Dzien dobry – tu Polska – 11.03.2023

DZIEN DOBRY – TU POLSKA

GAZETA MARYNARSKA

Imienia Kpt. Ryszarda Kucika

(Rok XXII nr 68) (6591)

11 marca 2023

Pogoda

sobota, 11 marca 2 st C

Przelotne opady sniegu

Opady:80%

Wilgotnosc: 78%

Wiatr:27 km/h

Kursy walut

Euro 4.69

Dolar 4.42

Funt 5.28

Frank 4.76

Dzien dobry Czytelnicy 🙂

Poniewaz Gazetke wysylam poprzedniego dnia wieczorem, to zapomnialam
wczoraj o bardzo waznym swiecie. Dlatego dzis skladam spoznione ale szczere
zyczenia z okazji Dnia Mezczyzn. Napisze standardowo wszystkiego
najlepszego, bo zycze tego wszystkim Panom, jak rowniez kazdemu z osobna,
by spelnilo sie to, co jest dla niego najlepsze.

Zycze rowniez milego weekendu. U mnie dzis rower (w celu zalatwienia paru
spraw, bo pustych przebiegow nie lubie) a w niedziele niby nic, ale zawsze
sobie znajde jakies zajecie 😉

Ania Iwaniuk

DOWCIP

Przychodzi koles do McDonalda i zamawia zestaw.

– Czy chce Pan powiekszone frytki? – pyta sprzedawczyni.

– Powiekszone frytki?! To mozna tak?

– Oczywiscie – odpowiada z politowaniem babeczka.

– Rewelacja, to ja poprosze te powiekszone frytki.

Po chwili koles dostaje zestaw z frytkami. Podnosi jedna z nich, oglada pod
swiatlo badawczym wzrokiem i oznajmia z kamienna twarza:

– Przepraszam ja zamawialem powiekszone frytki…

– No tak, to sa powiekszone…

– Nie, ta frytka jest normalna…

– No tak, bo powiekszone, to chodzi o to, ze one nie sa wieksze, tylko ma
Pan ich wiecej…

– Prosze Pani, czy jakby chciala sobie Pani cycki powiekszyc, to by sobie
Pani dorobila trzeciego?

Jak gorale bronia papieza. “Bedziemy Polske chronic przed tym, co hanbi”

Gorale z Podhala zawsze uwazali Jana Pawla II za swojego. Choc urodzil sie
on w Wadowicach, oddalonych kilkadziesiat kilometrow od Podhala, to dla
gorali Karol Wojtyla zawsze byl “synem gor”. Dlatego tez to wlasnie w
Zakopanem (dokladnie w dzielnicy Krzeptowki) powstalo pierwsze w Polsce
Sanktuarium Matki Bozej Fatimskiej, ktore lokalni zbudowali jako wyraz
wdziecznosci za uratowanie zycia Jana Pawla II po zamachu z 1981 r. Lata
pozniej to kosciol z Nowego Targu jako pierwszy w kraju przyjal papieza na
swojego patrona. Jednak najwiekszym gestem, jaki spolecznosc Podhala
wykonala w kierunku papieza, i ktory na zawsze zwiazal gorali z Janem
Pawlem II, byl hold, jaki gorale zlozyli mu podczas mszy swietej w
Zakopanem z 1997 r. “Najukochanszy syn gor” i “najwiekszy z rodu Polakow” –
tak podczas uroczystosci i specjalnej mszy swietej gorale nazywali papieza
Polaka. Obiecali, ze beda bronic krzyza na Giewoncie, wiary w Polsce oraz
honoru Jana Pawla II.

Podziekowali tez papiezowi za to, ze “wydostal Polska z czerwonej niewoli,
a teraz uczy, jak dom ojczysty, polski wysprzatac z tego, co hanbi,
rujnuje, zniewala, gubi”.- Ja mialem w 1997 r. siedem lat, ale teraz
uwazam, ze tamtym holdem my gorale sami siebie “pozamiatalismy” – mowi
Marian Kluska, mieszkaniec Nowego Targu. – Bo patrzac na slowa holdu, to my
w gorach dzis nie wiemy, w ktora strone pojsc w ocenach Jana Pawla II, by
byc wiernym temu, co sami przysiegalismy. Z jednej strony, wypadaloby
papieza bronic w obliczu tych wszystkich zarzutow o to, ze tuszowal
pedofilie. Z drugiej, w przysiedze jest mowa o tym, ze bedziemy Polske
chronic przed tym, co hanbi. A dzialanie papieza, jesli faktycznie cos
tuszowal, bylo hanbiace. Ciezka sprawa – dodaje i zastanawia sie, jak do
najnowszych rewelacji na temat Karola Wojtyly, podejda podhalanskie “madre
glowy”, czyli liderzy lokalnej spolecznosci. Zapytalismy o to Andrzeja
Gasienice-Makowskiego. To byly starosta zakopianski, a w 1997 r. posel z
Podhala. – Gdy w 1997 r. papiez do nas jechal, inicjatywa oddania mu holdu
przez gorali powstala w sposob kolegialny. Rozmawialismy o tym, co tam
trzeba napisac w szerszym gronie. Bylem w nim tez ja i moja zona – mowi w
rozmowie z Onetem.- Dzis tego, co napisalismy, absolutnie sie nie wstydze.
Ba! Jestem dalej z powodu tych slow dumny. Moim zdaniem te slowa pozostaja
aktualne, bo Jan Pawel II byl swieta osoba. Swiadcza o tym zarowno jego
czyny za zycia, jak i cuda, jakie za jego posrednictwem mialy juz miejsce
po jego smierci. Gasienica-Makowski nie chce jednoznacznie rozstrzygac, czy
papiez wiedzial o przypadkach pedofilii i molestowania seksualnego wsrod
podleglych mu ksiezy, a nastepnie je tuszowal. Jego zdaniem ustalenie tego,
to nie jest rola dziennikarzy, ale ewentualnej komisji historycznej, ktora
skladalaby sie zarowno z przedstawicieli swieckich, jak i duchownych. Byly
posel z Podhala uwaza, ze nie SB-ckie dokumenty tylko archiwum kurii
krakowskiej kryje prawde w tej sprawie. – Tylko tam bedzie prawda
historyczna. Bo dzis oskarzajac sw. papieza, dziennikarze skupiaja sie na
materialach Sluzby Bezpieczenstwa – mowi byly starosta tatrzanski. – Ja sam
jestem doskonalym przykladem, jakie bzdury sa w tych aktach. Kiedys
zarzucono mi klamstwo lustracyjne i dopiero po latach udowodnilem w sadzie,
ze na nikogo nie donosilem. Co sie jednak wycierpialem przez falszywe
zarzuty, to juz zawsze zostanie we mnie. Mialem jednak to szczescie, ze
zylem i moglem sie bronic. Tymczasem Jana Pawla II juz dawno nie ma na tym
swiecie i nie ma sie jak bronic. Atakowanie go tymi papierami to podlosc.
Na koniec Gasienica-Makowski przyznaje, ze nawet gdyby okazalo sie, ze Jan
Pawel II faktycznie wiedzial o sprawach tuszowania pedofilii, to wciaz nie
jest to dla niego powod, aby obalac jego pomniki.

O swietosci papieza swiadcza cuda? “Nic tego nie zmieni”

W bardzo podobnym tonie wypowiada sie Jan Gasienica-Walczak, byly prezes
zakopianskiego oddzialu Zwiazku Podhalan. Byl on w komitecie, ktory
zapraszal Jana Pawla II do Zakopanego w 1997 r., a pozniej przygotowywal
sama wizyte.

– Dla mnie Jan Pawel II jest swiety i nic tego nie zmieni. On juz za zycia
dokonywal cudow – mowi Gasienica-Walczak. – Jednym z nich bylo wielkie
przyczynienie sie do upadku komunizmu. On w Warszawie zawolal do nieba
“niech zstapi duch twoj” i co sie pozniej stalo? Ten duch zstapil i odnowil
oblicze Polski. Ta nie jest juz dzis komunistyczna i nie ma cenzury. Dzieki
temu ludzie sa wolni i moga pisac cokolwiek im sie podoba. To dzieki temu
powstaja te skandaliczne teksty oparte na jakichs anonimowych swiadkach czy
materialach SB, w ktorych atakuje sie papieza. Tymczasem gdyby nie papiez,
to ich autorzy w zyciu nie mieliby mozliwosci ich napisac.

84-latka oszukana na “znachora”. Miala owinac koszule nocna banknotami

W srode rano (8 marca) do mieszkania 84-latki z gminy Skape pod
Swiebodzinem weszla kobieta, ktora podawala sie za znachorke. Obiecala, ze
wyleczy seniorce chore nogi. Oszustka przekonala 84-latke, by ta schowala
oszczednosci do koszuli nocnej, a nastepnie odlozyla na trzy dni, co mialo
wplynac leczniczo na dolegliwosci nog. Po wyjsciu nieznajomej 84-latka
postanowila sprawdzic koszule nocna. Niestety, nie bylo juz w niej 6 tys.
zl, ktore zostaly ukryte w koszuli. Kobieta stracila wszystkie
oszczednosci. Rzecznik lubuskiej policji Marcin Maludy zaznaczyl, ze mimo
wielu kampanii informacyjnych majacych na celu przestrzeganie osob
starszych przed mozliwymi zagrozeniami, nadal oszustom udaje sie ich
okradac roznymi metodami.- Dlatego tak wazne jest uczulanie osob starszych
– naszych bliskich czy znajomych – na tego typu przestepstwa.
Przestrzegajmy ich, by nie wpuszczali do swoich domow nieznajomych
oferujacych rozne uslugi i towary – podkreslil Maludy.

Dlaczego okrety podwodne nie maja stozkowego dziobu? Przez jeden istotny
detal

·

· Kadluby okretow podwodnych z czasow II wojny swiatowej bardzo
przypominaly te znane z okretow plywajacych na powierzchni. Nie bylo to
optymalne rozwiazanie do przemieszczania sie pod woda, ale mialo swoje
uzasadnienie

· USS Nautilus jako pierwszy okret podwodny posiadal naped jadrowy,
ale zachowal przestarzaly projekt kadluba. Wywolywane przez niego wibracje
potrafily zagluszac jego wlasne radary

· Prawdziwa rewolucje w projektowaniu kadlubow okretow zapoczatkowal
USS Albacore. Swoim ksztaltem przypominal krople lzy i byl znacznie
szybszy, zwrotniejszy i cichszy od innych tego typu maszyn

· Stozkowy dziob znaczaco zmniejsza opor wody, ale w jego wnetrzu nie
ma tyle przestrzeni, zeby zmiescic dwa niezwykle istotne elementy
wyposazenia okretow atomowych

· W trakcie trwania II wojny swiatowej korpus okretow podwodnych
czesto przypominaly te znane z jednostek plywajacych na powierzchni.
Chociaz taki ksztalt nie byl optymalny do plywania pod woda, to mial swoje
uzasadnienie. W tamtych czasach okrety podwodne zanurzaly sie bardzo
rzadko. Aby moc sie szybko przemieszczac, wyposazone byly najczesciej w
silniki Diesla, ktorym do dzialania potrzebny byl dostep do powietrza. W
momencie, gdy maszyna zanurzala sie pod wode, musiala przelaczac sie naped
elektryczny, a ten z kolei nie mogl dzialac zbyt dlugo i nie byl bardzo
wydajny. Pod woda maszyna plywala niezwykle powoli. Dlatego wlasnie
pierwsze okrety podwodne schodzily pod powierzchnie tylko w szczegolnych
sytuacjach. Gdy przygotowywaly sie do przeprowadzenia ataku, albo w celu
ucieczki i ukrycia sie przed wrogiem.

· Z tego tez powodu tak istotny bylo ich malowania oraz jak
najskuteczniejszy kamuflaz. Kazde wynurzenie narazalo zaloge na atak z
powietrza, przed ktorym nie mogla sie skutecznie bronic. Wiecej o
malowaniach okretow podwodnych oraz o tym, dlaczego tego typu maszyny sa
najczesciej czarne (nie chodzi tylko o kamuflaz!) Rewolucje w procesie
projektowania okretow podwodnych przyniosl naped atomowy. Pierwsza
wyposazona w niego jednostka byl amerykanski USS Nautilus, ktory trafil do
sluzby w 1954 r. Swoja nazwa nawiazywal on do okretu z powiesci
“Dwadziescia tysiecy mil podmorskiej zeglugi” Juliusza Verne’a i podobnie
jak ksiazkowa maszyna, technologicznie wyprzedzal inne podobne jednostki
swoich czasow. Po przeprowadzeniu licznych testow (w 1958 r. USS Nautilus
jako pierwszy w historii przeplynal pod biegunem polnocnym) Amerykanie
doszli do wniosku, ze naped jadrowy jest przyszloscia podwodnej marynarki.
W teorii pozwalal m.in. na pozostanie maszyny pod woda nawet przez 20 lat!
Oczywiscie wynurzano sie znacznie czesciej, zeby np. uzupelniac zapasy
jedzenia, ale dzieki energii atomowej zagrozenie ze strony wrogiego
lotnictwa zostalo ograniczone do minimum. Ponadto okrety z napedem atomowym
mogly poruszac sie pod woda znacznie szybciej. Ta ostatnia zaleta nie
dotyczyla jednak USS Nautilus. Amerykanska maszyna zostala wyposazona w
potezny i nowoczesny sonar, z ktorego przy wiekszych predkosciach prawie
nie dalo sie korzystac. Z powodu roznych bledow projektowych oraz ze
wzgledu na fakt, ze dziob okretu nadal przypominal konstrukcje nawodne,
podczas rejsu powierzchnia kadluba wchodzila w bardzo silne wibracje. To z
kolei sprawialo, ze plynac z predkoscia ponad 7 wezlow, okret sam zagluszal
swoje urzadzenia hydrolokacyjne! Blad ten postanowiono poprawic przy
budowie nastepnego eksperymentalnego okretu. USS Albacore byl co prawda
maszyna o napedzie elektryczno-spalinowym, ale od poczatku tworzona go z
mysla o tym, zeby jak najbardziej zwiekszyc jego wydajnosc pod woda.
Zastosowano w tym celu wiele innowacyjnych rozwiazan. Jedna z
najwazniejszych nowosci byl nowatorski ksztalt kadluba. Maszyna miala
okragly przekroj poprzeczny oraz zaokraglony dziob, ktory zwezal sie ku
ostro zakonczonej rufie. Przypominalo to krople lzy i zapewnialo pod woda
znakomite wlasciwosci hydrodynamiczne. USS Albacore byl szybszy,
zwrotniejszy i cichszy od USS Nautilus, nawet pomimo zastosowania silnikow
Diesla, a do dzisiaj kadluby w ksztalcie kropli lzy sa nazywa wlasnie typem
Albacore. Nic wiec dziwnego, ze zastosowano je przy budowie pierwsze klasy
amerykanskich okretow atomowych Skipjack. Polkulisty przod stosowali
rowniez Rosjanie. Mialy go pierwsze radzieckie okrety atomowe klasy K-3
Komsomol. Zaokraglone dzioby zapoczatkowane przez Albacore okazaly sie
znacznie lepsze od tych znanych z II wojny swiatowej i sa stosowane do
dzisiaj. Istnieja jednak jeszcze bardziej oplywowe ksztalty. Inzynierowie
mogliby sie tutaj wzorowac, chociazby na rybach. Rozne przeprowadzane
badania potwierdzil, ze spiczasty (a najlepiej stozkowy) przod bylby
jeszcze bardziej wydajny od polkulistego czy eliptycznego. Zmniejszylby on
opor wody oraz pozwolilby na zwiekszenie predkosci maksymalnej i
zmniejszenie drgan kadluba. Czemu wiec sie go nie stosuje? Predkosc,
uzbrojenie czy maksymalny poziom zanurzenie to bardzo istotne parametry,
ale w przypadku okretow podwodnych nie one sa najwazniejsze. Gdy dwie takie
jednostki znajda sie blisko siebie, najwieksze szanse na wygrana ma ta,
ktora jako pierwsza zauwazy wroga i wystrzeli w jego kierunku zabojcze
torpedy. Dlatego wlasnie, tak istotnym elementem kazdego okretu sa jego
radary. W tym przypadku bardzo czesto dziala zasada, im wieksze urzadzenie,
tym lepsze, a gdzie umieszcza sie najwiekszy sonar? Na przodzie okretu.
Ponadto to wlasnie z przodu montowane sa torpedowe wyrzutnie. Polkoliste
oraz eliptyczne dzioby zapewniaja najwiecej przestrzeni przy jednoczesnym
zachowaniu dostatecznie malego oporu wody.

Twierdzil, ze ktos rzucil na niego czar i od tej chwili jest wilkolakiem

Policjanci z Zabkowic Slaskich interweniowali wobec 38-latka, ktorego
zachowanie zaniepokoilo czlonkow jego rodziny. Mezczyzna, po przybyciu
funkcjonariuszy tlumaczyl, ze jest wilkolakiem, bo ktos rzucil na niego
czar. Kilka dni temu na numer alarmowy zadzwonil mezczyzna, ktory obawial
sie, ze jeden z domownikow jest pod wplywem srodkow odurzajacych. Jego stan
byl na tyle uciazliwy, ze miedzy nim, a zglaszajacym doszlo do
nieporozumienia. Na miejsce pojechali funkcjonariusze. Jak tylko zobaczyli
38-latka nabrali podejrzen, ze mezczyzna cos zazywal. Byl niezwykle
pobudzony, a kontakt logiczny z nim byl utrudniony. Wydawalo mu sie, ze
ktos rzucil na niego czar i od tej chwili jest wilkolakiem. Funkcjonariusze
nie wiedzieli, co mezczyzna zazyl i co spowodowalo u niego takie urojenia.
W jego odziezy, w kieszeni, policjanci znalezli woreczek z amfetamina
– przekazala asp. szt. Katarzyna Mazurek z KPP w Zabkowicach Slaskich.
38-letni mieszkaniec powiatu zabkowickiego zostal zatrzymany. Trwa
ustalanie szczegolowych okolicznosci zdarzenia.

Pracownicy marketow znajdowali miedzy bananami paczki z kokaina. Lacznie
168 kilogramow

Prokuratura umorzyla postepowanie w sprawie pakunkow z kokaina, ktore na
poczatku ubieglego roku odkryto podczas rozladunku bananow w marketach na
terenie wojewodztw: pomorskiego, warminsko-mazurskiego i
kujawsko-pomorskiego. Sledczym nie udalo sie ustalic ani nadawcy, ani
odbiorcy przesylek. Na poczatku ubieglego roku w siedmiu sklepach

dwoch
sieci handlowych na Pomorzu znaleziono pakunki z bialym proszkiem.
Narkotyki znajdowaly sie w kartonach z bananami. Podobne paczki,
odnalezione podczas rozladunku towaru, zglaszali policji rowniez pracownicy
obslugi sklepow z wojewodztw kujawsko-pomorskiego i warminsko-mazurskiego.
Jak poinformowala prokuratura, w kilkudziesieciu sklepach na terenie trzech
regionow znaleziono lacznie prawie 168 kilogramow kokainy.

Narkotyki byly spakowane w jednokilogramowe opakowania. Podejrzewano, ze
najpewniej pochodza z jednego zrodla. Jak kokaina trafila do duzych sieci
handlowych? Artur Malczewski, ekspert z Krajowego Biura ds.
Przeciwdzialania Narkomanii, w rozmowie z PAP wyjasnial wowczas, ze
najprawdopodobniej byl to efekt bledu przemytnikow. Byc moze ta kokaina
w ogole nie miala trafic do Polski. – Boliwia
, Peru i Kolumbia to najwieksi swiatowi
producenci kokainy. Z Ameryki Poludniowej trafia tez do Europy wiekszosc
bananow. I narkotyki, i owoce przyplywaja kontenerowcami. To, ze woreczki
z kokaina znajdowane sa w sklepach, to wynik balaganu w przemytniczej
siatce – mowil. W lutym 2022 roku Prokuratura Okregowa w Gdansku wszczela
postepowanie w sprawie przemytu narkotykow. Sledczym nie udalo sie jednak
ustalic ani nadawcy, ani tego kto mial odebrac przesylki.

– Z poczynionych ustalen wynika, ze banany, w ktorych ujawnione
zostaly narkotyki, przyplynely w kontenerach z Kolumbii
, gdzie znajduja sie plantacje.
Postepowanie zostalo zakonczone decyzja o umorzeniu wobec
niewykrycia sprawcy – podala prokurator Grazyna Wawryniuk z Prokuratury
Okregowej w Gdansku.

SPORT

Hiszpanie reaguja na wpis Lewandowskiego przed meczem Bayernu. Krociutko

Robert Lewandowski zaskoczyl czesc fanow Bayernu Monachium
i w trakcie meczu
mistrza Niemiec z PSG w 1/8 finalu Ligi Mistrzow, dolaczyl do
kibicowania. Napastnik
FC Barcelony wrzucil na InstaStories zdjecie, na ktorym widac, jak oglada
mecz w telewizji oraz dodal podpis: “Do boju!”
.
Z takim wsparciem Bawarczycy nie zawiedli. Zwyciezyli 2:0 i awansowali do
cwiercfinalu
.
Na gest Lewandowskiego zareagowal sam klub. Bayern krociutko odniosl sie do
niego na Twitterze. “Danke!” – napisano i dodano emotikone z uscisnietymi
dlonmi. Tak otwarci nie byli natomiast niemieccy kibice. Czesc z nich nadal
nie pogodzila sie z odejsciem Polaka i w komentarzach szydzila z niego oraz
twierdzila, ze lepszym napastnikiem jest Eric-Maxim Choupo-Moting

Do
sprawy odniosla sie takze hiszpanska prasa. 34-latek nie byl na szczescie
oskarzany o zdrade. Jego wpis potraktowano jako zakopanie wojennego topora
z bylym klubem. “Robert Lewandowski zakopal wszelkie podejrzenia co do
mozliwych zlych relacji ze swoim bylym klubem, Bayernem Monachium
.
Napastnik FC Barcelony
chcial
pokazac swoja milosc do klubu, w ktorym gral przez tyle sezonow i z ktorym
wygral Lige Mistrzow, pokonujac w finale dokladnie ten sam francuski zespol
w roku 2020” – napisal katalonski “Sport”.

Kapitalny gol Milicia! Tak Lech objal prowadzenie w meczu z Djurgarden Lech
Poznan
po
wyeliminowaniu Bodo/Glimt awansowal do 1/8 finalu Ligi Konferencji, gdzie
jego rywalem jest Djurgarden. Pierwszy mecz
ze szwedzka ekipa rozpoczal sie w
czwartek o godzinie

21:00.
Od samego poczatku lepsze wrazenie sprawiali gospodarze. Pilkarze
Djurgarden nie prezentowali sie najlepiej, ale Lech nie potrafil
wykorzystac przewagi. W 39. minucie sedzia podyktowal dla mistrzow Polski
rzut wolny. Do pilki podszedl Joel Perreira i pieknym podaniem poslal ja w
pole karne. Do strzalu glowa wyskoczyl Antonio Milic i pewnie pokonal
bramkarza. Przed meczem Szwedzi najbardziej obawiali sie Mikaela Ishaka.
– Musimy na niego uwazac, kontrolowac go w kazdym momencie, w kazdym
miejscu w naszym polu karnym i w jego poblizu – powiedzial pomocnik
Djurgarden Piotr Johansson w rozmowie z portalem WP SportoweFakty
.
Jak juz wiemy, to nie napastnik

Lecha

pierwszy
pokonal ich bramkarza.

Byly gwiazdor ekstraklasy zaszokowal. Olal swoj kraj, bo nie dostal
powolania

Said Hamulic opuscil Stal Mielec na poczatku tego roku. 22-letni napastnik
zostal sprzedany do Toulouse FC za “najwyzsza kwote w historii klubu”. Klub
z Mielca otrzymal za niego bowiem az 1,5 miliona euro. Zawodnik zagral juz
w pieciu meczach dla francuskiego klubu – trzech w lidze
i dwoch w Pucharze
Francji. 22-letni napastnik urodzil sie w Leiderdorp w Holandii, ale ma
bosniackie korzenie. Byl w kregu zainteresowan Faruka Hadzibegicia, trenera
Bosni i Hercegowiny. W srode zawodnik dowiedzial sie, ze nie zostanie
jednak powolany do reprezentacji. Blyskawicznie zareagowal, wzbudzajac
spore zdziwienie. Zamiescil bowiem kontrowersyjny wpis na Instagramie.
Zrezygnowal w nim z wystepow w reprezentacji Bosni i Hercegowiny i
zapowiedzial od razu
,
ze chce sprobowac swoich sil w kadrze
Holandii.

– W tej wiadomosci chce podziekowac za wsparcie z Bosni i Hercegowiny. Chce
oficjalnie potwierdzic, ze nie jestem juz zainteresowany gra dla mojego
kraju w ciagu mojej kariery i ze bede walczyc w przyszlosci o gre dla
reprezentacji Holandii. Ale kocham Cie Bosnio – napisal Said Hamulic.
Hamulic po jakims czasie skasowal te wiadomosc. Trener Hadzibegic byl
bardzo zaskoczony wpisem zawodnika. – Tak jak mowilem na konferencji
prasowej, mialem zamiar powolac Hamulicia w kolejnym cyklu powolan. Ta
informacja jest dla mnie totalnie nowa. Nie wiem, co sie wydarzylo, ze
pilkarz
podjal
taka decyzje – powiedzial trener dla portalu “N1info.ba”

Said Hamulic trafil do Stali Mielec w lipcu 2022 za 150 tys. euro z
litewskiego DFK Dainava. Holender szybko stal sie gwiazda ekstraklasy,
strzelil w niej dziewiec goli i dolozyl cztery asysty. Po rundzie jesiennej
ex-aequo z Davo z Wisly Plock

byl
najskuteczniejszym zawodnikiem ligi.

DETEKTYW

Bracia nieco nerwowi

Miroslaw PRANDOTA

Nie od dzis wiadomo, ze zycie na wsi gwarantuje zachowanie dobrego zdro-
wia w stopniu wyzszym niz w miescie. Swieze powietrze, nikt nie goni za
robota, kazdy obrabia wlasna dzial- ke jak chce i kiedy chce, zycie toczy
sie wolniej. Z drugiej strony prze- ciez wszyscy wiedza, kto pracuje a kto
leniuchuje, bo i takich mozna spotkac miedzy oplotkami. Na opinie
najbardziej wzorowych gospo- darzy we wsi Biezun Maly zasluzyli sobie
bracia Karpiukowie – Borys i Zygmunt, prawie row- nolatkowie, przed
czterdziestka. W mlodosci ksztalcili sie na toka- rzy, ale gdy
odziedziczyli majatek po rodzicach, wrocili do pracy na roli. Mieli zony,
bo inaczej byc nie moglo, wszak chlop bez kobity to jak pies bez ogona,
przynajmniej tak sie w Biezuniu Malym mowi- lo i nikt nie byl od tego, zeby
takiej oczywistosci zaprzeczac.Bracia mieli tez dzieci i to cal- kiem
sporo, bo Zygmunt mial ich troje, a Borys czworo. Ten nie- kontrolowany
przyrost sprawial rodzicom troche klopotu, bo taka jest przeciez natura
kazdego uro- dzaju, ale z drugiej strony byl tez przedmiotem podziwu, a
czasem nawet zazdrosci ze strony gospo- darzy, dla ktorych laska boska nie
byla az tak szczodra. Co i tak nie przeszkadza zywic nadzieje, ze
najblizszy rok sypnie zwiekszo- nym urodzajem na potomstwo.

Gospodarstwa braci rozcia- galy sie po sasiedzku. Podworka byly
przegrodzone drewnianym plotem, aby nikt nie myslal, ze tu jakis
wielkogabarytowy kol- choz wyrasta i aby mozna bylo garnki stawiac do
wyschniecia na czubkach sztachet. Na obydwu podworkach staly wybetonowa- ne
studnie pokryte stylowymi daszkami, a na dachach chalup prezyly sie anteny
telewizyjne. Gospodarze uprawiali buraki, kartofle i zyto, nie mowiac juz o
przy-

domowych ogrodkach na mar- chewke i pomidory, ale dodat- kowo zajmowali sie
klusow- nictwem. Nikt oficjalnie nigdy tego nie stwierdzil, jako ze w tych
stronach nie bylo takie- go, ktory by zameldowal gdzie trzeba, bo wszyscy
zajmowali sie tym samym. W kazdym razie na brak swiezego miesa nikt tu nie
narzekal.Po prostu zamienili sie zonami ibylobypoherbacie!Ba, rzecz niby
prosta, ale jak zareagowalyby dzieci, nie wspo- minajac juz o ludziach
goto- wych do zagladania sasiadowi do garnka nawet z drugiej stro- ny
drogi? Dzieci przywykly juz do sytuacji, w ktorej tatko bije mame.
Widocznie mama sluzy nie tylko do gotowania obiadu, ale rowniez jako
makieta do obi- jania glowy, wiec nie widzialy nic nadzwyczajnego w domo-
wym regulaminie.

Co ciekawe, obie kobiety bardzo sie lubily. Przy sasiedz- kiej herbacie
obrabialy tylki swoim mezom z takim zapalem, ze zanim obaj powrocili z
pola, one demonstrowaly pelny luz psychiczny. Aby wszystko bylo jasne,
dodam, ze kazda z nich poddawala krytyce wylacznie wlasnego meza, nie
tykajac meza przyjaciolki. I tak to lecialo.

toregos dnia po powrocie z pola Zygmunt stanal przy plocie i tak zagail

Obaj bracia szanowali sie wzajemnie, natomiast wobec wlasnych malzo-

nek, Zosi i Gabrysi, zachowywa- li sie nieco nerwowo. Zygmunt, a jakze,
potrafil przylomotac wlasnej zonie w glowe. Z regu- ly, gdy byl pijany,
kartofle nie- dosolone, a mieso upolowanej wczesniej sarny zbyt twarde.
Natomiast zone brata trakto- wal jak ksiezniczke, prawiac jej komplementy
bez konca i calu- jac w reke, gdy zawitala do jego mieszkania. Jakby i tego
bylo za malo, w podobny sposob zachowywal sie Borys, serwujac
“pedagogicznego klapsa” wla- snej zonie i klaniajac sie nisko przed zona
brata. Mozna by nawet zaryzykowac twierdzenie, ze obydwa malzenstwa zostaly
onegdaj zawarte przez pomyl- ke i ze najwyzszy czas odwro- cic bieg
wydarzen. Niechby po

Bracia mieli tez dawno wypracowane specjalizacje mysliwskie. Zygmunt
wiedzial, jak sie konstruuje i zasta- wia sidla. Borys wyklepal cos w
rodzaju pancerfaustu sporza- dzonego z zelaznej rury i roz- nych drobiazgow
metalowych, w sam raz na zamek z cynglem grubym jak szyjka flaszki po
gorzalce. Wyluskal skads mocno zardzewialy pocisk artyleryjski typu
szrapnel, uzywany podczas pierwszej wojny swiatowej, juz bez zapalnika. Nie
baczac na zagrozenie, ktorego, jak mowil, juz nie bylo, najpierw wysypal z
niego proch, a potem olowia- ne kulki. Z czasem przetopil ten olow,
dopasowal do wlasnej “strzelby” i oswiadczyl, ze z cze- gos takiego mozna
zabic nawet slonia.

Brat wprawdzie nie wierzyl w mozliwosci bojowe tego urza- dzenia. Smial sie
z Borysa, ze jego machina nadaje sie tylko do muzeum broni sredniowiecznej,
jednak Borys zapowiadal bratu, ze gdyby w okolicy pojawil sie wrogi czolg,
poszedlby w roz- sypke za pierwszym strzalem. Zawolal do Borysa, ktory
wlasnie maj- strowal przy swoim chalupniczo skonstruowanym pancerfauscie:

– Powiedz mi, Borys, na co ty tracisz czas? Pocisz sie nad swo- ja armata,
a w tym czasie twoje buraki zarastaja pokrzywami. Rzuc ten zlom w cholere i
wez sie do roboty! To sie nie nadaje do niczego!

– Do niczego? – uniosl sie Borys. – Jeden strzal i twoja studnia wylatuje w
powietrze.

Przekomarzali sie tak przez dluzszy czas. W koncu Borys nie wytrzymal i
zaproponowal zaklad. Jezeli machina okaze sie nieskuteczna, on zradluje
bratu ziemniaki, a jezeli skuteczna, brat zrobi to na jego polu.

Pewnego klopotu nastreczala interpretacja slowa “skuteczna”, bo Zygmunt nie
wiedzial, na czym ta skutecznosc ma pole- gac. Na wszelki wypadek zapro-
ponowal wiec, aby celem zakla- du stala sie studnia brata. Jezeli
cembrowina peknie w jakims miejscu, on uzna swoja prze- grana. Z gory
jednak ostrzegl Borysa, ze nie jest to mozliwe, bo cement jest tam twardy
jak zelazo, wiec niech lepiej brat od razu szykuje ciagnik i jedzie na
kartoflisko.

Obie rodziny ustawily sie na podworku Borysa, poczatkowo dosc blisko
studni, ale Borys przegonil wszystkich na druga strone plotu twierdzac, ze
moze dojsc do nieszczescia, bo jesz- cze nie jest rozpoznany zakres
ewentualnego odchylenia od celu. Wprawdzie nie bylo dotad okazji wyprobowac
samopalu, ale on akurat jest przekonany o duzej sile razenia wynalazku.

No i stalo sie. Huknal strzal. Poczatkowo nic nie bylo widac, bo gesty dym
zaslonil zarowno studnie jak i samego strzelca. Widocznosc poprawi- la sie
dopiero po kilku sekun- dach. Niestety, obraz nie byl budujacy. Cembrowina
lezala w kawalkach, z daszka pozo- staly tylko drzazgi, Borys spo- czywal
nieruchomo z rozrzuco- nymi ramionami kilka krokow dalej, a rusznica
pozostawala niedostrzegalna. Od tej pory w rodzinie Karpiukow wszystko sie
popsulo, dobra bylatylko rusznica. Borys potrze- bowal dwoch dni, aby dojsc
do siebie po ryzykownym ataku na studnie. Podczas wystrzalu zbyt swobodnie
trzymal bron, a w rezultacie prowizorycz- na kolba palnela go w glowe i
chlop zaniemogl.

Za to gdy wreszcie doszedl do siebie i dal znac, ze jest goto- wy
skomunikowac sie z rodzi- na mimo czasowej gluchoty, naprzeciwko stanela
malzonka Gabrysia i rozpoczela glosny wywod na temat szkod, jakie poczynil
maz idiota na wlasnym podworku. Poinformowala Borysa, ze jego glupota
dopro- wadzila do ogromnego niebez- pieczenstwa dla dzieci. Nie ma
cembrowiny, wiec wystarczy chwila nieuwagi, aby dzieci, biegajac przed
domem, wpa- dly do niezabezpieczonej stud- ni i sie potopily. Wyzwala go od
najgorszych, ale na koniec zawiadomila, ze Zygmunt juz zradlowal mu
ziemniaki, bo to jest czlowiek honoru, ktory dotrzymuje slowa. Jest mezczy-
zna milym i odpowiedzialnym, a nie takim nieudacznikiem jak jej maz.

Borys nie doslyszal nawet polowy tego pouczajacego wykladu, ale zrozumial,
o co chodzilo jego malzonce. I to wystarczylo, by napelnic go energia.
Rezultat koncowy byl taki, ze Gabrysia wyleciala przez okno razem z szyba
jednego skrzydla, drugie szczesliwie pozostalo w ramie. Zdrowie przede
wszystkim a oknem stal akurat Zygmunt, ktory przyszedl zapytac o zdrowie
brata,

ale w zastanej sytuacji zajal sie zdrowiem szwagierki. Dosc szybko doszedl
do wniosku, ze sprawa jest powazna i ze lecze- niem powinni zajac sie
fachow- cy. Kobieta byla zakrwawiona i nieprzytomna. Zygmunt, jak przystalo
na pelnego serdecz- nosci szwagra, zabral sie do reanimacji metoda
“usta-usta”. Gdy jednak niebawem okazalo sie, ze jego poczynania nie daja
rezultatu, nie pozostalo mu nic innego, jak tylko zatelefonowac do
pogotowia ratunkowego. Razem z karetka przyje- chal radiowoz policyjny.
Borys Karpiuk zostal osadzony naj- pierw w dolku aresztanckim, a kilka dni
pozniej przywieziony do sadu. Od razu ucieszyl sie, gdy zobaczyl tam
malzonke, wprawdzie z reka na tembla- ku i z wyraznymi siniakami na twarzy,
ale zywa jak niegdys. Uznal to za dobry znak, bo nie czul sie winny, a
jakby co, to kocha swoja slubna bardzo. Jezeli bedzie trzeba, pokocha ja
jeszcze bardziej i jest gleboko przekonany, ze z wzajemnoscia. Czasami
wprawdzie dochodzi do nieszkodliwych nieporozumien rodzinnych, ale Wysoki
Sadzie, u kogo nie dochodzi, a zreszta zona potwierdzi, ze sie kochamy.

A to pech! Zona nie potwier- dzila. Oznajmila, ze Borys to ran, ktory
wielokrotnie ja bil, do czego juz nawet sie przyzwy- czaila, ale ostatniego
wyczynu meza juz nie mogla tolerowac.

Borys nie wierzyl wla- snym uszom. Zeby zona mowila cos takiego o mezu?
Nieporozumienie! Pozostaje wierzyc, ze sad bedzie bardziej laskawy.

Sad nie byl. Zarzadzil pol- tora roku bezwzglednej kary pozbawienia
wolnosci, nato- miast uwolniona od towarzy- stwa meza Gabrysia powrocila do
domu. M arnie zylo sie Boryso- wej malzonce w poje- dynke. Wprawdzie

krzatalo sie wokol niej czworo dzieciakow, ale nieduze byly, zadnej pomocy
z ich strony nie mogla oczekiwac. Gorzej, ze to one domagaly sie opieki ze
strony matki, co jest rzecza naturalna, a czemu nalezalo sprostac.

Miala szczescie, bo szwa- gierka Zosia okazala sie bar- dzo pomocna. Jak
gotowala zupe, to zawsze z mysla, ze za plotem czekaja glodne dzieci i ich
glodna matka, wiec raz za razem przynosila to i owo, aby wesprzec slomiana
wdowe w trudnej sytuacji rodzinnej. Bo na przyklad mleko Gabrysia
zalatwiala sobie sama, wszak za stodola pasly sie dwie krowy, a w kurniku
nie brakowalo jajek.

Malo tego! Zosia zmobilizo- wala swojego meza do odbudo- wy zrujnowanej
studni na bra- terskim podworku. Pozbieral Zygmunt skorupy, jakie pozo-
staly z cembrowiny, poskladal je, zalal cementem gdzie trzeba. Z wlasnych
desek zrobil prawie taki sam daszek jaki byl przed- tem i wkrotce Gabrysia
pozby- la sie obawy o zycie dzieci. Tak w ogole to Zygmunt okazywal coraz
wiecej czulosci szwagierce i coraz wiecej czasu jej poswie- cal. Robil to
za przyzwoleniem wlasnej malzonki, ktora uwa- zala, ze Gabrysi potrzebne
jest wsparcie od nich obojga. Po kilku miesiacach do Gabrysi nadszedl list
od Borysa. Skruszony mal-

zonek zapewnial, ze jest mu niezwykle przykro za to, czego dopuscil sie
wobec umilowanej zony. Przeprosil ja za wszystko, co bylo niedobre i
obiecal, ze juz nigdy wiecej nie podniesie na nia reki. Gdyby zas jego uko-
chana zona wybaczyla mu wine oraz gdyby zechciala odwiedzic go w zakladzie
karnym, bylby stokrotnie wdzieczny i nie zapo- mni jej tego do konca
zycia.Gabrysia nie nalezala do osob, ktore dlugo zachowu- ja w sercu
poczucie krzywdy. Nawet szkoda jej sie zrobilo Borysa, ktory siedzi za
kratami jak zlodziej jaki albo bandyta, a przeciez to dobry czlowiek, tyle,
ze nerwowy. Przypomniala sobie tez, ze to ona doprowadzi- la go do tego
wybuchu nerwow, bo mu wypomniala rozwalenie studni, czego on nie potrafil
zniesc ze spokojem.Na wszelki wypadek poszla do szwagrow zapytac ich o zda-
nie na temat ewentualnych odwiedzin meza awanturnika. Oboje skwapliwie
potwierdzili wartosc takiego pomyslu, wszak nie mozna zostawic Borysa
samego na zatracenie.

– Jedz koniecznie i powiedz, ze my z Zygmuntem i z dziecmi tez na niego
czekamy – powiedziala Zosia – a waszymi dziecmi sami przez ten czas sie
zajmiemy.

Aby byc w porzadku z przepisami, Gabrysia udala sie najpierw do

miasta, do prokuratury, aby uzyskac stosowna zgode na widzenie z mezem. Nie
bylo z tym problemu, wiec niebawem wsiadla do pociagu i pojechala pod adres
widniejacy zarow- no w mezowskim liscie, jak i w pismie prokuratora.

Borys wygladal mizernie, ale okazal duze zadowolenie z racji odwiedzin.
Poinformowal tez malzonke, ze jest szansa na skrocenie czasu kary o cale
pol roku. Wystarczy tylko, aby Gabrysia napisala do sadu, ze wybacza mezowi
wszystkie przewinienia, ze kocha go jak dawniej, no i ze gospodarstwo
obrasta pokrzywami, ziemia lezy odlogiem, podczas gdy kraj potrzebuje
produktow rolnych. Gdy Gabrysia zamknela oczy, aby lepiej zachowac w
pamieci te wszystkie argumenty, jakie przed chwila uslyszala, Borys
usmiechnal sie zlosliwie i wysy- czal jej do ucha:

– Tylko nie mysl sobie, ze ci daruje to moje siedzenie w pier- dlu! Jak
wroce, to sie policzymy, a jak nie napiszesz szybko poda- nia do sadu, to
po powrocie udu- sze jak psa albo utopie jak kota.

W chwile pozniej roze- smial sie, tym razem wesolo i powiedzial:

– Gabrysia, przeciez zarto- walem! Znasz mnie i wiesz, jak lubie
dowcipkowac.

SRozwod na horyzoncie ek w tym, ze Gabrysia jakbystracila poczucie humoru.

Pomyslala, ze w wiezieniu maz faktycznie nie bylby w sta- nie udusic ja jak
psa, bo wszyst- kiego pilnuja straznicy, ale we wlasnym domu jest tylko ona
i dzieci, ktore traktuja malzen- skie porachunki niczym sztuke teatralna.
Taka, co to w telewizji czasami pokazuja, a straznikow tam nie ma.

Powrocila do domu i od razu podzielila sie swoimi obawami ze szwagrostwem.
Oznajmila, ze nie napisze zadnego poda- nia do sadu, poniewaz Borys jest
zawistny, a pobyt w wie- zieniu niczego go nie nauczyl. Jak wroci, to sie
zemsci. Wobec tego ona nie widzi tu dla sie- bie miejsca, pomieszka jeszcze
troche i wyjedzie z dziecmi do rodzicow. Rodzice maja obszer- ny dom,
kochaja wnuki i zapew- nia jej bezpieczenstwo.

Dwa miesiace pozniej wynio- sla sie z domu. Na nic zdaly sie zapewnienia
Zygmunta i Zosi, ze w razie potrzeby zawsze ja obronia. Podjela decyzje i
juz jej nie zmieni.

Gdy w przepisowym cza- sie na lono rodziny powrocil Borys, w jego chalupie
nie bylo juz nikogo do uduszenia jak psa ani do utopienia jak kota. Bylo za
to gospodarstwo zarosniete pokrzywami, z ktorymi nie bylo wiadomo, co
robic. Mezczyzna pojechal wprawdzie do tesciow z zamiarem przekazania im
znaku pokoju, ale niczego nie wskoral. Gabrysia zapowiadala sprawe
rozwodowa w niedalekiej przyszlosci. I znowu smutkiem powialo z
gospodarstwa Karpiukow. Zygmunt wspolczul bratu,

gdy widzial, jak karczuje pokrzy- wy na zaniedbanym polu, a po pracy jest
juz tak zmeczony, ze kladzie sie bez kolacji na lozko i zasypia kamiennym
snem. Na dodatek dochodzila jeszcze zla slawa, ktora rozniosla sie po wsi.
O chlopie, od ktorego uciekla kobita. W opinii powszechnej Borys Karpiuk to
zaden chlop. Gdyby on uciekl od baby, nikt by sie nie dziwil, bo taka jest
tradycja, ale odwrotnie? Smiech na sali! Nalezalo wiec wesprzec brata tak
samo jak jeszcze do nie- dawna wspieralo sie jego zone.

Tym razem to Zygmunt nama- wial Zosie, zeby wystapila w roli pocieszycielki
jego brata. Mial na uwadze oczywiscie ugotowa- nie mu ziemniakow ze skwar-
kami z dodatkiem dziczyzny, co Zosia skwapliwie czynila zaraz po
nakarmieniu wlasnych dzieci. Z czasem Zygmunt mogl przekonac sie, ze
faktycznie brat wydobrzal, usmiecha sie juz z daleka, a gdy sie przyblizy,
od razu zaczyna snuc plany wzgle- dem obrobki oswobodzonej od pokrzyw
ziemi. To dobrze, bo bratu nalezala sie jakas pociecha po stracie zony, a
Zosia nawet nie mysli o rezygnacji z uslugi- wania biednemu szwagrowi.

Ktoregos dnia, gdy mal- zonka powrocila dosc pozno z sasiedniej cha-

lupy, a jemu oczy kleily sie juz od wysluchiwania glupot leja- cych sie z
telewizora, zamru- gal, bystro spojrzal na Zosie, a potem nawet ja
powachal. Oj, jego ofiarna zona z pewnoscia nie pachniala skwarkami tego
wieczoru! Na razie byl zbyt senny, zeby domagac sie wyja- snien w kwestii
podejrzanych zapachow, postanowil jednak odczekac do jutra i poszedl spac.

Nastepnego wieczoru Zosia znowu powedrowala do zapra- cowanego Borysa, aby
jak zwy- kle cos mu tam ugotowac albo usmazyc. Przeciez nie od dzis
wiadomo, ze chlop ma dwie lewe rece do takiej roboty. Powrocila przed
godzina 22, a oczy swiecily sie jej tak bardzo, ze Zygmunt az zaczal mrugac
od tego blasku, ktorego od lat juz nie zauwazyl. Jakby i tego bylo malo,
Zosia, ktora wczoraj pachniala raczej dys- kretnie, dzisiaj roznosila soba
niecodzienna won perfum wrecz prowokacyjnie. Tak to przynajmniej ocenil
Zygmunt. Zjezyl sie i zaniemowil na dluz- sza chwile, bo nie byl pewny, czy
to jego wlasna kobita tak nasaczyla sie perfumami, czy dziela dokonal
rodzony brat i wobec tego komu teraz wypa- da dac nauczke. Brata pouczac
nie wypada, bo wiadomo, ze chlop jest od tego, aby ganiac za babami, ale
baby, szczegol- nie mezatki, powinny unikac pokus, bo taka obowiazuje tra-
dycja, a zatem Zosia powinna wiedziec, na co sie naraza. Zaszedl malzonke
od tylu i bez pytania najpierw trzepnal ja w glowe, a nastepnie w brzuch i
to mocno, az do zamroczenia. Upadla na podloge i lezala przez kilka minut,
nie spieszac sie do przyjecia pionowej posta- wy nawet wtedy, gdy juz
doszla do siebie. Postanowila oddac chlopu z nawiazka to, czego przed
chwila doznala.

Zygmunt uwazal, ze spra- wa juz zostala zalatwiona jak powinna i na razie
nie ma o czym gadac, wiec usiadl za stolem i otrzepujac spracowa- ne
dlonie, zagapil sie w telewi- zor. Tymczasem zdesperowana

malzonka siegnela po tluczek do rozgniatania kartofli i trzymajac go za
plecami odezwala sie w te slowa do Zygmunta:

– A czy ty wiesz, chamie, czyj jest Jasio?

Trzeba tu dopowiedziec, ze Jasio byl najmlodszym z trojki dzieci Zygmunta i
Zosi.

– Ano czyj? – zapytal nie wie- dzac, o co chodzi.

– A Borysa! – wykrzyczala mu w nos.

Zygmunt zaniemowil. Zam- knal oczy i niewykluczone, ze wyobrazil sobie, co
powiedzie- liby blizsi i dalsi sasiedzi, gdyby to byla prawda. Zanim jednak
zdazyl spojrzec powtornie na malzonke i zapytac o szczegoly, otrzymal mocny
cios w glowe, po chwili drugi i trzeci.

Obudzil sie dopiero nastep- nego dnia rano, pomacal sie po rozbitej glowie
i zapytal:

– Dlaczego przylozylas mi tak mocno?

– Oddalam za swoje – brzmiala krotka odpowiedz.

Nic nie powiedzial, nawet sniadania nie zjadl, tylko od razu siadl na
traktor i wyjechal w pole.

Zosia nie czekala na kon- sekwencje swojej wczorajszej inicjatywy, ktore
przeciez, cze- go akurat byla pewna, musialy niebawem nastapic. Upakowala
dzieci do mocno zardzewialego,

ale wciaz na chodzie samochodu i pojechala do rodzicow.

Spolecznosc wioski Biezun Maly dawno juz nie przezy- wala tyle radosci, ile
zaser-

wowali swoim sasiadom bracia Karpiukowie. Nad chalupami unosilo sie echo
wesolego gwaru kobiet i mezczyzn komentuja- cych bez konca perypetie, jakie
przytrafily sie braciom w ostat- nim czasie. No bo ucieczke jednej zony
udalo sie jakos strawic, ale zeby uciekly obie?

Smiech bylo slychac nawet na srodku ulicy dzielacej wio- ske na polowe, bo
ludzie prze- kazywali sobie radosny znak pokoju na odleglosc, z jednego
okna do drugiego w poprzek drogi. Borys mial swiadomosc, ze swojej zony juz
nigdy nie odzyska, natomiast Zygmunt nie tracil nadziei, wszak w pojedyn-
ku mesko-damskim wyszlo na remis, bo jednak Zosia przywa- lila mu jeszcze
mocniej niz on jej. A skoro tak, to nikt do niko- go nie powinien miec
pretensji. Najwyzszy czas uciszyc wreszcie wioskowy chichot.

Wsiadl na rower, przepeda- lowal 15 kilometrow i zapukal do drzwi domu
tesciow. Padl na kolana najpierw przed tesciami, a potem przed malzonka. –
Bedzie ci teraz u mnie jak w raju! – zapewnil, prawie bijac czolem o
schodek przed domem.

Troche sie dasala, ale uwie- rzyla. Zreszta Zygmunt byl slod- ki jak
cukierek, dobrze patrzylo mu z oczu. Obietnice wyglada- ly jeszcze bardziej
smakowicie, bo malzonek zapowiedzial, ze gdy tylko wroca do rodzinnego
gniazda, wysle Borysa do mia- sta po wielki tort i wino, aby pojednanie
wypadlo bardzo uroczyscie.

Poznym wieczorem drzwi domu Borysa rozbrzmialy glosnym lomotem. Zanim

zdazyl je otworzyc na cala sze- rokosc, do srodka wpadla Zosia z malym
Jasiem w ramionach. Zanosilo sie na cos niedobrego.

– Ratuj mnie! – zawolala uciekajac w najdalszy kat izby. – Twoj brat chce
mnie zabic!Miala pokrwawiona twarz i wielki siniec zaslaniajacy jedno oko.
Borys natychmiast zajal sie szwagierka. Przemyl jej twarz, a nawet
zamierzal wyjsc na podworko, aby wyrwac z trawnika lisc babki, o ktorym
wiadomo na wsi, ze opuchlizne leczy po przy- lozeniu. Kobieta zlapala go
jednakza ramie i krzyknela, ze boi sie zostac sama, niech lepiej zamknie
drzwi i pozwoli jej przenocowac, a rankiem znowu wyruszy do rodzicow, tym
razem na zawsze.Nie bylo wyboru. Zosia z Jasiem ulozyli sie na Boryso- wym
tapczanie. Okolo godziny 1 w nocy,

gdy Borys, Zosia i maly

Jasio dawno juz zasne- li, do drzwi zastukal Zygmunt. Wprawdzie kobieta
bardzo pro- sila, aby mu nie otwieral, Borys nie potrafil sprostac jej
zycze- niom. Jak to? Rodzonego brata nie wpuscic? Przeciez to grzech!
Wszedl Zygmunt. Trzymal w rekach samopal Borysa, z kto- rym najwidoczniej
zdolal sie oswoic w czasie, gdy brat prze- bywal za kratkami. Byl porzadnie
podpity.

– Nareszcie was nakrylem!

– ryknal glosem zwiastujacym nieszczescie,anastepniezawia- domil, ze Zosia
to dziwka, ktora puszcza sie z jego bratem.

Brat nie jest winny, bo chlop, ale zonie musi odstrzelic glowe, bo dziwka,
innego wyjscia nie ma.

Borys zareagowal jak przysta- lo na prawdziwego mezczyzne, to znaczy
chwycil brata za kark

i nie patrzac na grozna bron, wymierzyl mu poteznego kop- niaka. Nastepnie
wypchnal go na podworko, siegnal po widly oparte o sciane domu i zamarko-
wal dzgniecie w brzuch. Zygmunt cofal sie powoli, byl wsciekly jak sam
diabel. Nadal wykrzykiwal pogrozki pod adresem Zosi, a rusznicy tez z rak
nie wypusz- czal. Mimo wszystko Borys spo- gladal na brata lekcewazaco,
nawet radzil, by zamiast Zosinej glowy odstrzelil sobie wlasna fujarke.

W trakcie sledztwa, jakie nastapilo po tej goracej nocy, nie ustalono, czy
Zygmunt dokonal czynu karalnego odru- chowo. Z jednej strony poczul plot, a
z drugiej widly i nie bylo juz gdzie sie wycofywac, czy tez nerwy puscily
mu do tego stop- nia, ze pociagnal za spust celo- wo. On sam nie umial
pozniej wytlumaczyc tego, co sie sta- lo, a przeciez stalo sie wielkie
nieszczescie od tamtej pory minelo kilka lat. We wsi Biezun Maly od dawna
nikt sie

nie smieje. Wprost przeciwnie – kto tylko chce i moze, ten podziwia dwie
kobiety, ktore doskonale daja sobie rade na gospodarce. Starsze dzieci juz
sporo podrosly, wiec po lek- cjach dzielnie pomagaja mat- kom w obrzadku
inwentarza. O dwoch wzorowych niegdys gospodarzach raczej nie mowi sie zbyt
wiele. Ot, byli troche nerwowi, moze nawet wiecej niz troche, szczegolnie
gdy mieli wypite, a jak wiadomo, wodka nie sluzy zdrowiu. Za jakis czas
jeden z nich pojawi sie we wsi, ale kiedy to bedzie! No i jeszcze nie
wiadomo,czykobity,anawetwlasne dzieci wezma go za swojego. Ale na razie
nikt nie zawraca sobie nim glowy.

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

STRONA INTERNETOWA: https://gazetka-gargamela.eu/

abujas12@gmail.com

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

Strona główna

http://MyShip.com

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ abujas12@gmail.com

GAZETKA NIE DOSZLA: gazetka@pds.sos.pl

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

BNP Baribas nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

(format IBAN)

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

(format IBAN)

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

(format IBAN)

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

numer KRS 0000124837:

“Wspomoz nas!”

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl,

Obywatele News, Szczecin Moje Miasto