DZIEN DOBRY – TU POLSKA GAZETA MARYNARSKA Imienia Kpt. Ryszarda Kucika (Rok
XXIV nr 166) (67405)
15 czerwca 2024r.
Pogoda
sobota, 15 czerwca 23 st C
Przejsciowe opady
Opady:60%
Wilgotnosc:56%
Wiatr:14 km/h
Dzien dobry Czytelnicy 🙂
Taka ciekawostka mi sie trafila: “W latach 1957 – 1976 istnialo regularne
polaczenie autobusowe miedzy Londynem a Kalkuta w Indiach. Dwukierunkowa
trasa autobusowa o dlugosci 32 000 km i 50 dni jest najdluzsza na swiecie.
Autobus mial lozka sypialne i nawet kuchnie! Za jedyne 145 GBP mozna bylo
podrozowac z wyzywieniem i zakwaterowaniem. Autobus zatrzymywal sie przy
atrakcjach i na zakupy w Wiedniu, Stambule i Iranie”
A ja myslalam ze podroze do Grecji autokarem z czasow mojej bardzo wczesnej
mlodosci trwajace 3 dni i 2 noce byly dlugie 😉 zawsze zazdroscilam
wysiadajacym w Salonikach, bo do Aten zostawalo jeszcze jakies 10 godzin” a
tu sie okazuje, ze bywaly dluzsze wycieczki 😉
Milej soboty 🙂
Ania Iwaniuk
Dowcip
Pracownik wykreca numer do swojego kolegi z innego dzialu:
– Sluchaj, dzisiaj mamy pierwszy dzien wiosny, czyli dzien wagarowicza. Mam
pomysl, abysmy dla zartu zgadali sie z kilkoma osobami i zwineli sie z
biura po lunchu! Co Ty na to?
Z drugiej strony odzywa sie rozgniewany glos:
– Wybrales chyba zly numer! Wiesz z kim rozmawiasz!?
– Nie!?
– Z naczelnym dyrektorem, baranie!
– A Ty wiesz z kim rozmawiasz?
– Nie!!!
– To dobrze…
Amerykanie potwierdzaja. Polska zaloga statku zaatakowana “Huti zaatakowali
w Zatoce Adenskiej ukrainski statek handlowy z polska zaloga” – informuje
Centralne Dowodztwo USA. Ze wstepnych informacji wynika, ze jeden marynarz
zostal powaznie ranny. “Huti zaatakowali w Zatoce Adenskiej ukrainski
statek handlowy z polska zaloga. Dwa pociski manewrujace spowodowaly pozar,
jeden marynarz zostal powaznie ranny. Zostal on ewakuowany amerykanskim
helikopterem z USS Philippine Sea” -poinformowalo Centralne Dowodztwo USA.
Ministerstwo klimatu i srodowiska wprowadza zmiany w systemie kaucyjnym
Zdecydowalismy sie wylaczyc z systemu kaucyjnego opakowania po mleku i
produktach mlecznych – powiedziala w czwartek wiceministra klimatu i
srodowiska Anita Sowinska. Dodala, ze decyzja byla spowodowana przede
wszystkim obawami o kwestie sanitarna. Wynikiem tych konsultacji
(dotyczacych systemu kaucyjnego – red.) bylo m.in. przyjecie bardzo waznego
postulatu branzy mleczarskiej. Zdecydowalismy sie – po uwzglednieniu tych
wszystkich uwag ze strony wytworcow, operatorow sklepow, ale rowniez
samorzadow – o tym, aby jednak opakowania po mleku i produktach mlecznych
wylaczyc z systemu kaucyjnego – powiedziala w czwartek na konferencji
wiceszefowa Ministerstwa Klimatu i Srodowiska Anita Sowinska. Podkreslila,
ze najwazniejszym argumentem za wylaczeniem opakowan tego typu z systemu
byla “kwestia sanitarna”.
– Tutaj byly obawy, prawdopodobnie uzasadnione, ze moglibysmy miec problemy
z utrzymaniem czystosci w punktach zbiorki opakowan – przekazala.
Sprecyzowala, ze ma tu na mysli zarowno automaty na opakowania, jak i
punkty zbiorki w malych sklepach, “na ktorych nam bardzo zalezy”.
System kaucyjny w Polsce od 2025 r. Jak bedzie wygladac?
Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy o gospodarce opakowaniami i odpadami
opakowaniowymi, system kaucyjny w Polsce ma zaczac dzialac od 2025 r. Jego
celem jest zmniejszenie ilosci zmieszanych odpadow komunalnych odbieranych
przez gminy i zwiekszenie poziomu recyklingu. Duze sklepy, o powierzchni
powyzej 200 m kw., beda musialy odbierac puste opakowania i oddawac kaucje.
Natomiast mniejsze sklepy beda pobierac kaucje, ale przystapienie do
systemu odbioru opakowan bedzie w ich przypadku dobrowolne. System ma
objac trzy rodzaje opakowan: butelki plastikowe do 3 litrow, szklane
butelki wielorazowego uzytku do 1,5 litra oraz metalowe puszki do 1 litra.
Wczesniej zakladano, ze obowiazek zbiorki opakowan po mleku i produktach
mlecznych w ramach systemu kaucyjnego zostalby wprowadzony w zycie od
poczatku 2026 r.
Prezydent wyslal wojsko na stacje benzynowe Prezydent Boliwii Luis Arce
wyslal wojsko na stacje benzynowe. Zolnierze maja zwalczac nielegalny zakup
i przemyt dotowanych przez panstwo paliw. Zdaniem rzadzacych to wlasnie
jest powod niedoborow, ktore wywolywaly w kraju protesty. Boliwijscy
zolnierze rozpoczeli w srode sluzbe na stacjach benzynowych, miedzy innymi,
w miastach El Alto i Cochamabma – poinformowal dziennik “Correo del Sur”.
Wojsko bedzie pilnowac, by paliwo tankowaly tylko pojazdy zarejestrowane w
systemie elektronicznym – oswiadczyl w srode wiceminister obrony Juan
CarlosCalvimontes.
Prezydent Boliwii wyslal wojsko na stacje benzynowe
W ostatnich miesiacach w Boliwii wzmogly sie protesty mieszkancow
niezadowolonych z powodu niedoboru oleju napedowego oraz dolarow na rynku.
Na poczatku czerwca kierowcy ciezarowek przeprowadzili 48-godzinna blokade
kilku autostrad, a obecnie groza kolejnymi, jesli sytuacja nie ulegnie
poprawie.
Agencja Bloomberg zauwaza, ze w Boliwii spada produkcja ropy naftowej, a
niedobory zagranicznych walut coraz bardziej utrudniaja wladzom import
paliw, ktore w kraju sprzedawane sa po cenach nizszych od kosztow
produkcji. Wedlug prezydenta Luis Arce Boliwia zmuszona jest sprowadzac z
zagranicy 65 proc. benzyny oraz 85 proc. oleju napedowego. Podczas
niedawnej wizyty w Moskwie prezydent Boliwii zabiegal o import ropy z Rosji
– przypomina Bloomberg.
Poczta Polska z ogromna rekompensata. Jest umowa Poczta Polska otrzyma
okolo 750 milionow zl w ramach rekompensaty – poinformowal wiceminister
aktywow panstwowych Jacek Bartminski. – Dotyczy to refundacji za uslugi
wykonane w latach 2021 i 2022 – przekazal z kolei Sebastian Mikosz, prezes
Poczty. – To tez jest sygnal, zebysmy przygotowywali sie do skladania
naszej oferty na bycie kolejny raz operatorem uslugi powszechnej – dodal.
Podpisalismy dzisiaj umowe miedzy Poczta Polska a Ministerstwem Aktywow
Panstwowych, na podstawie ktorej rzad refunduje Poczcie Polskiej poniesione
w ubieglych latach wydatki – przekazal podczas czwartkowej konferencji
prasowej wiceminister aktywow panstwowych Jacek Bartminski. – Sa to wydatki
na finansowanie tzw. uslugi powszechnej, czyli na dostepnosc uslug
pocztowych w kazdej gminie, w kazdym powiecie – dodal.
Prezes Poczty Polskiej Sebastian Mikosz przekazal, ze kwota refundacji to
ok. 750 mln zl. – Dotyczy to refundacji za uslugi wykonane w latach 2021 i
2022. Za 2023 r. jeszcze nie mamy refundacji. To jest dosc dlugi proces,
wiec spodziewamy sie, ze refundacja za rok 2023 nastapi w roku 2025 –
przekazal Mikosz. Wskazal, ze te srodki zostana przeznaczone na pokrycie
strat z lat 2021-2022.
750 mln zl rekompensaty dla Poczty Polskiej
– Mam nadzieje, ze te pieniadze pozwola Poczcie przynajmniej w tym roku w
miare bezpiecznie funkcjonowac – ocenil Bartminski. Z kolei prezes Mikosz
dodal, ze usluga powszechna jest usluga deficytowa, wiec te srodki
pozwalaja pokryc deficyt wygenerowany w poprzednich latach. – Srodki te
pozwola spolce zlapac troche oddechu na przyszle miesiace, ale przede
wszystkim uwiarygadniaja sens posiadania Poczty jako operatora uslugi
powszechnej.
– To tez jest sygnal, zebysmy przygotowywali sie do skladania naszej oferty
na bycie kolejny raz operatorem uslugi powszechnej. Jestesmy nim do konca
2025 roku – zapowiedzial prezes. Jak dodal, proces wyboru operatora uslugi
powszechnej zacznie sie ‘prawdopodobnie’ pod koniec tego roku.
Usluga powszechna to wszelkie ustawowe obowiazki nalozone na Operatora
Wyznaczonego, zwiazane np. z utrzymywaniem sieci placowek niezaleznie od
ich rentownosci. Proces zwiazany z otrzymaniem przez Poczte Polska
rekompensaty z tytulu swiadczenia tzw. uslugi powszechnej trwal od grudnia
2022 roku. Jak przekazala spolka w czwartkowym komunikacie, wstepna
platnosc zostanie przekazana w terminie do 14 dni zawarcia umowy, z czego:
za 2021 r. – w wysokosci okreslonej przez Prezesa Urzedu Komunikacji
Elektronicznej (UKE) kwoty poniesionej przez Poczte Polska straty – 191 985
830,84 zl; za 2022 r. – w wysokosci okreslonej przez Prezesa UKE kwoty
poniesionego przez Poczte Polska kosztu netto – 557 157 021,18 zl.
Poczta Polska to najwiekszy operator pocztowy na rynku krajowym. Zatrudnia
ponad 66 tysiecy pracownikow, a jej siec obejmuje 7,6 tysiaca placowek,
filii i agencji pocztowych w calej Polsce.
Prezydencki minister i niemal pusta sala. Poslowie tlumacza sie innymi
obowiazkami Wazny temat, ale pusta sala. To obraz wcale nie wyjatkowy, ale
jak mowi szef Biura Bezpieczenstwa Narodowego – porazajacy. To wlasnie szef
Biura Bezpieczenstwa Narodowego mowil do Wysokiej Izby, kiedy Izba byla
prawie pusta. Nie on pierwszy i pewnie nie ostatni.
Podwyzki w budzetowce. Rzad zaproponowal wskaznik “Rzad proponuje
srednioroczny wskaznik wzrostu wynagrodzen w panstwowej sferze budzetowej w
2025 roku w wysokosci 104,1 proc. w ujeciu nominalnym. Oznacza to, ze
wynagrodzenia oraz kwoty bazowe w 2025 roku, zostana zwaloryzowane o 4,1
proc., czyli o prognozowana srednioroczna dynamike cen towarow i uslug
konsumpcyjnych na 2025 rok” – napisano.
Przecietne zatrudnienie w panstwowej sferze budzetowej w przyszlym roku,
wedlug zalozen przyjetych przez rzad, wyniesie 602,7 tys. etatow.
Podwyzki w budzetowce – propozycja rzadu
Zgodnie z przepisami rzad do 15 czerwca powinien przedlozyc propozycje
sredniorocznych wskaznikow wzrostu wynagrodzen w panstwowej sferze
budzetowej na kolejny rok Radzie Dialogu Spolecznego (RDS) i ogolnokrajowym
organizacjom zwiazkow zawodowych zrzeszajacych pracownikow sfery
budzetowej. Celem tego dzialania jest umozliwienie RDS i zwiazkom wyrazenia
opinii do propozycji wskaznikow.
82-latka zadzwonila na numer alarmowy i poprosila o alkohol 82-latka z
Sopotu zadzwonila na numer 112 i zamowila u operatora alkohol. Tlumaczyla
sie tym, ze ma gosci. Kobieta blokowala linie alarmowa, wiec operator
poinformowal policje. Mundurowi ukarali kobiete mandatem w wysokosci 500
zlotych. Do zdarzenia doszlo 7 czerwca w Sopocie. Policjanci otrzymali
informacje od operatora numeru 112 o tym, ze starsza kobieta blokuje numer
alarmowy. Ze zgloszenia wynikalo, ze 82-latka z Sopotu dzwoni do nich, by
zamowic alkohol i ciagle domaga sie, by ktos jej go przywiozl, bo ma gosci.
Na miejsce wyslano patrol funkcjonariuszy.
Podkomisarz Lucyna Rekowska, rzeczniczka prasowa Komendanta Miejskiego
Policji w Sopocie, przekazala, ze gdy mundurowi weszli do mieszkania
82-latki nie zauwazyli zadnych gosci. – Kobieta powiedziala, ze znajomi
przed chwila wyszli. Policjanci wytlumaczyli jej, jak moze zamawiac alkohol
i czym grozi blokowanie numeru 112 – dodala. Rekowska przypomniala, ze
numer alarmowy 112 sluzy do tego, aby w przypadku zagrozenia jak
najszybciej zaalarmowac odpowiednie sluzby.
– Policja, pogotowie ratunkowe czy straz pozarna w ten sposob dowiaduja sie
o wypadkach drogowych, pozarach czy innych sytuacjach, w ktorych zagrozone
jest zycie lub zdrowie ludzi. Od tego, jak szybko uda nam sie dodzwonic na
ten numer zalezy, czy pomoc medyczna dotrze na czas do osob ciezko rannych
– zaznaczyla.
Dodala, ze wiele osob dzwoni na numer alarmowy albo z bardzo blahymi
sprawami, albo wrecz po to, by go zlosliwie zablokowac.
19-latka znaleziona martwa w mieszkaniu, “przyczyna smierci byl fentanyl”
19-latka, ktorej cialo znaleziono w polowie listopada 2023 roku w jednym z
mieszkan w centrum Poznania, zmarla z powodu zazycia fentanylu.
Potwierdzily to wyniki badan toksykologicznych.
W polowie listopada 2023 roku w jednym z mieszkan na poznanskim Nowym
Miescie znalezione zwloki 19-letniej kobiety. Przyczyny zgonu nie udalo sie
ustalic podczas sekcji. Zostaly zlecone badania toksykologiczne. Ich wynik
wskazal, ze przyczyna smierci bylo przedawkowanie fentanylu. Probujemy
ustalic, kto jej dostarczyl ten lek – wyjasnil w rozmowie z tvn24.pl
mlodszy inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy Komendy Wojewodzkiej
Policji w Poznaniu.
Policja monitoruje
Fentanyl to lek stosowany w leczeniu paliatywnym, ktory mozna kupic w
aptece na recepte. Mlodszy inspektor Borowiak powiedzial, ze na ten moment
nie widac naplywu fentanylu na poznanskie ulice. Odniosl sie tym samym do
nagrania, ktore w srode obieglo siec. Widac na nim osoby, ktore mialy
przedawkowac fentanyl.
– Jestesmy w stalym kontakcie z oddzialem toksykologii Szpitala Miejskiego
im. Franciszka Raszei w Poznaniu. Sa pojedyncze przypadki, sporadyczne
sytuacje. Jako policja monitorujemy te kwestie – dodal mlodszy inspektor
Andrzej Borowiak.
Policjant podkreslil, ze nagranie krazace w sieci moze byc fejkiem.
Fentanyl, opioid syntetyczny, jest 50 razy mocniejszy niz heroina. Od wielu
lat stosowany byl w szpitalach jako bardzo silny srodek
przeciwbolowy. Trafil na ulice, jest smiertelnie niebezpieczny.
“Mniej niz godzina. Tyle wystarczy, zeby kupic w sieci konska dawke
morfiny. Musimy z tym skonczyc, zanim bedzie za pozno. Internet obiegly
filmiki pokazujace ludzi najprawdopodobniej odurzonych fentanylem. Plaga
uzaleznien od opioidow od wielu lat przechodzi przez Stany Zjednoczone i
chyba nie ma juz watpliwosci, ze dociera do Europy” – napisal na platformie
X Janusz Cieszynski, posel i byly minister.
Ostatni statek podroznika Shackletona znaleziony na dnie oceanu
Poszukiwacze wrakow odnalezli statek, ktorym slynny podroznik i odkrywca
Ernest Shackleton odbyl swoja ostatnia podroz. Statek o nazwie “Quest”
zostal zlokalizowany na dnie morskim u wybrzezy Nowej Funlandii w Kanadzie.
Shackleton doznal smiertelnego zawalu serca na jego pokladzie w dniu 5
stycznia 1922 roku podczas proby dotarcia na Antarktyde. Pozostalosci
statku odkryto w niedziele na dnie Morza Labradorskiego – zespol kierowany
przez Krolewskie Kanadyjskie Towarzystwo Geograficzne znalazl go na
glebokosci 390 metrow.
Wrak lezy niemal pionowo na dnie morskim, w przeszlosci zostal zniszczony
przez przeplywajace gory lodowe. Glowny maszt jest uszkodzony i wisi nad
lewa burta, ale poza tym statek wydaje sie byc w zasadzie nienaruszony –
wskazuje BBC.
“Quest” przed zatonieciem byl uzywany przez norweskich rybakow. Wczesniej
byl wykorzystywany w akcjach ratowniczych w Arktyce i sluzyl w Krolewskiej
Marynarce Wojennej Kanady podczas II wojny swiatowej. Po smierci
Shackletona “Quest” bral takze udzial w waznych wyprawach, w tym w
ekspedycji British Arctic Air Route w latach 1930-31 prowadzonej przez
brytyjskiego odkrywce Gino Watkinsa, ktory sam zginal tragicznie w wieku 25
lat podczas eksploracji Grenlandii. Poszedl na dno w 1962 roku po zderzeniu
z gora lodowa – ktorej podwodna czesc przebila kadlub statku.
Choc “Quest” sluzyl az do zatoniecia pod wieloma kapitanami, wczesniejsze
powiazania z odkrywca nadaja mu ogromne znaczenie historyczne. Brytyjski
poszukiwacz slynal ze swoich podrozy na Antarktyde, gdy niewiele osob
podejmowalo sie eksploracji tego nieprzyjaznego terenu.
– Jego ostatnia podroz w pewnym sensie zakonczyla heroiczna epoke
eksploracji polarnej, zwlaszcza na poludniu – powiedzial znany poszukiwacz
wrakow David Mearns. – Pozniej nastala era nauki. W panteonie statkow
polarnych “Quest” jest zdecydowanie ikona – dodal w rozmowie z BBC.
Pierwotnym planem misji Shackletona bylo zbadanie Arktyki na polnoc od
Alaski, ale kiedy rzad Kanady wycofal wsparcie finansowe, wyprawa
skierowala sie na poludnie.
Nowym celem bylo sporzadzenie mapy wysp antarktycznych, zebranie okazow i
poszukiwanie miejsc do zainstalowania infrastruktury, miedzy innymi stacje
pogodowe.
47-letniemu Shackletonowi jednak nigdy sie to nie udalo z powodu
niewydolnosci serca podczas pobytu w porcie Grytviken na brytyjskim
terytorium zamorskim w Georgii Poludniowej, ostatnim przystanku przed
dotarciem na Bialy Kontynent. Czlonkowie zespolu Krolewskiego Kanadyjskiego
Towarzystwa Geograficznego przeprowadzili szeroko zakrojone badania, aby
znalezc miejsce ostatniego spoczynku “Questa”. Informacje zebrano z
dziennikow pokladowych statkow, zapisow nawigacyjnych, zdjec i dokumentow z
dochodzenia w sprawie zatoniecia.
Ustalone w ten sposob miejsce zatoniecia na Morzu Labradorskim bylo dosc
dokladne, chociaz wspolrzedne wraku sa na razie trzymane w tajemnicy.
Podczas drugiej wizyty przy wraku, do ktorej moze dojsc jeszcze w tym roku,
przeprowadzona zostanie pelniejsza analiza – wskazuje BBC.
– W tej chwili nie mamy zamiaru dotykac wraku. W rzeczywistosci lezy on na
obszarze juz chronionym dla dzikiej przyrody, wiec nikt nie powinien go
dotykac – powiedzial zastepca dyrektora ds. poszukiwan Antoine Normandin. –
Mamy jednak nadzieje wrocic i sfotografowac go zdalnie sterowanym pojazdem,
aby naprawde zrozumiec jego stan – dodal. Alexandra Shackleton, ktora jest
wnuczka odkrywcy i patronka poszukiwan prowadzonych przez Krolewskie
Kanadyjskie Towarzystwo Geograficzne powiedziala BBC, ze byla “zachwycona i
naprawde podekscytowana informacja o odkryciu”. – Czuje ulge, szczescie i
ogromny podziw dla czlonkow zespolu – dodala.
Podroznik, ponad sto lat po jego smierci, nadal budzi zainteresowanie. Co
roku setki ludzi odwiedzaja jego grob w Georgii Poludniowej, aby zlozyc mu
hold.
– Shackleton bedzie zyl wiecznie jako jeden z najwiekszych odkrywcow
wszechczasow, nie tylko ze wzgledu na to, co osiagnal podczas eksploracji,
ale takze ze wzgledu na sposob, w jaki tego dokonal i jak opiekowal sie
swoimi ludzmi – powiedzial David Mearns. Jego historia jest ponadczasowa i
bedzie wielokrotnie opowiadana, a ja jestem jednym z wielu uczniow, ktorzy
beda ja opowiadac tak dlugo, jak tylko bede mogl – dodal.
Przypadek jeden na miliony. Rdzenni Amerykanie mowia o spelnieniu
przepowiedni Bialy bizon urodzil sie w amerykanskim Parku Narodowym
Yellowstone. Wedlug ekspertow, taki przypadek zdarza sie raz na 10 milionow
narodzin. Tymczasem zamieszkujacy okoliczne tereny rdzenni Amerykanie
uznali te narodziny za znak i spelnienie ich dawnej przepowiedni. Dokladna
data narodzin bialego bizona nie jest znana. Jak podaje stacja CBS News,
fotografka Erin Braaten z miasta Kalispell zrobila kilka zdjec
cielecia “krotko po jego narodzinach” 4 czerwca w polnocno-wschodniej
czesci Parku Narodowego Yellowstone. Kobieta dostrzegla “cos niezwykle
bialego” w stadzie bizonow, gdy utknela w korku. – Zauwazylam, ze to ciele
bizona. Po prostu mnie zamurowalo – podkreslila Braaten cytowana przez
media.
Raz na 10 milionow
Stowarzyszenie American Bison Society, zajmujace sie upowszechnianiem
wiedzy na temat bizonow, przekazalo lokalnej stacji KUTV, ze taki przypadek
zdarza sie raz na 10 milionow. Pracownicy parku stanowego Bear River
zaznaczyli, ze za ubarwienie zwierzecia nie odpowiada albinizm czy leucyzm,
ale geny pochodzace od bydla Charolaise, ktorego futro ma jasny kolor.
– Bizon-albinos mialby rozowe oczy – wskazal cytowany przez CBS News Troy
Heinert, dyrektor wykonawczy InterTribal Buffalo Council, stowarzyszenia
dzialajacego na rzecz przywrocenia bizonow na terenach zamieszkiwanych
przez rdzennych Amerykanow. Heinert podkreslil, ze nigdy wczesniej nie
slyszal o narodzinach bialego bizona na terenie Parku Narodowego
Yellowstone. Wladze parku jak dotad nie potwierdzily jeszcze narodzin
bialego cielaka. Tymczasem wedlug przedstawicieli rdzennych Amerykanow –
zamieszkujacego te tereny plemienia Dakotow (pot. Siuksow) – przyjscie na
swiat bialego bizona jest omenem i spelnieniem ich dawnej przepowiedni.
Przepowiednia ta zwiastowac ma nadejscie lepszych czasow, ale zarazem byc
sygnalem, ze nalezy zrobic wiecej, aby chronic Ziemie i zamieszkujace ja
zwierzeta.
– Narodziny tego cielecia sa jednoczesnie blogoslawienstwem i ostrzezeniem.
Musimy robic wiecej – stwierdzil Arvol Looking Horse, duchowy przywodca
spolecznosci Dakotow, cytowany przez CBS News. Jak podkreslil, to zdarzenie
jest dla nich “porownywalne z drugim przyjsciem Jezusa Chrystusa”.
Looking Horse przytoczyl legende, wedle ktorej okolo dwa tysiace lat temu –
w okresie, gdy brakowalo jedzenia i zanikala populacja bizonow – jeden z
czlonkow ich spolecznosci otrzymal od ich bostwa – Kobiety Cielecia Bialego
Bizona – fajke, ktora miala pomoc sprowadzic bizony. Odchodzac, bostwo
zamienilo sie w bialego bizona.
– A pewnego dnia, gdy znow nadejda trudne czasy, powroce i stane na ziemi
jako biale ciele bizona, z czarnymi nozdrzami, czarnymi oczami i czarnymi
kopytami – mialo zapowiedziec wedlug duchowego przywodcy Dakotow.
Przedstawiciele tej spolecznosci zapowiedzieli zorganizowanie z tej okazji
specjalnej ceremonii upamietniajacej narodziny bialego cielecia. Lokalne
media przypominaja, ze biale ciele bizona narodzilo sie rowniez w ubieglym
roku na terenie Parku Stanowego Bear River w stanie Wyoming. Wydarzenie to
odnotowane zostalo wowczas przez swiatowe media, ale nie spotkalo sie z
reakcja rdzennych Amerykanow, poniewaz zwierze pojawilo sie poza terenami
zamieszkiwanymi przez Dakotow, w ktorych wierzeniach bialy bizon ma
wyjatkowe znaczenie.
Szacuje sie, ze przed 1900 rokiem w Ameryce Polnocnej zylo od 30 mln do 60
mln bizonow. Polowania doprowadzily jednak pozniej do znacznego
zmniejszenia ich populacji. Nim u progu XX wieku podjeto dzialania na rzecz
ochrony tych zwierzat, na kontynencie zylo mniej niz tysiac osobnikow.
Obecnie populacje bizonow zyjacych w stadach w USA szacuje sie na 80
tysiecy. Ponadto ponad 192 tysiace bizonow zyje na prywatnych ranczach i
gospodarstwach – wynika ze strony internetowej American Bison Society.
SPORT
Gwiazdor Chelsea nagle zaczal mowic o Swiatek. Naprawde to powiedzial Iga
Swiatek jest najlepsza tenisistka na swiecie, co idealnie odzwierciedla
ranking WTA, gdzie ma ogromna przewage nad drugim miejscem. Polka niedawno
osiagnela kolejny wielki sukces i po raz czwarty wygrala Rolanda Garrosa. Z
powodu jej wynikow ma na swiecie wielu fanow. Jednym z nich okazal sie
pilkarz Chelsea. Iga Swiatek ma za soba kolejny bardzo udany Roland Garros.
Polka nie miala sobie rownych i znalazla sie w finale. Tam bez wiekszych
problemow pokonala 6:2, 6:1 Jasmine Paolini i po raz czwarty triumfowala na
tym wielkoszlemowym turnieju. Dzieki temu umocnila sie na pozycji liderki
rankingu WTA. Obecnie nad druga Coco Gauffma az 3707 punktow przewagi.
Dzieki osiaganym wynikom Swiatek moze pochwalic sie wielka liczba fanow na
calym swiecie. Okazuje sie, ze jednym z nich jest pilkarz Chelsea Michajlo
Mudryk. Lubie ja najbardziej w WTA. Gra najbardziej widowiskowy i efektywny
tenis – powiedzial Ukrainiec w rozmowie ze sport.ua. Nastepnie dodal, ze
jego ulubionym tenisista jest Carlos Alcaraz – Mysle, ze jest obecnie
najbardziej zrownowazonym zawodnikiem – stwierdzil. To nie pierwszy raz,
gdy Mudryk pokazal, ze jest fanem tenisa. Podczas zeszlorocznego Wimbledonu
pilkarz pogratulowal rodaczce Elinie Switolinie zwyciestwa ze Swiatek w
cwiercfinale. Michajlo Mudryk przeniosl sie do Chelsea zima zeszlego roku z
Szachtara Donieck. Anglicy zaplacili za niego 70 milionow euro. W ubieglym
sezonie rozegral lacznie 41 meczow, w ktorych strzelil siedem goli i
zaliczyl dwie asysty. Obecnie przygotowuje sie mistrzostw Europy z
reprezentacja Ukrainy. Iga Swiatek z kolei niedawno podjela decyzje o
wycofaniu sie z turnieju WTA w Berlinie. “Z powodu zmeczenia fizycznego i
psychicznego po intensywnych dziewieciu tygodniach niestety musze wycofac
sie z turnieju w Berlinie, aby odpoczac i zregenerowac sie” – przekazala.
Polka zamierza byc w jak najlepszej formie na zblizajacy sie Wimbledon,
ktory rozpocznie sie 1 lipca.
Przeklety los selekcjonera. “Wstydzenadahanbakompromitacja” Lata 90. byly
zaprawa i karnawalem pilkarskiego przegrywania. Nikt nie narzekal.
Przegrywalismy widowiskowo i kuriozalnie. Nikt nie narzekal. Przegrywalismy
jak zawsze, grajac jak nigdy, i nikt nie narzekal. Albo wygrywalismy w
zenujacych okolicznosciach i bez znaczenia strategicznego, i nikt nie
narzekal. Dobra, przeciez wiecie – wszyscy narzekali. I to jak! Jak pieknie
narzekali! Legenda glosi, ze gdy rodzila sie Reprezentacja Polski w Pilce
Noznej Mezczyzn, nad jej kolyska zgromadzily sie wrozki chrzestne z
zyczeniami sportu i dobrej zabawy. Rodzice malenstwa zapomnieli jednak
zaprosic na impreze delegata PZPN ze Swietokrzyskiego, ktory wbil
nieproszony z furia w oczach, piana na wasach i przeklal dziecine slowami:
“Obys nigdy nie zaznala trwalego szczescia w harmonijnym zwiazku z
trenerem! Oby uciekali od ciebie do sredniakow Eredivisie, wloczyli za
wlosy po barazach, obiecywali zlote gory i czeste wyjscia z grupy, a
przynosili tylko gole ze spalonego, kartki zamiast kwiatow, porazki ze Sri
Lanka! By brali serce twoje, brali kibicow sny, a w zamian zostawiali, te
lzy, gorace lzy”. Po tych slowach zrobilo sie niezrecznie i cicho, mama
Reprezentacji z przestraszona mina zaproponowala wscieklemu delegatowi
pelny kieliszek i peto podwawelskiej na przeblaganie, na co on, nieco
udobruchany, rzekl: “No dobrze, raz na tysiac lat repra bedzie miala
Kazimierza Gorskiego”.
Lecz nawet on, nawet wielki Kazimierz Gorski, ojciec najjasniejszych
momentow w historii polskiej pilki noznej, musial ustapic przed oporem
materii – ani zloty medal olimpijski z 1972 roku, ani wielki sukces na
mistrzostwach swiata w Niemczech dwa lata pozniej nie przyniosly trwalej
poprawy warunkow uprawiania sportu – ani w zakresie infrastruktury, ani
organizacji (przypomnijmy klopoty z wyjazdami pilkarzy na Zachod). Jak
pisal badacz sportu Jakub Papuczys: Sukces pilkarzy z pierwszej polowy lat
siedemdziesiatych w warunkach, w jakich zostal osiagniety, nie mogl wiec
miec zadnych trwalych konsekwencji. Okazal sie takim samym mitem, jak zluda
chwilowej w gruncie rzeczy poprawy jakosci zycia, dokonanej przez reformy
Gierka. Choc w kontekscie pilki noznej pokazal to ostatecznie rok 1978 i
“przegrane” Mistrzostwa Swiata w Argentynie, to juz Igrzyska w Montrealu
byly bardzo wyraznym symptomem powolnego rozpadu.
Gorski to wiedzial i jeszcze przed igrzyskami w Montrealu w 1976 roku
zapowiedzial swoje odejscie. Wrocilismy wtedy ze srebrem, w kraju przyjeto
to jako oburzajaca porazke.
Kiedy jednak zaproponowano mi napisanie tekstu na powyzszy temat, zgodzilem
sie, niewiele myslac; po czesci dlatego, ze generalnie niewiele mysle,
zgadzajac sie na propozycje, ale przede wszystkim dlatego, ze natychmiast
stanela mi przed oczyma duszy mozliwosc zacytowania monologu Dariusza
Szpakowskiego, a kazda okazja, by zamiescic monolog Szpakowskiego, jest
dobra. Ale to za chwile. Drugim powodem mojej ochoczej zgody byla mozliwosc
zamieszczenia tego zdjecia Janusza Wojcika: Ech, tylko spojrzcie. “Piekny
mezczyzna”, powiedzialaby moja babcia. “Taki w sobie i elegancki”. I jak on
siedzi, dodaje juz od siebie, spojrzcie tylko, jak on siedzi. Bo: “kto ci
powiedzial,
kto ci powiedzial, ze wolno ci sie przyzwyczajac?
kto ci powiedzial, ze cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedzial, ze nie bedziesz nigdy
w swiecie
czul sie jak u siebie w domu?”
…pytal Poeta, ale Janusz Wojcik na pewno nie czytal tego wiersza, a jesli
czytal, to na pewno wysmial Poete, a byc moze nawet nazwal go frajerem. Bo
Janusz Wojcik byl byc moze ostatnim w historii selekcjonerem reprezentacji
Polski, ktory czul sie na goracej lawce jak u siebie w domu. Nie byl jednak
ostatnim, ktory siedzial w wygodnym fotelu, wygladajac przy tym, jakby czul
sie jak u siebie w domu. W fotelu siedzial tez Jerzy Engel i nie stracil
tak zwanego kontenansu, czyli fasonu, nawet pomimo tego, ze kabaret
OT.TO spiewal
mu przerobke “Angie”. Ale po kolei, do tego tez zaraz dojdziemy. Zacznijmy
zatem od Janusza Wojcika i od roku 1992, od igrzysk w Barcelonie. Z
Barcelony pamietam jedna telewizyjna scene: widok ludzi ustawiajacych sie
tanecznie w kolorowe wielkie kola, filmowane z lotu ptaka. Ogromnie mnie to
zafascynowalo, ogromnie. “Mamo, co to jest?”, zapytalem, a mama
odpowiedziala: “To? To jest wlasnie olimpiada”. No wiec nie pamietam ani
brawurowego marszu naszych Orlat przez grupe, ani zwyciestwa z Wlochami
(tego chyba najbardziej zaluje), ani szostki z Australia, ani ekstazy i
udreki finalu. Ale pamietam opowiesci o Barcelonie, pamietam zdjecia z
Barcelony, mlodziutkiego Guardiole, “Kowala” (ktorego chwile pozniej
pokocham jako klasowego wesolka Legii), jak lezy na murawie w pozycji
embrionalnej (pozniej sie okazalo, ze to wcale nie “Kowal” tak lezal, tylko
Kozminski!), plecy Gesiora trzymajacego sie za glowe, ale duzo bardziej
legendy o dzielnych i wesolych chlopakach z wasami, ktorzy w pieknym stylu
wywalczyli nam srebro na igrzyskach, gdy wokol panowal kryzys, smutek, pan
Lazarek i pan Strejlau, pamietam wielkie zdziwko i ogromna konfuzje, ze
czemu jest tak zle, skoro jeszcze niedawno bylo tak dobrze.
Przypomnijmy – bo moze slucha nas mlodziez, jak to sie ladnie mowi – ze w
tym samym roku, co olimpijskie srebro 1992, bylo przeciez Euro, w ktorym
nie gralismy, i byl to trzeci wielki turniej, na ktory nie awansowalismy –
po mistrzostwach Europy 1988 i swiata 1990. Dla kibicow przyzwyczajonych do
regularnego wychodzenia z grupy na tego typu imprezach (nawet w uznanym za
nieudany mundialu w Meksyku udalo nam sie wyjsc z grupy, choc fuksem i
strzelajac tylko jedna bramke) bylo to duze rozczarowanie i zasadniczy WTF,
choc z perspektywy nas, mieszkajacych w jeziorze dzieci lat 80. i 90., to,
panie, smiech na sali, szanuj swoje porazki, bo zawsze moga przyjsc gorsze.
Przypomnijmy tez, ze w 1992 roku wprowadzono zasade, ze w reprezentacji na
igrzyska moze znalezc sie tylko trzech mezczyzn powyzej 23. roku zycia, co
chyba jeszcze dodatkowo obnizylo range meskiej pilki na igrzyskach letnich
(w przeciwienstwie do pilki kobiecej, gdzie jest to druga pod wzgledem
prestizu impreza po mistrzostwach swiata), ale nikt sie tym specjalnie nie
przejmowal, kiedy to nasi szli po olimpijskie zloto. Wydawalo sie, a na
pewno moglo sie wydawac, ze jak caly kraj, tak i pilke nozna czeka przelom,
otwarcie, nowoczesnosc, a zwlaszcza – zanotujcie to sobie, drogie dzieci,
wezykiem, bo to slowo-klucz – NORMALNOSC. Wiecie, “jak na Zachodzie”. No,
ale tak sie nie stalo, Wojcik nie zostal – jeszcze nie wtedy – trenerem
doroslej reprezentacji, wyszkolenie mlodziezy rozeszlo sie po kosciach i
ogolnie wszystko jakos siadlo. Jako zmarnowany sukces, spartaczona szanse
na nowy poczatek w nowej rzeczywistosci, przedstawiaja przygode Wojcika i
jego podopiecznych tworcy serialu “1992 Wielka gra”. Wynik reprezentacji do
lat 23 to nie przypadek, nie lut szczescia, nie ulanska szarza na ostatni
gwizdek, ale efekt precyzyjnie zaplanowanego programu, spokojnej,
konsekwentnej pracy, nowoczesnych metod szkoleniowych, a przede wszystkim
dobrych warunkow organizacyjnych i – co najwazniejsze –
infrastrukturalnych. Jest wprawdzie rozdeptany pepeg ze Stadionu
Dziesieciolecia jako wizualizacja slow Grzegorza Mielcarskiego, ze “o buty
bylo wtedy trudno”, ale nie ma przesady w slowach Piotra Swierczewskiego,
kiedy wspomina on porownywanie sie juniorow z dorosla kadra. Tam: nedzne
jedzenie, brak sprzetu, transport byle czym, a u mlodzikow: jednakowe
dresy, soki, szynka, sprzet, latanie samolotami.
Nie byloby tego wszystkiego – przekonuja nas tworcy serialu – gdyby nie
kapitalizm, udany mariaz sportu z biznesem, gdyby Henrykowi Losce, “szarej
eminencji” owczesnego futbolu i “czlowiekowi, ktory widzial koniecznosc
zmian”, nie spadl na glowe Zbigniew Niemczycki z Ameryki w
okularach-pilotkach, czlowiek sukcesu, inwestor, Biznesmen Roku 1991. Loska
mial pomysl, Niemczycki pieniadze, ale skostniale struktury PZPN nie
puszczaly tak latwo i daly im do zabawy tylko reprezentacje olimpijska, z
ktorej zrobili zlote, czy tam srebrne, cacuszko. W tych warunkach Wojcikowi
naprawde wystarczalo juz tylko powiedziec o goleniu frajerow, i gotowe.
Energiczny szkoleniowiec zostaje tu wiec przedstawiony jako nieco szalony,
troche kontrowersyjny zaklinacz goracych mlodych glow, “mistrz sportowej
socjotechniki”, ktory dodaje szczypte magii i “tego czegos” do swietnie
zorganizowanej maszyny. Oczywiscie w wersji pana Janusza historia wyglada
nieco inaczej: to on wpadl na pomysl kompleksowych przygotowan mlodej kadry
olimpijskiej, nauzeral sie przy tym z misiami z PZPN, a w sukurs przyszedl
mu owczesny minister Jan Szlachta, ktory trzasl calym Slaskiem, i dlatego
na Slasku Wojcik i jego kadra mogli robic, co chcieli. Nie do konca sie
wszystko w tej opowiesci zgadza, bo Szlachta nie byl juz wowczas ministrem,
a zginal tragicznie dopiero w maju 1993 roku, a nie – jak wspomina Wojcik –
w trakcie przygotowan do igrzysk. Jakkolwiek by nie bylo – olimpijski
sukces mlodej kadry rozbudzil oczekiwania. Postulowany przez Wojcika i
chlopakow projekt “zmieniamy szyld i jedziemy dalej” nie spotkal sie jednak
z aprobata dzialaczy. Jak opowiadal trener w ksiazce “Wojt. Jedziemy z
frajerami! Cale moje zycie”:
Po igrzyskach olimpijskich PZPN w osobach Edmunda Zientary i Ryszarda
Kuleszy zaproponowal mi, zebym byl dalej trenerem mlodziezowki – czyli
jeszcze raz przeszedl te sama droge. Niedoczekanie, kurwa. Oczywiscie sie
nie zgodzilem, bo dalej chcialem pracowac z chlopakami z olimpijskiej,
tylko po zmianie szyldu na “Reprezentacja A”. Nie chcieli o tym slyszec.
Wiedzialem, ze z zakutymi lbami z PZPN-u sie nie dogadam, wiec podpisalem
kontrakt z Legia, ktora wowczas miala duze klopoty, ale tez mocno o mnie
zabiegala.
A co juz sie tam w tej Legii (i nie tylko w Legii) dzialo, to “cala Polska
widziala”. Jesli lata 90. zgodnie uwaza sie za najczarniejszy okres w
dziejach polskiej pilki reprezentacyjnej i polskiej pilki w ogole, to
najgorszym (choc jakze barwnym!) sezonem ligowym musi byc sezon 1992/93,
zwienczony niedziela cudow, zielonym stolikiem, dwutygodniowymi, pelnymi
zwrotow akcji obradami PZPN nad odebraniem Legii i przyznaniem Lechowi
tytulu mistrzowskiego, i malymi zamieszkami w Alejach Ujazdowskich z tej
okazji, po uprzednim oblezeniu siedziby Zwiazku. Jak jednak udowadnia
Konrad Nicinski w artykule “Transformacje pilki noznej 1989 – 1993. Niedziela
cudow jako studium przypadku”, [KS2] skala korupcji i przekreciarstwa w
polskiej lidze wcale nie byla wieksza niz pod koniec lat 80. Byla po prostu
bardziej widowiskowa i tym bolesniejsza, ze jej bohaterami byli medalisci
olimpijscy.
Nicinski pisal tak: “W poprzednich sezonach rozgrywki ligowe raczej nie
byly czystsze niz w tym. Jednak zarowno pod wzgledem stylu gry, jak i stylu
przekretow dominowala szarosc, nuda, nie dzialo sie nic spektakularnego.
Ten sezon od poczatku byl chwalony za bardziej ofensywny styl gry
walczacych zespolow; [“] Korespondencyjny pojedynek strzelecki miedzy Legia
a LKS-em [o mistrzostwie, w przypadku rownej liczby punktow, decydowal
wtedy bilans bramkowy, a nie, jak dzis, bezposrednich spotkan, wobec czego
LKS wygral z Olimpia Poznan 7:1, a Legia z Wisla Krakow 6:0 – red.] byl
niewatpliwie najbardziej spektakularnym finalem ligi od szesciu lat, od
niedzieli cudow z 1987 roku, ktorej ozdoba byl oslawiony samobojczy gol
Janusza Jojki. Niedziela cudow miala miejsce 20 czerwca, a nieco ponad
miesiac wczesniej reprezentacja Polski wymeczyla 1:0 z San Marino po
slynnym golu reka Jana Furtoka. Tu znow Nicinski: “Widok medalistow z
Barcelony kompromitujacych sie pospolu ze starszymi kolegami z kadry
podczas meczu z San Marino mozna chyba porownac tylko do niedoszlego na
szczescie przejscia Luke’a Skywalkera na Ciemna Strone Mocy”.
Bolalo nie tylko dlatego, ze przed chwila byl medal olimpijski, bolalo
przede wszystkim dlatego, ze przeciez mialo juz byc NORMALNIE. O ile
trenera Wojciecha Lazarka nie ma co szkalowac (zreszta remis z Cyprem w
eliminacjach do Euro 1988 wypominano mu ponoc przez dlugie, dlugie lata),
bo jego kadencja przypadla na sam okres przelomu, o tyle po Andrzeju
Strejlale (Jezu, jak to sie odmienia) spodziewano sie sporo, nie tylko ze
wzgledu na jego przeszlosc u boku Kazimierza Gorskiego. Nagle otworzyl sie
swiat, zawodnicy z polskiej ligi nie musieli juz czekac do ukonczenia 29
lat, zeby moc wyjechac i grac w zagranicznym klubie (albo uciekac z kraju –
jeszcze w 1988 roku zrobili tak Marek Lesniak i Andrzej Rudy), a pokolenie
pilkarzy przelomu lat 80. i 90. uwaza sie za niewspolmiernie utalentowane w
stosunku do (braku) osiagniec reprezentacji. Tenze Jan Furtok, ktory
strzelil reka Sanmarynczykom, byl jednym z najlepszych strzelcow
Bundesligi, Jan Urban, mlodziutki i piekny jak sliwka, strzelal gole
Realowi na Santiago Bernabeu, Wlodzimierz Smolarek brylowal w Holandii,
Krzysztof Warzycha w Grecji, Roman Kosecki w Turcji. Tymczasem nie
awansowalismy na zaden z turniejow dekady, a jesli chodzi o druzyny z
kategorii “nie ma juz slabych”, to nie przegralismy chyba tylko ze Sri
Lanka, a to dlatego, ze z nia nie gralismy, o czym pouczala nas do niedawna
strona reprezentacji Sri Lanki w pilce noznej mezczyzn w polskiej
Wikipedii, dodajac w dziale “ciekawostki”: “W filmie Tatoglowny bohater
oglada mecz Polski z reprezentacja Sri Lanki, ktory Polska przegrywa 0:4”.
Nie wiem, czy powinnismy w 2024 roku wracac do filmu “Tato”, ale tamta
scena byla, naprawde, zyciowa.
Z perspektywy kibica-dziecka (czyli mnie) dekada lat 90. wydawala sie
wiecznoscia, a legendarne sukcesy “Orlow Gorskiego” czy nawet druzyny
Antoniego Piechniczka (trzecie miejsce na mistrzostwach swiata 1982) –
historia tak odlegla, ze w ogole nieprawdziwa. Nic wiec chyba dziwnego, ze
kadre mialo sie w lekkim powazaniu, a wypieki na twarzy wywolywala raczej
rywalizacja Widzewa z Legia i burdy tych slynnych “szalikowcow”. Naprawde
mieszkalismy wtedy w jeziorze. Lata 90. byly wiec zaprawa i karnawalem
pilkarskiego przegrywania. Nikt nie narzekal. Przegrywalismy widowiskowo i
kuriozalnie. Nikt nie narzekal. Przegrywalismy jak zawsze, grajac jak
nigdy, i nikt nie narzekal. Albo wygrywalismy w zenujacych okolicznosciach
i bez znaczenia strategicznego, i nikt nie narzekal. Dobra, przeciez wiecie
– wszyscy narzekali. I to jak! Jak pieknie narzekali! “Kibice futbolu w
Polsce zdazyli juz sie przyzwyczaic, ze nasi pilkarze w eliminacjach
mistrzostw swiata i Europy nie rywalizuja o awans. Stawka, o ktora walcza
nasi wirtuozi, jest z reguly trzecie miejsce w grupie – wyzlosliwial sie
dziennikarz “Przegladu Sportowego” w tekscie pod przepieknym tytulem
nawiazujacym do najlepszych zasad moralnych polskiej historii: “Szans nie
ma – grac trzeba. Z Gruzja” o trzecie miejsce”. I dalej: “I dobrze, ze
Stary Kontynent troche sie w ostatnich latach rozszerzyl, dzieki czemu nie
jest to jeszcze lokata przedostatnia. Szkoda tylko, ze z eliminacji na
eliminacje konkurenci przeszkadzajacy w zrealizowaniu celu coraz mocniej
daja sie we znaki, choc wcale lepsi nie sa; to raczej reprezentacja Polski
rowna w dol. Niestety.
Po eliminacjach Euro ’96 wydawalo sie, ze juz wowczas nasza druzyna
osiagnela dno i moze byc tylko lepiej. Okazalo sie, ze w dnie takze moze
byc dziura – zamiast spodziewanego, chocby minimalnego awansu w rankingach
musielismy przezyc gorycz kolejnego spadku notowan”. Bylo to w czerwcu 1997
roku, w kwietniu bylo jeszcze “Polska – Wlochy 0:0, czyli ludz sie, kto
moze”. Wtedy udalo nam sie z ta Gruzja u siebie wygrac i wywalczyc owo
trzecie miejsce w grupie, ale w pazdzierniku przegralismy na stadionie
Borisa Paichadze w Tbilisi 0:3, juz pod wodza Janusza Wojcika, wybranego
wola ludu i Zbigniewa Bonska na stanowisko trenera doroslej reprezentacji.
“Wojt” dostal koncowke przegranych eliminacji do mundialu 1998 we Francji i
zadanie awansu na Euro 2000. Paleczke (kielbaske, hi hi) przejmowal po
Antonim Piechniczku, czyli po kolejnej nieudanej probie wyprawy po zlote
runo przeszlosci.
Symbolem, synekdocha i emblematem czarnej dziury reprezentacyjnych lat 90.
byl Henryk Apostel, choc prowadzil repre niecale dwa lata (grudzien 1993 –
listopad 1995). Zapisal sie w annalach meczarniami z Izraelem, porazka 1:4
ze Slowacja (po tym meczu zlozyl dymisje) i historycznym remisem 0:0 z
Azerbejdzanem, historycznym rowniez dla Azerbejdzanu. Po Apostelu przyszedl
na cztery spotkania (dwa remisy, dwie porazki) Wladyslaw Stachurski,
wslawiony porazka 0:5 z Japonia i remisem 1:1 z Bialorusia (w meczach
towarzyskich, ale “niesmak pozostal”). Gdy Piechniczek przejmowal kadre, ta
miala za soba 12 meczow bez zwyciestwa. Poltora roku. Ale pan Antoni
wpuscil do druzyny Marka Citke, tego wspanialego Marka Mostowiaka polskiej
pilki, ten zas (Citko, nie Mostowiak) strzelil bramke Anglikom na Wembley.
I jesli glownie to pamietacie z tych calych eliminacji do mundialu we
Francji, to znaczy, ze tak jak ja “polski macie paszport na piersi”, lub
przynajmniej polskie serce w plecaku, i posiedliscie umiejetnosc osladzania
sobie strategicznych klesk nieistotnymi, ale widowiskowymi sukcesami.
Wiecie, mozemy sie podsmiewywac z krucjaty Janusza Wojcika przeciwko
“misiom-dzialaczom”, albo nieco szurskiego w wydzwieku tytulu ksiazki Jana
Tomaszewskiego “PZPN, czyli przestepcy zrzeszeni przeciw nam”, ale faktem
jest, ze polski futbol dlugo zmagal sie ze skostnialymi strukturami, gdy
jednoczesnie coraz glosniej rozbrzmiewaly glosy tak zwanej opinii
publicznej, dziennikarzy i kibicow, i coraz smielej artykulowano pytanie:
“czyja wlasciwie jest reprezentacja?”. Po nieudanych eliminacjach na
mundial we Francji Telewizja Polska zorganizowala cos w rodzaju plebiscytu
z Antonim Piechniczkiem, Januszem Wojcikiem i Zbigniewem Bonkiem w rolach
glownych. Publicznosc wypowiedziala sie za pomoca systemu audiotele. Co to
bylo audiotele? Hmmm, jakby wam to, drogie dzieci, wytlumaczyc” To bylo
generalnie cos takiego, ze dzwonilo sie na numer zaczynajacy od 0-700,
placilo milion monet za minute, i mozna bylo zaglosowac za jakas sprawa, na
przyklad kto ma odpasc z Big Brothera, Tanca z gwiazdami, albo kto powinien
zostac selekcjonerem reprezentacji Polski. “Oczywiscie wygralem ze znaczna
przewaga” – wspomina Wojcik, ale rowniez oczywiscie “towarzysz Marian
Dziurowicz i jego banda wymyslili sobie, ze po tymczasowym trenerze
Krzysztofie Pawlaku nowym selekcjonerem bedzie kapusciana glowa, a
mianowicie Edward Lorens”. Potrzebna byla – wedlug Wojcika – dyplomatyczna
interwencja samego prezydenta Kwasniewskiego. Niestety, Wojcik i potem mial
pod gorke. Zyskal przydomek “trenera z audiotele”, zapowiedzial, ze bedzie
robil wszystko odwrotnie niz Piechniczek, eksperymentowal ze skladem i
taktyka. Eliminacje do Euro 2000 nie byly latwe (grupa z Anglia, Szwecja,
Bulgaria i Luksemburgiem), ale Wojcik zrobil, co mogl, czyli wygral z
Bulgaria (“prezes Dziurowicz malo sie nie zesral ze szczescia” po pierwszym
meczu z Bulgarami – wspomina Wojcik) i Luksemburgiem – z tym ze drugi raz
po hokejowym 3:2 na wyjezdzie – a z Anglia i Szwecja przegral i zremisowal.
Nie starczylo na baraze. Tym sposobem zakonczylismy wiek XX. Wojcik nie
bylby soba, gdyby nie wskazal winnych nieudanych eliminacji. “Poniekad
winny byl PZPN”. Nie bylo odpowiedniej motywacji finansowej, “to trener
jest od motywowania”, mial powiedziec Boniek Wojcikowi na jego apele o
“kase, misiu, kase”. “Niestety, nic nie dali. Za bardzo obawiali sie o
swoje portfele. [“] Przegralismy eliminacje, a medrcy w PZPN-ie
stwierdzili, ze trzeba nowego trenera, i nie zdecydowali sie przedluzyc ze
mna kontraktu. Zatrudnili uzdrowiciela polskiego futbolu, czyli Jerzego
Engela. I znow swiat stal sie odrobine gorszy”.
Otwarcia, o wszystko, o honor, czyli my na poczatek zero dwa z Koreira
Byc moze trener Wojcik mial nieco racji, zatrudnienie bowiem Jerzego Engela
i wywalczenie przezen HISTORYCZNEGO AWANSU NA MISTRZOSTWA SWIATA PO 16
LATACH PRZERWY mialo doniosle i tragiczne konsekwencje w postaci
pilkarskiego programu kabaretu OT.TO. Byla przerobka Rolling Stonesow, byl
nonszalancki i prawie ze “cieply” rasizm wobec Emmanuela Olisadebe, bylo
pompowanie balonika. Nie wiem, kto wymyslil i pierwszy raz zastosowal to
okreslenie, wiem, ze do tej pory, kiedy slysze “balonik”, to mysle: “Jerzy
Engel i mundial w Korei i Japonii”. Bowiem tragizm losu selekcjonera
reprezentacji Polski polega nie tylko na tym, ze zawsze jest twoja wina, ze
zawsze ci wytkna zmiane minute za pozno, posadzenie na lawce ulubienca
kibicow, naturalizowanie kogos, kto “nie zasluzyl”, karkolomne wymysly
techniczne niedostosowane do potencjalu ludzkiego, albo ich brak, ale
takze, a moze przede wszystkim na tym, ze beda cie takze uwielbiac, robic
ci benefisy i spiewac zenujace piosenki.
Dla calego pokolenia kibicow mundial 2002 byl pierwszym z udzialem Polakow
za ich zycia (albo swiadomego zycia). Byl nowy wiek, bylismy w NATO, zaraz
mielismy wejsc do Unii, zostawilismy za soba brudy najntisow, mialo byc
dobrze i NORMALNIE. Mialo byc tak, a wyszlo tak: Do tej piosenki pewnie
przydalby sie slowniczek. “Dekodeiro” – bo turniej po raz pierwszy nie byl
transmitowany w calosci w Telewizji Polskiej i zeby go ogladac, trzeba bylo
wykupic jakas satelite czy inna kablowke, do tej pory zardzewiale talerze
na odrapanych fasadach kamienic z wyblaklym logo nieistniejacego operatora
przypominaja o tamtych tragicznych dniach letnich. Mial byc patos i duma,
poryw i poszum husarskich skrzydel, a wyszla gorzka lekcja, sromotna
porazka, patos osunal sie w smiesznosc (kto wie, jakie bylyby losy piosenki
Marka Torzewskiego, gdybysmy awansowali do cwiercfinalow?), podnioslosc
zmienila w groteske. “My na poczatek zero dwa z Koreira”, czyli szok
pierwszej porazki i ustalenie sie paradygmatycznego scenariusza
przegrywania, schematu trzech meczy: otwarcia, o wszystko i o honor (a
potem, jak w popularnym dowcipie, wyjscie z grupy prosto na lotnisko);
“paparazzi szukaja sensacji / trener mowi o aklimatyzacji / zurnaleiros
propagandeiros / chca wiedziec, kogo teraz wystawi treneiro”, czyli katalog
rytualnych tlumaczen (aklimatyzacja) i rytualnych napiec (namolni,
natretni, krytycznie nastawieni dziennikarze kontra oblezona twierdza
trenera i jego pilkarzy – watek, ktory wybrzmi szczegolnie dotkliwie na
mundialu w Niemczech).
“W akcie skruchy, desperacji i rozpaczy / treneiro wystawia pieciu nowych
graczy”, czyli, jesli pamietacie, euforia wygranego 3:1 meczu z USA,
euforia gorzka, bo przeciez juz wtedy odpadlismy, a jednoczesnie zmiany
kadrowe, jakie na ten mecz poczynil Jerzy Engel (“pieciu rezerwowych
bohateiros”), byly asumptem do dywagacji, czy gdyby od poczatku grali ci, a
nie inni, to wygralibysmy z Korea, nie przegralibysmy tak wysoko z
Portugalia i nie wrocilibysmy do domu tak koszmarnie poturbowani
psychicznie. I mialo tak byc przez nastepne wiecej niz 10 lat. “Lata udreki
przerywane krotkimi okresami niczym nieuzasadnionej nadziei” – takim haslem
Bohdan Pekacki opatruje swoj blog o zyciu z Legia Warszawa, ale mogloby to
byc tez motto kazdego kibica reprezentacji, moze z ta poprawka, ze – na
papierze – ta nadzieja zawsze wydawala sie uzasadniona, tym razem mialo byc
inaczej, powinno wyjsc inaczej!
Eliminacje do MS w Niemczech wspominam jako pasmo szalenczych
sukcesow. Mecze eliminacyjne ogladalo sie w sali telewizyjnej zrujnowanego
akademika, w tlumie pijanych chlopakow (przepraszam, koledzy, tak wlasnie
bylo), wygrywalismy z rozmachem z Austria, z Azerbejdzanem, z Irlandia
Polnocna, trzymalismy rozsadny poziom z Anglia, strzelal wpuszczany z lawki
w charakterze czarnego konia “Franek, Franek, lowca bramek”, gdzies po
drodze Jerzy Dudek wygral Lige Mistrzow, wymyslajac “Dudek dance”, a w
losowaniu grupy na mistrzostwa trafilismy Ekwador, Niemcy i Kostaryke, wiec
juz wlasciwie jakbysmy wyszli z tej grupy. A nie, czekajcie, przeciez w
tamtej kadrze gral tez Grzegorz Rasiak, pieszczotliwie zwany “Drewnem” lub
“Pinokiem”, adresat oskarzycielskich tyrad, wscieklych monologow i
zwyczajnych obelg, ale poniewaz na mundial awansowalismy, nawet o Rasiaku
myslalo sie z czuloscia. Tuz przed turniejem pojawily sie pierwsze
kontrowersje. Trener Pawel Janas, ojciec zwycieskich eliminacji, postanowil
byc ojcem marnotrawnym i nie zabrac do Niemiec ani Tomasza Frankowskiego,
ktory mu te eliminacje w duzej mierze “zrobil”, ani Jerzego Dudka, ktory
ledwie rok wczesniej wygral z Liverpoolem Lige Mistrzow swoim widowiskowym
tancem. Zakrawalo to na swietokradztwo i obraze uczuc, ale mnie sie
podobalo. Janas byl przeciwienstwem Engela – malomowny, ponury, czlowiek,
co to, za przeproszeniem, nie lubi “sczempic ryja”, natomiast pod kopula
swych gestych brwi mysli na pewno na trzy ruchy do przodu niczym polski
Jose Mourinho. W sobolich brwiach trenera Janasa, w jego oszczednosci
werbalnej, zacietej niecheci do wypowiedzi publicznych i introwertycznej
postawie, dopatrywalem sie genialnych strategii i taktycznej przezornosci.
Z jakaz nadzieja zatem przystepowalismy do pierwszego meczu z Ekwadorem” I
znowu szok, jeszcze wiekszy niz po meczu z Korea w 2002 roku, bo przeciez
tym razem” I jeszcze tak glupio! Carlos Tenorio na zawsze pozostanie w
smutnej pamieci, podobnie jak frazy o niedocenianiu stalych fragmentow gry
i wrzutek z autu. Nastroje kibicow oddal chyba wowczas najlepiej Jerzy
Pilch w felietonie dla “Polityki”, chociaz bezlitosny pojazd po Jacku
Krzynowku to troche sieganie po nisko wiszace owoce: “Jak sie skonczy –
bylo widac od poczatku. Kiedy byla gwiazda Bundesligi, czlowiek, ktory dwa
lata temu strzelil bramke Realowi Madryt i do dzis nie moze wyjsc z tego
szoku, zawodnik o sile bawolu i takimz umysle Jacek Krzynowek plasowanym
strzalem z rzutu wolnego przeniosl pilke jakies dwadziescia metrow nad
bramka – wszystko bylo jasne. Bylo tez jasne, co w zupelnych sekretach, w
pelnej konspiracji, na szczelnie zaslonietym kotarami boisku trenowali
gracze Janasa. Niewatpliwie trenowali oni stale fragmenty gry. Takze rzuty
rozne, ktorych pare – tak jest – krwawo wywalczyli, ale z ktorych – poza
faktem, ze jak idzie o centrowanie, reprezentacja jest na poziomie lat 60.
(fakt ten jak najsluszniej Janas utrzymywal, ile sie dalo, w konspiracji) –
nic nie wyniklo. Nic to wszakze; zdradzeni, a wierni polscy kibice
wiwatowac beda na Okeciu na czesc tego naszego arcygracza, ktoremu udalo
sie na mundialu najwiecej rogow zdobyc, a sportowcem roku moze wrecz zostac
snajper, co mu sie na mistrzostwach swiata udalo trafic w slupek – tu moze
byc nawet pewna konkurencja, juz w pierwszym meczu az dwa orly Janasa
trafily w slupek; nie tracmy nadziei, moze nasza reprezentacja jeszcze
jakis slupek na tym mundialu zdobedzie”.
To wlasnie po tym meczu dziennik “Fakt” opublikowal slynna, wykorzystywana
pozniej wielokrotnie okladke “Wstyd, zenada, kompromitacja, hanba,
frajerstwo, nie wracajcie do domu”. Moja wiara w trenera Janasa poddana
zostala ciezkiej probie, a caly kraj tylez emocjonowal sie, co frustrowal
atmosfera wokol polskiej kadry: treningami zamknietymi dla dziennikarzy,
udzialem kucharza reprezentacji w konferencjach prasowych (w zastepstwie
trenera) i ogolna mrukliwoscia selekcjonera. W modzie byly wowczas komisje
sledcze, zazadano wiec raportu. Raport Janasa mial wyjasnic, co wlasciwie
wydarzylo sie w Niemczech i dlaczego. Zawieral znamienne zdanie: “Warto
wspomniec, ze niektorzy zawodnicy polskiej reprezentacji po raz pierwszy w
karierze (co sami podkreslali) grali mecz toczony w tak szybkim tempie”.
Dotyczylo to meczu z Niemcami, okrutnego i straszliwego, ktory przegralismy
dopiero w 91. minucie, heroicznymi dziewiecdziesiecioma poprzednimi dajac
bolesnie polski wyraz zasadzie “grali jak nigdy, przegrali jak zawsze”.
Na pocieszenie – zrobila sie z tego nowa swiecka tradycja – wygralismy z
Kostaryka po dwoch bramkach Bartosza Bosackiego – obroncy, ktory w ogole
mial na mundial nie jechac, zostal powolany w ostatniej chwili w
zastepstwie chorego Damiana Gorawskiego. Kolejny raz okazalo sie, ze nie
tylko nie umiemy grac w pilke, ale tez nie wiemy, jak sie w swiecie
wielkiej pilki zachowywac: jak budowac relacje z mediami, jak tworzyc dobra
atmosfere wokol kadry, jak organizowac reprezentacje nie tylko jako druzyne
pilkarska, ale jako instytucje kulturowa (i kulturalna) na “normalnym”
europejskim poziomie, do ktorego tak chcielismy w koncu doszlusowac.
Step by step, heart to heart, left, right, left, we all fall down, like toy
soldiers
Po tragicznym mundialu w Niemczech wszystko mialo sie zmienic. Ale tym
razem naprawde, o, tak dokumentnie. Potrzebna byla nowa miotla, nowy
oddech, nowa nadzieja. W lipcu 2006 roku nowa nadzieja przyszla pod
postacia Leo Beenhakkera, a poprzedzona byla dlugim latem ogolnonarodowej
debaty pod haslem “trener z Polski czy z zagranicy”. Debata ujawnila splot
ambicji i kompleksow, pragnienie sportowych sukcesow podszyte poczuciem
nizszosci wobec Zachodu, ale i potrzeba oddania sie w profesjonalne rece “z
zewnatrz”. “Niech nas ktos w koncu poprowadzi” walczylo z “sami sie
poprowadzimy, chocby i do zguby”. Kiedy wybor padl wreszcie na Holendra,
bylego szkoleniowca Realu Madryt, Ajaksu Amsterdam i Feyenoordu, ktorego
najswiezszym osiagnieciem bylo wprowadzenie na mundial reprezentacji
Trynidadu i Tobago, okazalo sie, ze Polskiego Zwiazku Pilki Noznej na niego
nie stac. W roli mecenasa, patrona i sponsora wystapila wiec firma Tyskie,
doplacajac do pensji trenera.
Choc zaczelo sie od kleski, to pozniej Leo zaczal uwodzic: swoim spokojnym
doswiadczeniem, swoimi cygarami i eleganckimi plaszczami, swoja filozofia
“step by step”, opowiesciami o “international level” i “jasnej stronie
ksiezyca”, wizja futbolu totalnego, rowerami na zgrupowaniach, a przede
wszystkim: dotrzymana obietnica stawiania na graczy z polskiej ligi. O ile
ery Engela i Janasa uplynely pod znakiem pilkarzy z zagranicznych klubow (w
przypadku Janasa – raczej z lawek zagranicznych klubow), o tyle pierwsze
sukcesy eliminacyjne Beenhakkera (spektakularna wygrana z Portugalia w
Chorzowie) zbiegly sie w czasie ze wspanialym pochodem GKS Belchatow przez
tabele ligowa, klubu z samymi Polakami w skladzie, pod wodza Oresta
Lenczyka. Bohaterami kadry Beenhakkera zostali wlasnie belchatowianie:
Radoslaw Matusiak, pilkarz wowczas juz niemal 25-letni i wlasciwie
nieznany, oraz jego klubowy kolega Lukasz Gargula, pozniej gwiazda Wisly
Krakow. Stawianie na graczy z polskiej ligi, nowe twarze w kadrze i sukcesy
z klasowymi rywalami – to rzeczywiscie bylo cos nowego i sprawa
historycznego awansu Polakow na mistrzostwa Europy okazala sie spelniona
obietnica.
Do grupy wylosowalismy znowu Niemcow, a oprocz tego Austrie i Chorwacje.
Znow poczulismy sie pewnie, zwlaszcza po otwierajacej porazce z Niemcami,
ktora byla porazka w calkiem godnym stylu. Nastroje poprawily nam sie
jeszcze w 30. minucie meczu z Austria, gdy gola na 1:0 strzelil Roger
Guerreiro, ale” no wlasnie. Ten mecz przeszedl do historii jako “przegrany
remis”, a ciagnace sie dlugo po zakonczeniu turnieju spory, dowodzenia i
analizy, czy nasz jedyny gol w mistrzostwach padl ze spalonego czy nie,
byly chyba najlepsza miara slabosci rodzimego futbolu. W doliczonym czasie
gry sedzia Howard Webb, zaskarbiajac sobie wieczna antypatie Polakow,
podyktowal rzut karny dla Austriakow, zamieniony na bramke przez Ivice
Vasticia – nazwisko duzo slabiej pamietane niz nazwisko Howarda Webba. Po
meczu z Chorwacja tradycyjnie wyszlismy z grupy na lotnisko, ale tym razem
obylo sie bez dymisji trenera. Przegrywanie mialo sie jeszcze troche
przeciagnac, niemal do konca dekady. Kiedy bowiem wydawalo sie, ze
osiagnelismy juz przynajmniej takie minimum cywilizacji, ze bedziemy sie
kwalifikowac na wielkie imprezy regularnie (co bylo opowiadane jako jeden z
wyznacznikow postepu, normalnosci, zachodnioeuropejskosci), chocby i po to,
by odbebniac tam te swoje trzy mecze w grupie, to orly Beenhakkera zaczely
sie potykac w eliminacjach do mundialu w RPA.
Remis ze Slowenia, karny dla San Marino w meczu z San Marino, nieprzyjemna
atmosfera wokol pracy szkoleniowca kadry w Feyenoordzie, narastajaca
niechec nowego prezesa PZPN Grzegorza Laty wobec Holendra, wreszcie porazka
w Mariborze ze Slowenia, po ktorej prezes Lato oglosil publicznie dymisje
selekcjonera. A wczesniej melancholijno-wsciekle-sfrustrowanym monologiem
pozegnal go Dariusz Szpakowski, zapisujac sie (nie po raz pierwszy) w
annalach sportowego komentatorstwa zlotymi myslami o “malzenstwie z musu,
nie z rozsadku”, rozgrzeszajac pilkarzy (“to nie jest ich wina”) i wzywajac
Beenhakkera do wziecia odpowiedzialnosci za praktycznie przegrane
eliminacje. Szpakowski pytal, wcale nie retorycznie, czy Holender znow
bedzie mowil o “polskich kompleksach” i o tym, ze pilkarze nie rozumieja
jego stylu gry, co po raz kolejny ujawnia ten drazliwy splot poczucia
nizszosci, pragnienia doroslosci, potrzeby samostanowienia (takze
pilkarskiego) i tesknego spogladania w strone zachodnich wzorcow. Polskie
losy trenera Beenhakkera mozna opowiedziec na dwa, w gruncie rzeczy
podobne, sposoby, rozniace sie tylko rozlozeniem akcentow, i kazda z tych
narracji bedzie jakims wariantem prawdy. Mozna zatem historie Beenhakkera
opowiedziec jako bolesne zderzenie zachodnioeuropejskiego luzu,
profesjonalizmu i pogody ducha z nasza wschodnioeuropejska powaga,
nadeciem, wezlem ambicji i kompleksow, malym polskim pieklem. Ale mozna je
tez opowiedziec w kategoriach protekcji i lekcewazenia: oto podstarzaly
trener z wielkiego swiata przyjezdza z kagankiem futbolowego swiatla do
peryferyjnego kraju, a gdy po pierwszych sukcesach okazuje sie, ze ludzie,
zasoby, instytucje i materia stawiaja opor – buduje sobie tratwe ratunkowa
w postaci posady w zachodnim klubie.
Ten motyw powtorzy sie – wybaczcie, ze zaburzam chronologie – przy okazji
innych szkoleniowcow zza granicy. Choc sparzono sie Beenhakkerem na dlugo,
to przeciez wrocono do tego pomyslu, by znowu skonczylo sie podobnie, a
nawet gorzej. Portugalczyk Paolo Sousa dostal w prezencie reprezentacje
przeprowadzona przez eliminacje Euro 2020 przez Jerzego Brzeczka i zbyt
wiele z nia nie zdzialal (ostatnie miejsce w grupie), a do awansu na
mundial 2022 potrzebowal barazy, byc moze dlatego, ze bardziej zajety byl
dogadywaniem szczegolow kontraktu z nowym pracodawca – CR Flamengo z Rio de
Janeiro. Brzmie jak Szpakowski, ale ta sytuacja w przykry sposob pokazywala
miejsce polskiej pilki na swiatowej mapie – stanowisko trenera
reprezentacji jako posade pocieszenia czy przeczekania. Flamengo to
przynajmniej klasowa druzyna, ale to, jak traktowal prace w reprezentacji
inny Portugalczyk, to juz w ogole wstydzenadahanbakompromitacja. Troche nie
wiem, jak wygladal proces myslowy stojacy za wymiana go na Czesia
Michniewicza, byc moze mialo to jakis zwiazek z wlosami (fryzjerem, w
sensie), ale wyobrazam sobie to tak: Ej, mamy polskiego Mourinho, ale
trzeba jakos zatrzasc ta reprezentacja.
– Dobra, to wezmy sobie moze portugalskiego Michniewicza, tylko grajacego
jeszcze brzydziej. OK.
Nie chodzi nawet o wyniki sportowe Fernando Santosa, ale o jego ogolna
niemila nonszalancje, tumiwisizm, kreatywny stosunek do prawdy, zwalanie
wszystkiego na pilkarzy, dzialaczy, pogode itd. Nie wypada moze osadzac
czlowieka po minach, jakie stroi w publicznych sytuacjach, ale w przypadku
Santosa miny te dopelnialy tylko ogolnego obrazu. Pod koniec jego
spektakularnej, lecz na szczescie krotkiej kariery w reprezentacji
spekulowano juz o dogadywaniu sie Portugalczyka z klubem z Arabii
Saudyjskiej. Zwolniono go w trakcie eliminacji, ktore dokonczyl za niego –
szczesliwie – Michal Probierz, ale Santos, ktorego wklad polegal na
przegraniu trzech meczow eliminacyjnych, zapewnil sobie jeszcze premie za
ten wyczyn. Ale wrocmy sie, bo przeciez musimy omowic jeszcze co najmniej
trenera Franciszka Smude. Z Franzem wiaze sie nierozerwalnie jedno haslo:
Widzew Lodz, Lech Poznan, Euro 2012, do czego walnie przyczynil sie, nie
awansujac na mundial w RPA, zeby nie wywolywac zbednej dystrakcji. W
klubach – tak w Widzewie, jak i w Lechu – Smuda potrafil tworzyc widowiska,
budowac napiecie, jego zespoly strzelaly, trwonily, gonily. I chyba takie z
nim wiazalismy nadzieje, jak juz przegrywac, to niech cos sie dzieje,
tymczasem dluga kadencja trenera Smudy pelna byla kuriozalnych meczow,
potkniec, medialnej krytyki i gwaltownych zapasci, zakonczyla sie jako
wariacja tradycyjnego scenariusza – czyli trzy mecze, ale tym razem az dwa
remisy i kleska, odpadniecie z grupy na Euro 2012. Nie wiem w sumie, czy
to, ze bylo to NASZE Euro, te porazke osladzalo, czy solilo rany. Przeciez
to cale Euro 2012 to byla cala epopeja o docieraniu do nowoczesnosci i
normalnosci, flagowe osiagniecie rzadow usmiechnietej, proeuropejskiej
wladzy (wcale nie ironizuje, moze tylko troche), ktora wreszcie, wspolnie z
UEFA i funduszami unijnymi, dala nam to, czego najbardziej potrzebujemy –
autostrady i stadiony. To jednak temat na inna opowiesc.
Jakos po zakonczeniu polsko-ukrainskiego Euro zaczal mi sie rozjezdzac
kontakt z polska pilka, nie dlatego, zeby wyczerpaly mnie porazki, tylko po
prostu: starosc, zycie, brak czasu. Cos tam jednak do mnie docieralo z
czasow sledzonej jednym okiem kadry trenera Waldemara Fornalika (lipiec
2012 – pazdziernik 2013): powodz na nowiutkim Stadionie Narodowym (czyli
jednak nie takie super te stadiony na Euro), a przede wszystkim
najjasniejszy punkt w historii tej kadry – dupa Koseckiego. Na mistrzostwa
swiata do Brazylii sie nie zakwalifikowalismy, ale potem przyszedl Adam
Nawalka. Ulubieniec wszystkich mam – serio, nie znam mamy, ktora nie
powiedzialaby o Adamie Nawalce: “przystojny mezczyzna” – trener, ktory w
XXI wieku odniosl najwiekszy sukces z kadra i wzbudzil powszechny szacunek.
Pod jego wodza pozostawalismy przed 15 miesiecy niepokonani, pod jego wodza
nie tylko wyszlismy z grupy na Euro – wyczyn historyczny – ale nawet
doszlismy do cwiercfinalu, gdzie uleglismy dopiero w karnych (a to, jak
wiadomo, loteria!), i to komu – przyszlym mistrzom Europy.
Niestety, na mundialu w Rosji nie bylo juz tak dobrze, a nawet bylo bardzo
zle, co moim zdaniem jest sluszna kara za to, ze w ogole tam pojechalismy,
ale tak, wiem, wszyscy jechali. O ile wynik na Euro Nawalka zrobil
najlepszy w historii, o tyle na mundialu ogrywali nas rywale, ktorzy
zdawali sie na to nie tylko zaslugiwac, ale i miec z tego duzo radosci, a
my znowu bylismy tymi nieudacznymi smutasami z Europy Wschodniej. Samoboj
Thiago Cionka w meczu otwarcia przypomnial “najlepsze lata naszego zycia”,
a porazka z Kolumbia miala juz ten perwersyjny smak wytarzania sie w niej z
uszami, glowa i naglowkami serwisow sportowych. Nawalka podal sie do
dymisji sam, mimo ze Zbigniew Boniek, owczesny prezes PZPN, chcial z nim
dalej wspolpracowac, a kiedy ten odmowil, bardzo milo go zegnal. Zycze
Adamowi jak najwiekszych sukcesow – mowil Boniek. – Poza analiza sportowa
nie mozemy miec do trenera zastrzezen. Mielismy fajny sztab, fajna grupe
ludzi, ale porazki sie zdarzaja. Zegnamy sie na Stadionie Narodowym, gdzie
awansowalismy na Euro, awansowalismy na mundial, pokonalismy Niemcow,
poplakalem sie po tym meczu. To wszystko zdarzylo sie dzieki Adamowi i
naszej druzynie. To chwile, ktore bedziemy wspominac.
Sam trener mowil zas nieco melancholijnie: – Polska pilka zrobila krok do
przodu podczas mojej kadencji. Godnie zegnam sie z druzyna, ktora moglem
wprowadzic na wyzyny rankingow. To olbrzymi sukces, nie tylko moj, ale
calego sztabu. Zbudowalismy zespol, ktory przynosil radosc. Zainteresowanie
bylo ogromne, odzyskalismy zaufanie kibicow i mysle, ze nieudane
mistrzostwa nie przekresla olbrzymiej pracy wykonanej przez sztab ludzi.
Czuje sie odpowiedzialny za to, ze na mistrzostwach nie spelnilismy
oczekiwan i naszych planow. Zawiedlismy. Biore pelna odpowiedzialnosc. Po
meczu z Kolumbia wracalam do domu taksowka. Pan na radio-taxi, czy jak sie
tam teraz nazywaja te centrale, zamiast nazwiska poprosil mnie o haslo.
“Wymysl cos innego, wymysl cos innego” – zaklinalem swoj mozg. – Porazka –
powiedzialem. Smiechu bylo co niemiara. Od tamtej pory nie jezdze
taksowkami.
Na zakonczenie: wrozba. Albo omen. Dawno, dawno temu, gdy Michal Probierz
byl jeszcze trenerem Jagiellonii Bialystok, to ja, ja, ja pierwszy nazwalem
go polskim Guardiola, bo mial taki plaszcz, brode i ogolna aparycje. Nie
mam na to dowodow, gdyz nie jest prawda, ze w internecie nic nie ginie,
zginal na przyklad prawie caly – istniejacy niegdys jako enfant terrible
rodziny Sport.pl – Kobiecy Serwis Sportowy Ciacha.net (oprocz dupy
Koseckiego na szczescie), ale do czego zmierzam: patrzcie, Pep Guardiola
wygral na igrzyskach w 1992 roku, a potem zostal trenerem Barcelony i
zdobyl z nia wszystko. Michal Probierz nie gral na igrzyskach, ale byl
trenerem Jagiellonii. Jagiellonia wygrala teraz mistrzostwo Polski. Polska
jedzie na mistrzostwa Europy. Przypadek? Nie sadze. PS Przepraszam za
zasugerowanie we wstepie, ze Feyenoord to “sredniak Eredivisie”. To bylo w
celach retorycznych.
PS 2. Przepraszam wszystkich delegatow PZPN ze Swietokrzyskiego. Wszelka
zbieznosc z delegatami z innych okregow jest przypadkowa, personalia
zostaly zmienione. PS 3. Wykorzystalam fragmenty swojego tekstu
“Przegrywanie, frustracja, nadzieja, rozczarowanie, wstyd, zenada, hanba,
kompromitacja. perspektywa osobista z 2016 roku”, opublikowanego na stronie
malakulturawspolczesna.org.
Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)
STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/
abujas12@gmail.com
http://
www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
http://MyShip.com
Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez
dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com
GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl
Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:
(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):
Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.
BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452
(format IBAN)
wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479
(format IBAN)
wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504
(format IBAN)
BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
numer KRS 0000124837:
“Wspomoz nas!”
teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty
Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl