DZIEN DOBRY – TU POLSKA GAZETA MARYNARSKA Imienia Kpt. Ryszarda Kucika (Rok
XXIV nr 134) (67373)
14 maja 2024r.
Pogoda
wtorek, 14 maja 22 st C
Slonecznie
Opady:0%
Wilgotnosc:39%
Wiatr:19 km/h
Kursy walut – za jednego dolara (USD) zaplacimy 3,99 zl. Cena jednego funta
szterlinga (GBP) to 5 zl, a franka szwajcarskiego (CHF) 4,40 zl. Z kolei
euro (EUR) mozemy zakupic za 4,30 zl.
Dowcip
Dyskusja Polaka z Anglikiem na temat stopnia trudnosci swojego jezyka
narodowego. Anglik probuje udowodnic polakowi, ze jego jezyk jest
trudniejszy:
-Na przyklad u nas pisze sie Shakespeare, a czyta Szekspir.
-To jeszcze nic. – mowi Polak – U nas pisze sie Boleslaw Prus, a czyta
Aleksander Glowacki!
Dzien dobry Czytelnicy 🙂
Dzisiejsze wiadomosci opanowaly pozary i to calkiem powazne, zwlaszcza
jeden. Milego dnia dla Was, i ostroznie z zapalkami itp 😉
Ania Iwaniuk
Prawie 1400 sklepow pod zawalonym dachem Marywilskiej 44. “Tragedia dla
tysiecy kupcow i ich rodzin” Pozar centrum handlowego Marywilska 44 na
warszawskiej Bialolece to tragedia dla drobnych przedsiebiorcow, ktorzy w
tym miejscu prowadzili swoje biznesy. Na terenie kompleksu nalezacego grupy
Mirbud znajdowalo sie blisko 1400 sklepow, ktorych najemcami sa osoby 14
narodowosci. “Straszna tragedia dla tysiecy kupcow i ich rodzin. Pozar to
dla kupcow wielkie straty finansowe i utrata zrodla utrzymana na dlugi
okres” – komentuje Stowarzyszenie Przedsiebiorcow Wietnamskich. Centrum
handlowe Marywilska 44 nalezy do spolki o tej samej nazwie, ktorej
wiekszosciowym udzialowcem jest notowana na gieldzie grupa Mirbud SA.
To w tym obiekcie w niedziele rano wybuchl pozar, podczas ktorego zawalil
sie dach budynku. Walka z zywiolem moze zajac strazakom nawet kilkanascie
godzin. Nikomu nic sie nie stalo.
Pozar centrum handlowego Marywilska 44. Ile sklepow bylo w srodku?
Jak wynika ze sprawozdania z dzialalnosci firmy Mirbud, na terenie centrum
handlowego znajduje sie lacznie 1348 lokali handlowych, ktorych
powierzchnia waha sie od 20 do 1870 metrow kwadratowych. Polowa sklepow
znajdujacych sie w hali ma oferte zwiazana z moda. Wsrod pozostalych lokali
najwieksza grupe stanowia te oferujace rozne uslugi (10 procent), artykuly
dla dzieci (6 procent) i artykuly spozywcze (5 procent). 3 procent lokali
zajmowalo sie gastronomia – tyle samo oferowalo artykuly wyposazenia
wnetrz. Powierzchnia uzytkowa calego centrum handlowego wynosi 62 tysiace
metrow kwadratowych. Wraz z wybudowanym w 2017 roku mniejszym parkiem
handlowym Marywilska 44 caly kompleks ma 74 tysiace metrow kwadratowych
powierzchni uzytkowej.
Oprocz obiektu na warszawskiej Bialolece spolka Mirbud posiada rowniez inne
biznesy: miedzy innymi pawilon handlowy w Starachowicach i park handlowy w
Rumii. Od niedawna spolka dziala tez w segmencie najmu nieruchomosci
magazynowo-logistycznych. Na przelomie 2020 i 2021 roku firma kupila
kompleks szesciu hal przy trasie S7 miedzy Warszawa a Gdanskiem.
Grupa Mirbud chwali sie w swoim sprawozdaniu z dzialalnosci, ze “handlowym
sukcesem jest z pewnoscia wypracowanie grupy lojalnych klientow, ktorzy
wracaja regularnie na Marywilska”. Przedsiebiorcy wietnamscy: tragedia dla
tysiecy kupcow i ich rodzin
“Dla wielu klientow wazna jest roznorodnosc towaru – najemcy reprezentuja 14
narodowosci. Oczywiscie klienci wracaja tu takze ze wzgledu na bardzo
korzystna relacje jakosci oferowanego towaru do ceny, bo konkurencja w CH
MARYWILSKA 44 jest ogromna. Najemcy sprzedaja swoje produkty glownie
poprzez kanal niezalezny: hurtownie, punkty sprzedazy detalicznej” –
czytamy w dokumencie spolki.
Do pozaru odnioslo sie na Facebooku Stowarzyszenie Przedsiebiorcow
Wietnamskich. “Plonie CH Marywilska 44, w ktorej dzialalnosc prowadzi
tysiace kupcow wietnamskich i polskich. Straszna tragedia dla tysiecy
kupcow i ich rodzin. Pozar to dla kupcow wielkie straty finansowe i utrata
zrodla utrzymana na dlugi okres. Jako organizacja obserwujemy rozwoj
sytuacji” – podalo stowarzyszenie. W kolejnym wpisie poinformowano, ze
Stowarzyszenie Wietnamczykow w Polsce, Stowarzyszenie Przedsiebiorcow
Wietnamskich w Polsce oraz inne organizacje wietnamskie spotykaja sie w
niedziele o godz. 20, by ustalic mozliwosci pomocy dla poszkodowanych. Jak
powiedzial PAP rzecznik prasowy Stowarzyszenia Przedsiebiorcow Wietnamskich
w Polsce Karol Hoang, w wyniku pozaru “zniszczona zostala praktycznie cala
hala”. “Na Marywilskiej jest 1400 sklepow, przy czym dominuja male,
rodzinne firmy, wiec tak naprawde liczbe osob poszkodowanych szacujemy w
tysiacach. Tam sa Polacy, Wietnamczycy i Turcy, takze srodowisko
wielonarodowe” – zaznaczyl.
Hoang dodal, ze Stowarzyszenie bedzie dazyc do tego, by do czasu
odbudowania hali poszkodowanym najemcom zostalo zapewnione zastepcze
miejsce pracy. – Oglosimy rowniez spoleczna zbiorke, by wesprzec
najbardziej potrzebujace rodziny. Jednoczesnie kontaktujemy sie z zarzadem
spolki Marywilska 44 w sprawie dalszych dzialan. Na dzis mamy deklaracje
spolki, ze beda chcieli odbudowac hale – zaznaczyl.
Rzeczniczka prasowa stolecznego ratusza Monika Beuth przekazala, ze miasto
jest na biezaco informowane o sytuacji. – Stoleczne centrum bezpieczenstwa
jest caly czas w kontakcie ze sluzbami. Jestesmy w gotowosci, gdyby
potrzebne bylo jakies wsparcie – podkreslila. Pytana o pomoc kupcom,
odpowiedziala, ze “to bedzie konieczne”. – Pierwszym zadaniem jest
zabezpieczenie terenu, dogaszanie pozaru, a od jutra spotkania i rozmowy, w
jaki sposob miasto moze wesprzec kupcow – dodala.
Jak podaje portal Money.pl, spolka Marywilska 44 osiagnela w 2023 roku
przychod ze sprzedazy w wysokosci 61 mln zlotych. Przychody wzrosly
wzgledem 2022 roku o 12 procent, czyli 6,65 mln zl. Zysk ze sprzedazy
wyniosl w 2023 roku prawie 23,5 mln zl.
Szkola zaczela sie palic w czasie matury. “Tragedia, masakra, ciezko sie
na to patrzy”
W poniedzialek w poludnie w liceum w Grodzisku Mazowieckim wybuchl pozar.
Zapalil sie dach obiektu. Do zdarzenia doszlo podczas egzaminu maturalnego,
ktory zostal przerwany. Ewakuowano uczniow i nauczycieli, lacznie okolo 60
osob. Pozar nie jest jeszcze opanowany. Strazacy gasza go z zewnatrz, ale
takze w srodku budynku. Widac ponownie otwarty ogien na sporym obszarze
dachu. Pozar w ogole nie jest opanowany – powiedzial po godzinie 14 Artur
Wegrzynowicz z tvnwarszawa.pl. To juz druga godzina akcji gasniczej
strazakow.
Dym zobaczyl mezczyzna
Nasz reporter rozmawial tez z uczniami. – Ich o ewakuacji poinformowala
wozna, a ona z kolei otrzymala informacje o zadymieniu od przypadkowego
mezczyzny, ktory przebywal na parkingu w poblizu szkoly i widzial, jak dym
wydobywa sie spod dachu. Natychmiast zarzadzono ewakuacje. Odbywaly sie
matury z jezyka angielskiego, ale takze i z jezyka polskiego – powiedzial
Wegrzynowicz.
Przypomnial, ze matura rozpoczela sie o godzinie 9, a niewielka grupa
uczniow zdazyla ja dokonczyc. Sporej jednak czesci uczniow zostala jednak
przerwana. Nadal widac gesty dym i plomienie z dachu. Doszlo do uszkodzenia
konstrukcji dachu pod wplywem temperatury – przekazal nasz reporter.
Zaznaczyl, ze konstrukcja dachu “bardzo mocno sie wygiela” i “czesciowo
zawalila”. Na miejsce wciaz dojezdzaja kolejni strazacy, a akcja gasnicza
trwa nie tylko z zewnatrz budynku, ale takze w srodku.
Pozar w czasie egzaminu
Jeden z uczniow wskazal, ze na poddaszu szkoly znajduje sie silownia. Ale
dzisiaj nie odbywaly sie tam zajecia. Zapytany o to, co poczul na wiesc o
pozarze, odpowiedzial: – To jest tragedia, masakra. Moglo sie wydawac dla
niektorych nie takie straszne, ale ciezko sie na to patrzy po prostu –
powiedzial w rozmowie z reporterem TVN24 Pawlem Lukasikiem. Na chwile
obecna przy pozarze udzial bierze 20 zastepow jednostek ochrony
przeciwpozarowej. To jest okolo 50 strazakow – przekazal tuz po godzinie 15
aspirant Krzysztof Stefaniak z grodziskiej strazy pozarnej. Dodal, ze
miejsca prowadzonych dzialan sa podzielone na cztery odcinki bojowe: z
trzech pozar gaszony jest z zewnatrz, a z jednego wewnatrz obiektu.
Stezenia szkodliwych gazow nie sa przekroczone
Jak dodal strazak, akcja jest bardzo trudna. Zapytany o panele
fotowoltaiczne na dachu budynku, odpowiedzial: – Pozar na dachu jest na
okolo 150 metrach kwadratowych. Natomiast nie wiem, jaka jest powierzchnia
paneli fotowoltaicznych.
Strazak przekazal tez, ze na miejscu jest rowniez grupa ratownictwa
chemicznego, ktora w swoim laboratorium dokonuje pomiarow na terenie
miasta. Podal, ze na chwile obecna stezenia szkodliwych gazow nie zostaly
przekroczone.
Sluzby otrzymaly informacje o pozarze w zespole szkol numer 1 w centrum
Grodziska Mazowieckiego kilka minut po godzinie 12. W momencie wybuchu
pozaru w liceum przebywali zarowno uczniowie, jak i nauczyciele. O godzinie
12.06 otrzymalismy zgloszenie o pozarze w liceum przy ulicy Zwirki i
Wigury. Na miejsce zadysponowano piec zastepow: trzy z jednostki
ratowniczo-gasniczej z Grodziska Mazowieckiego, jeden z OSP z Grodziska i
jeden OSP z Milanowka. Po dojezdzie na miejsce przeprowadzono rozpoznanie i
stwierdzono pozar dachu budynku. Wszystkie osoby, ktore przebywaly w
budynku, opuscily go – powiedzial nam wczesniej asp. Krzysztof Stefaniak z
Komendy Powiatowej Policji w Grodzisku Mazowieckim.
“Matury zostaly przerwane”
– Matury zostaly przerwane – uzupelnil asp. Stefaniak. – W pierwszej fazie
zadysponowano piec zastepow, teraz dysponowane sa kolejne – opisywal. I
dodal, ze o zdarzeniu zostali poinformowani: starosta grodziski, Powiatowe
Centrum Zarzadzania Kryzysowego, burmistrz Grodziska Mazowieckiego oraz
jego zastepca. Na miejscu jest takze policja.
Co dalej z maturami? Centralna Komisja Egzaminacyjna poinformowala, ze
uczniowie
przystapia do matur w innej lokalizacji.
Zdarzenie potwierdzila takze oficer prasowa Mazowieckiego Komendanta
Wojewodzkiego Panstwowej Strazy Pozarnej w Warszawie ml. kpt. inz.
Katarzyna Urbanowska.
– Doszlo do ewakuacji szkoly w trakcje egzaminow maturalnych. Ewakuowanych
zostalo 60 osob. To pozar o powierzchni okolo 20 metrow kwadratowych –
przekazala. Strazacy walcza, aby ogien nie dostal sie na panele
fotowoltaiczne, ktore znajduja sie na dachu. Ich pozar wymusilby zmiane
techniki gaszenia pozaru. – Wtedy uzywane sa inne materialy do gaszenia.
Miejmy jednak nadzieje, ze te panele sie nie zajma i strazacy zdaza na czas
ugasic ten pozar – podkreslila.
Co w przypadku, gdy paneli nie uda sie obronic? – Beda gaszone piana
gasnicza, czyli zmieni sie specyfika podawania tego srodka gasniczego na
nie – zaznaczyla oficer prasowa. Urbanowska zapewnila, ze energia w budynku
zostala odlaczona. – Nie powinno byc zadnego zagrozenia, jesli panele
otrzymaja duze ilosci wody – wyjasnila. Rozmawialem z jedna z nauczycielek,
ktora przerazila sie stratami, a takze z dwojka maturzystow. Stwierdzili,
ze akcja ewakuacyjna przebiegla bardzo szybko, a egzamin maturalny zostal
przerwany – relacjonowal na antenie TVN24 Artur Wegrzynowicz. – Trwa akcja
gasnicza, kolejne zastepy dojezdzaja na miejsce, zeby tylko zapanowac nad
zadymieniem i plomieniami – wskazal nasz reporter.
– Ogien pojawil sie na poddaszu budynku. Plomienie caly czas wydobywaja sie
z okien pod dachem. Obecnie na miejscu pracuje okolo 50 strazakow. Jest
takie przedstawiciel Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, ktory
prawdopodobnie wylaczy ten budynek z uzytkowania, tak podpowiada
doswiadczenie – opisywal Wegrzynowicz w kolejnym wejsciu okolo godziny
13.30.
Zablokowane sa ulice dojazdowe wokol szkoly, ale nie ma koniecznosci
ewakuowania okolicznych mieszkancow. Sluzby nie informuja jeszcze, co moglo
byc przyczyna tego pozaru – podsumowal reporter tvnwarszwa.pl. Brygadier
Grzegorz Borowiec z Komendy Glownej Panstwowej Strazy Pozarnej przyznal, ze
akcja gasnicza jest trudna, a panele fotowoltaiczne to dodatkowa przeszkoda
dla strazakow bioracych udzial w akcji gasniczej. Przypomnial tez o
niedzielnym pozarze hali przy Marywilskiej w Warszawie. – Tam sily i srodki
byly nieporownywalne do tego, co dzisiaj mamy zadysponowane do szkoly –
powiedzial.
Co, gdyby panele fotowoltaiczne stanely w plomieniach? – To niewatpliwie
skomplikuje caly proces gaszenia, poniewaz panele beda caly czas produkowac
ten prad – przyznal strazak. Dodal, ze trzeba by bylo zadysponowac na
miejsce pojazdy z proszkiem gasniczym. Zaznaczyl jednak, ze na te chwile
panele jeszcze nie zajely sie ogniem i strazacy beda starac sie, by tak sie
nie stalo.
Kadeci poparzeni podczas zajec w szkole pozarniczej. Osiem osob w szpitalach
W Szkole Aspirantow Panstwowej Strazy Pozarnej w Poznaniu doszlo do
wypadku, ucierpialo dziewieciu kadetow. Wiadomo, ze zostali poparzeni
podczas zajec. Osiem osob przewieziono do szpitali. Jak dowiedzial sie
reporter TVN24, w Poznaniu w godzinach przedpoludniowych doszlo do
incydentu w Szkole Aspirantow Panstwowej Strazy Pozarnej.
– Podczas zaplanowanych zajec z fizykochemii spalania i srodkow gasniczych
zostalo poparzonych dziewieciu kadetow. Mialo to miejsce przy urzadzeniu do
okreslania temperatury zaplonu cieczy, ktora w tym przypadku byl olej
spozywczy. To pierwsze takie zdarzenia w 70-letniej historii naszej szkoly.
Na razie nie sa znane przyczyny i mechanizm tego zdarzenia – powiedzial
TVN24 bryg. Rafal Wypych, rzecznik prasowy Szkoly Aspirantow PSP w
Poznaniu.
W zajeciach bralo udzial 20 osob i dwoch doswiadczonych wykladowcow.
Poszkodowani to uczniowie, ktorzy znajdowali sie najblizej urzadzenia. Jak
informuje rzecznik szkoly, wszystkim poszkodowanym udzielono na miejscu
pierwszej pomocy. Uczniowie samodzielnie opuscili pomieszczenie, w ktorym
doszlo do tego zdarzenia. – Nikt nie wymagal asysty. Po przyjezdzie
zespolow ratownictwa medycznego, poszkodowani zostali przekazani i
odwiezieni do poznanskich szpitali. Z relacji osob, ktore udzielaly im
pomocy wynika, ze nasi uczniowie mieli poparzenia pierwszego i drugiego
stopnia – dodaje Wypych. W szkole pojawili sie juz policyjni technicy. Pod
nadzorem prokuratora beda wyjasniac okolicznosci. – Do tej pory nie
dochodzilo do incydentow z urzadzeniem do okreslania temperatury zaplonu
cieczy. Jest ono zasilane energia elektryczna. Do odpowiedniego tygielka
dodawany jest olej w ilosci okolo 50 ml. Nastepnie w sposob kontrolowany
jest od podgrzewany i okreslana jest jego temperatura. W ten sposob
szkolimy naszych adeptow – tlumaczy Wypych.
Okolicznosci zdarzenia bada policja pod nadzorem prokuratora.
Szwajcaria wygrywa konkurs Eurowizji Szwajcaria i Nemo wygrywaja 68. final
Konkursu Piosenki Eurowizji w szwedzkim Malm�s. Jury 37 krajow oraz
eurowizyjna publicznosc docenili piosenke “Code”. W nocy z soboty na
niedziele poznalismy zwyciezce 68. finalu Konkursu Piosenki Eurowizji. Od
samego poczatku glosowania jurorow z 37 krajow Szwajcaria znajdowala sie na
szczycie notowania, gromadzac w sumie 365 jurorskich punktow. Na drugim
miejscu znalazla sie Francja, a podium zamykala Chorwacja. Polscy jurorzy w
tym glosowaniu rowniez najbardziej docenili Szwajcarie – otrzymala od
naszego kraju 12 punktow. 10 powedrowalo do reprezentantow Ukrainy.
O zwyciestwie przesadzily glosy publicznosci. Bardzo mocno zyskala Ukraina,
ktora wskoczyla na 3. miejsce calego konkursu, drugie zajela ostatecznie
Chorwacja, a na pierwszym pozostala jednak bezkonkurencyjna tej nocy
Szwajcaria.
Eurowizja 2024. Kim jest Nemo
Nemo, urodzona w 1999 roku w szwajcarskim Biel osoba reprezentujaca w Malm�s
Szwajcarie, jest niebinarna i nie uzywa rodzajowych zaimkow osobowych.
Preferuja rowniez, zeby zamiast zaimka osobowego, wstawiac w zdanie ich
imie. Nemo wywolali fale zachwytu juz podczas preselekcji krajowych. Jak
czytamy na stronie Eurowizji muzyka Nemo porusza takie tematy jak tozsamosc
plciowa, zdrowie psychiczne i poszukiwanie swojego miejsca w
swiecie. Zwycieski utwor “Code” jest wspolprodukowany przez Polakow:
Wojciecha Kostrzewe i Nikodema Milewskiego – laczy w sobie elementy kilku
gatunkow i estetyk muzycznych: pop, rap, drum and bass i opery. Natomiast
tekst zawiera osobista podroz Nemo w procesie odnajdywania wlasnej
tozsamosci plciowej. Eurowizja 2024. Kontrowersje wokol finalu
Wiele emocji jeszcze przed finalem naroslo wokol reprezentujacej Izrael
20-letniej Eden Golan. Jej wystepom juz od pierwszych prob
towarzyszylo buczenie
i propalestynskie okrzyki
.
Podczas sobotniego wystepu artystki, wsrod braw, rowniez slychac bylo
wyraznie gwizdy ze strony publicznosci. Wczesniej ogloszono, ze z finalu
konkursu wykluczony zostal holenderski artysta Joost Klein
.
Byl on wymieniany jako jeden z faworytow konkursu. Europejska Unia Nadawcow
podala w oswiadczeniu, ze “szwedzka policja wszczela dochodzenie w sprawie
skargi zlozonej przez kobiete z ekipy produkcyjnej po incydencie, do
ktorego doszlo po wystepie artysty w czwartkowym polfinale”.
Szturm na fabryke Muska. Kilka osob jest rannych Setki aktywistow
klimatycznych starly sie w piatek z policja nieopodal podberlinskiej
fabryki Tesli – podaja zagraniczne media. Protestujacy przeprowadzili nawet
probe szturmu, a czesci z nich udalo sie przedrzec na teren zakladu.
Interweniowala policja, kilka osob zostalo rannych, w tym trzech
funkcjonariuszy. Wiekszosc pracownikow fabryki Tesli w Gruenheide pod
Berlinem nie stawila sie w piatek w pracy. Z uwagi na obawy dotyczace
bezpieczenstwa, jak i utrudnienia komunikacyjne, firma umozliwila im prace
z domu.
Podczas protestu policja dokonala kilku aresztowan. Kilka osob zostalo
rannych, w tym trzech funkcjonariuszy.
Aktywisci szturmuja fabryke Tesli
Na protescie przed fabryka stawily sie setki osob. Czesc z nich biegla w
kierunku zakladu, probujac przedrzec sie do znajdujacych sie na jego
terenie budynkow. Jeden z filmow zamieszczonych w mediach
spolecznosciowych, ktory zostal zweryfikowany przez BBC, ukazuje
protestujacych skutecznie przebijajacych sie przez kordon policji, a
nastepnie wchodzacych na teren fabryki. Nie udalo im sie jednak zdobyc
budynkow zakladu. Uniemozliwili to doganiajacy aktywistow funkcjonariusze.
Na tym jednak sie nie skonczylo – czesc demonstrantow zablokowala w piatek
pobliska autostrade. Inni umiejscowili swoje obozowiska na torach
kolejowych, pozostali – na lokalnej drodze prowadzacej bezposrednio do
zakladu Tesli.
Na – jego zdaniem – zbyt malo stanowcza reakcje policjantow utyskiwal w
mediach spolecznosciowych zalozyciel i dyrektor generalny Tesli Elon Musk.
“Dlaczego policja tak latwo odpuszcza lewicujacym protestujacym?” – napisal
Musk na platformie X. Juz wczesniej ostro atakowal aktywistow, nazywajac
ich “ekoterrorystami”. Najbardziej zagorzali zwolennicy protestu od
miesiecy okupuja czesc lasu, ktory ma zostac wyciety pod rozbudowana
fabryke. Na poczatku marca fabryka Tesli chwilowo wstrzymala produkcje po
wystapieniu awarii zasilania. Wczesniej w jej okolicach doszlo do pozaru
slupa wysokiego napiecia. Do aktu sabotazu przyznala sie lewicowa grupa
aktywistow znana jako Volcano Group. Gigafactory Berlin-Brandenburg to
jedyny zaklad produkcyjny Tesli, ktory znajduje sie w Europie. W fabryce
zatrudnionych jest obecnie12 tysiecy osob. Z linii produkcyjnej schodzi
lacznie pol miliona samochodow rocznie.
Kosiniak-Kamysz: faryzeusze z PiS wielokrotnie oszukali rolnikow
Zostaliscie, drodzy rolnicy, wielokrotnie oszukani przez faryzeuszy z
PiS-u, chocby w sprawie Zielonego Ladu – oswiadczyl w sobote podczas
posiedzenia Rady Naczelnej PSL wicepremier i szef tej partii Wladyslaw
Kosiniak-Kamysz. Podczas posiedzenia Rady Naczelnej PSL szef partii
Wladyslaw Kosiniak-Kamysz podkreslil, ze PSL cechuje odpowiedzialnosc za
ojczyzne, rowniez obecnie – w czasach bezposredniego zagrozenia
bezpieczenstwa panstwa polskiego.
– Jezeli wojna toczy sie tuz przy twoich granicach, jezeli wojna oddzialuje
na nasze spoleczenstwa, jezeli mamy miliony uchodzcow w Polsce, jezeli
kazdego dnia musimy i chcemy udzielac pomocy humanitarnej, rowniez
militarnej, to znaczy, ze musimy robic wszystko, zeby zadbac o
bezpieczenstwo – zaznaczyl Kosiniak-Kamysz.
Zwrocil uwage, ze PSL, przystepujac do koalicji rzadowej, stworzylo
wspolnote, ktora – jak mowil – w pierwszym rzedzie stawia na
bezpieczenstwo. Jego zdaniem nie ma obecnie wazniejszej sprawy. Wymienil,
ze chodzi zarowno o bezpieczenstwo narodowe, militarne i mieszkancow
Polski, jak i o bezpieczenstwo zywnosciowe i energetyczne. Odnoszac sie do
wyborow europejskich, powiedzial, ze sa one “dla nas najtrudniejsze” ze
wzgledu na to, ze Polacy sa juz zmeczeni wyborami. Zaapelowal jednak do
zebranych, ze nie mozna odpuscic tych wyborow.
Kosiniak-Kamysz mowil o potrzebie zdobycia jak najlepszego wyniku.
Przekonywal, ze PSL ma ambitne plany i stawia na przedsiebiorcow.
Przekazal, ze jeszcze w tym roku m.in. bedzie nizszy ZUS dla
przedsiebiorcow, nizsza skladka zdrowotna.
Szef PSL do rolnikow: zostaliscie oszukani
Lider ludowcow zwrocil sie takze do rolnikow. – Zostaliscie – drodzy
rolnicy, mieszkancy wsi – wielokrotnie oszukani przez faryzeuszy z PiS-u –
oswiadczyl. Wprowadzili was w blad, chocby w sprawie Zielonego Ladu –
ocenil wicepremier, przywolujac slowa komisarza UE ds. rolnictwa Janusza
Wojciechowskiego i prezesa PiS Jaroslawa Kaczynskiego sprzed trzech lat.
Jak wskazal, w czasach rzadow PiS nie rozmawiano z rolnikami, a dzis dialog
z nimi skutecznie prowadzi minister rolnictwa Czeslaw Siekierski. –
Niektorzy mowia, ze to nie jest wystrzalowy minister, ale kto mialby tyle
cierpliwosci, uczciwosci, starannosci, zeby siedziec od switu do nocy,
tlumaczyc, rozwiazywac problemy, przekonywac, zdobyc 2 miliardy zlotych na
doplaty do zboza, uspokoic sytuacje, rozmawiac z kazdym, nawet z tym co sie
podszywa pod rolnika – chwalil szefa resortu rolnictwa Kosiniak-Kamysz.
Wedlug Kosiniaka-Kamysza, Prawo i Sprawiedliwosc pozostawilo po sobie
“stajnie Augiasza” zarowno w ministerstwach, jak i przestrzeni
gospodarczej. – Rozwalili funkcjonowanie panstwa polskiego w zakresie
bezpieczenstwa. Widzimy, co sie wydarzylo kilka dni temu na Bialorusi. Ich
ulubieniec trafil tam pod oslone rezimu Lukaszenki – zauwazyl prezes PSL.
Kosiniak-Kamysz wymienil inwestycje, ktore beda realizowane przez resorty,
na czele ktorych stoja ministrowie z PSL, m.in. rozbudowe portu w Elblagu,
rozwoj terminali kontenerowych w Swinoujsciu i Gdansku, budowe portu
serwisowego w Lebie. Podkreslil, ze terminy dotyczace budowy elektrowni
atomowych zostana dotrzymane. Jak wskazal, rzad stawia rowniez na rozwoj
polskiego przemyslu zbrojeniowego, ktory ma sie stac kolem zamachowym
gospodarki. – 50 procent zakupow (uzbrojenia – red.) chcemy realizowac w
firmach polskich, zarowno panstwowych jak i prywatnych – poinformowal szef
MON.
Policja: podawal sie za kobiete, sprzedawal falszywe dolary australijskie
Koszalinscy policjanci przejeli 93 falszywe monety o nominale jednego
dolara australijskiego. Zatrzymali tez 40-latka, ktory – podajac sie za
kobiete – mial sprzedawac podrobki na aukcjach internetowych. 40-letni
mieszkaniec wojewodztwa lubuskiego sprzedawal na roznych portalach
aukcyjnych monety kolekcjonerskie o nominale jednego dolara australijskiego
o probie 999 silver.
Koszalinscy policjanci ustalili jednak, ze sa one podrobione. Monety mialy
byc wybite z innego stopu w kolorze miedzianym. W trakcie przeszukania
mieszkania mezczyzny, funkcjonariusze zabezpieczyli 93 podrobione monety o
nominale jednego dolara australijskiego. Kryminalni ustalili takze, ze
40-latek podawal sie za kobiete w trakcie sprzedazy falszywych przedmiotow.
Jak podala koszalinska policja, mezczyzna mial w ten sposob oszukac co
najmniej 30 osob. Ale poszkodowanych moze byc wiecej, sprawa jest
rozwojowa. 40-latek uslyszal juz prokuratorskie zarzuty, za ktore grozi mu
do osmiu lat wiezienia.
DETEKTYW
Zbrodnia doskonala?
Anna Frej
Byl 22 grudnia 1964 roku. Mieszkancy Warszawy przygotowywali sie do Bozego
Narodzenia. robili zakupy, szukali prezentow. Udawali sie po nie do dosc
dobrze zaopatrzonego sklepu – Centralnego Domu Towarowego. Dzieki temu
utargi byly wysmienite. To, co stalo sie tego dnia wieczorem, zaburzylo
swiateczny nastroj wielu warszawiakow. Centralny Dom Towarowy, dzi- siejszy
Smyk, byl calkiem niezla handlo- wa wizytowka
stolicy w czasach PRL-u. Tam zawsze mozna bylo cos dostac, a o utargach
krazyly legendy. Prasa informowala o rekordo- wej niedzieli handlowej przed
Bozym Narodzeniem 1964 roku, gdy tamtejsze kasjerki przyjely od klientow
ponad 4 mln owczesnych zlotych.
We wtorek 22 grudnia utarg nie byl juz rekordowy, ale nadal calkiem niezly.
Wieczo- rem, po zamknieciu sklepu, na konto bankowe CDT trafic mialo ponad
1 mln 300 tys. zl. Zgodnie z zasadami pieniadze trzeba bylo zawiezc do
banku polozonego nieopodal, przy ulicy Jasnej. CDT byl obslugi- wany przez
VIII Oddzial Naro- dowego Banku Polskiego. Pie- niadze byly wozone z reguly
jednym z dwoch samochodow – dostawczym zukiem badz warszawa. Oba pojazdy
mialy na drzwiach logo domu towa- rowego, z tym ze warszawa miala tez tylne
okna pomalo- wane na zielono, dzieki czemu ciezej bylo zajrzec do srodka.
Zgodnie ze zwyczajem dzienny utarg zawozila do banku glowna kasjerka oraz
dwoch straznikow. Byl tez kie- rowca. Tamtego dnia Jadwiga Michalowska
zajela miejsce z tylu samochodu, a obok niej usiadl jeden ze straznikow –
Stanislaw Pietka. Za kierow- nica znajdowal sie Wladyslaw Bogdalski, a na
fotelu pasaze- ra Zdzislaw Skoczek – drugi ze straznikow. Trasa nie byla
dluga. Do banku zlokalizowa- nego w imponujacym budyn- ku z posagami orlow
na dachu (dlatego potocznie nazywa- no te placowke Bankiem pod Orlami)
warszawa wyruszyla ulica Krucza. Potem pojazd minal ulice Bracka i
Szpitalna. Kierowca pojechal w strone placu Powstancow, by po chwi- li
skrecic w ulice Moniuszki. Gdy zblizyl sie do skrzyzowania pojechal w lewo
na ulice Jasna. Cel byl tuz tuz i chwile pozniej warszawa zatrzymala sie
przed wejsciem do budynku. W samochodzie oprocz czte- rech osob byl jeszcze
ladunek i to bardzo powazny – kilku- kilogramowy worek z pokazna kwota w
srodku wynoszaca dokladnie 1 336 500 zl. Dowod- ca konwoju byl Zdzislaw
Sko- czek. Z tego powodu, to on posiadal bron – pistolet TT. I to on jako
pierwszy wysiadl z war- szawy, gdy kierowca podjechal na plac przed
budynkiem. Po nim auto opuscila kasjer- ka Michalowska, ale nie miala
zamiaru wchodzic do banku. Stanela z boku, by przepuscic drugiego
straznika, ktory mial za zadanie przeniesc worek z pieniedzmi do celu.
Gdy Jadwiga tak stala i cze- kala, zauwazyla zblizajacego sie do banku
mezczyzne w plasz- czu. Nic sobie z tego jednak nie robila. Placowka byla
otwarta, pomyslala, ze to klient. Chwile potem przekonala sie jak bar- dzo
sie mylila. Spojrzala w stro- ne Stanislawa Pietki. Straznik juz prawie
wchodzil do srodka. W jednej dloni trzymal worek z pieniedzmi, a druga
wycia- gal, by chwycic klamke. Wtedy nagle nieznajomy stanal mie- dzy
straznikiem a drzwiami, zgromadzeni przy samocho- dzie uslyszeli huk
wystrzalu. Pietka zostal trafiony w klatke piersiowa. Swiadkowie zerkneli w
jego strone, po chwili mez- czyzna w plaszczu wystrzelil po raz drugi i
trzeci. Straznik upadl na schody. Napastnik podbiegl do niego i wyrwal mu
worek z pieniedzmi. Nie ogladajac
sie uciekl w strone dzisiejszej ulicy Zgody, ktora w latach 60. XX wieku
nazywala sie ulica Hibnera. Pietka wczolgal sie do srodka banku i tam zmarl.
To nie byl koniec. W mie- dzyczasie do Skoczka podszedl drugi mezczyzna.
Straznik zorientowal sie juz z czym maja do czynienia i siegal po bron, ale
wysoki napastnik, odziany w ciemny dlugi plaszcz zimo- wy, oddal pierwszy
strzal. Sko- czek upadl na chodnik, a za moment jego glowe przebily dwie
kolejne kule – jedna prze- leciala na wylot, a druga uszko- dzila policzek.
Straznik nie mial zadnych szans na przezycie.
W tym czasie przerazona kasjerka schowala sie za samo- chodem, ktorym
przyjechali i w panice krzyczala: “Milicja! Bandyci!”. Swoje zycie pro-
bowal rowniez ocalic kierow- ca Bogdalski. Gdy tylko padl pierwszy strzal
schylil sie do podlogi samochodu. Jednocze- snie zaczal wciskac klakson,
byc moze po to, by sploszyc napastnikow. Jeden z bandy- tow, zanim uciekl,
wycelowal jeszcze w samochod i oddal dwa strzaly. Pociski przeszyly
karoserie. Gdy napastnicy zbiegli, nagle zrobilo sie cicho, ale nie trwa-
lo to zbyt dlugo. Na miejscu zdarzenia zaczeli pojawiac sie ludzie,
przechodnie. Z okien pobliskiego budynku, w kto- rym miescila sie redakcja
gaze- ty “Kurier Polski” wygladali jej pracownicy. Wszyscy byli zszokowani
tym, co sie wlasnie stalo. W okolicy oddzialu NBP zapanowal chaos. Ludzie
bie- gali w rozne strony, niektorzy probowali gonic zbrodniarzy, co chwile
slychac bylo klak- sony, a redaktorzy wskazywa- li z okien kierunki
ucieczki bandytow. To wlasnie z redakcji “Kurie- ra Polskiego” policja
otrzymala jedno z zawiadomien o napa- dzie. Do komendy miejskiej zadzwonil
redaktor Andrzej Olszewski. Gdy dyzurny skon- czyl rozmowe, troche zdzi-
wiony tym, co przed chwila uslyszal, telefon zadzwonil ponownie. Tym razem
w slu- chawce uslyszal glos milicjanta z komendy na Starym Miescie, ktory
rowniez otrzymal zawia- domienie o napadzie. Dyzur- ny wiedzial, ze to nie
przelew- ki, wiec zawiadomil patrole o Akcji 500, co bylo kryptoni- mem
napadu na bank.
Rozpoczela sie zakrojona na szeroka skale akcja poszu-kiwania sprawcow. Na
miejsce zdarzenia skierowano 11 radio- wozow, a 8 kolejnych wyslano na
mosty i drugi brzeg Wisly. Poinformowane o napadzie komendy z innych
dzielnic wiedzialy, ze musza rozpoczac blokade drog. Do akcji wlaczo- no
tez Komende Glowna, dzie- ki czemu mozna bylo zablo- kowac trasy wylotowe
ze sto- licy i w miastach lezacych tuz pod Warszawa. Na ulice Jasna wyslano
m.in. 13 radiowozow, 39 milicjantow oraz psa tropia- cego. O zdarzeniu
poinformo- wano tez ZOMO i SB.
Licznie przybyli na miejsce zdarzenia mundurowi powo- li opanowali chaos,
ktory tam wybuchl. Relacje z napasci zdal im plutonowy Leon Krupski, ktory
jako pierwszy z mili- cjantow zjawil sie tam. Pelnil patrol w poblizu i gdy
tylko zauwazyl zamieszanie, udal sie na ulice Jasna. Zadzwonil tez do
komisariatu na Starym Miescie, by poinformowac o napadzie, ale tamtejsi
funk- cjonariusze juz wszystko wie- dzieli. Telefonowal z bankowe- go
aparatu, a gdy wyszedl na zewnatrz zaczeli podchodzic do niego ludzie i
wreczac mu luski nabojow. Byc moze dzieki temu udalo mu sie trafic na dwoch
swiadkow, ktorzy twier- dzili, ze dobrze widzieli napast- nikow i moga
pomoc w tworze- niu portretow pamieciowych. Kolejnych 15 osob z cennymi
informacjami na temat bandy- tow udalo sie wylowic z tlumu, gdy na miejscu
pojawily sie posilki. Rysownicy stworzyli na predce portrety pamieciowe,
ale te nie byly zbyt dokladne.
Do pracy przystapili mili- cyjni technicy, ktorych zada- niem bylo
zbieranie sladow. Wtedy potwierdzily sie obawy wielu osob – ze wzgledu na
tlum ludzi, ktory przetoczyl sie przez miejsce zbrodni, groma- dzenie
dowodow bylo bardzo utrudnione. Ludzie sami zbie- rali luski, zadeptali
wiele tro- pow. Technicy dostrzegli jedy- nie slady krwi straznika Skocz-
ka, wskazujace gdzie upadl. Jego cialo zostalo zabrane do szpitala, a
wczesniej nawet nie oznaczono miejsca upadku mezczyzny. To nie pozwolilo
oszacowac skad mogly pasc strzaly. Z lusek wyczytano, ze strzelano z broni
kalibru 7,62 mm, co jak sie potem okazalo bylo dosc istotnym faktem. Mimo
przeciwnosci, mili- cjanci szybko przystapili do poszukiwania sprawcow. Z
relacji osob bedacych przy banku w momencie napadu wynikalo, ze obaj
mezczyzni uciekli w strone ulicy Hibnera, a potem wbiegli na Moniuszki, by
udac sie na Marszalkowska. Postanowiono zrobic uzytek ze sprowadzonego psa
tropiace- go, ale zwierze po kilkudziesie- ciu metrach zgubilo trop. Aby
ulatwic sobie prace, mili- cja zorganizowala w redak- cji “Kuriera
Polskiego” swoja kwatere operacyjna. W pierw- szej kolejnosci przesluchano
wszystkich, ktorzy w momencie zdarzenia byli w pracy. Potem na przepytanie
trafili miesz- kancy okolicznych budynkow. Wsrod nich znaleziono kilka-
dziesiat osob, ktore rowniez widzialy napastnikow, dzieki czemu udalo sie
poprawic por- trety pamieciowe.
Milicjanci wiedzieli, ze liczy sie kazda minuta, dlatego zastepca
Komendanta Miasta, pulkownik Plaska, zarzadzil przeszukanie okolicy.
Skorzystal z pomocy zomowcow. Wspol- nie przeczesywali domy, piw- nice i
strychy na ulicach Jasnej, Hibnera, Moniuszki, Kaniew- skiego,
Rutkowskiego, Boudena i Sienkiewicza. W miedzycza- sie wytypowano okolo 2
tysie- cy osob, ktore mialy na pienku z prawem i mogly dopuscic sie napadu
na bank. Wszystkich przesluchano, a kilkadziesiat osob prewencyjnie
zatrzyma- no. Sprawdzono tez ponad 700 adresow, pod ktorymi mieszkali
recydywisci. Milicjanci nie klo- potali sie posiadaniem nakazu, po prostu
pukali do drzwi lokali i wchodzili do srodka.
To nie wszystko. Mundurowi liczyli sie z tym, ze napastnika- mi mogli byc
przyjezdni, wiec skontrolowali takze stoleczne hotele. Podejrzanym byl
kazdy, kto zameldowal sie 21 lub 22 grudnia. Milicjanci sprawdza- li
rowniez przechodniow. Kie- rowali sie slowami swiadkow – jeden z bandytow
mial byc wysoki. To wystarczylo, by funk- cjonariusz mogl wylegitymo- wac
przechodnia. Sprawdzono ponad 700 osob, a prawie 180 zatrzymano na 48
godzin.
Kolejnym tropem, ktory nalezalo sprawdzic, byl samo- chod. Czesc swiadkow
wska- zalo, ze w dniu napadu, kilka minut po godzinie 18, przy ulicy
Hibnera 12 zaparkowal samo- chod marki Warszawa. Mogl byc to pojazd, ktorym
poruszali sie bandyci, bowiem, gdy tylko wystrzelono po raz pierwszy z
broni w kierunku straznika, samochod szybko zjawil sie na ulicy
Marszalkowskiej. Sklada- jaca zeznania kobieta powie- dziala, ze widziala,
jak do srodka wsiada mezczyzna z workiem. Wedle informacji dostarczo- nych
przez kolejnych swiadkow, samochod mial miec rejestracje zaczynajaca sie od
liter TB (co bylo owczesnie wyroznikiem stolecznego wojewodztwa) i byl
koloru szarego lub jasnoniebie- skiego. Milicjanci w pierwszej chwili
skierowali swoje kroki do mieszkancow ulicy Hibnera 12. Nikt nie przyznal
sie do posia- dania takiego auta, do nikogo tez nie przyjechali goscie,
kto- rzy poruszaliby sie wskazana warszawa.
Sledczy zdobyli informacje, ze w stolicy jest 881 pojazdow wygladajacych
podobnie do tego, o ktorym mowili swiad- kowie. Sprawdzili wszystkie, ale
nie przyczynilo sie to do znale- zienia sprawcow. Dwa dni po napadzie
general Ryszard Dobieszak, komen-
dant glowny milicji, zdecydo- wal, ze sprawa musi sie zajac specjalna
grupa. Otrzymala ona kryptonim “P-64” i zostala podzielona na cztery
podgru- py: dochodzeniowo-sledcza, operacyjna, kontrolno-orga- nizacyjna
oraz informacyjno- -sprawozdawcza. Zadan bylo duzo, a jednym z nich stalo
sie sprawdzenie czy nie popel- niono jakichs bledow, ktore mialyby wplyw na
powodzenie sledztwa. Konstatacje nie byly pozytywne. Niedociagniecia
zdarzaly sie juz na etapie blo- kowania miasta przez patro- le milicji. W
zasadzie tylko dwie blokady – na Mlocinach i przy Dworcu Glownym – byly
przeprowadzone prawidlowo. W pozostalych przypadkach nie kontrolowano
nalezycie przejezdzajacych samochodow
lub w ogole tego nie robiono. Dodatkowo, w kilku istotnych miejscach, jak
np. przy Ron- dzie Wiatraczna, nie pojawil sie zaden patrol.
Nieprawidlowo pokierowa- no rowniez akcja pod bankiem. Milicja zjawila sie
zbyt pozno, przez co czesc samochodow zdazyla odjechac z ulicy Jasnej,
niesprawdzona przez nikogo, nie wspominajac juz o tym, ze gapie zbierali
luski po nabo- jach i samodzielnie zanosili je mundurowym.
Oprocz wytykania bledow trzeba bylo jednak prowadzic normalne czynnosci
sledcze. Funkcjonariusze starali sie m.in. ustalic, jaka trasa uciekli
bandyci. Kilka osob widzialo, ze wsiedli do taksowki, inni twierdzili, ze
do tramwajow nr 32 i 15. Nic z tego nie udalo sie potwierdzic. Jedna z
hipotez bylo to, ze sprawcy nie dzia- lali sami i w poblizu czekal na nich
samochod marki warsza- wa z kierowca. Ustalono, ze napad i ucieczka po
wskaza- nych wczesniej ulicach mogly trwac okolo 2 minut. W sto- licy
sprawdzono juz wskaza- ne samochody, a w miastach osciennych podobnych bylo
ponad 12 tysiecy. Do 6 stycznia milicjanci sprawdzili ponad 10 tysiecy, ale
nic to nie dalo.
Sledczy dysponowali wize- runkami sprawcow, wiec przej- rzeli prawie 400
tysiecy teczek z dowodami osobistymi, by wytypowac podejrzanych. W wyniku
tych prac pod obser-wacje wzieto ponad 760 osob, ale to rowniez byl slepy
zaulek. Komenda glowna ustalila nagrode w wysokosci 100 tys. zl dla osoby,
ktora przyczyni sie do schwytania bandytow. Jedynym efektem bylo to, ze
milicja otrzymala stos nie- istotnych informacji, do kto- rych sprawdzenia
trzeba bylo zaangazowac spora liczbe
funkcjonariuszy. Gdy okazalo sie, ze napadu pod bankiem dokonano przy
uzyciu broni kalibru 7,62 mm, czyli pistoletem o nazwie P-57, sledczym
zapalila sie lamp- ka. W stolecznej milicji dzia- lala juz grupa o
kryptonimie “P-57”, ktora rozpracowywala inne napasci przy uzyciu tego
rodzaju broni. Po przebadaniu lusek oka- zalo sie, ze trzy z nich pocho-
dza od naboi z pistoletu wyko- rzystanego do napadu w skle- pie obuwniczym
Chelmek w 1957 roku, a piec wystrzelono z pistoletu zrabowanego zabi- temu
w 1959 roku milicjantowi. Uzyto ich takze podczas rabun- ku w Urzedzie
Pocztowym nr 57 w Warszawie w 1959 roku.
Sklep Chelmek znajdowal sie przy alei Wyzwolenia 13/15. 4 grudnia 1957
roku, juz po zamknieciu, jak zwykle przygo- towywano sie do odniesienia
utargu do banku. O tej porze placowka przy placu Unii Lubelskiej byla juz
zamknieta, wiec kasjerka Krystyna Wawe-rek miala jak zwykle skorzystac z
wrzutni nocnej. Tamtego dnia miala przy sobie 118 tys. zl, zapakowane w
portfel banko- wy i dla niepoznaki owiniete bialym papierem. Nie wycho-
dzila ze sklepu sama, towarzy- szyl jej znajomy, Zenon Wolski, ktory mial
odprowadzic kobie- te do domu. Kasjerka i mez- czyzna wyszli ze sklepu
tylnym wyjsciem, wprost na podwor- ko. Stamtad przez brame mieli sie udac
na ulice Mar- szalkowska, ale nie doszli tam w spokoju. Chwile po wyjsciu z
budynku, doskoczylo do nich dwoch nieznajomych. Jeden z nich podszedl do
przyjaciela kasjerki, bo to wlasnie on trzy- mal worek, i krzyknal: “Dawaj
pieniadze!”. Wolski nie zamie- rzal poddawac sie bez walki. Zaczal szamotac
sie z napast- nikiem. Nie trwalo to dlugo bo jeden z bandytow wystrzelil z
pistoletu. Wolski na moment stracil rezon, a w tym czasie zlodziej wyrwal
mu worek i wraz z towarzyszem puscil sie pedem do ucieczki. Przyja- ciel
Wawerek nie odpuszczal. Udal sie w poscig za biegnacy- mi w strone placu
Zbawiciela sprawcami. Tam rozdzielili sie – jeden pobiegl w strone ulicy
Nowonatolinskiej, a drugi na aleje Wyzwolenia 14. Wskoczyl do bramy, ktora
zwykle byla zamknieta, ale tego dnia nie wiadomo czemu (nie potrafil
wyjasnic tego nawet dozorca), pozostawala otwarta. Napast- nicy rozplyneli
sie w mroku nocy, a obrabowani nie potrafi- li nawet potem podac ich ryso-
pisow. Milicyjni technicy zna- lezli na miejscu rabunku luske po kuli
kalibru 7,62 mm.
Mundurowi poszukiwali sprawcow napadu, ale szlo im jak po grudzie, nie
mieli zbyt wielu punktow zaczepienia. Nie udalo im sie ustalic chocby
podejrzanych, gdy 7 kwietnia 1959 roku doszlo do kolejnej napasci.
Plutonowy Zygmunt Kielczykowski wychodzil wie- czorem ze swojego mieszka-
nia przy ulicy Bednarskiej 23 w Warszawie. Szedl na sluzbe w polozonej
nieopodal Komen- dzie Dzielnicowej Stare Miasto. Nigdy tam nie trafil,
poniewaz na skarpie Rynku Mariensztac- kiego zostal napadniety. Nie wiadomo
ilu bylo napastni- kow, ale mundurowy sie przed nimi bronil, o czym
swiadczyly m.in. rany na dloniach, ktore wygladaly jakby probowal nie
dopuscic do zadania mu ciosu nozem. Nie udalo mu sie jed- nak uniknac
smierci – zginal od strzalu w glowe. Bandyci ukra- dli mu sluzbowa bron –
pistolet TT o numerach GG 3127 i dwa pelne magazynki – i zostawili na
chodniku na pewna smierc. Lezacego we krwi milicjanta dostrzegli dopiero
przypadko-wi przechodnie, ktorzy wezwa- li pogotowie. Mezczyzne prze-
wieziono do szpitala na Solcu, gdzie zmarl w wyniku odnie- sionych ran. W
toku sledztwa udalo sie jedynie ustalic, ze strzelano do niego z tej samej
broni, ktorej uzyto do napa- sci na kasjerke sklepu Chelmek i ze zbrodni
dokonano w miej- scu niedoswietlonym, do czego przyczynili sie sami
bandyci, wylaczajac w okolicy lampy uliczne.
To nie byl koniec. Po raz trzeci bandyci ujawnili sie 1 czerwca 1959 roku.
Zdarze- nie mialo miejsce przy Urze- dzie Pocztowym nr 57 przy alei Armii
Ludowej. Pod budynek podjechal samochod konwoju pienieznego, z ktorego
wysiadl jeden mezczyzna. Wszedl do placowki – wpuscil go uzbrojo- ny
straznik. Po chwili podeszla do niego kierowniczka poczty z workiem
pieniedzy. W srod- ku bylo 666 600 zl. Konwojent pokwitowal odbior i
rozmawia- jac ze straznikiem placowki, wyszedl z nim na zewnatrz. Tam
czekalo na nich dwoch napastnikow. Padly strzaly – konwojent i straznik
upadli na chodnik. Jeden z przestepcow chwycil worek z pieniedzmi, a drugi
pistolet maszynowy straznika poczty. Zaczeli ucie- kac, ale w pewnym momen-
cie napastnik zawrocil i strzelil jeszcze raz w kierunku konwo- jenta. Byl
to strzal smiertelny.
Straznik z poczty przezyl, trafil do szpitala przy ulicy Lin- dleya.
Zeznal, ze napastnikow bylo dwoch – jeden wysoki w brazowym ubraniu, a
drugi niski, w berecie i jasnym plasz- czu. Na miejscu zdarzenia zna-
leziono trzy luski z pistoletu kalibru 7,62 mm.
Po kilku dniach pobytu w szpitalu, straznik dostal ano- nim z grozba.
Nadawca kazal mu siedziec cicho, bo inaczej straci zycie. Sledczy przebadali
dokladnie list i koperte, ale nie natrafili na zaden slad prowa- dzacy do
sprawcow.
W 1964 roku, po pieciu latach sledztwa, powolano specjalna grupe o
kryptoni- mie “P-57”, ktora miala praco- wac nad wyjasnieniem trzech
napadow, ale do czasu napadu pod bankiem na ulicy Jasnej nic szczegolnego
nie ustalono. Mimo staran sledczych, spraw- cow napadu pod bankiem “Pod
Orlami” nigdy nie udalo sie schwytac. 1 kwietnia 1982 roku general Boguslaw
Stachu- ra, pierwszy zastepca ministra SW, zdecydowal o rozwiazaniu grupy
“P-64”. Wszystkie mate- rialy trafily do Biura “C” MSW. Szesc lat pozniej o
napadzie napisal dziennikarz Andrzej
Gass. Niedlugo po ukazaniu sie artykulu, dostal anonimo- wy list. Jego
nadawca twierdzil, ze sledczy nie zostali z niczym i juz po kilku
miesiacach od bandyckiego czynu wykryli osoby za niego odpowiedzialne.
Nigdy nie podano tej informacji do opinii publicznej, bowiem sprawcami
mieli okazac sie dwaj oficerowie Sluzby Bezpie- czenstwa w stopniu kapitana
i majora. Obaj zostali pozba- wieni zycia. Wladza uznala, ze poinformowanie
spoleczenstwa o tozsamosci sprawcow napadu mogloby zaszkodzic panstwu.
Nigdy nie udalo sie potwierdzic tej wersji wydarzen.
Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)
STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/
abujas12@gmail.com
http://
www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
http://MyShip.com
Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez
dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com
GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl
Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:
(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):
Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.
BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452
(format IBAN)
wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479
(format IBAN)
wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504
(format IBAN)
BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
numer KRS 0000124837:
“Wspomoz nas!”
teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty
Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl