwijal sie dzieki graczom
wprowadzajacym innowacje. Jedna z nich jest wlasnie sposob, w jaki
Swiatek uderza pilke z forhendu, w jaki sposob trzyma rakiete, oczekujac
na serwis rywalki.
Normalnie, gdy dziecko przychodzi na pierwsze zajecia na korcie i trener
daje mu do reki rakiete, chwyta ja w sposob naturalny – tak ze rama
rakiety uklada sie mniej wiecej pionowo; i ten sposob chwytania nazywany
jest kontynentalnym. Byl idealny, gdy w tenisa grano na trawie. Czyli
bardzo dlugo. Pamietajmy, ze do polowy lat 70. az trzy z czterech
wielkich szlemow toczyly sie wlasnie na trawie (US Open do 1974 r.,
Australian Open do 1988 r., Wimbledon, wiadomo, zawsze), a takze, ze
wiekszosc innych turniejow na swiecie rozgrywano na tej nawierzchni. Ale
przyszedl egalitaryzm, wprowadzono do zawodowego tenisa tansze korty
twarde. I zawodnicy zaczeli szukac przewagi nad innymi na danej im
nawierzchni. Jedna z nich jest top-spin, czyli uderzenie dajace pilce
wysoka rotacje.
Na trawie gra jest prosta, bo pilki leca szybko i plasko, nisko. Nawet w
dzisiejszych czasach, gdy w tenisie top-spin jest piekielnie wazna
bronia, jesli nie najwazniejsza w arsenale, na trawie niezwykle trudno
jest w ten sposob zagrac. Pilka odbija sie bowiem nisko, a do top-spinu
trzeba miec miejsce na zamach. Pilka jest szybka, a top-spin wymaga
przygotowania, czyli czasu. Korci, by zagrac serve-and-volley, pobiec do
siatki, aby uniknac dzikich odbic od trawy. Nic dziwnego, ze dla Swiatek
Wimbledon jest najtrudniejszym wielkoszlemowym wyzwaniem.
Co innego tenis na ziemnej lub twardej nawierzchni. To wlasnie wtedy,
gdy popularniejsze staly sie w zawodowym tenisie twarde nawierzchnie,
zawodnicy zaczeli ukladac sobie rakiety w dloni tak, by mozna bylo
uderzyc mocniej top-spinem. Rewolucje zaczal Bj�srn Borg i to bylo jak
wprowadzenie stylu V w skokach albo carvingu w narciarstwie alpejskim.
Borg wygrywal, grajac z glebi kortu ciezkimi top-spinami, a byly to lata
70. I rywale zauwazyli, ze zupelnie inaczej niz oni trzyma rakiete.
Zeby uderzac pilke takim chwytem jak Swiatek, trzeba miec piekielna sile
w przedramieniu. Prawdopodobnie glownie dlatego zadna tenisistka oprocz
Polki nie uzywa takiego chwytu. Ale jakie sa korzysci! O ile Federera
top-spin przy uchwycie “Eastern” osiagal 2500 obrotow na minute, Swiatek
– jako kobieta, przepraszam, ale tu musze dac wykrzyknik – okolo
2400-2500 jako srednie wartosci! W Rolandzie Garrosie 2020 r. srednie
obroty pilki w wygrywajacych forhendach Swiatek to 3200! W finale z
Sofia Kenin w 2020 r. zmierzono jej forhendowy top-spin 3453 obr./min. A
z czasem sila jej uderzenia i jego jakosc sie zwiekszaja. Bardzo czesto
Iga zagrywa forhendy takie jak Nadal – oslawione “Lasso” – ciagnie
rakieta uchwycona stylem “Western” z dolu do gory nad glowe (a nie za
lewy bark), jakby rzucala lasso. Dzieki takiemu bardzo dlugiemu ruchowi
struny rakiety sa w dluzszym kontakcie z pilka, a wiec nabiera ona
jeszcze wiekszej predkosci obrotowej, jeszcze wyzej i szybciej odbija
sie po przeciwnej stronie siatki.
Swiatek nie moze sie, rzecz jasna, rownac z krolem top-spina. Nadal
potrafi uderzyc swoim “lassem” tak, ze pilka kreci sie (maksymalnie)
4000-5000 obrotow na minute, ale zadna kobieta nie uderza z tak mocnym
top-spinem jak Swiatek.
Jest tylko jeden haczyk – trzeba bez przerwy byc czujnym i zmieniac
uchwyt, aby zareagowac na inne uderzenia. No i trzeba sie pogodzic z
tym, ze tenis na trawie to jest udzial w zabawie o zupelnie innych zasadach.

PILKA NOZNA
Real wysoko nad Barcelona, pusty przelot Lewandowskiego-Rafal Stec
Debiut polskiego pilkarza w El Cl�Asico byl bolesny zarowno dla niego,
jak i dla calej Barcelony. Wynik 1:3 nie oddaje przewagi, jaka w
kulturze gry mieli pilkarze Realu Madryt
Uplywal kwadrans meczu, gdy Toni Kroos zrzucil z plecow nieudolnie
pokladajacego sie na nim Sergio Busquetsa i zainicjowal akcje, ktora
sfinalizowal Karim Benzema. Francuz, ostatnio powoli wracajacy miedzy
zywych po wyleczeniu kontuzji, w idealnym momencie przypomnial, kto
zasluguje na tytul najlepszego napastnika swiata w biezacym roku –
ugodzil Barcelone w przededniu ceremonii w Paryzu, podczas ktorej prawie
na pewno odbierze Zlota Pilke, najbardziej prestizowa indywidualna
nagrode w futbolu.
Na jego strzal patrzyl Lewandowski. On tez poleci na gale we francuskiej
stolicy, tez marzy – przyznawal sie – o najcenniejszej statuetce, jaka
odebrac moze pilkarz. I do Barcelony zbiegl kilka miesiecy temu byc moze
rowniez dlatego, ze stamtad do triumfu blizej niz z Monachium. Bo
katalonski klub pozostaje, poniekad niezaleznie od wynikow, globalna
marka masowego marketingowego razenia.
Sportowo nie moze jednak ostatnio konkurowac ani z Bayernem, ani – tym
bardziej – z madryckim Realem. Polski napastnik odczuwa to ostatnio
notorycznie. Tak bylo i w niedzielne popoludnie. Jeszcze przed przerwa
gospodarze podwyzszyli 2:0 dzieki uderzeniu Federico Valverde, bodaj
najwszechstronniejszego zawodnika na boisku. A niedlugo po przerwie
moglo byc 3:0, ale poprzedzona wspanialym rajdem bramke Benzemy sedzia
anulowal z powodu minimalnego spalonego.
Teoretycznie El Cl�Asico wypadlo w najgorszym z mozliwych momentow dla
Barcelony. Nieszczesny srodowy remis z Interem Mediolan znow wpedzil ja
w depresje, zmienil fantastyczny nastroj z poczatku sezonu, bo stalo sie
wlasciwie pewne, ze oznacza odpadniecie z Ligi Mistrzow juz po jesiennej
fazie grupowej. Szanujacym sie potentatom takie wpadki nie zdarzaja sie
wcale (Realowi – nigdy), tymczasem pilkarzom z Camp Nou zdarzyla sie w
drugiej edycji rozgrywek z rzedu. Katastrofa sportowa, katastrofa
finansowa. Sam Lewandowski tez zreszta przyjal ciezki cios, bo przez
cala kariere tylko raz nie przetrwal jesieni w Lidze Mistrzow. Gdy w
niej debiutowal w barwach Borussii Dortmund, w sezonie 2011/12.
Katalonczycy przygotowywali sie wiec do krajowego meczu sezonu,
wysluchujac to zalobnych jekow, to zlorzeczen. I brutalnych, twardych
danych. Oto pod przywodztwem Xaviego Hernandeza odniesli tylko jedno
zwyciestwo w szesciu meczach w Champions League – ze slabiutenka
Viktoria Pilzno. Trenerowi zaczeto tez wypominac, ze generalnie ma na
razie bilans fatalny, slabszy od ostatnich poprzednikow. Wygral 28 z 49
spotkan, czyli zaledwie 57 procent, przy 58 proc. skutecznosci Ronalda
Koemana, 60 proc. – Quique Setiena, 67 proc. – Ernesto Valverde. A
przeciez zadnego z wymienionych publicznosc z Camp Nou nie wspomina z
uznaniem.
Kibice, ktorych na poczatku sezonie rozsadzal entuzjazm – ze wzgledu i
na wypasione letnie transfery, i na styl gry, i na natychmiastowa
kanonade Lewandowskiego – znow osuneli sie w dolek, ale ich druzyny
wcale nie skazywalo to na nieuchronna kleske. El Cl�Asico to mecz osobny,
wyzwalajacy inne emocje, misja sama w sobie. Wystarczy zreszta
przypomniec sobie miniony sezon. Barcelona przez caly rok wygladala
marnie lub beznadziejnie, tymczasem na Santiago Bernabéu zademonstrowala
wiosna znakomity futbol, okladajac madrytczykow az czterema golami i nie
tracac zadnego – choc Real prezyl sie wowczas na pozycji lidera, z 12
punktami przewagi oraz zapasem jednego zaleglego meczu.
Tym razem wyzszosc krolewskiej druzyny nie ulegala watpliwosci. Real w
biezacym sezonie niekoniecznie zawsze gra doskonale, ale umiejetnie
zarzadza energia, z wyczuciem wybiera momenty – jak tym razem Benzema –
w ktorym wrzuca wyzszy bieg. I ma bilans prawie nieskazitelny. Zarowno w
lidze hiszpanskiej, jak i w Lidze Mistrzow pozwolil sobie na jeden
remis. Pozostaje niepokonany, spokojnie dazy do celu, cala konstrukcja
nadzorowana przez Carla Ancelottiego, trenera najwytrawniejszego wsrod
wytrawnych, wyglada na precyzyjnie przemyslana i stabilna. Mlodzi
pieknie rozkwitaja (Vinicius czy Valverde), starszy nie chca wiednac
(Benzema, Kroos, Luca Modric).
Po stronie katalonskiej dzieje sie inaczej, po Busquetsie czy nieobecnym
w niedziele Pique zaawansowany wiek wyraznie widac. I choc Lewandowski
blyskawicznie zaaklimatyzowal sie w nowym srodowisku, to w meczach
najwyzszej rangi albo rywale odizolowuja go od gry, ale jego klasa nie
wystarcza. W swoim debiutanckim El Cl�Asico znow rzadko dotykal pilki,
szukal jej poza polem karnym, a gdy raz uderzyl ja z dwoch metrow, to
niemozebnie spudlowal. Wszyscy zawodnicy z Katalonii nie byli w stanie
operowac w sposob tak skoordynowany, jak ekipa Realu, i strzelonego w
koncowce honorowego gola zawdzieczaja glownie wyrwanemu sprintowi po
skrzydle Ansu Fatiego. A takze zarzadzonym przez Xaviego zmianom.
W Barcelonie zatem bez zmian. Ilekroc nadciaga wyzwanie z gatunku
najtrudniejszych, rzeczywistosc skrzeczy. Nie wygrala ani z Bayernem,
ani z Interem, ani z Realem, czyli nie pokonala w tym sezonie nikogo
sposrod potentatow. Stan na 16 pazdziernika 2020 roku: Lewandowski
jeszcze oddalil sie od wymarzonej Zlotej Pilki.
EKSTRAKLASA 13 KOLEJKA
Korona Kielce-Stal Mielec 0-2
Wisla Plock-Legia Warszawa 2-1
Radomiak Radom-Slask Wroclaw 2-0
Lechia Gdansk-Rakow Czestochowa 0-3
Warta Poznan-Jagiellonia Bialystok 2-0
Pogon Szczecin-Piast Gliwice 1-1
Miedz Legnica-Cracovia 1-1
Widzew Lodz-Zaglebie Lubin 3-0
Gornik Zabrze-Lech Poznan 1-2
1.Rakow 29pkt
2.Wisla Plock 24pkt
3.Legia 24pkt
4.Widzew 23pkt
5.Pogon 22pkt
6.Stal 22pkt
7.Lech 21pkt
8.Cracovia 18pkt
9.Jagiellonia 17pkt
10.Warta 17pkt
11.Radomiak 17pkt
12.Zaglebie Lubin 17pkt
13.Slask 16pkt
14.Gornik 13pkt
15.Piast 12pkt
16.Korona 12pkt
17.Lechia 8pkt
18.Miedz 6pkt
Rakow Czestochowa w bezceremonialny sposob zdemolowal Lechie na jej
stadionie, a wynik 3:0 nie oddaje w pelni dominacji gosci. To bylo
zderzenie dwoch pilkarskich swiatow.
Mecz od poczatku toczyl sie pod dyktando gosci, ktorzy tuz po gwizdku
sedziego wzieli pilke dla siebie i wlasciwie nie oddawali jej do konca
pierwszej polowy. Wystarczy powiedziec, ze pierwszego gola zdobyli – po
poteznym strzale Patryka Kuna z ostrego kata w samo okienko bramki
Dusana Kuciaka – nie pozwalajac pilkarzom Lechii na wymiane chociaz pol
podania na swojej polowie. Mijala szosta minuta spotkania.
Dominacja Rakowa byla wrecz przytlaczajaca. Lechia momentami grala
szostka w obronie, cofala sie bardzo gleboko we wlasne pole karne, ale
pod jej bramka i tak co chwile oglaszany byl alarm. Za to sama
kompletnie nie potrafila poradzic sobie z bardzo wysokim, konsekwentnym
i swietnie zorganizowanym pressingiem rywala. Nawet jesli w wielkich
bolach gdanskim pilkarzom udawalo sie przejsc pierwsza linie zasiekow,
to za chwile ich akcja i tak sie zatrzymywala. Glownie na skutek
skandalicznej wrecz niedokladnosci i to nawet przy najprostszych
zagraniach. Efekt byl taki, ze zazwyczaj po kilkunastu sekundach pilka
znow byla w posiadaniu Rakowa. I tak w kolo Macieju.
Roznica klas miedzy zespolami byla momentami wrecz dojmujaca, w polskiej
ekstraklasie rzadko zdarzaja sie az takie dysproporcje. Oczywiscie gral
lider tabeli z przedostatnim zespolem, jednak bezradnosc lechistow, ale
tez brak jakiejs checi, zeby przeciwstawic sie rywalowi, byly naprawde
przygnebiajace. Po raz kolejny kompromitowal sie Christian Clemens,
ktory nie wiedziec czemu znow znalazl sie w podstawowym skladzie, ale on
byl tylko symbolem slabosci gdanskiego zespolu. A chyba najbardziej
sfrustrowanym zawodnikiem byl Flavio Paixao, ktory w tym spotkaniu
dotknal pilki moze ze trzy razy. Ale za kazdym razem hen, hen daleko od
pola karnego Rakowa.
Zatem goscie bardzo spokojnie kontrolowali sobie przebieg spotkania, a w
odpowiednim momencie dolozyli druga bramke. Kun – zupelnie odpuszczony
przez Clemensa! – dosrodkowal w pole karne, gdzie niewysoki Mateusz
Wdowiak na pelnym luzie doszedl do strzalu glowa miedzy wiezowcami w
obronie Lechii. Kuciak jakims cudem odbil pilke, ale wobec dobitki – a
jakze – Nowaka byl juz bezradny.
Za chwile mecz mogl zamknac Zoran Arsenic, jego strzal instynktownie
obronil Kuciak, jednak trudno bylo sie oprzec wrazeniu, ze gdyby Rakow
musial w tym meczu zdobyc na przyklad szesc goli, to bez wiekszych
problemow by to uczynil. Z drugiej strony Lechia moglaby grac pewnie
nawet dwa dni, a i tak stojacy w bramce gosci Vladan Kovacevic nie
mialby jak ubrudzic swojego efektownego, zoltego wdzianka.
W przerwie meczu trener Lechii Marcin Kaczmarek przeprowadzil dwie
teoretycznie ofensywne zmiany (Conrado za Clemensa, Marco Terrazzino za
Jakuba Kaluzinskiego), ale jesli ktos liczyl na jakis nagly zryw
gospodarzy czy chociaz probe podjecia walki, srogo sie rozczarowal.
Rakow juz po kilkudziesieciu sekundach bezceremonialnie wybil z glowy
jakiekolwiek nadzieje na poscig, znow wykorzystujac katastrofalne
zachowanie defensywy. Po dosc nieporadnym strzale przewrotka Efstriatosa
Svarnasa do pilki dopadl Wdowiak i z odleglosci ok. 67 centymetrow
wpakowal pilke do bramki. Gdzie byli obroncy? Mamy w tej chwili sezon na
grzyby, wiec odpowiedz wydaje sie dosc oczywista.
Wlasnie takie mecze pokazuja, ze w pilce noznej zdecydowanie brakuje
przepisu znanego z ringow bokserskich, kiedy trener slabszej strony moze
rzucic recznik, nie meczac dalej ani obu walczacych, ani kibicow.
Niestety, tego zrobic sie nie dalo, zatem w Gdansku mielismy jeszcze
bite 40 minut pilkarskich dozynek. Jedni byli juz myslami w autokarze,
drudzy bezladnie szamotali sie w poszukiwaniu nawet nie zdobycia gola,
ale chociaz jakiegos groznego strzalu. Dodajmy, ze poszukiwania okazaly
sie bezowocne.
Mecz z Rakowem dramatycznie obnazyl zespol Lechii i dobitnie pokazal, w
jakim punkcie sie ona w tej chwili znajduje. Starcie z tak dobrze
zorganizowanym i swietnie przygotowanym fizycznie zespolem bylo dla nich
jak zderzenie ze sciana. Pytanie, jak wygladac beda mecze z zespolami
troche slabszymi niz Rakow. Druzyna Marka Papszuna ma w tej chwili juz
piec punktow przewagi nad druga w tabeli Wisla Plock i wyslala wyrazny
sygnal, ze coraz pewniej maszeruje po tytul mistrza Polski. A Lechie
czeka dalszy ciag trudnej walki o utrzymanie.
Lechia: Kuciak – Castegren Z (69. Stec), Nalepa, Abu Hanna, Pietrzak –
Kubicki, Kaluzinski (46. Terrazzino) – Clemens (46. Conrado), Gajos,
Durmus (83. Sezonienko) – Flavio Paixao (60. Zwolinski).

“Pogon Szczecin w meczu z Piastem Gliwice znow gonila wynik. Gosciom
mocno sprzyjalo szczescie”-
Mateusz Kasprzyk
W koncowce meczu w Szczecinie zaden z ponad 17 tys. widzow na stadionie
Krygiera nie siedzial. Pogon atakowala bramke Piasta Gliwice do
ostatnich sekund spotkania, ale ostatecznie rezultat pojedynku z ligowym
slabeuszem okazal sie duzym rozczarowaniem.
Kilka godzin przed meczem w Szczecinie liderujacy w tabeli ekstraklasy
Rakow Czestochowa rozbil na wyjezdzie Lechie Gdansk 3:0 i postawil
podopiecznych Jensa Gustafssona w trudnej sytuacji. Portowcy – przed
pierwszym gwizdkiem w spotkaniu z Piastem – mieli az osiem punktow
straty do druzyny spod Jasnej Gory. W sobotni wieczor musieli wygrac,
zeby przynajmniej troche zmniejszyc dystans do lidera i wrocic na ligowe
podium.
– W polowie pazdziernika jeszcze nie musisz byc za wszelka cene na
szczycie tabeli, ale na pewno trzeba caly czas trzymac kontakt z
najlepszymi – mowi Gustafsson.
W spotkaniu z Piastem szczecinscy pilkarze chcieli sie zrehabilitowac za
wysoka (2:4) i niespodziewana porazke ze Stala Mielec na wyjezdzie, a
przy okazji sprawic mily prezent swojemu trenerowi, ktory w dniu meczu
swietowal 44. urodziny.
Szwed mocno przemeblowal wyjsciowy sklad, dokonujac az trzech zmian w
linii defensywnej, ktora w Mielcu zaprezentowala sie fatalnie. Jedna
roszada byla wymuszona (na lewej obronie pauzujacego za zolte kartki Leo
Borgesa zastapil Luis Mata), a dwie pozostale mialy wyeliminowac bledy z
poprzednich spotkan. Do jedenastki wskoczyli Mariusz Malec i Pawel
Stolarski.
– Cztery stracone gole to za duzo. Przepracowalismy i przeanalizowalismy
bledy z Mielca – stwierdzil Gustafsson przed meczem.
W sobotni wieczor portowcy po raz drugi zagrali na otwartym w calosci
stadionie Krygiera. Mecz – pomimo porazki w Mielcu – cieszyl sie bardzo
duzym zainteresowaniem kibicow, ktorych na trybunach zasiadlo ponad 17
tys. Mieli swiadomosc, ze Pogon w tym sezonie przed wlasna publicznoscia
jeszcze nie przegrala i regularnie odrabia straty poniesione w meczach
wyjazdowych.
– Byc moze naszym problemem w spotkaniach na wyjezdzie jest to, ze nie
mozemy liczyc na taka atmosfere jak na trybunach w Szczecinie –
usmiechal sie przed pierwszym gwizdkiem szkoleniowiec Pogoni.
Poczatek spotkania byl zgodny z oczekiwaniami. Gospodarze dyktowali
warunki na boisku, juz w 8. minucie potezna bomba z dystansu Damiana
Dabrowskiego minimalnie minela prawy slupek bramki Piasta. Szczecinianie
nacierali przede wszystkim lewa strona, gdzie praktycznie kazdy atak
napedzal Kamil Grosicki.
W 16. minucie podopieczni Gustafssona nie zdazyli jednak na czas wrocic
do defensywy. Piast wyprowadzil kontre, pilka trafila na prawa strone do
Tomasza Mokwy, ktory plasko dosrodkowal z linii pola karnego. I w tym
momencie po raz kolejny w tym sezonie nie popisala sie obrona Pogoni.
Estonczyk z zimna krwia wykorzystal te sytuacje i pokonal Dantego Stipice.
Portowcy potrzebowali kilku minut, zeby otrzasnac sie po tym
niespodziewanym ciosie, ale dosc szybko odzyskali kontrole nad
przebiegiem wydarzen na boisku. Przed przerwa powinni przynajmniej
wyrownac, ale nie dopisalo im szczescie. W 38. minucie przepiekny,
techniczny strzal Dabrowskiego z dystansu (z ok. 40 metrow od bramki)
trafil w poprzeczke, a w samej koncowce – po sporym zamieszaniu – gosci
uratowal slupek. Swoje szanse mieli rowniez Pontus Almqvist (uprzedzony
przez rywala w ostatniej chwili po dosrodkowaniu w pole karne) i
Grosicki, ktory zbyt dlugo zwlekal z oddaniem strzalu po prostej stracie
jednego z gliwiczan.
W pierwszej polowie Pogon miala prawie 70 proc. posiadania pilki, ale to
Piast, ktory przez trzy kwadranse oddal zaledwie jeden strzal, prowadzil
w tym meczu. A to nie byl koniec zlych wiadomosci dla ponad 17 tys.
widzow na trybunach. Na druga polowe nie wyszedl Almqvist, ktory mocno
ucierpial w jednym ze starc pod bramka Piasta.
Zastapil go Luka Zahovic, a na placu gry pojawil sie tez Jean Carlos.
I to wlasnie ten duet pozwolil Pogoni doprowadzic do wyrownania. W 59.
minucie gospodarze przejeli pilke pod bramka Piasta, Zahovic przytomnie
zgral ja w polu karnym do Carlosa, a Brazylijczyk mierzonym strzalem w
dlugi rog nie dal bramkarzowi Piasta zadnych szans na skuteczna interwencje.
Pierwsze minuty drugiej polowy nie wskazywaly jednak na szybkie
wyrownanie Pogoni, bo to Piast atakowal nadspodziewanie odwaznie. A przy
okazji cisnienie kibicom znowu podniosla obrona portowcow. Benedikt Zech
nie dogadal sie z wychodzacym do pilki poza pole karne Stipica i
niewiele brakowalo, zeby z calego zamieszania skorzystal Sappinen,
kierujac futbolowke do pustej bramki.
Po golu wyrownujacym Pogoni udalo sie ponownie odzyskac inicjatywe i
atakowala z takim samym naporem jak na finiszu pierwszej polowy. W 72.
minucie Jakub Czerwinski wslizgiem w ostatniej chwili uprzedzil
wychodzacego sam na sam Zahovicia, dwa uderzenia nad poprzeczka oddal
Wahan Biczachczjan.
W 83. minucie Piasta uratowal bramkarz Frantisek Plach, ktory kapitalnie
obronil strzal Zahovicia z ostrego kata (po swietnym podaniu Sebastiana
Kowalczyka). W trakcie ostatnich dziesieciu minut meczu byly momenty,
kiedy na trybunach szczecinskiego stadionu nikt nie siedzial. Goracy
doping napedzal gospodarzy do kolejnych atakow, ale rozpaczliwie
broniacy sie Piast (goscie czesto “kradli czas”, kladac sie na boisku)
jakims cudem dowiozl remis do koncowego gwizdka.
Za tydzien szczecinianie zagraja na wyjezdzie z Legia Warszawa, ale
wczesniej (juz we wtorek) zmierza sie w Pucharze Polski z trzecioligowym
Rekordem Bielsko-Biala (tez na wyjezdzie).
Pogon: Stipica – Stolarski (81. Kucharczyk), Zech, Malec, Mata ZK –
Kurzawa (60. Kowalczyk), Dabrowski, Legowski (46. Carlos ZK),
Biczachczjan (85. Drygas), Grosicki – Almqvist (46. Zahovic).

I LIGA POLSKA 14 kolejka
Chojniczanka-Resovia Rzeszow 2-2
Nieciecza-Wisla Krakow 0-0
LKS Lodz-Sandecja Nowy Sacz 1-0
Puszcza Niepolomice-Katowice 1-1
Leczna-Skra Czestochowa 3-0
Podbeskidzie-Zaglebie Sosnowiec 2-2
Ruch Chorzow-Arka Gdynia 2-4
Chrobry Glogow-Tychy 4-1
Stal Rzeszow-Odra Opole 4-2
1.Puszcza 27pkt
2.Ruch 26pkt
3.LKS Lodz 22pkt
4.Arka 24pkt
5.Katowice 23pkt
6.Stal Rzeszow 21pkt
7.Chrobry 21pkt
8.Podbeskidzie 21pkt
9.Zaglebie Sosnowiec 20pkt
10.Nieciecza 19pkt
11.Wisla Krakow 19pkt
12.Tychy 18pkt
13.Resovia 15pkt
14.Leczna 14pkt
15.Chojniczanka 14pkt
16.Skra 14pkt
17.Odra Opole 11pkt
18.Sandecja 9pkt
-Pilkarze Arki Gdynia po dobrym meczu z obu stron pokonali na wyjezdzie
dotychczasowego lidera I ligi Ruch Chorzow 4:2. Swietny mecz zagrali
Omran Haydary oraz Karol Czubak.
Dla pilkarzy Arki byl to bardzo wazny mecz z kilku wzgledow. Przede
wszystkim chcieli oni przerwac serie spotkan bez wygranej, ktora urosla
do trzech. W tym czasie podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zdobyli tylko
punkt i osuneli sie na 5. miejsce w tabeli. Bezposrednio z tego wynikal
drugi niezwykle istotny aspekt. W przypadku porazki w Chorzowie dystans
do zespolow ze strefy bezposredniego awansu, a taki jest przeciez cel
gdynian w tym sezonie, uroslby do bardzo niepokojacych rozmiarow.
Ruch, ktory jest beniaminkiem I ligi, rewelacyjnie zaczal rozgrywki.
Poniosl tylko jedna porazka w 13 meczach i zasluzenie prowadzil w
tabeli. W Chorzowie stworzyl mala twierdze (cztery zwyciestwa i trzy
porazki), z drugiej strony Arka to zdecydowanie najskuteczniejszy zespol
w meczach wyjazdowych (piec wygranych w siedmiu meczach). Zapowiadalo
sie zatem arcyciekawe widowisko.
I rzeczywiscie takie bylo. W mecz znacznie lepiej weszli gospodarze,
ktorzy od poczatku ruszyli do ataku. Juz po kilku minutach wywalczyli
oni rzut karny. Po sprytnie rozegranym rzucie wolnym Bartosz Rymaniak
zlapal wpol Daniela Szczepana i sedziujacy spotkanie Pawel Raczkowski
wskazal na 11. metr. Jedenastke wykorzystal sam poszkodowany, chociaz
Kacper Krzepisz byl blisko obrony jego strzalu.
Szybka strata bramki zupelnie nie zalamala pilkarzy Arki, malo tego,
paradoksalnie okazala sie dla nich pozytywnym impulsem. Goscie atakowali
pomyslowo i z rozmachem. Juz w 17. minucie przeprowadzili piekna akcje w
trojkacie Hubert Adamczyk – Karol Czubak – Omran Haydary, jednak ten
ostatni, zanim umiescil pilke w bramce, byl na minimalnym spalonym.
Reprezentant Afganistanu nie zrazil sie tym niepowodzeniem i wciaz
napedzal ataki Arki. Haydary byl po prostu wszedzie, to on zaczal tez
akcje, po ktorej padlo wyrownanie. Bezposrednia asyste zaliczyl
Przemyslaw Stolc, ale najwieksze zaslugi mial Czubak. Napastnik
zolto-niebieskich ladnie minal obronce Ruchu i oddal strzal, pilka
otarla sie jeszcze o nogi jednego z rywali i wpadla do bramki.
Arkowcy byli w swoich dzialaniach bardzo konkretni. Nawet jesli oddawali
gospodarzom inicjatywe, to caly czas kontrolowali przebieg spotkania i
regularnie zagrazali bramce Ruchu. Losy meczu, jak sie okazalo,
rozstrzygnely sie w koncowce pierwszej polowy. Najpierw fatalny blad
Filipa Nawrockiego wykorzystal Haydary, a nastepnie ladnie rozegral
pilke z Czubakiem, ktory zdobyl swoja druga bramke w meczu i juz osma w
sezonie.
Haydary nie chcial byc gorszy i za chwile rowniez po raz osmy wpisal sie
na liste strzelcow. Asystowal mu Christian Aleman, a finisz pilkarza
wypozyczonego z Lechii Gdansk byl naprawde piorunujacy. Pilka leciala z
potezna sila, a zanim wpadla do bramki, odbila sie jeszcze od
poprzeczki. Piekny gol podsumowujacy swietna gre Afganczyka w pierwszej
polowie.
Po przerwie Arka grala juz mocno ekonomicznie. Ruch staral sie o
kontaktowa bramke, atakowal, jednak wielkich efektow z tego nie bylo. Na
dodatek juz tradycyjnie bardzo pewnym punktem gdynskiego zespolu byl
Krzepisz. Dal sie pokonac dopiero w drugiej minucie doliczonego czasu
gry, kiedy precyzyjnym strzalem z pola karnego pokonal go Tomasz Swedrowski.
Gospodarze rzucili sie jeszcze do rozpaczliwych atakow, w pole karne
gdynian pobiegl nawet ich bramkarz Jakub Bielecki. Jednak skonczylo sie
to czwartym golem dla Arki. Po przytomnym podaniu Sebastiana Milewskiego
Adamczyk przez kilkadziesiat metrow biegl w kierunku pustej bramki i
jeszcze przed umieszczeniem w niej pilki mogl podniesc rece w gescie
triumfu.
Zatem zolto-niebiescy efektownie wrocili na zwycieska sciezke i tym
samym awansowali na 4. miejsce w tabeli, majac tylko trzy punkty straty
do nowego lidera Puszczy Niepolomice oraz dwa do Ruchu. W kolejnym
spotkaniu arkowcy zmierza sie na wlasnym stadionie z Chojniczanka (22
pazdziernika, godz. 20).
Arka: Krzepisz – Rymaniak Z (46. Tomal), Marcjanik, Dobrotka, Stolc Z
(73. Ziemann) – Gol – Skora (65. Stepien), Adamczyk, Aleman Z (65.
Purzycki), Haydary (73. Milewski) – Czubak.

ZUZEL
“Pat w sprawie Rosjan. Polskie wladze w kropce”-
Dariusz Ostafinski
– PZM staje na glowie, zeby uciec od problemu prawnego z zawodnikami z
Rosji, ktorzy maja polski paszport. Druga strona naciska, a zwiazek nie
chce procesow. Nie chce tez jednak, zeby Rosjanie jezdzili jako Polacy i
prosi FIM o pomoc. Polskie kluby zainteresowane jazda Rosjan nie pomoga
im na pewno – pisze Dariusz Ostafinski w nowym felietonie Bez Hamulcow.
PZM prosi FIM o pomoc w sprawie Rosjan z polskim paszportem. Padla
sugestia, zeby jezdzili oni na chorwackich licencjach. FIM sie nie
zgodzil, ale to nie konczy sprawy. Zwlaszcza ze FIM ma dlug wdziecznosci
wobec PZM. To nasz zwiazek pomogl swiatowej federacji rozwiazac problem
rosyjski w sezonie 2022.
Za rok rozwiazania zastosowane w tym roku juz nie przejda. W tym roku
powolano sie na zapis w regulaminie zakazujacy ponownego zgloszenia na
podstawie innej licencji. Dlatego Rosjanie z polskim paszportem, ktorzy
zglosili sie na bazie rosyjskich licencji, mieli zwiazane rece, gdy ich
nacja zostala wyrzucona z ligi.
Teraz jednak dzialaja prawnicy z bylym ministrem sprawiedliwosci
Zbigniewem Cwiakalskim na czele, a i w samym PZM jest rozlam, gdy idzie
o tzw. polskich Rosjan. Prezes PGE Ekstraligi nie jest przeciwny ich
powrotowi. Inne zdanie ma prezes PZM, do ktorego nalezy ostatnie slowo.
I wlasnie dlatego wciaz nie wiemy, czy i na jakich warunkach wroca Rosjanie.
W zasadzie to wiemy, ze wroca, bo druga strona wytacza ciezkie dziala.
Mowi o naruszeniu konstytucyjnych praw, macha przed nosem polskim
paszportem i straszy procesami z milionowymi odszkodowaniami w tle.
PZM nie chcac ryzykowac, musi sie ugiac. Gra jednak na czas i najpewniej
o powrocie Rosjan uslyszymy dopiero na grudniowym zebraniu zarzadu
glownego PZM. Moze do tego czasu sytuacja w Ukrainie jakos sie unormuje.
Moze uda sie tez znalezc rozwiazanie, ktore sprawi, ze Artiom Laguta,
Emil Sajfutdinow i Andriej Kudriaszow nie beda jezdzili jako Polacy.
Moze wroci opcja chorwacka, bo prezes PZM na sama mysl, ze mieliby
Rosjanom grac Mazurka Dabrowskiego, dostaje gesiej skorki.
Nadzieja w FIM, bo polskie kluby zainteresowane powrotem Rosjan na pewno
nie pomoga. W tej chwili juz nawet w PZM mowia, ze jedyna szansa na
zablokowanie Rosjan jest wykluczenie ich z transferowej gry. Gdyby kluby
odstapily od kontraktowania Rosjan, to klopot by zniknal. Wiemy jednak,
ze to sie nie stanie. For Nature Solutions Apator Torun i Betard Sparta
Wroclaw na to nie pojda. Jedni potrzebuja Laguty, drudzy Sajftudinowa.
Nawet jesli beda Chorwatami.
Na podstawie: Onet.pl, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, weszlo.com,
90minut.pl, pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl
opracowal Reksio.