Dzien dobry – tu Polska – 13.08.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 220) (6683)

13 sierpnia 2023r.

Pogoda

niedziela, 13 sierpnia 27 st C

Czesciowe zachmurzenie

Opady:20%

Wilgotnosc:66%

Wiatr:6 km/h

Kursy walut

Euro 4.45

Dolar 4.05

Funt 5.14

Frank 4.62

Dzien dobry Czytelnicy 🙂

Czasem obserwuje zielonogorska stronke na FB o tematyce “oddam, przyjme,
wymienie”. Obserwuje w celach rozrywkowych, poniewaz czasami ludzi ponosi
fantazja i za cos, co powinno wyladowac w smietniku, osoba zyczy sobie
wymiany na przedmiot o wartosci kilkudziesieciu zlotych i wtedy w
komentarzach bywa wesolo. Wczoraj natomiast przeczytalam ogloszenie:
“przyjme na wymiane polki do powieszenia za slodycze kawe”. Nie wiem jakiej
narodowosci jest ogloszeniodawca, natomiast komentujacy dzielnie staneli w
obronie rodaczek: “Kupie Ci te slodycze,po co wieszac polki,przemoc to
zlo”, “Handel ludzmi jest nielegalny” “Co Ci te Polki zrobily, ze chcesz je
wieszac 🙁 ?” Ogloszeniodawca milczy. Tez bym sie chyba nie wychylala na
jego miejscu 😉

Ania Iwaniuk

I jeszcze Pan Wojtek:

W SPRAWIE REFERENDUM

Wystarczy, moim zdaniem, dac jedno pytanie:

Czy rzadzic ma ktos madry czy wciaz popapraniec?

MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dabrowskiego)

Dowcip

Do lezacego na lawce mezczy- zny podchodza policjanci. Jeden z nich mowi:

– Dokumenty poprosze.

– Nie mam – odpowiada mezczyzna.

Policjanci na to:

– No to idziemy! – No to idzcie!

“Sasin bedzie cos sprzatal? Trzeba uciekac”

Po materiale dziennikarzy TVN24 “Czerwone wody” minister Jacek Sasin
polecil rozwiazac problem z odpadami produkowanymi miedzy innymi przez
spolke Nitro-Chem. Dziennikarze ujawnili, ze na dzialce, tuz obok domu
mieszkalnego, pozostawiono nielegalne, toksyczne odpady. W badanych
probkach odkryto wody czerwone, czyli pozostalosci z produkcji trotylu.
Zapowiedz dzialan, ogloszonych przez Jacka Sasina, komentowali w Sejmie
politycy. Minister aktywow panstwowych Jacek Sasin poinformowal w czwartek,
ze Polska Grupa Zbrojeniowa zostala przez niego zobowiazana do rozwiazania
problemu z odpadami spolki Nitro-Chem. “Choc spolka Nitro-Chem zostala
poszkodowana przez nieuczciwych kontrahentow, to odpady zostana ponownie
przekazane do utylizacji” – napisal na Twitterze. Jak ustalili dziennikarze
TVN24, w Polsce znajduje sie ponad 400 nielegalnych skladowisk, na ktorych
przestepcy porzucili odpady zagrazajace zyciu i zdrowiu. Wsrod nich sa tez
takie, gdzie porzucono tak zwane wody czerwone, powstajace podczas
produkcji trotylu. Natomiast trotyl w Polsce produkuje tylko jedna fabryka:
Nitro-Chem z Bydgoszczy. Gawkowski: odpadow moga byc tysiace ton

– Bedziemy utylizowac nielegalne odpady i to jest dobra wiadomosc dla
Polski i Polakow. Ale zla wiadomosc jest taka, ze musimy w ogole to robic,
bo doszlo do naruszenia prawa – skomentowal szef klubu Lewicy Krzysztof
Gawkowski.

W jego ocenie zarowno Polska Grupa Zbrojeniowa, jak i zaklady Nitro-Chem
“przez lata byly zle zarzadzane”. – Nitro-Chem byl perelka na gospodarczej
mapie Bydgoszczy i kujawsko-pomorskiego. Dzisiaj przez zle zarzadzanie
zostal skompromitowany. Ludziom, ktorzy tam zarzadzali, zostaly postawione
zarzuty, ze dzialali w zorganizowanej grupie przestepczej, a odpadow moga
byc tysiace ton, nawet nie wiemy gdzie. To czterysta miejsc w calej Polsce
– zwrocil uwage.- To pokazuje, ze nie wystarczy jeden komunikat ministra
Sasina – stwierdzil Gawkowski. – Tu trzeba organizacyjnie objac cala sprawe
parasolem ochronnym i sprawdzic, co sie stalo w calej Polsce. Bo nie
wystarczy jedno wysypisko zutylizowane. To za duza jest sprawa, zeby ja
przykryc jednym komunikatem – powiedzial. Fogiel: nadzor wlasnie sie odbywa

Posel PiS Radoslaw Fogiel, pytany przez reporterke TVN24 o te sprawe,
zwrocil sie do niej: – Jezeli ktos Pania redaktor oszuka, to nie znaczy, ze
umowa byla wadliwa, tylko on po prostu nie dotrzymuje warunkow tej umowy i
popelnia przestepstwo.

Zdaniem posla PiS “robienie ofierze zarzutu z tego, ze zostala oszukana,
jest gleboko niesluszne”. – Jesli zas chodzi o nadzor, to nadzor ministra
aktywow panstwowych wlasnie sie odbywa, ale nie mylilbym nadzoru
wlascicielskiego z codziennym zarzadzaniem spolka. To sa dwie zupelnie
odrebne rzeczy – oswiadczyl. Kierwinski: Sasin to jest czlowiek, ktory ma
dwie lewe rece

– Sasin bedzie cos sprzatal? Trzeba uciekac – skwitowal z kolei sekretarz
generalny Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwinski. – Przeciez Sasin jak
czegos sie dotknie, to spartoli. Jak Sasin mowi, ze bedzie sprzatal po
Nitro-Chemie, to jeszcze wiecej tych radioaktywnych odpadow, tych trujacych
substancji trafi na polski rynek – ocenil.

Jego zdaniem “Sasin to jest czlowiek, ktory ma dwie lewe rece”. – Przeciez
to Sasin tak naprawde odpowiada za to, co sie zdarzylo. To Sasin nadzoruje
spolki Skarbu Panstwa. Dopoki wy, jako dziennikarze, nie naglosniliscie
tego problemu, to Sasin udawal, ze nie ma tego problemu, on nic nie
wiedzial. To jak ten gosc ma cos sprzatac? – pytal. Wedlug niego minister
“powinien zaplacic za to dymisja albo zarzutami prokuratorskimi”.

– Jaki jest nadzor ministra aktywow panstwowych nad tym, ze spolka Skarbu
Panstwa z PiS-owskim nominatem jako prezesem truje Polakow? Jaka jest
odpowiedzialnosc Sasina? Sasin powinien za to odpowiedziec – podsumowal.

Media: rosyjscy oligarchowie “poprawiaja” biografie

Rosyjscy miliarderzy z listy “Forbesa”, w tym ci, ktorzy nadal sa
wlascicielami firm w Rosji, zmieniaja swoje biografie dostepne w otwartych
zrodlach – podala niezalezna rosyjska internetowa telewizja Current Time.
Zdaniem rozmowcy tej stacji chodzi o poprawianie reputacji po rosyjskiej
agresji na Ukraine. “Nie wiadomo, czy (oligarchowie – red.) robia to sami,
czy tez wynajeli do tego agencje PR. Ale ktokolwiek to robi, skrupulatnie
usuwa wszelkie odniesienia do zwiazkow z Moskwa i Rosja i pisze, ze
urodzili sie w Ukrainie lub w innych krajach bylego ZSRR i ze maja
obywatelstwa innych panstw” – poinformowala telewizja Current Time.
Dziennikarze niezaleznej stacji podali liczne przyklady. I tak bankier
inwestycyjny Ruben Wardanian, ktory od dawna kieruje holdingiem Trojka
Dialog, przedstawia sie obecnie jako finansista “ormianskiego pochodzenia”.
Objety zachodnimi sankcjami Michail Fridman, wspolwlasciciel i
przewodniczacy rady nadzorczej konsorcjum Alfa Group, jak informuje Current
Time, napisal o sobie, ze jest “rosyjsko-izraelskim biznesmenem urodzonym w
Ukrainie”. Z kolei, zalozyciel popularnej rosyjskiej wyszukiwarki Yandex,
Arkadij Woloz, podaje o sobie, ze “urodzil sie w Kazachstanie i jest
izraelskim przedsiebiorca IT”. “Nazwa stworzonej przez niego wyszukiwarki w
ogole nie jest wymieniana na osobistej stronie Woloza” – podano na portalu
niezaleznej stacji. Niezalezny rosyjskojezyczny portal The Moscow Times
przypomnial, ze we wrzesniu zeszlego roku, Ruben Wardanian, ktorego majatek
przed inwazja zbrojna Rosji na Ukraine byl szacowany na miliard dolarow,
zrzekl sie rosyjskiego obywatelstwa i przeniosl sie do separatystycznego
Gorskiego Karabachu (regionu polozonego w granicach Azerbejdzanu i
zamieszkalego glownie przez Ormian). “Nie tylko Fridman, Woloz, czy
Wardanian przepisali swoje biografie, ale takze wielu innych. Szef grupy
Renova Wiktor Wekselberg, ktory po sprzedazy koncernu naftowego TNK-BP woli
w pierwszej kolejnosci nazywac siebie ‘inzynierem’, podkresla, ze urodzil
sie w Ukrainie i jest obywatelem Cypru” – podala telewizja Current Times.
Kiedy mowimy o probie zmiany biografii (…) rosyjskich oligarchow czy
wielkich biznesmenow, mowimy o wybielaniu reputacji w ramach procedury KYC
(Know your customer) – powiedzial w rozmowie z Current Time Szumanow.

– Sprawdzane sa nie tylko spolki, ale takze ich wlasciciele czy czlonkowie
zarzadow, ktorzy w rzeczywistosci sa Rosjanami. Wazna czescia procedury KYC
jest analiza publikacji medialnych. Pierwsza rzecza, ktora ludzie robia,
jest sprawdzenie Wikipedii, poniewaz zwykle pojawia sie ona jako pierwsza w
wyszukiwarce Google. Dlatego w Wikipedii trwa walka na smierc i zycie –
dodal analityk.

Ogromny reaktor w drodze. “Trwa najwieksza operacja logistyczna”

Trwa transport ponad 90-metrowego reaktora do rafinerii Grupy Orlen w
Mozejkach na Litwie. Ladunek wazy okolo 2200 ton. Wedlug Orlenu to
“najwieksza operacja logistyczna w historii Litwy”. Transport porusza sie
ze srednia predkoscia trzech kilometrow na godzine. Reaktor stanowi serce
inwestycji w poglebiony przerob ropy. Zostal zaprojektowany we Wloszech.
Reaktor dotarl do portu w Klajpedzie na poczatku sierpnia br., po czym
zostal rozladowany na 88-osiowa modulowa naczepe o dlugosci 95 metrow i
szerokosci 6,5 metra. Calkowita masa ladunku to okolo 2200 ton, z czego sam
reaktor wazy okolo 1500 ton. Grupa Orlen w piatek zamiescila wpis w
serwisie X (dawniej Twitter), w ktorym poinformowala o trwajacej
“najwiekszej operacji logistycznej w historii Litwy”. “Ladunek o masie 2200
ton jedzie z Klajpedy do naszej rafinerii w Mozejkach, transportujac
reaktor do instalacji poglebionego przerobu ropy” – poinformowal polski
koncern.

Z materialu dolaczonego do wpisu wynika, ze ladunek ma do pokonania 145 km,
a transport porusza sie ze srednia predkoscia 3 km/h. Orlen zaznaczyl, ze
przygotowania do transportu trwaly kilka miesiecy i obejmowaly miedzy
innymi umocnienia mostow i drog. Trasa przebiega drogami regionalnymi
Klajpedy, Kretyngi, Skuodas i Mozejek.

Orlen o inwestycji na Litwie

Polski koncern podkreslil, ze budowa instalacji poglebionego przerobu ropy
w rafinerii w Mozejkach to najwiekszy w historii Grupy Orlen projekt
inwestycyjny prowadzony na Litwie. Przedsiewziecie ma zostac zrealizowane
do konca 2024 roku.

Zgodnie z zapowiedziami spolki, inwestycja na Litwie ma umozliwic wzrost
EBITDA (zysk operacyjny przed potraceniem odsetek od zaciagnietych
zobowiazan) nawet o okolo 68 mln euro rocznie. “Wszystko to dzieki
zwiekszeniu uzysku produktow wysokomarzowych o nawet 12 proc. z obecnych
niecalych 72 proc. do poziomu 84 proc. Obecnie dla wyprodukowania
oczekiwanego wolumenu paliw Orlen Lietuva przerabia do 10 mln ton surowca
rocznie, a po uruchomieniu instalacji hydrokrakingu uzyskanie podobnego
wolumenu paliw bedzie mozliwe przy przerobie na poziomie 8 mln ton ropy
rocznie” – wyjasniono.

Koncern zapowiedzial, ze “nowa instalacja juz w 2025 roku pozwoli wytwarzac
wiecej produktow wysokomarzowych, co zwiekszy rentownosc litewskiego
zakladu, przyczyniajac sie tym samym do wzmocnienia bezpieczenstwa
energetycznego calego regionu”.

Poklocili sie o alkohol. Jeden pchnal drugiego nozem

Na jednej z petli tramwajowych w Poznaniu, podczas klotni dwoch mezczyzn o
alkohol, jeden z nich pchnal drugiego nozem. Ofiara trafila do szpitala.
Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak przekazal, ze do zdarzenia
doszlo po poludniu, w okolicach petli tramwajowej Ogrody. Jak poinformowal,
dwoch bezdomnych mezczyzn poklocilo sie tam o alkohol.

– Jeden z mezczyzn probowal zabrac drugiemu butelki z alkoholem. Kiedy
ofiara odmowila oddania butelek, napastnik wyjal noz i zadal ofierze cios w
noge – opisal.

Raniony mezczyzna prosil o pomoc i wezwanie karetki w pobliskim sklepie
spozywczym. Borowiak poinformowal, ze mezczyzna zostal zabrany do szpitala,
a jego zyciu nie zagraza niebezpieczenstwo. Napastnik jest poszukiwany
przez policjantow.

Poltora miliarda za lot Polaka w kosmos. Czy to ma sens? Pytamy eksperta

Za krotki, komercyjny lot w kosmos nasz kraj zaplaci fortune, a caly plan
zapowiedziano akurat, gdy w kraju rusza kampania wyborcza. Czy drugi w
historii lot Polaka w kosmos ma w ogole sens? I dlaczego placimy za niego
tak duzo? Pytamy o to eksperta polskiego sektora kosmicznego, dr. inz.
Krzysztofa Kanawke. O tym, ze drugi w historii astronauta z Polski poleci w
kosmos, poinformowano w srode. – To jest niesamowita historia, ktora pisze
sie na naszych oczach – powiedzial minister rozwoju i technologii Waldemar
Buda. Jak pozniej dodal na Twitterze, do udzialu w misji na Miedzynarodowej
Stacji Kosmicznej (ISS) zgloszona bedzie kandydatura Slawosza Uznanskiego,
obecnie rezerwowego astronauty Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Ale drugi polski astronauta nie pojawi sie tam za darmo – Polska wyda na
niego ogromne pieniadze. Nasza skladka do Europejskiej Agencji Kosmicznej
przez trzy lata wzrosnie lacznie o ok. 295 mln euro. To znacznie wiecej,
niz dotychczas Polska wydawala na udzial w ESA. Ponadto 292,5 mln zlotych z
rezerwy budzetowej ma zostac wydane bezposrednio na lot Polaka w kosmos.
Razem wyslanie astronauty na orbite bedzie wiec kosztowac Polske okolo 1,6
miliarda zlotych.

Dlaczego ta misja kosztuje tak duzo, po co ona Polsce i czy to w ogole ma
sens? Spytalismy o to eksperta, dr. inz. Krzysztofa Kanawke – prezesa firmy
Blue Dot Solutions oraz autora portalu kosmonauta.net. Drugi Polak w
kosmosie

Maciej Michalek: Europejscy astronauci sa regularnie wysylani na orbite w
ramach rotacji zalogi na Miedzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ale Polska nie
korzysta z tego rozwiazania, zamiast niego za ogromne pieniadze wykupuje od
amerykanskiej firmy Axiom Space komercyjny lot w kosmos. Jaki jest w tym
sens?

Dr inz. Krzysztof Kanawka: Wbrew pozorom, spory. Dotad trzeba bylo przez
lata placic wieksza skladke do ESA, liczac, ze w blizszej lub dalszej
przyszlosci uda sie wyslac swojego astronaute w kosmos. Ale w 2022 roku
czasy sie zmienily, gdy na rynek weszla firma Axiom, oferujaca komercyjne
wysylanie astronautow w kosmos na pokladzie amerykanskiej kapsuly Dragon.
Ta oferta okazala sie na tyle atrakcyjna, ze skorzystaly z niej juz rzady
Arabii Saudyjskiej, Wloch, Turcji i Szwecji, wysylajac swoich astronautow w
kosmos. W tym samym czasie, lub tuz po nas, to samo zrobia tez na pewno
Wegrzy – za sprawa Axiom powstal wiec niejako drugi obieg astronautow, w
tym tych z Europy. A dlaczego oferta Axiom okazala sie atrakcyjna?

Niedoskonale mozna by porownac oferte wyslania w kosmos astronauty przez
ESA albo Axiom do kupowania lotu na pokladzie Qatar Airways albo Ryanaira.
To drugie rozwiazanie nie wymaga wieloletniego koordynowania swoich planow,
latwiej mozna znalezc polaczenie i szybciej poleciec.

Tylko w tym porownaniu lot Ryanairem bylby tez znacznie tanszy. To, czy
wykupienie lotu przez Axiom jest drozszym rozwiazaniem, niz wyslanie
zawodowego astronauty w ramach misji ESA, jest bardzo trudne do
stwierdzenia. Jesli mielibysmy przez lata placic dodatkowe kilkadziesiat
milionow euro rocznie, czekajac na swoja kolej, to moze sie okazac, ze
skorzystanie ze wspolpracy z Axiom “jednorazowo” jest znacznie tansze. Bylo
zas wiadome, ze nie zanosi sie, aby Polska miala szanse wyslac swojego
astronaute stosunkowo szybko, w najblizszych latach. A naszego kraju
prawdopodobnie tez wciaz nie stac na dlugofalowe zaangazowanie w drogim
programie zalogowym ESA na wysokim poziomie nakladow. Rozumiem, ale za lot
Axiom placimy przeciez oddzielnie. Po co wiec jednoczesnie tak drastycznie
zwiekszamy swoja skladke do ESA?

Tu dochodzimy do sedna sprawy. Skladka ta tylko w niewielkiej czesci idzie
na lot polskiego astronauty. Te pieniadze przede wszystkim przeznaczone
zostana na szersza aktywnosc Polski w ramach ESA i dostep do prowadzonych
przez nia dzialan rozwojowych – technologicznych czy naukowych, ktore byly
dotad dla Polski niedostepne. To tez znacznie wiekszy dostep do modulu
naukowego Columbus na Miedzynarodowej Stacji Kosmicznej, w ktorym polskie
technologie moga byc testowane takze przez astronautow z innych panstw.
Nasze wydatki per capita byly dotad drugimi najnizszymi w calej Europie,
zarzucano nawet, ze powoduje to stagnacje polskiego przemyslu kosmicznego.
Kazde inne panstwo mialo aspiracje w kosmosie i zaczynalo dzialac, a my
tymczasem moglismy coraz bardziej odstawac w tyle.

Ponad poltora miliarda zlotych to jednak troche za duze pieniadze, by
tlumaczyc je tylko spelnianiem aspiracji. Jakie konkretne korzysci Polska
moze odniesc z tej inwestycji?

Bardzo liczne. Sektor kosmiczny to tylko w niewielkim stopniu rakiety,
misje naukowe i stacje kosmiczne. Przede wszystkim to wykorzystywanie na
Ziemi danych pozyskiwanych w kosmosie, glownie przez satelity. A my wciaz
jestesmy jedynie konsumentem zagranicznych rozwiazan satelitarnych, czesto
na tym przeplacajac. W komunikacji: to lacza satelitarne, w mediach: to
telewizja satelitarna, w pozycjonowaniu – to nawigacja satelitarna. Nie
jestesmy jednak producentem tych rozwiazan, musimy wiec zwiekszyc wydatki
na badania i rozwoj, i zaczac gonic inne panstwa. Dlaczego wlasciwie to
takie wazne?

Pierwszy z brzegu przyklad to toczaca sie za nasza granica wojna w
Ukrainie. Polska nadal nie ma wlasnych zrodel obrazowania satelitarnego
albo tez wlasnych systemow telekomunikacyjnych. Wojskowo oczywiscie mozemy
liczyc na dostep do sojuszniczych systemow, cywilnie rowniez mamy dostep do
Copernicus (europejski satelitarny program obserwacji Ziemi – red.), ale
wciaz nie mamy wlasnych rozwiazan. Tak samo w telekomunikacji – Polska nie
ma ani jednego satelity komunikacyjnego, mamy jedynie dwa niewielkie
satelity naukowe, reszta nie dziala, albo nigdy nie dzialala. Dochodzi
przez to do absurdow, na przyklad takiego, ze kilkanascie lat temu polskie
wojska w Afganistanie do swojej komunikacji korzystaly z rosyjskiego
satelity telekomunikacyjnego.

I w jaki sposob pieniadze przekazywane do ESA pomoga nam rozwinac wlasne
rozwiazania satelitarne?

ESA bardzo duza czesc funduszy przekazuje na rozwoj technologii. A moim
zdaniem w Polsce sa przynajmniej cztery bardzo dobre firmy zajmujace sie
technikami telekomunikacyjnymi, ktore teraz na pewno beda wnioskowac do ESA
o wspolprace. Taka miedzynarodowa wspolpraca umozliwi im rozwoj wlasnych
technologii i sprawdzenie ich w praktyce, a nastepnie tez ewentualna
sprzedaz ich za granice. A z czasem firmy te mozliwe, iz stwierdza, ze na
tyle znaja juz technologie i rynek, ze beda gotowe nawet do zbudowania
wlasnego satelity. Ale my nie zwiekszamy swojego zaangazowania w sektor
kosmiczny stopniowo, my z dnia na dzien decydujemy o wlaniu do niego
gigantycznych pieniedzy. I polski przemysl jest gotowy, aby moc je
wykorzystac?

To bardzo dobre pytanie. Odpowiedzialbym jednak: “tak”, lamane na “nie
wiem”. Polska Agencja Kosmiczna wykonuje teraz bardzo fajna prace, probuje
wszystko zorganizowac i zbiera informacje na temat tego, jakie projekty
polskiego przemyslu mozemy zrealizowac w kosmosie. I polskie firmy w tej
chwili dopiero przedstawiaja swoje pomysly.

Rzeczywiscie, jest tutaj bardzo wiele obaw, czy te pieniadze zostana
wlasciwie wydane i zaprocentuja kolejnymi projektami, a nie zostana niejako
przejedzone. Osobiscie mam jednak wrazenie, ze duza czesc polskiego sektora
kosmicznego od lat komunikowala, ze ma wiekszy potencjal, ale czeka na
wiecej funduszy. Teraz te fundusze beda, a dodatkowo tam, gdzie pojawiaja
sie fundusze panstwowe, zwykle przybywa tez funduszy prywatnych. Jakie
konkretne polskie technologie mozna wskazac, ktore czekaja na takie
dodatkowe pieniadze?

Jest bardzo duzo technologii w Polsce, ktore zostaly przetestowane do etapu
prototypu, ale nie udalo im sie wejsc na rynek. Sam mam system, ktory
potrafi zoptymalizowac prace na lotniskach w oparciu o systemy satelitarne.
Jest firma, ktora stworzyla bardzo obiecujacy polski odbiornik nawigacyjny.
Sa firmy, ktore maja technologie obserwacji satelitarnej, platformy
satelitarne, technologie obrazowania satelitarnego. Gdyby zaprezentowac
mozliwosci polskiego sektora kosmicznego, to ludzie byliby bardzo
pozytywnie zdziwieni, co jest w naszym kraju mozliwe.

Czyli Pana zdaniem wydanie ponad poltora miliarda zlotych z polskiego
budzetu na taki krotki lot w kosmos broni sie biznesowo? I to – calkiem
przypadkiem – ogloszony krotko przed wyborami parlamentarnymi? Nie ma co
ukrywac, ze termin ogloszenia lotu moze byc nieprzypadkowy, warto pytac,
jakim cudem akurat teraz znalazly sie na to pieniadze. Ale nie zmienia to
faktu, ze ten plan broni sie od strony biznesowej. Dotychczas bardzo
brakowalo mozliwosci sprawdzenia naszych rozwiazan w warunkach koncowych,
czyli zdobycia tak zwanego “flight heritage” – udowodnienia, ze cos
naprawde dziala w kosmosie. Teraz bedzie to mozliwe.

Rozbity samochod na plazy. Kierowca uciekl, po czym sam sie ujawnil

Na plazy w Lebie (woj. pomorskie) policjanci natrafili na rozbity i
porzucony samochod. Kierowca najprawdopodobniej uderzyl w drewniane ostrogi
i uciekl z miejsca zdarzenia. Mezczyzna sam sie jednak ujawnil, gdy zglosil
sie po pomoc medyczna. Niebawem ma zostac przesluchany. Jak poinformowala
starsza aspirant Marta Szalkowska, oficer prasowa Komendy Powiatowej
Policji w Leborku, w piatek po godzinie 4 policjanci natrafili na
uszkodzone auto na plazy w Lebie. – Po godzinie 4:00 ujawnilismy na plazy w
Lebie uszkodzony samochod, ktory najprawdopodobniej uderzyl w drewniane
ostrogi. Pojazd byl pusty, na miejscu nie bylo kierowcy. Zabezpieczono
slady – wyjasnila policjantka. Na miejscu, oprocz policjantow pracowali
strazacy, ktorzy neutralizowali wycieki plynow eksploatacyjnych. Jak dodala
Szalkowska, wlasciciel samochodu, ktorego poszukiwali policjanci, odnalazl
sie. Przed godzina 13 na pogotowie ratunkowe zadzwonil mezczyzna z prosba o
pomoc. Okazalo sie, ze to wlasciciel renault kangoo. Jesli stan jego
zdrowia pozwoli, bedzie przesluchiwany. Alkotest nie wykazal, zeby
mezczyzna byl pod wplywem. To 45-latek z wojewodztwa pomorskiego. Jego stan
jest niezagrazajacy zyciu. Policja sprawdza, czy to on byl uzytkownikiem
tego auta – poinformowala.

SPORT

Dziesieciu pilkarzy recznych zaginelo podczas MS. Nie ma z nimi kontaktu.
Chorwackie media przekazaly, ze dziesieciu 17-letnich pilkarzy recznych z
Burundi zaginelo w Rijece. Zawodnicy wystepowali w tamtejszych
mlodziezowych mistrzostwach swiata. Chorwackie srodowisko sportowe nie
przezywa ostatnio dobrej passy. We wtorek media przekazywaly, ze kibole
Dinama Zagrzeb starli sie z fanami AEK Ateny, w wyniku czego jeden z
greckich kibicow stracil zycie. Obie druzyny mialy zagrac w pierwszym meczu
III rundy eliminacji do Ligi Mistrzow. Zaledwie dwa dni pozniej portale,
telewizje i gazety poinformowaly o kolejnej tragedii. Tym razem z udzialem
mlodych pilkarzy recznych. We czwartkowe popoludnie chorwacki “PU
Primorsko-Goranska” podal, ze w tamtejszym miescie Rijeka zaginelo
dziesieciu 17-letnich pilkarzy recznych, ktorzy pochodzili z afrykanskiego
panstwa Burundi. Zawodnicy od 2 sierpnia brali udzial w mlodziezowych
mistrzostwach swiata. Impreza miala zakonczyc sie w niedziele 13 sierpnia.
“Z dotychczasowych informacji wynika, ze okolo dziesieciu mlodych mezczyzn
urodzonych w 2006 roku oddalilo sie wczoraj (w srode 9 sierpnia – przyp.
red.) w nieznanym kierunku okolo godziny 15:30 z terenu osrodka
studenckiego w Rijece, w ktorym byli zakwaterowani na czas trwania
mistrzostwa” – czytamy w oswiadczeniu chorwackiej policji. Mlodzi pilkarze
nie odbieraja telefonow, przez co nie mozna sie z nimi skontaktowac.
Obecnie sprawa zajely sie odpowiednie sluzby, ktore podejmuja dzialania i
czynnosci majace na celu odnalezienie zaginionych osob. Do tej pory udalo
sie jedynie opublikowac w mediach twarze 17-latkow, ktorzy zagineli w
srodowe popoludnie. Okolicznosci oraz powody znikniecia zawodnikow nie sa
jeszcze znane.

50! Iga Swiatek znow robi to, co Sabalenka zrobila tylko raz w zyciu, a
czego Rybakina nie zrobila nigdy

Danielle Collins pokazala, dlaczego lubi sie przedstawiac jako Danimal. Ale
w cwiercfinale turnieju WTA 1000 w Montrealu Iga Swiatek znalazla odpowiedz
na momentami zwierzeca sile Amerykanki i pokonala ja 6:3, 4:6, 6:2. To juz
50. zwyciestwo Polki w tym roku! Najgrozniejsze rywalki moga Idze
pozazdroscic. Iga Swiatek wlasnie wygrala swoj 50. mecz w 2023 roku. Z 57
rozegranych. To robi wrazenie! Nawet po genialnym ubieglym sezonie, w
ktorym Polka robila nie takie rzeczy. Rok 2022 skonczyl sie dla Swiatek
bilansem 67:9 i az osmioma zdobytymi tytulami (w tym dwoma
wielkoszlemowymi). Na razie Idze jeszcze daleko do takich osiagniec w 2023
roku (zdobyla cztery tytuly, w tym jeden wielkoszlemowy). Ale zauwazmy
jedno. Mianowicie 11 sierpnia 2022 roku Iga miala wygranych 49 meczow i
szesc przegranych, a 11 sierpnia 2023 doszla do bilansu niemal identycznego
– 50:7. Bo w Montrealu byl jeszcze 11 sierpnia (a w Polsce juz wczesny
poranek 12 sierpnia), gdy Swiatek konczyla cwiercfinal z Danielle Collins.

Rywalka chciala awantury

Collins to finalistka Australian Open 2022, ktora w drodze do tamtego
finalu w polfinale rozbila Swiatek 6:4, 6:1. Collins rok temu byla siodma
zawodniczka swiatowego rankingu WTA i wtedy mozna bylo stawiac, ze bedzie
sie wspinala wyzej. Niestety miedzy innymi z przyczyn zdrowotnych
Amerykanka z absolutnego topu wypadla, dzis jest w rankingu 48. Do
australijskiego finalu juz nie nawiazala. Kolejny mecz ze Swiatek – w lutym
biezacego roku w drugiej rundzie w Dausze – przegrala az 0:6, 1:6. Ale
“Danimal”, jak Collins lubi sie przedstawiac, nie stracila calkiem tej
swojej zwierzecosci w grze, dzieki ktorej potrafi zagrozic kazdemu. W
turnieju WTA 1000 w Montrealu Collins musiala grac eliminacje. W nich
cierpiala, oba mecze wygrala w trzech setach. Ale dzieki nim sie
rozpedzila. Tak bardzo, ze nie dala zadnych szans kolejno trzem naprawde
mocnym rywalkom – Elinie Switolinie, Marii Sakkari i Leylah Fernandez. W
drodze do cwiercfinalu ze Swiatek Collins tak przyspieszyla i nabrala
takiej walecznosci, ze nawet wywolala na korcie awanture. I w meczu z Polka
tez robila wszystko, by pokazac, jak bardzo jest grozna.

Banan i notatnik to bylo za malo

Do stanu 5:1 i 30:0 Iga wszystko kontrolowala. Na kortowych zegarach
wyswietlala sie informacja, ze mecz trwa dopiero 32 minuty, a juz zanosilo
sie na koniec pierwszego seta. Ale wtedy, przy serwisie Igi, Collins
zerwala sie do boju, a Swiatek nagle obnizyla poziom swojego grania. W
efekcie set potrwal jeszcze 12 minut i choc skonczyl sie wynikiem 6:3 dla
Polki, to troche niepokojace bylo, ze z jego ostatnich 15 punktow Iga
wygrala tylko cztery. Swiatek prowadzac 1:0 w setach wziela banana,
notatnik i poszla na kilka minut do szatni. Po powrocie szybko wyszla na
prowadzenie 2:0, ale Collins znow pokazala, ze nie zamierza sie poddac.
Kilka minut pozniej prowadzila 3:2. A przy prowadzeniu 5:4 tak mocno
naciskala na serwujaca Swiatek, ze wypracowala sobie az cztery setbole i
ostatniego Iga juz nie obronila.

“Don’t Stop Me Now”

Ale Iga Swiatek to Iga Swiatek. A to znaczy tyle, ze wpedzic ja w klopoty
mozna, ale ona potrafi znalezc odpowiedz. W decydujacym secie Collins ani
myslala rezygnowac ze swojej ofensywnej taktyki, ale wtedy Swiatek znow
zaczela generowac wieksza moc. Nawet jesli chwilami bylo jej za duzo, nawet
jesli w niektorych akcjach pewnie bardziej oplacalne byloby poszukanie
rozwiazan spokojniejszych, efekt zostal osiagniety. W trzecim gemie Polka
przelamala Amerykanke – wyszla na prowadzenie 2:1, a DJ jakby komentujac
sytuacje zagral hit “Don’t Stop Me Now” zespolu Queen. Krolowa tenisa
poszla za ciosem. Przy swoim serwisie powiekszyla prowadzenie do 3:1, a
wkrotce jeszcze raz przelamala Collins – na 5:2. Amerykanka w koncowce
mocno walczyla z frustracja wynikajaca z bezradnosci i jeszcze obronila
dwie pilki meczowe, ale trzecia Swiatek juz z wielka moca wbila w kort,
konczac spotkanie efektownym forhendem.

Sabalence ucieka marzenie – Swiatek nie do zlapania

Swiatek w Montrealu nie bez problemow, ale jednak awansowala juz do
polfinalu. A troche wczesniej Aryna Sabalenka odpadla w 1/8 finalu,
przegrywajac z Ludmila Samsonowa. Tym samym Bialorusinka stracila
matematyczne szanse na dogonienie swojego marzenia, jakim jest objecie
pozycji liderki rankingu WTA w najblizszych tygodniach. Co by sie nie
dzialo, az do konca US Open, a wiec jeszcze przez miesiac, Swiatek moze byc
pewna pierwszego miejsca. A jest na nim juz 72 tygodnie.

Swiatek to juz w tej chwili 10. najdluzej panujaca numer jeden w historii.
A widzac, jak z biegiem tego sezonu pokazuje coraz wieksza klase i
dystansuje rywalki, nie da sie powiedziec nic innego niz “zasluzenie”.
Sabalenka wygrala w biezacym roku 41 meczow i dziewiec przegrala. Jelena
Rybakina – numer trzy trwajacego sezonu – ma bilans 39:9. Zostanmy przy
liczbach jeszcze na chwile. Sabalenka starsza od Swiatek o trzy lata miala
w karierze jeden sezon, w ktorym wygrala co najmniej 50 meczow – rok 2018
zamknela z bilansem 51:25. Natomiast Rybakina starsza od Igi o dwa lata
nigdy nie zblizyla sie do wygrania 50 meczow w sezonie – jej rekordowy
bilans to 42:19 z 2019 roku. Wygrac 50 meczow w sezonie to jest cos. Dla
najlepszej na swiecie i wciaz jeszcze rozwijajacej sie Swiatek to pewnie
liczba zwyciestw, jaka bedzie osiagala regularnie. A moze nawet to nie
bedzie dla Igi nic niezwyklego. Przeciez w zeszlym sezonie ona wygrala
prawie 70 meczow, a w tym smialo moze osiagnac podobny wynik. Jestesmy
dopiero w pierwszej polowie sierpnia. Jeszcze duzo dobrego przed nami.
Zacznijmy od polfinalu w Montrealu. Ten – z Jessika Pegula – juz w sobote.
O godzinie 18.30 czasu polskiego.

Wybuchl skandal i zerwali kontrakt z gwiazda FAME MMA. “To juz bylo ponizej
pasa”

Juz za niespelna miesiac odbedzie sie gala FAME 19, na ktorej kibice beda
mogli zobaczyc m.in. walke rewanzowa Marcina “Polish Zombie” Wrzoska z
Piotrem Szeliga. Ten drugi stal sie niedawno bohaterem skandalu
obyczajowego, czego skutkiem jest zakonczenie wspolpracy ze strony jego
grupy menadzerskiej. – Decyzja byla krotka, szybka i dynamiczna – slyszymy
w uzasadnieniu. Pierwsza walka pomiedzy Wrzoskiem a Szeliga odbyla sie na
gali FAME 17. Starcie nie potrwalo zbyt dlugo, gdyz juz na samym poczatku
Szeliga wyprowadzil niskie kopniecie, po ktorym jego rywal niefortunnie
upadl na wyprostowana reke, co skonczylo sie zlamaniem. Problemy Szeligi.
Grupa menadzerska odcina sie od zawodnika

Piotr Szeliga ostatnio stal sie bohaterem duzego skandalu obyczajowego.
Trener zawodnika Rafal Antonczak w 2021 roku podczas wlasnej walki zaslabl
i stracil przytomnosc. Od tamtego czasu mezczyzna jest w stanie
wegetatywnym. Szeliga sam wielokrotnie namawial do pomocy dla swojego
trenera, miedzy innymi promujac internetowa zbiorke pieniedzy, czy
prowadzac licytacje na rzecz Antonczaka.

Miesiac temu w internecie pojawila sie informacja, jakoby Szeliga
utrzymywal bliskie kontakty z zona bylego trenera. Po tych doniesieniach na
zawodnika spadla lawina krytyki, a ostatnio afere wykorzystal jego rywal
podczas slownej przepychanki z nim, gdzie prawie doszlo do bojki miedzy
dwoma zawodnikami. Teraz na afere Szeligi zareagowala obslugujaca go grupa
menadzerska Artnox Fight Sport. Szef organizacji i dotychczasowy agent
freak-fightera udzielil wywiadu Arturowi Przybyszowi, gdzie przyznal, ze
gdy tylko uslyszal o calej sprawie, zdecydowal sie na zerwanie umowy z
Szeliga. – Piotr Szeliga nie jest juz w Artnoxie. To jest proste i
logiczne, znasz mnie, moj charakter i zasady. Na pewne rzeczy mozna machnac
reka, a na pewne nie. Tak bylo w tym przypadku. Potem to zachowanie i
dyskredytacja swojego trenera, to juz bylo ponizej pasa i nie do
zaakceptowania. O tym nie ma co rozmawiac, decyzja byla krotka, szybka i
dynamiczna – wyznal. Piotr Szeliga dotychczas na galach federacji FAME MMA
wystapil szesciokrotnie. Ostatnia jego walka odbyla sie na wydarzeniu FAME
18, gdzie w trzeciej rundzie przegral z Michalem “Wampirem” Pasternakiem.

DETEKTYW

Smierc pod polska bandera (cz. 2)

Przemyslaw SEMCZUK

Polska flota handlowa byla jedna z najwiekszych na swiecie. Na pieciuset
statkach sluzy- lo kilkanascie tysiecy marynarzy. Byli jednymi z niewielu,
ktorzy bez przeszkod mogli podrozowac za granice. Dzieki temu robili
ogromne interesy. Tak wielkie, ze warto bylo dla nich nawet zabijac.
Dwudziesty kwietnia 1983 roku. Drobnicowiec “Lodz” stal w porcie Duala w
Kamerunie. Nagle, tuz po zmroku, na pokladach roz- legl sie dzwiek dzwonkow
alar- mowych. Po chwili cala zaloga w nadzwyczajnym trybie zebrala sie w
mesie oficerskiej. Powodem bylo znikniecie pierwszego ofice- ra Zdzislawa
Koszewskiego. Od kilku godzin nikt go nie widzial. Byc moze zszedl na lad.
To jed- nak bylo malo prawdopodobne. W portach Afryki Zachodniej biali
ludzie nigdy nie krecili sie po zapadnieciu zmroku. Bylo to zbyt
niebezpieczne. Poza tym przy trapie zawsze stoi mary- narz, ktory zapisuje,
kto wchodzi i kto schodzi z pokladu. Dlatego postanowiono przeszukac
statek. Zaloga podzielila sie na grupy, a dla wiekszej skutecznosci
zamienila sie dzialami. Ci, kto- rzy zwykle pracowali na pokla- dzie,
sprawdzali maszynownie. Ci z maszynowni odwrotnie. Niestety, nie dalo to
zadnego rezultatu. Pierwszy oficer prze- padl. W tej sytuacji powiado-
miono policje i wladze portowe. W nocy nic wiecej nie dalo sie zrobic.

Policja zjawila sie nastepnego ranka. W kanale portowym, nie- opodal
miejsca postoju “Lodzi”, znaleziono cialo bialego czlo- wieka. Konieczna
byla identyfi- kacja. Kapitan jednak odmowil. Na okazanie zwlok wyslal
lekar- ke i drugiego oficera. Ci jednak nie rozpoznali Koszewskiego. Trup
mial zmasakrowana twarz i poderzniete gardlo. Na jego rekach znajdowaly sie
kajdanki, a do nich przypieta byla gasni- ca. Mimo to policja nie dala za
wygrana. Zazadano, by cialo zobaczyli wszyscy marynarze. Kamerunczycy
dokonali takze rewizji na polskim statku. W jej trakcie stwierdzono brak
jednej gasnicy i brak sluzbowych kajda- nek. Teraz nie bylo watpliwosci, ze
cialo znalezione w basenie

portowym to Zdzislaw Koszewski. Pozostawalo tylko zagadka, kto i dlaczego
zamordowal pierwsze- go. Dlatego, zgodnie z prawem morskim, policja
aresztowala sta- tek i jego zaloge. “Lodz” musiala pozostac w porcie, a
marynarze mieli zakaz opuszczania pokladu.

W kraju, do podrozy, szyko- wala sie delegacja przedstawicie- li PZM-u,
Urzedu Gospodarki Morskiej i Sluzby Bezpieczenstwa. Na wiesc o zatrzymaniu
statku i zalogi do Duali przyjechal polski konsul z Lagosu. Z Kamerunem nie
utrzymywano wtedy oficjal- nych stosunkow i nie bylo w tym kraju placowki
dyplomatycznej. Razem z konsulem sprowadzo- no takze tlumaczke. Kamerunska
policja rozpoczela drobiazgowe przesluchania zalogi. Marynarzy zabierano na
komisariat, gdzie kazdemu wmawiano, ze to on zamordowal oficera. Zachecano,
by sam sie przyznal, a wtedy kara bedzie mniejsza. Po kilku godzinach
odstawiano na statek, zastrzegajac, ze beda kolejne przesluchania. A na
statku zapa- nowala psychoza strachu i ogolna podejrzliwosc. Ludzie bali
sie ze soba rozmawiac. W koncu ktos zaproponowal, aby ciagnac zapal- ki i
wytypowac winnego. Moze rzucajac go na pozarcie, da sie uratowac statek i
reszte zalogi.

Ten pomysl niemal zostal zrealizowany. Zapobiegli temu sami Kamerunczycy.
Po dwoch tygodniach sledztwa nagle zabra- li z pokladu dwoch maryna- rzy –
Jana Luczaka i Miroslawa Frackiewicza. Obu zatrzymanych przesluchano,
zadajac im te same pytania, co poprzednio. Z ta tyl- ko roznica, ze nie
wrocili juz na statek. Zabrano im ubrania i w samych slipach wepchnieto do
oddzielnych cel w “kalambuszu”. Tak marynarze nazywali afry- kanskie
wiezienie. Warunki byly koszmarne. Pierwsza noc aresz- towani spedzili w
ciemnosciach, po kostki w wodzie. Wszedzie bylo pelno fekaliow i robactwa.
Panowal niewyobrazalny smrod. Ale nie to wspominali najgorzej.

W tygodniku “Wybrzeze” zacy- towano slowa jednego z nich, ktore dzis moga
brzmiec nieco zabawnie: “Z ciemnosci wpa- trywalo sie we mnie kilka par
lsniacych murzynskich bia- lek. Przestraszylem sie, wsrod Murzynow jest
wielu homosek- sualistow, balem sie, ze ktorys zacznie dobierac sie do
mnie”.

Juz wtedy Jan Luczak zro- zumial, dlaczego zostal aresz- towany. Dobrze
znal Zdzislawa Koszewskiego, byl starszym marynarzem w jego wachcie. Wiele
razy pelnil funkcje ster- nika, gdy statkiem dowodzil pierwszy. Wiedzial,
ze pomiedzy Koszewskim a kapitanem czesto dochodzilo do sporow. Podczas
przeszukania statku jemu przy- padlo sprawdzenie luku pomiaro- wego –
studzienki laczacej poklad z dnem. Niczego tam nie znalazl. Gdy wychodzil,
zauwazyl, ze jest obserwowany przez kapi- tana. Gdy Kamerunczycy sami
przeszukali statek, na dnie luku znaleziono zakrwawiona koszu- le. Luczak
byl pewny, ze wczes- niej jej tam nie bylo. Wiedzial tez, ze policja czesto
przesiaduje u kapitana. Uznal, ze to dowodca wytypowal jego i Frackiewicza,
aby uwolnic statek. Byly to jed- nak tylko podejrzenia.

Przez kolejne cztery dni obu marynarzy wciaz przesluchiwa- no. Mimo to nie
przyznali sie do winy. Wreszcie 7 maja odwiezio- no ich na statek. Ale tu
czekalo ich kolejne niemile zaskoczenie. Nikt nie chcial z nimi rozmawiac.
Gdy zjawiali sie w mesie, kaz- dy mial nagle cos do zrobienia. Zrozumieli,
ze zaloga wydala juz wyrok. Byli winni. Nastepnego ranka Luczak, mimo
zakazu, zszedl ze statku. Nie zareago- wal na wezwanie marynarza
pilnujacego trapu ani oficera wachtowego. Obaj probowali go zatrzymac.
Wrocil o 3. po polu- dniu, by po trzech kwadransach, razem z Frackiewiczem
ponow- nie opuscic statek. Kapitan jed- nak wiedzial, dokad poszli. Przy
sasiednim nabrzezu stal juz inny polski frachtowiec m/s “Plock”. Jego
kapitan zgodzil sie ich przyjac na poklad i odstawic do kraju. Wlasciwie
zgodzil sie na wymiane, bo na swoim pokla- dzie mial dwoch ludzi skloco-
nych z reszta zalogi. Dokonala sie wiec zamiana. Mimo to dowodca “Lodzi”
zazadal, by jego ludzie wrocili. W odpowie- dzi na odmowe wyslal depesze do
armatora, a pozniej wniosek o ich dyscyplinarne zwolnienie, motywujac go
“buntem”. A to jedno z najciezszych przewinien w morskim kodeksie.

“Lodz” zostala zwolniona z aresztu. Do Polski jednak nie dotarla. W
Hamburgu na statek weszla nowa zaloga. Drobnicowiec zostal sprzedany
greckiemu armatorowi. Tymczasem na Luczaka i Frackiewicza czekal w
Szczecinie prokurator. Nie postawiono im zarzutow, zosta- li tylko
przesluchani. Do pracy jednak nie wrocili. Zwolniono ich dyscyplinarnie na
wniosek kapitana. Jeszcze zanim drobnico- wiec m/s “Lodz” wszedl do sluzby,
zyskal opinie statku pechowego. Jego historia roz- poczela sie w 1964 roku,
gdy Polska Zegluga Morska zamo- wila 9 statkow B-445. Byly to jednostki
bardzo nowoczesne, szybkie i doskonale wyposazone. Na wiesc, ze maja nosic
imiona polskich miast, w calym kraju rozpoczal sie wyscig. Do sie- dziby
PZM w Szczecinie zaczeli zjezdzac partyjni sekretarze, przewodniczacy rad
narodo- wych, zwiazkowcy, dziennika- rze, artysci i aktyw mlodziezo- wy.
Wszystko po to, by na burcie widniala nazwa miasta. Doszlo nawet do prob
korupcji.

Lodz, wlokiennicza stolica Polski, wyszla z rywalizacji zwy- ciesko. Miasto
ogarnela euforia. Kolejne delegacje odwiedzaly szczecinska Stocznie im.
Adolfa Warskiego. Gazety drukowaly

relacje z budowy. Lodzki “Express Ilustrowany” oglosil plebiscyt na matke
chrzestna statku. Wladze partyjne obawialy sie jednak, ze kandydatka
czytel- nikow moze byc niepoprawna politycznie, dlatego to w lodz- kim
komitecie PZPR dokona- no wyboru. Decyzja zaskoczy- la wszystkich,
spodziewano sie bowiem zasluzonej dzialaczki po 60. Tymczasem matka
chrzest- na “Lodzi” zostala dzialaczka mlodziezowa – tkaczka Irena
Tarczynska. Byla ladna bru- netka o fiolkowych oczach i do tego panna.
Zaskoczeniem byl tez wybor kapitana. Jerzy Panski mial niewielkie
doswiadczenie dowodcze, byl jednak zasluzo- nym towarzyszem i pelnil nie-
gdys funkcje konsula morskiego PRL w… Pradze.

W polowie kwietnia 1966 roku, gdy “Lodz” szykowala sie do dziewiczego
rejsu, zdarzyl sie wypadek. Podczas zaladunku pierwszy oficer wpadl do
otwar- tej ladowni. Zginal na miejscu. Gazety o tym nie wspomnialy, ale
marynarze zaczeli szeptac o wrednym statku, ktory zabil juz przed wyjsciem
w morze. “Lodz” opuscila port z niewiel- kim opoznieniem, a w prasie
codziennie drukowano depesze z podrozy. Hamburg, Rotterdam, Antwerpia.
Pisano, co wylado- wano i ile zaladowano. Po opusz- czeniu Europy statek
skierowal sie na Wyspy Kanaryjskie. Mial tam dostarczyc 50 ton polskiej
wolowiny. 15 maja, wchodzac do portu w Las Palmas, przy sporej predkosci,
wbil sie w poludnio- wy falochron. Nastepnego dnia miejscowe gazety
doniosly na pierwszych stronach: El pirata capit�An polaco (Polski kapitan
piratem).

Po kilku dniach 4 holowniki wyrwaly okaleczony drobnico- wiec z nabrzeza.
Uszkodzenia, na szczescie, okazaly sie nie- grozne, ale rachunek za znisz-
czony falochron i ogranicze- nie ruchu w porcie wyniosl milion dolarow. O
przyczynach

opoznionego powrotu do kra- ju “Express Ilustrowany” napi- sal: “«Lodz»
kilkakrotnie zwy- ciesko walczyla z nawalnicami i sztormami, jak chocby z
tor- nadem po opuszczeniu Wysp Kanaryjskich”. Dochodzenie Izby Morskiej
wykazalo, ze “tornado” w Las Palmas bylo efektem ble- dow dowodcy, ktory
chcial sie popisac, wchodzac do portu.

– Wypadek byl dla niego kon- cem kariery – opowiada Grazyna Murawska,
dziennikarka tygo- dnika “Wybrzeze”. – Orzeczeniem Izby Morskiej zostal
pozbawiony prawa pelnienia funkcji dowodcy przez piec lat i zobowiazany do
ponownego uzyskania dyplomu. Panski mial 60 lat. To byl dla niego wyrok
dozywotni. Krotko po tym rozchorowal sie i zmarl. To oczywiscie nie uszlo
uwa- gi marynarzy. Bledy bledami, ale ich zdaniem wredny statek wykonczyl
“starego”.

Do 14 stycznia 1983 roku “Lodz” pozwolila o sobie zapo- mniec. Tego ranka,
w Kanale Kilonskim, gesta mgla mocno ograniczala widocznosc. Mimo to
wyminiecie idacego z przeciw- ka radzieckiego statku “Wasilij Kalasznikow”
wydawalo sie pro- ste. Jednak w ostatniej chwili, pomiedzy dzioby obu
frachtow- cow, wplynal maly prom porto- wy. “Kalasznikow”, chcac unik- nac
staranowania “malucha”, wykonal nagly zwrot i w ulam- ku sekundy znalazl
sie na kursie kolizyjnym z “Lodzia”. Doszlo do zderzenia. Uszkodzenia
polskiej jednostki byly na tyle duze, ze nie mogla wrocic do macierzy- stej
stoczni. Miala rozpruta lewa burte, polamane 21 wreg i wie- le innych
uszkodzen. Naprawa w Hamburgu kosztowala 350 tysiecy marek zachodnionie-
mieckich. Z “Kalasznikowem” bylo jeszcze gorzej – koszty remontu
przekroczyly milion marek. Mimo ze zawinil portowy prom, marynarze
przypomnieli sobie o tragicznej historii sprzed lat. Stalo sie jasne, ze
nad stat- kiem wisi fatum. Tajemnicze wypadki na polskich statkach zwro-
cily uwage redaktor

Grazyny Murawskiej z tygodnika “Wybrzeze”. Jej cykl artykulow pod wspolnym
tytulem Smierc kapitanow wywolal w pierwszej polowie lat 80. spore
poruszenie. Dziennikarka opisywala kolejne zagadkowe historie i w swoich
tekstach wciaz zadawala pytania. Juz po pierwszych publikacjach do redakcji
zaczely przychodzic listy.

– Dostawalam mnostwo kore- spondencji – opowiada Grazyna Murawska. – Pisali
marynarze, dzielac sie kolejnymi informa- cjami. Szkoda tylko, ze wiek-
szosc listow nie byla podpisana. Byly tez anonimy pelne pogrozek i wyzwisk
– wspomina Murawska.

Jej artykuly wywolaly takze polemike z wladzami. Na lamach tygodnika
ukazalo sie wyjasnie- nie Prokuratury Generalnej.

Wytykano w nim bledy w artyku- lach, powolujac sie na dokumen- ty ze
sledztwa. Ale dokumentow nigdy nie udostepniono, zasla- niajac sie
trwajacym postepo- waniem. Wreszcie Murawska zostala zatrzymana przez
Sluzbe Bezpieczenstwa.

Juz na pierwszym przeslucha- niu esbek powiedzial jej wprost, ze trafila
tu, bo wtyka nos w nie swoje sprawy. Kilkudniowy areszt mial byc srodkiem
prewencyj- nym. Sposobem zastraszenia nie- pokornej dziennikarki. Mimo to
Murawska wciaz probowala szu- kac odpowiedzi. Dalej opisywa- la to, co
udalo jej sie ustalic. Co dziwne – jej tekstow nie bloko- wala cenzura.

Znikniecie kapitana Kowalika wywolalo lawine plotek i domy- slow. Sprawa
stala sie glosna, bo 2 lata wczesniej, na pokla- dzie “Jeleniej Gory”,
doszlo do niemal identycznego wypad- ku. W styczniu 1977 roku,

podczas powrotu z 77 podrozy, u wybrzezy Francji zauwazono, brak
poprzedniego kapitana, Stanislawa Luzynskiego. Sprawe prowadzila
szczecinska prokura- tura. Jednak sledczy nie znalezli zadnych sladow walki
lub prze- mocy, ktore moglyby swiadczyc o morderstwie. Nie znalezli, bo
wtedy takze kapitanska kajuta zostala dokladnie wysprzatana, zanim statek
dotarl do Szczecina. Nie bylo tez listu pozegnalnego ani zadnych powodow,
ktore moglyby swiadczyc, ze Luzynski popelnil samobojstwo. Nie dalo sie
rowniez potwierdzic wersji zakladajacej wypadek. Dlatego sprawa zostala
zamknieta z powodu braku dowodow na zaistnienie przestepstwa. Kilka
miesiecy pozniej na ladzie zgineli steward i pierwszy oficer z zalogi
tamtego rejsu. Ale i te zdarzenia uznano za nieszczesliwe wypadki, ktore
nie mialy zwiazku z tym, co dzialo sie na morzu. Po tym jak z pokladu
“Jeleniej Gory” zniknal kapitan Kowalik, sledczy z Gdyni nawet nie zbadali
akt sprawy kapitana Stanislawa Luzynskiego. Tamto docho- dzenie prowadzila
prokuratu- ra w Szczecinie. Prokuratorzy z Gdyni uznali, ze oba wypadki nie
maja zwiazku, ze sa zbiegiem okolicznosci. Mieli, co prawda, kilka dowodow,
ale niklych. Na ich podstawie niczego nie dalo sie wywnioskowac. Badania
labo- ratoryjne wykazaly, ze strzykaw- ka znaleziona w koszu na rufie byla
czysta. Wygladalo na to, ze ktos ja celowo podrzucil, aby pod tym
pretekstem wejsc do zaplombowanej kajuty. Jedynym sladem byly plamki krwi,
ktore znaleziono na koszuli Kowalika podczas ekspertyzy w zakladzie
kryminalistyki. Nie dalo sie jed- nak ustalic, czy byla to jego krew. W
dokumentacji lekarskiej nie odnotowano grupy krwi kapitana.

Dlatego glowna hipoteza, ktora badali sledczy, stalo sie samobojstwo. Co
prawda i tym razem nie odnaleziono listu

pozegnalnego, ale wydawalo sie, ze to jedyne rozsadne wyjasnienie tego, co
moglo sie stac. Glownym dowodem na poparcie tej tezy mialy byc klopoty,
ktore od 10 lat nekaly kapitana. Zaczely sie, gdy Kowalik dowodzil
drobnicow- cem “Phenian”. Byl wtedy naj- mlodszym kapitanem w Polskich
Liniach Oceanicznych, maskotka armatora. Jego zdjecie ukazalo sie na
okladce “Namiarow”, wew- netrznego magazynu polskiej flo- ty. Wtedy spotkal
go nieszczesli- wy wypadek. Podczas wchodze- nia do portu w Hamburgu jego
statek osiadl na mieliznie. Aby go uwolnic, ladunek musial zostac
przeladowany na barki. Dopiero tak odciazona jednostka mogla zostac
sciagnieta z mielizny przez holowniki.

Podczas przeladunku zerwala sie lina i jedna ze skrzyn spadla na poklad
barki. Z jej wnetrza wysypaly sie karabiny, polskie kalasznikowy
produkowane w Radomiu. Pech chcial, ze ope- racje uwalniania statku obser-
wowali reporterzy niemieckich

gazet. Taka wpadka byla nie lada gratka dla zachodniej pra- sy.
Sfotografowali niecodzienny ladunek i nastepnego dnia gazety doniosly, co
Polacy wywoza do Afryki Zachodniej. Po powrocie do kraju Kowalik stanal
przed Izba Morska. Choc w chwili wej- scia na mielizne statek byl prowa-
dzony przez niemieckiego pilota, to dochodzenie wykazalo bledy nawigacyjne,
za ktore obwinio- no kapitana. Normalna kara w takich wypadkach bylo ostre
wytkniecie. Ale Kowalika zde- gradowano do stopnia trzeciego oficera. Kare
przyjal z godnoscia.

– Kowalik rok za rokiem z tru- dem ponownie zdobywal oficer- skie stopnie –
opowiada Ryszard Leszczynski, oficer marynarki i autor ksiazek o tematyce
mor- skiej Tragedie rybackiego morza i Ginace frachtowce. – Z pokora pelnil
obowiazki trzeciego, drugie- go i w koncu pierwszego oficera. Ponownie
zaliczal wszystkie egza- miny. Az wreszcie w 1977 roku, po raz drugi,
uzyskal dyplom kapitanski. Tylko to juz nie byl ten sam czlowiek. Zlamano
go –

dodaje ze smutkiem Leszczynski. Gdy Kowalik po raz drugi zdobyl szlify
kapitanskie, “Jelenia Gora” wrocila z rejsu bez kapitana Luzynskiego.
Statek natychmiast dostal przydomek “pechowca”.

Nikt nie chcial nim dowo- dzic. Kadrowcy mieli spory problem. Kolejni
kapitanowie odmawiali, zaslaniajac sie sprawami osobistymi albo klopota- mi
ze zdrowiem. Wreszcie dowodztwo zapropono- wano Kowalikowi. Nie wybrzydzal,
niemal deka- de czekal, by ponownie dostac “swoj” statek.

Kowalik drugi

raz w zyciu wyszedl

w “pierwszy” samo- dzielny, kapitanski rejs. Zaloga zeznala, ze gdy

tylko opuscili port, “sta-

ry” bardzo sie zmienil. Czasem przez kilka dni

nie pokazywal sie na most-

ku. Zaczal naduzywac alko- holu. Trudno w to uwierzyc, bio- rac pod uwage,
ze przez tyle lat z pokora sumiennie wykonywal swoje obowiazki, dazac do
odzy- skania kapitanskiego stopnia. Marynarze twierdzili, ze odzyl, gdy
rejs dobiegal konca. Przestal pic i czesciej bywal na mostku. Jednak po
powrocie “Jelenia Gora” musiala przejsc okresowy przeglad eksploatacyjny.
Wtedy okazalo sie, ze stan frachtowca jest fatalny. Kowalikowi zarzu- cono
zaniedbania eksploatacyj- ne, ktore mialy do tego dopro- wadzic. Znowu w
oczy zajrzalo mu widmo rozprawy przed Izba Morska. Mimo to nie zalamal sie.
Sam zlozyl prosbe o zmu- strowanie (zejscie z pokladu) do czasu wyjasnienia
sprawy. Zabral nawet swoje rzeczy z kajuty. Ale nowego dowodcy nie
przydzielo- no, wiec przez nastepne miesiace wciaz formalnie byl kapitanem
tego statku. Regularnie bywal na pokladzie. Interesowal sie. Dogladal.
Kontrolowal prace remontowe.

Z poczatkiem kwietnia 1978 roku “Jelenia Gora” byla gotowa do kolejnego
rejsu. Wtedy oka- zalo sie, ze w PLO nie ma ani jednego kapitana, ktory
moze ja poprowadzic. W calej flocie rozeszla sie juz plotka o pechu, ktory
przesladuje ten drobnico- wiec. A trzeba wiedziec, ze ludzie morza sa
bardzo przesadni. Dlatego trzech kolejnych dowod- cow, ktorych dzial kadr
chcial zamustrowac na poklad, przed- stawilo zwolnienia lekarskie. Inni
poprosili o przedluzenie urlopow z przyczyn rodzinnych.

Dlatego “Jelenia Gora” w swo- ja 79 podroz wyszla ponow- nie pod dowodztwem
Juliana Kowalika. I co istotne – niemal z ta sama zaloga. Z 28 ludzi
zmienil sie tylko jeden, glowny mechanik. Z pozniejszych relacji wynikalo,
ze i tym razem kapitan od poczatku rejsu zachowywal sie dziwnie. Nie mial
konfliktow z zaloga, ale znow naduzywal alkoholu. Calymi dniami nie

opuszczal swojej kajuty. Az wreszcie zniknal.

Jednak tym razem sledztwa nie umorzono tak szybko. Kolejne prze- sluchania
ujawnily prze-

mytniczy proceder, kto- rym zajmowala sie zaloga. W efekcie sprawa trafila
na wokande sadowa. Kilkanascie osob zostalo skazanych na wie- loletnie
wyroki wiezienia. A kilka innych, w tym oficerowie, straci- lo prawo
wykonywania zawodu. Tymczasem sprawe znikniecia kapitana Kowalika
zawieszono na kolejne 4 lata. Na dociekli- we pytania Grazyny Murawskiej
prokuratura odpowiadala, ze sprowadzanie na przesluchania swiadkow z
roznych zakladow karnych jest uciazliwe i kosztow- ne. Dochodzenie,
prowadzone w sprawie wypadku na morzu, zawiesila takze Izba Morska.
Wykazano, co prawda, ze podczas poszukiwan statek zszedl z kur- su i
prowadzono je o kilkadzie- siat mil morskich od wlasciwego miejsca.
Tlumaczono jednak, ze z dalszymi ustaleniami trzeba zaczekac na wyjasnienie
sprawy przez prokurature. I tak jedni

odsylali do drugich.

W tym samym czasie prowa-

dzono takze sledztwo w sprawie smierci Wiktora Glawera. Choc mnostwo
poszlak wskazywa- lo, ze ktos mu pomogl utonac w basenie, prokuratura od
same- go poczatku forsowala wersje samobojstwa. Gdy ojciec zmar- lego
mechanika probowal pro- testowac, prokurator powiedzial mu wprost, ze nic
tu nie wskora i powinien zglosic sie do redak- tor Murawskiej, ktora lubi
afery. Zglosil sie, ale i ona nie mogla mu pomoc. Sprawe zamknieto.
Podobnie zakonczylo sie docho- dzenie dotyczace smierci kapi- tana
Koscielniaka. Choc i tym razem brakowalo listu poze- gnalnego, prokuratura
uznala, ze bylo to samobojstwo. Skarga wniesiona przez zone kapitana
zostala odrzucona. Uzasadniono o tym, ze linka, ktora przywiaza- no sztange
do szyi, byla na tyle dluga, iz mogl tego dokonac sam zmarly. Zastanawia
jednak fakt, ze prasa nawet nie wspomnia- la o tragicznej smierci dowod- cy
“Ziemi Lubelskiej”. Jedyny nekrolog ukazal sie w “Glosie Wybrzeza”, w dniu
pogrzebu. Gazety przemilczaly rowniez tajemnicza smierc kapitana Waszczuka,
ktory 22 grudnia 1981 roku zginal na jednym ze statkow szczecinskiego
przed- siebiorstwa Transocean.

Listu pozegnalnego nie zostawil tez kapitan Miroslaw Gassowski, ktorego
znalezio- no z nozem w piersi na pokla- dzie “Kasprowego Wierchu”.

Dochodzenie umorzono, uznajac, ze on takze popelnil samoboj- stwo.
Srodowiskiem wstrzasnela rowniez smierc kapitana Kubicy.

– W pierwszej chwili nie moglem w to uwierzyc – wspomina kapitan Miroslaw
Proskurnicki. – Rozmawialismy przeciez, byl spokojny, zapewnialem go, ze
nie ma sie o co martwic. Ze strony Izby Morskiej nic mu nie grozi- lo,
najwyzej kosmetyczna kara, jakies wytkniecie, nic wiecej. Pomyslalem nawet,
ze to moglo nie byc samobojstwo, bo przeciez nie bylo powodow.

I rzeczywiscie – kapitan Kubica nie mial powodow do targniecia sie na swoje
zycie. Przezywal, co prawda, wypadek

i mial poczucie winy. Byl jednak czlowiekiem religijnym. Mial rodzine,
dzieci, plany na przy- szlosc. Zwierzyl sie lekarzowi, ze jesli zostanie
czasowo zawie- szony, a bylo to mozliwe na okres do zakonczenia
dochodzenia, to zamierza w tym czasie dokonczyc studia, obronic prace
magister- ska. W jego kajucie, zamiast listu pozegnalnego znaleziono list
do zony. Pisal w nim, ze wszyst- ko dobrze, ze juz niebawem sie zobacza.
Watpliwosci budzila takze pozycja, w ktorej znale- ziono kapitana.
Niezwykle rzad- ko samobojcy planuja swoj czyn w taki sposob, by ponizyc
wlasne zwloki. Tymczasem Kubica wisial na haku z podkurczonymi noga- mi,
twarza do sciany, w samej bieliznie. Gdyby w taki sposob zaaranzowal wlasna
smierc, bylby to dowod choroby psychicznej. Tymczasem nikt z zalogi, w tym
lekarz okretowy, nie zauwazyl niepokojacych objawow. Po oso- bie o takim
charakterze mozna sie bylo raczej spodziewac “odejscia” w mundurze, z hono-
rami. Pozostaly jeszcze watpli- wosci czysto kryminalistyczne.
Zadzierzgniecie w takiej pozycji bylo dosc trudne. W korytarzyku nie
znaleziono zadnego stoleczka ani innego przedmiotu, na kto- rym mozna bylo
stanac. Poza tym kapitan wisial na chinskim sznur- ku do pakowania
prezentow. Dochodzenie wykazalo, ze na statku nie bylo takiego sznurka. Ani
na wyposazeniu, ani u niko- go z zalogi. Watpliwosci budzi takze zachowanie
niemieckiej policji, ktora poznajac okolicz- nosci rejsu, przyjela je za
wystar- czajacy powod do samobojstwa dowodcy. Nie dokonano ogledzin kabiny,
ktore mogly potwierdzic lub wykluczyc udzial osob trze- cich w tej tragedii.

Prokuratura Rejonowa w Gdansku umorzyla spra- we. W orzeczeniu napisano:
“Umorzyc dochodzenie w spra- wie gwaltownego zgonu kapita- na statku
«Szymanowski» Adama Kubicy wobec braku dowodow zaistnienia przestepstwa”.
Zazalenie na te decyzje zlozyla zona kapitana. Wykazala w nim, ze nie mial
zadnych powodow do popelnienia takiego czy- nu. Ale zostalo ono odrzucone
przez Prokurature Wojewodzka. Dochodzenie zamknieto.

Takze Izba Morska zakonczyla sprawe rzekomej kolizji na Morzu Zoltym.

– Przeslane przez Chinczykow dokumenty byly niekompletne – opowiada kapitan
Proskurnicki. – Poprosilismy o ich uzupelnie- nie. Odpowiedz nadeszla
dopie- ro po roku. Ale i ona niczego nie wyjasnila. Orzeczono tylko hipo-
tetyczna mozliwosc kolizji. Drugi oficer, jako jedyny zainteresowany w
sprawie, zostal uniewinniony.

Zdaniem prokuratury samo- bojstwo popelnil tez Zdzislaw Koszewski, pierwszy
oficer “Lodzi”. Zaprzeczalo temu “swiadectwo rodzaju smierci”, ktore
sporzadzil naczelny lekarz oddzialu chirurgii Laquintinie Hospital w Duali
(obecnie jest to szpital psychiatryczny). Napisal w nim, ze “mezczyzna ten
zostal pozbawiony zycia przez zaboj- stwo”. Zapewne dlatego kame- runska
policja szukala winnych. Innego zdania byli prokuratorzy ze Szczecina.
Uznali, ze pierwszy oficer “Lodzi” sam zmasakrowal sobie twarz, skul rece
kajdankami, przymocowal gasnice i wyskoczyl za burte. W dzienniku okreto-
wym znaleziono adnotacje, ze gasnica zniknela jeszcze w trak- cie podrozy,
na pelnym morzu. Ale to niczego nie dowodzilo.

Sledczym nie przeszkadzalo nawet, ze i tym razem brakowa- lo listu
pozegnalnego i powodow do samobojstwa. Przeciwnie – dla Koszewskiego byl to
ostatni rejs w randze pierwszego ofice- ra. Zdal juz egzaminy kapitan- skie
i w kolejnym mial objac dowodztwo. Wlasciwie byl juz kapitanem.

– W ktoryms momencie musialam skonczyc cykl “Smierc kapitanow” – wyjasnia
Grazyna Murawska. – Bylam zmeczona tym tematem. Nie ukrywam, ze zaczelam
sie tez bac. Wciaz dosta- walam listy z pogrozkami. Byly tez gluche
telefony w domu i w pracy. To wszystko dawalo do myslenia. Samo pisanie tez
nie bylo latwe. Prokuratura nie chciala udostep- niac akt. Wciaz zaslaniano
sie tym, ze dochodzenia sa w toku – mowi dziennikarka.

Zastanawiajace, ze w archi- wach Instytutu Pamieci Narodowej nie zachowaly
sie dokumenty zagadkowych wypadkow na polskich stat- kach. Dziwne to, bo
Sluzba Bezpieczenstwa prowadzila dochodzenia. Na kazdej jedno- stce byli
tajni wspolpracownicy, ktorzy dokladnie informowali, co dzialo sie na
pokladzie pod- czas rejsu. W niektorych zalo- gach umieszczano nawet zaka-
muflowanych esbekow albo oficerow wojskowego wywiadu, ktorzy chronili cenne
ladunki broni. I jedni, i drudzy wiedzieli, co sie dzieje. Mozliwe, ze dla
lep- szego kamuflazu sami wlaczali sie w przemytniczy biznes.

– To byly trudne czasy – opo- wiada Ryszard Leszczynski. – Na liniach
zachodnioafrykan- skich robiono wielkie interesy. W Hamburgu ladowano na
poklad nawet mercedesy, ktore sprzeda- wano w Afryce. Wtedy nie bylo
GPS-ow. Zdarzalo sie, ze sta- tek byl w drodze do Kamerunu, a w
rzeczywistosci zawijal do Las Palmas, by sprzedac szmuglowa- ny alkohol. W
drodze powrotnej zabierano narkotyki. Polscy mary- narze opracowali nawet
system ich przerzutu do Europy Zachodniej. Francuzi i Niemcy dokladnie kon-
trolowali statki, dlatego ukryty ladunek plynal dalej, do Polski. Dopiero w
nastepnym rejsie tra- fial do odbiorcy w Hamburgu albo w Lyonie. To nie
bylo trudne, bo wtedy policja i celnicy rezygno- wali z kontroli. Byli
przekonani, ze zza zelaznej kurtyny nic nie da sie przemycac. Ladunek ukry-
wano w specjalnych skrytkach. Powstawaly jeszcze w trakcie budowy statku.
Przygotowywali je stoczniowcy i sprzedawali mary- narzom. Pozniej kolejne
zalogi odkupywaly je od siebie, zarabia- jac na nich gigantyczne pieniadze.
Przy takich interesach wszystko bylo mozliwe. Szczegolnie gdy ktos patrzyl
innym na rece albo nie chcial sie podporzadkowac.

I pewnie dlatego zadnej z opisa- nych spraw nigdy nie wyjasniono.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,

Obywatele News, Szczecin Moje Miasto