DZIEN DOBRY – TU POLSKA GAZETA MARYNARSKA Imienia Kpt. Ryszarda Kucika (Rok
XXV nr 104) (67705) 14 kwietnia 2025r.
DZIEN DOBRY – TU POLSKA
SPORTOWY WEEKEND
13 kwietnia 2025r.
abujas12@gmail.com
http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
PILKA RECZNA
Polki z awansem na mistrzostwa swiata! Bardzo wazne zwyciestwo
Reprezentacja Polski awansowala na mistrzostwa swiata w pilce recznej
kobiet. Zdecydowalo o tym zwyciestwo po meczu pelnym emocji 23:21 nad
Macedonia Polnocna. W pierwszym meczu Polki takze byly gora, wiec w nagrode
pod koniec roku zmierza sie z czolowymi zespolami globu.
Reprezentacja Polski w pilce recznej kobiet zakwalifikowala sie do
mistrzostw swiata. Polki pokonaly po dramatycznym meczu na wyjezdzie
Macedonie Polnocna 23:21.
Mecz byl bardzo wyrownany, Polki albo prowadzily roznica jednej lub dwoch
bramek, lub byl remis. Jeszcze cztery minuty przed koncem rywalki wyrownaly
na 20:20, ale w koncowce trafialy glownie nasze zawodniczki. Dla Polek
najwiecej goli rzucila Magda Balsam – siedem, Monika Kobylinska – piec, a
Daria Michalak i Aleksandra Rosiak – po cztery.
W pierwszym meczu Polki wygraly 22:18 i to one awansowaly i zmierza sie z
najlepszymi zespolami globu.
Turniej mistrzostw swiata odbedzie sie od 25 listopada do 14 grudnia w
Niemczech i Holandii.
PILKA NOZNA
-“Najpierw Legia, potem Jagiellonia. Smutne polskie zderzenie z powaznym
futbolem”-Rafal Stec
Warszawianie zostali znokautowani u siebie przez Chelsea (0:3),
bialostoczanie przegrali z Betisem w Sewilli 0:2. Rewanze w cwiercfinalach
Ligi Konferencji za tydzien.
Przez 45 minut legionisci realizowali plan perfekcyjnie. Owszem, pilki
prawie nie dotykali; po wykorzystaniu niedokladnosci Chelsea natychmiast ja
tracili, w starciach cialo w cialo padali, jakby byli ze slomy; zostali
wgnieceni we wlasne pole karne. Jednak bronili sie w sposob zorganizowany,
skupieni, i osiagali glowny cel – bramkarz Kacper Tobiasz musial
interweniowac tylko raz, goscie nie umieli przedrzec sie przez geste
defensywne zasieki.
Potwierdzalo sie, ze londynczykom, ktorzy w lidze angielskiej strzelaja
ostatnio gola co trzy godziny gry, dramatycznie brakuje ofensywnej
kreatywnosci. Potwierdzalo sie tez, ze nawet mocno rezerwowym skladzie
uzyskaja miazdzaca przewage. Krazyli wokol legijnego pola karnego, na ich
polowie nie dzialo sie nic.
W kazdym razie wynik sie zgadzal, ogladalismy wszak pierwszy z dwoch
czwartkowych rozdzialow zaskakujacej historii. Tak zaskakujacej, ze gdyby
ktos prorokowal ja przed sezonem, uznalibysmy, ze naduzyl ogladania
“Archiwum X” (starsi) albo “Stranger Things” (mlodsi). Oto do cwiercfinalow
europejskich pucharow liga polska dowiozla wiecej niz jednego
przedstawiciela – jako jedyna obok kwintetu najbogatszych, czyli lig
angielskiej, hiszpanskiej, niemieckiej, wloskiej i francuskiej.
Brzmi okazale – biorac pod uwage poprzednie sezony: zjawisko z pogranicza
paranormalnych – choc wnikniecie w niuanse powinno tonowac entuzjazm.
Polskich klubow jak zwykle nie wpuszczono do Ligi Mistrzow, nie awansowaly
tez do mniej prestizowej Ligi Europy, powiodlo im sie natomiast w najnizej
notowanej, wymyslonej niedawno Lidze Konferencji, ktora ma szczegolna,
sprzyjajaca specyfike – rywalizuja w niej albo druzyny z trzeciego szeregu,
czesto biedniejsze od wystepujacych w naszej tzw. ekstraklasie, albo uznane
firmy, ktore ostentacyjnie ja lekcewaza. Moze nawet nalezy napisac –
traktuja pogardliwie.
Wszystkich pod tym wzgledem przebila wlasnie Chelsea, ktora jesienia w
ogole nie zglosila do rozgrywek Cole’a Palmera, bezapelacyjnego lidera
ofensywy, a potem bardzo rzadko korzystala z innych kluczowych zawodnikow,
pozwalajac debiutowac tabunowi anonimowych na razie nastolatkow, nie
wystawianych nigdzie indziej. Mimo to zatriumfowala w rundzie zasadniczej
Ligi Konferencji, odnoszac komplet szesciu zwyciestw, strzelajac az 26
goli, tracac ledwie piec. To byly lekkie przebiezki, wieczory do
zapomnienia.
Po zimowej przerwie, gdy nastala faza pucharowa i pojawila sie perspektywa
walki o trofeum, londynczycy troche zmodyfikowali strategie. Dorzucili do
kadry Palmera, z FC Kopenhaga zagral nawet w podstawowym skladzie, na
boisku przybylo doswiadczenia.
W Warszawie zderzyly kompletnie obce sobie swiaty, bo Legia w kazdy mecz
Ligi Konferencji wkladala olbrzymi wysilek. Wiekszy – jak sie wydaje – niz
w rywalizacje w kraju, gdzie zawodzi totalnie. Nic nowego – pilkarze zdaja
sobie sprawe, ze wypromowac mozna sie przede wszystkim w Europie, i
reaguja, podswiadomie czy nie.
Tym razem ustepowali jednak rywalom drastycznie i pod kazdym wzgledem,
technicznie i fizycznie. Ustepowali, choc Chelsea rzucila na sklad bardzo
odlegly od najsilniejszego – wspomniany Palmer byl jedynym wsrod regularnie
grajacych w kraju, wokol niego biegaly zywe rozczarowania, jak Christopher
Nkunku, ktory srodkowego napastnika wartego dziesiatki milionow euro
przypomina tylko w Lidze Konferencji. Nie umieli tez legionisci niczym
odpowiedziec, ich rachityczne i nieliczne kontrataki stanowily zagrozenie
tylko teoretyczne.
A kiedy po przerwie goscie ruszyli agresywniej, Legia blyskawicznie sie
rozpadla. Po trzech minutach gola wbil jej 19-letni Tyrique George, ktory
do ligi angielskiej zagladal w biezacym sezonie wylacznie jako rezerwowy –
i ledwie pieciokrotnie – a kilka chwil pozniej na 2:0 podwyzszyl Noni
Madueke. I wszystko zostalo na dobra rozstrzygniete, rzut karny obroniony
przez Tobiasza – uderzal wspomniany Nkunku – mial wymiar statystyczny.
Padla kolejne bramka, wypada sie spodziewac, ze w rewanzu Chelsea wypusci
na murawe jeszcze wiecej dzieciakow.
Po warszawianach do walki mieli przystapic pilkarze Jagiellonii, ktorzy
polecieli do Sewilli, zeby zatrzymac szosta aktualnie druzyne ligi
hiszpanskiej – pokonana jesienia 1:0 przez Legie.
Wspomnienie z pazdziernikowego wieczoru przy Lazienkowskiej napawalo
optymizmem, ale sytuacja znow wymaga doprecyzowania. Betis rowniez –
podobnie jak Chelsea, choc nie w az tak skrajny sposob – opedzal Lige
Konferencji wieloma rezerwowymi, a obecnie juz mu zalezy bardziej. Co
wiecej, od poltora miesiaca pilkarze Betisu graja swietnie, osiagneli swoja
szczytowa forme w sezonie – od osmiu meczow nie poniesli porazki, pokonali
Real Madryt, zremisowali na jej stadionie z Barcelona. A z hiszpanskimi
klubami polskim nigdy nie szlo, tylko jedna sposrod 16 konfrontacji w
europejskich pucharach zakonczyli zwyciesko (pamietna batalia Wisly Krakow
z Realem Saragossa sprzed cwierc wieku). Wyrafinowany technicznie futbol
naszym nie lezy, z przedstawicielami zadnego kraju na kontynencie nie maja
az tak niekorzystnego bilansu.
Bialostoczanie wypadli lepiej niz Legia, przynajmniej probowali. Jednak ich
rywale nie czuli sie az tak pewnie jak Chelsea, wystawili mocny sklad, ich
wyzszosc nie podlegala dyskusji. Pozne popoludnie i wieczor przebiegaly
wiec przewidywalnie, mozna rzec, ze stawialy pobudzonych polskich kibicow
do pionu. Cwiercfinaly jakichkolwiek europejskich rozgrywek to juz naprawde
zbyt wysoki poziom.
Legia i Jagiellonia walcza dla siebie – sportowo oraz o znaczace dla
budzetow premie od UEFA – ale rowniez dla calej polskiej ligi. Juz dzieki
sforsowaniu poprzedniej rundy zyskalismy pewnosc, ze w edycji 2026/27
europejskich rozgrywek tzw. ekstraklasa otrzyma dwa miejsca w
kwalifikacjach Ligi Mistrzow i, po raz pierwszy w historii, piec w ogole.
Wszystko dzieki skokowi w rankingu UEFA, w ktorym nadal warto bic sie o
kazdy ulamek punkcika – chocby niedajace awansu remisy z Chelsea czy
Betisem, algorytm wszystko zlicza – zeby uciec wyprzedzonym Danii oraz
Szwajcarii, umocnic sie na 15. pozycji, scigac sklasyfikowana ciut wyzej
Szkocje.
Cwiercfinaly Ligi Konferencji. Legia – Chelsea 0:3, Betis Sewilla –
Jagiellonia 2:0, Celje – Fiorentina 1:2, Djurgarden – Rapid Wieden 0:1.
Rewanze za tydzien.
-“Leo Beenhakker. Swiatowiec, ktory Polakow porwal i zdemaskowal”- Rafal
Stec
Zmarly w wieku 82 lat pierwszy w historii zagraniczny trener futbolowej
reprezentacji Polski zastal u nas niespotykane warunki pracy. Wrogow odkryl
w tych, ktorzy powinni najbardziej mu sprzyjac.
Pilkarzy rozkochal w sobie na zaboj. I wypral im mozgi, wmowil, ze nosza w
sobie gleboko ukryte mozliwosci, o ktorych istnieniu nie mieli zielonego
pojecia.
Kiedy 11 lipca 2006 roku podpisywal kontrakt z PZPN, zderzaly sie odlegle
galaktyki. On mial w zyciorysie trofea zdobywane z Realem Madryt i Ajaxem
Amsterdam, a jako Holender reprezentowal wyrafinowana mysl szkoleniowa –
wielokrotnie rewolucjonizujaca swiatowy futbol – tymczasem ladowal w
ciemnogrodzie. Choc polska kadra miala w przeszlosci medalowa dekade, to
tutejsi trenerzy nie wplyneli na rozwoj dyscypliny nawet naskorkowo. Na
setkach stron “Odwroconej piramidy”, podpisanej przez Jonathana Wilsona
biblii taktycznej ewolucji gry, prozno szukac jakiegokolwiek znajomo
brzmiacego nazwiska.
Leo Beenhakker przylatywal tez do Warszawy jako globtroter i poliglota,
ktory zawodowo zwiedzil kilka kontynentow i wlasnie zakonczyl przygode z
reprezentacja Trynidadu i Tobago, panstewka rozslonecznionego,
roztanczonego i wyluzowanego – a mial sie zetknac ze srodowiskiem ponurym,
snietym, straumatyzowanym gigantyczna afera korupcyjna, stroniacym od
kontaktu z innymi kulturami. On byl egzotyka dla Polakow, Polacy byli
egzotyka dla niego. Niby w lot chwytal jezyki, a po inauguracyjnym treningu
z bialo-czerwona kadra zdezorientowany pytal, kim jest zawodnik na litere
“k”, do ktorego bez przerwy krzycza wszyscy inni.
Posada na Karaibach swiadczyla tylez o jego otwartosci, co o schylkowej
fazie trenerskiej kariery. Slawa byl juz przebrzmiala, dlatego przyjmowal
propozycje pracy na peryferiach, jak pezetpeenowskie, ale sukcesy odnosil.
Pilkarzy Trynidadu i Tobago natchnal do bezprecedensowego awansu na
mundial, na ktorym zdolali jeszcze – tuz przed jego wyprawa do Warszawy –
zremisowac ze Szwecja.
Polski futbol byl wtedy w zgliszczach. Reprezentacja na tych samych
mistrzostwach globu przerznela z Ekwadorem, tradycyjnie nie wygramolila sie
z grupy, wystraszony trener Pawel Janas wysylal na konferencje prasowe
kucharza. Aresztowania domniemanych ligowych lapowkarzy – wtedy
domniemanych, potem skazywanych – szly w setki. Szalalo kibolstwo, za
chuliganskie wybryki UEFA wyrzucala kluby z europejskich pucharow. Mecze
odbywaly sie na stadionowych ruderach i nikt jeszcze nie przypuszczal, ze
wkrotce zmodernizuje je przyznanie organizacji Euro 2012.
Wreszcie pilkarze – zahukani, wysiadujacy fotele rezerwowych w marnych
klubach zagranicznych, kopiacy sie po czolach w tzw. w ekstraklasie. Przy
tamtych przecietniakach obecni kadrowicze zarabiaja w renomowanych firmach,
sa otrzaskani z profesjonalizmem na wysokim poziomie.
Dlatego Beenhakker podwladnym, ktorzy najpierw sie go zwyczajnie bali,
imponowal. Miedzynarodowym obyciem, praca z megagwiazdami. Stylem – przez
upodobanie do cygar i wybujale, sarkastyczne poczucie humoru byl znany jako
Don Leo. Znaczenie mialo nawet to, ze przemawial w szatni po angielsku,
czytaj: inaczej. I do znudzenia opowiadal o rzekomo zakopanych w polskich
murawach bogactwach. Ilez macie talentow! Dlaczego zawsze macie smutne
miny? Dlaczego jestescie zawsze na nie, wyszukujecie problemy i powody, dla
ktorych sie nie uda? Powolywanych reprezentantow tez przekonywal – wbrew
faktom – ze niczym nie roznia sie od slawniejszych rywali.
Tak, szczegolnie wyroznial Holendra niepohamowany optymizm, uporczywe
przeciaganie rozmowcow – jedno z ulubionych sformulowan – na “jasna strone
Ksiezyca”. Selekcjonerzy druzyn narodowych rutynowo utyskuja na deficyt
“jednostek treningowych”, on w pierwszym udzielonym “Wyborczej” wywiadzie
oznajmil: “Zobaczycie, jak wiele mozna osiagnac z zawodowcami w 24 godziny”.
Nie wypada sie przyznawac, ale zatajanie prawdy byloby hipokryzja: wyzej
podpisany sluchal urzeczony, przyzwyczail sie do zupelnie innych narracji.
Az nastal mecz z Portugalia, dzisiaj juz legendarny. Polscy pilkarze
staneli naprzeciw aktualnych wicemistrzow Europy oraz polfinalistow
mundialu i wygrali 2:1, a bohaterem wieczoru w Chorzowie zostal niejaki
Grzegorz Bronowicki, ktory prawie cala kariere spedzil w prowincjonalnym
Gorniku Leczna, w druzynie narodowej zadebiutowal trzy dni wczesniej – mimo
to obezwladnil na skrzydle Cristiano Ronaldo, przeszedl samego siebie.
Uwierzyl Beenhakkerowi, ze potrafi.
Polacy wcale nie zatriumfowali cudem, dzieki kaskadzie pomyslnych
przypadkow, lecz po grze swobodnej, ofensywnej, momentami fantazyjnej.
Zapis meczu wydawano potem na DVD, jak warte wielokrotnego delektowania sie
arcydzielo. To byla najwieksza sensacja, jaka reprezentacja wywolala po
upadku komuny, czyli od przeszlo cwiercwiecza. Oslupieli wszyscy, w
srodowisku dziennikarskim do dzisiaj pamieta sie reportera, ktory
przyjechal na Stadion Slaski z gotowym materialem o klesce i wezwaniem do
dymisji trenera. Musial, biedaczysko, ostro przeredagowywac.
Takie panowaly nastroje. Powszechny defetyzm obrastaly marzenia trenerow i
dzialaczy o zagranicznym intruzie, ktory sie kompromituje i skulony ucieka.
Po inauguracyjnej konferencji prasowej Beenhakkera prominentny
przedstawiciel srodowiska odwrocil sie do dziennikarzy i syknal: “Macie to,
czego chcieliscie. A teraz my bedziemy was j…”.
Wynajecie Holendra – decyzja prezesa Michala Listkiewicza, poddawanego
takze presji sponsora reprezentacji – bylo bowiem nastepstwem wieloletniej
kampanii nawolujacej PZPN do wyjscia poza lokalna zagrode, siegniecie po
obce know-how. Polscy bonzowie, zwlaszcza trenerscy, niepowodzenia projektu
oczekiwali, pragnac udowodnic wyzszosc naszej szkoly futbolu, i nie
probowali nawet ukryc niecheci do Beenhakkera. Kiedy po kilku latach
przestalo mu wychodzic i wrocily ciezkie czasy, rechotali na widok bledow
pilkarzy – pamietna radosc we wroclawskiej lozy honorowej z
rozczarowujacego remisu ze Slowenia – albo publicznie zarzucali
selekcjonerowi, ze niszczy tozsamosc nadwislanskiej pilki. I zamiast
doceniac dzialajace na zawodnikow urok, elokwencje oraz poczucie humoru
Holendra, rzucali: “Dosc juz sluchania dowcipow Siwego Tulipana”.
Wskazywanie autorow tych bon motow nie ma sensu, przywolujemy je dla
oddania klimatu, w jakim Beenhakker zamienial – a z czasem juz tylko
probowal zamieniac – wode w wino. U schylku kadencji zrobilo sie
rynsztokowo, 66-letniego wowczas trenera nazywano otepialym starym dziadem,
proponowano mu eutanazje i oskarzano go o korupcje, oczywiscie bez
podawania jakichkolwiek dowodow.
Popelnil Holender przestepstwo, poniewaz rzucil wyzwanie polskim kompleksom
– pilkarzy z nich wyleczyl, ale u trzymajacych wladze je obnazyl,
wyeksponowal. I popelnil zbrodnie, poniewaz odniosl sukces – historyczny
awans na mistrzostwa kontynentu reprezentacja uzyskala, gdy turniej miescil
nie z 24, lecz 16 uczestnikow, i gdy tworzyli ja w sporej mierze
cwiercrezerwowi w klubach, nierzadko kompletnie zmarginalizowani.
Irytowal wiec Beenhakker wszystkim – uwielbieniem wyrazanym przez tlumy na
trybunach, bajecznymi jak na nasze standardy zarobkami, charyzma, okazywana
mu za granica rewerencja, krytykowaniem klubow za uprawianie futbolu
tchorzliwego, wyplukujacego z zawodnikow kreatywnosc. I tym, ze zawrocil
pilkarzom w glowach. Bo byl raczej motywatorem i psychologiem – dla
niektorych wrecz terapeuta – niz trenerskim geekiem wymyslajacym futbol na
nowo. Stawial na miekkie przywodztwo – tolerowal niewielkie przewinienia,
lubil dlugo rozmawiac i uwaznie sluchac.
Tymi narzedziami w dzielnicy slumsow wzniosl palac, ktory jednak zawalil
sie szybko, po niespelna dwoch latach. I niewykluczone, ze nic trwalszego –
wobec rozmiaru eksplozji wywolanej zderzeniem galaktyk – nie bylo mozliwe.
Z czasem Beenhakker rowniez stal sie opryskliwy, niepotrzebnie wdawal sie w
pyskowki. Wrogowie, w ktorych powinien spotkac wiernych sojusznikow – ze
wzgledu na wspolny sportowy interes – zdolali sprowadzic go do swojego
poziomu, druzyna przestala guru sluchac, odpowiedzialnoscia zostal
obarczony nawet za libacje, ktora na zgrupowaniu urzadzili sobie
kadrowicze. Podczas Euro 2008 na sukces nie bylo szans, eliminacje do
mundialu 2010 okazaly sie klapa totalna, srodowisko triumfowalo. W
Beenhakkerze ludzi naszej pilki mogli przegladac sie jak w lustrze – to
wlasciwie nie on ich zdemaskowal, to byla autodenuncjacja.
Jego los byl przesadzony, kiedy twardo broniacy selekcjonera Michal
Listkiewicz odszedl i w fotelu prezesa PZPN rozsiadl sie Grzegorz Lato. Od
poczatku jeden z najbardziej zajadlych adwersarzy Holendra, w dodatku
niezdolny do bezposredniej komunikacji z trenerem, ktory nie nauczyl sie
polskiego.
Biorac pod uwage biede zasobow kadrowych, Beenhakker osiagnal bardzo wiele,
otworzyl tez wiele oczu. Na polski futbol w fundamentalnym stopniu nie
wplynal, zreszta broniacy swego honoru polski futbol nie byl na niego
gotowy. Ale dokonal wiecej, niz widzimy w tabelach. Mianowal asystentem
Adama Nawalke, ktory rowniez dal sie uwiesc, po latach wielokrotnie
podkreslal, ile Holendrowi zawdziecza i ze bez niego nie byloby
cwiercfinalu Euro 2016. Jedynego autentycznego sukcesu reprezentacji w
ostatnich czterech dekadach.
EKSTRAKLASA
27 kolejka
Puszcza-Rakow 1-1
28 kolejka
Z.Lubin-G.Zabrze 2-1
Korona Kielce-Widzew Lodz 2-1
Katowice-Puszcza Niepolomice 3-1
Cracovia-Slask Wroclaw 2-4
Rakow Czestochowa-RAdomiak 2-1
Piast Gliwice-Pogon Szczecin 2-1
Motor Lublin-Lech Poznan 1-2
Legia Warszawa-JAgiellonia Bialystok 0-1
W poniedzialek Lechia Gdansk-Stal Mielec
1.Rakow 59pkt
2.Lech 56pkt
3.Jagiellonia 55pkt
4.Pogon 47pkt
5.Legia 44pkt
6.Cracovia 42pkt
7.G.Zabrze 40pkt
8.Motor 40pkt
9.Katowice 39pkt
10.Piast 37pkt
11.Korona 36pkt
12.Widzew 36pkt
13.Radomiak 34pkt
14.Z.Lubin 29pkt
15.Puszcza 26pkt
16.Slask 25pkt
17.Stal 24pkt
18.Lechia 24pkt
-“Piast Gliwice – Pogon Szczecin 2:1. To raczej koniec marzen o ligowym
podium”-
Jakub Lisowski
Po kilku dobrych wystepach Pogon Szczecin dopadl kryzys. W Gliwicach
Portowcy nie zaprezentowali odpowiedniej jakosci, a jedynym pocieszeniem
jest 21. bramka w sezonie Efthymisa Koulourisa.
Przed wyjazdem Pogoni na Slask trener Robert Kolendowicz przestrzegal, ze
jego podopiecznych czeka ciezki mecz, ale jednoczesnie deklarowal, ze jego
zespol zagra o pelna pule. Portowcy musieli szukac zwyciestwa, bo caly czas
zachowywali szanse na pierwsza trojke rozgrywek, ale kluczem byly kolejne
zwyciestwa. Piastowi – nie grozil spadek, ale na pewno ta druzyna chciala
sie zrewanzowac Pogoni za ligowa porazke z jesieni czy niedawna w
cwiercfinale Pucharu Polski.
Pogon z jedna zmiana, ktora mozna bylo przewidziec. Adrian Przyborek nie
zebral dobrych not po ostatnim wystepie, wiec zastapil go Marcel
Wedrychowski, ktory z GKS dal dobra zmiane. Na innych pozycjach – grali ci,
co najwiecej wystepuja wiosna.
Zgodnie z przewidywaniami – Pogon przejela od razu kontrole nad gra, ale
nie tworzyla bramkowych sytuacji. Piast pozwolil jej klepac pilke, ale w
okolicach swojego pola karnego byl dobrze ustawiony. A przy okazji staral
sie kontrowac.
W 26. minucie niespodziewanie Piast objal prowadzenie. Pilke przy nodze
mial Valentin Cojocaru. Podal ja do Joao Gamboi, ktory pod presja
przeciwnika – oddal do bramkarza. Cojocaru popelnil blad – zle dogrywal do
Leo Borgesa, pilke w polu karnym przejal Michal Chrapek. Borges powstrzymal
Chrapka, ale do takiej bezpanskiej pilki doskoczyl Tihomir Kostadinov,
ktory zachowal sie jak rutyniarz – przyjecie, zwod i strzal do pustej
bramki.
Gol na konto Cojocaru, ale to nie byl jedyny blad bramkarza. Chwile pozniej
znow chcial wprowadzic pilke do jednego z pomocnikow, ale znow strata i w
sytuacji sam na sam znalazl sie Jorge Felix. Bramkarz wybronil. Po chwili
swietna okazje mial Efthymis Koulouris, ale z 5 m trafil w Franciszka
Placha. W obu tych sytuacjach powtorki telewizyjne pokazywaly pozycje
spalone pechowych strzelcow.
Na powazny atak Pogoni musielismy dlugo poczekac. Ale wtedy Portowcy byli
juz pod sciana, bo po paru minutach drugiej polowy przegrywali 0:2. Swietny
strzal z dystansu oddal Chrapek. Cojocaru byl bez szans.
Pogon dopiero w 70. minucie nacisneli na przeciwnikow. Miala 2-3
oskrzydlajace akcje, ale gliwiczanie i ten fragment przetrwali. Trener
Robert Kolendowicz bardzo szybko dokonal tez kompletu zmian, ale gra
zespolu nie nabrala lepszych kolorow. Mimo to – w 81. minucie z szesnastki
kropnal Olaf Korczakowski, ale Plach znow byl we wlasciwym miejscu.
Pogon jedyna bramke zdobyla w 91. minucie. Efthymis Koulouris przyjal pilke
w polu karnym, mial troche czasu i tzw. zewnetrzniakiem trafil w okienko.
Chwile pozniej arbiter zakonczyl mecz. Portowcy mieli troche pretensji, ze
sedzia mogl doliczyc jeszcze minute, ale obiektywnie – na wiecej goscie nie
zasluzyli. Portowcy byli schematyczni i za wolni na dobrze dysponowanego
przeciwnika, ktory niczym specjalnym tez nie zaskoczyl.
W przedswiateczna sobote Pogon podejmie Rakowa Czestochowa.
Pogon: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges (69. Keramitsis), Koutris –
Gamboa (52. Lukasiak), Kurzawa – Wedrychowski (52. Przyborek), Ulvestad
(69. Smolinski), Grosicki (77. Korczakowski) – Koulouris.
I LIGA
27 kolejka
Ruch Chorzow-Miedz Legnica 1-2
LKS Lodz-Nieciecza 1-2
Stal Rzeszow-Wisla Plock 0-1
Polonia Warszawa-Pogon Siedlce 2-1
Stal Stalowa Wola-Tychy 0-1
Wisla Krakow-Chrobry Glogow 2-1
Arka Gdynia-Warta Poznan 3-0
G.Leczna-Kotwica 3-0, walkower
Znicz Pruszkow-Odra Opole 2-1
28 kolejka
Warta Poznan-G.Leczna 0-2
Pogon Siedlce-Znicz Pruszkow 2-1
Chrobry Glogow-Arka Gdynia 2-2
Wisla Plock-LKS Lodz 3-0
Odra Opole-Wisla Krakow 1-2
Ruch Chorzow-Stal Stalowa Wola 1-3
Kotwica Kolobrzeg-Miedz Legnica 0-0
W poniedzialek Nieciecza-Polonia Warszawa i Tychy-Stal Rzeszow
1.Arka 61pkt
2.Nieciecza 58pkt
3.Wisla Plock 53pkt
4.Miedz 49pkt
5.Wisla Krakow 49pkt
6.Polonia Warszawa 47pkt
7.G.Leczna 45pkt
8.Tychy 41pkt
9.Znicz 39pkt
10.Ruch 37pkt
11.LKS Lodz 35pkt
12.Stal Rzeszow 34pkt
13.Chrobry 25pkt
14.Odra 23pkt
15.Kotwica 22pkt
16.Warta 21pkt
17.Pogon 19pkt
18.Stal Stalowa Wola 19pkt
-“Arka w szoku w Glogowie. Lider 1 Ligi zaprzepascil okazje, tracac z
Chrobrym argumenty w drugiej polowie”-Rafal Rusiecki
Po bardzo obiecujacej pierwszej polowie meczu w Glogowie Arka Gdynia
pedzila po kolejne zwyciestwo w Betcliku 1 Lidze. Zolto-niebiescy w sobote,
12 kwietnia 2025 roku dali sie jednak zaskoczyc po zmianie stron, bo
walczacy o utrzymanie Chrobry pokazal charakter i w efekcie zremisowal 2:2.
Punkt uratowal Arce Michal Rzuchowski, strzelajac glowa bramke 16 sekund po
wejsciu na boisko.
Na stadionie miejskim w Glogowie Arka zatracila sie kompletnie w drugiej
polowie spotkania z Chrobrym. Imponujacy w defensywie gdynianie, ktorzy
wielokrotnie byli stawiani jako przyklad dla calej I-ligowej stawki,
zaprezentowali sie zle. W sobote, 12 kwietnia 2025 roku zolto-niebiescy
byli bliscy przegrania pierwszego spotkania w tym roku.
Wiadomo bylo, ze mecze z ekipami z dolu tabeli nie beda pilkarskim
spacerkiem. Arka chciala jednak wykorzystac te spotkania, aby zdobyc jak
najwiecej punktow. Ta sztuka udawala sie jej, ale schody pojawily sie w
meczu w Glogowie, gdzie miedzy slupkami broni bardzo dobrze znany w Gdyni
Pawel Lenarcik.
W 68 minucie Chrobry prowadzil z Arka 2:1! To rzecz niecodzienna, aby
gdynianie tracili az dwie bramki w meczu. Wczesniej dawali sie w ten sposob
zaskakiwac trzy razy tylko najlepszym w stawce (dwukrotnie Wisle Krakow
oraz Gornikowi Leczna). To bylo siedem minut w Glogowie, ktore wstrzasnely
zespolem trenera Dawida Szwargi. Arka zaplacila jednak za swoja biernosc,
uspokojona dobra pierwsza polowa.
Najpierw w 61 minucie Chrobry zastosowal daleki wrzut w pole karne,
Myroslaw Mazur przedluzyl podanie, a niesamowita przewrotka i golem popisal
sie Mateusz Lewandowski. Siedem minut pozniej Chrobry mial rzut rozny, a
Przemyslaw Szarek strzelil glowa w srodek bramki Arki. Stojacy na linii
strzalu Szymon Sobczak zareagowal fatalnie i w efekcie glowa pokonal
Damiana Weglarza.
To byla druga bramka samobojcza tego wieczoru. Wczesniej wlasnego golkipera
zaskoczyl bowiem Mikolaj Lebedynski, ktory zle odbil pilke zmierzajaca na
przedpole po dosrodkowaniu Marka Navarro. To byla 21 minuta spotkania, a
dwie pozniej Sobczak mogl sie cieszyc z podwyzszenia. Uderzyl futbolowke
glowa, odbijajac od murawy, ale pilka obila jedynie poprzeczke. W 28
minucie Sobczak popisal sie znakomita asysta w tempo do Adama Ratajczyka i
tym razem pilka wpadla do bramki. Sek jednak w tym, ze uruchomil sie VAR. A
wideoweryfikacja wykazala, ze wczesniej w tej sytuacji napastnik Arki byl
na minimalnym spalonym, wiec gola sedzia nie uznal.
Wydarzenia z pierwszej czesci meczu niejako uspily zolto-niebieskich,
ktorzy juz zapewne dodawali sobie do rozrachunku trzy kolejne punkty. Dwie
bramki Chrobrego w odstepie siedmiu minut wyrwaly gdynian z tego
blogostanu. Pachnialo duza niespodzianka, ale wowczas przypomnial o sobie
Michal Rzuchowski. 16 sekund po wbiegnieciu na boisko znalazl sie idealnie
w polu karnym przy rzucie roznym i strzelil gola na wage remisu.
Arka: Weglarz – Navarro, Hermoso, Marcjanik, Gojny – Kocyla (63 Vitalucci),
Kocaba (87 Rzuchowski), Gaprindaszwili, Sidibé (81 Majchrzak), Ratajczyk
(62 Oliveira) – Sobczak
Na podstawie: Onet.p, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, 90minut.pl,
pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, tvpsport.pl, polsatsport.pl,
dziennikbaltycki.pl, gs24.plopracowal Reksio.
Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)
STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/
abujas12@gmail.com
http://
www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci
http://MyShip.com
Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez
dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com
GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl
Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:
(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):
Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.
BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452
(format IBAN)
wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479
(format IBAN)
wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504
(format IBAN)
BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX
Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”
Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,
numer KRS 0000124837:
“Wspomoz nas!”
teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty
Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl