Dzien dobry – tu Polska – 29.05.2022

DZIEN DOBRY – TU POLSKA
SPORTOWY WEEKEND
Rok XX nr 142 (6450) 29 maja 2022r.
abujas12@gmail.com
http://www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/
http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

TENIS

-Iga Swiatek pokonala Danke Kovinic 6:3, 7:5 i awansowala do czwartej
rundy Rolanda Garrosa. To 31. zwyciestwo Polki z rzedu, ale w sobotnie
poludnie w Paryzu Czarnogorka postawila jej trudne warunki.
Iga Swiatek, ktora w najblizszy wtorek skonczy 21 lat, po raz pierwszy
zmierzyla sie z szesc lat starsza Danka Kovinic (95. WTA). Zawodniczka z
koncowki pierwszej setki swiatowego rankingu po raz pierwszy w karierze
awansowala do trzeciej rundy Rolanda Garrosa.
Polka w dwoch pierwszych pojedynkach paryskiego turnieju – z Lesia
Curenko oraz Alison Riske – stracila lacznie tylko cztery gemy. Po dwa w
kazdym pojedynku. Po jednym secie wygrala w nich do zera. Czarnogorka
miala znacznie trudniejsza przeprawe. Najpierw stoczyla trzysetowy
pojedynek z Rosjanka Ludmila Samsonowa (2:6, 6:2, 6:1), a nastepnie po
zacietym meczu pokonala Anne Karoline Schmiedlowa ze Slowacji 6:3, 7:5.
W sobotnie poludnie na korcie centralnym Czarnogorka postawila liderce
swiatowego rankingu trudne warunki. Juz drugi gem, trwajacy blisko
kwadrans, pokazal, ze spotkanie moze byc zaciete.
W pierwszym secie Iga Swiatek zwyciezyla 6:3 w 42. minuty. W drugim
prowadzila juz 4:1, ale wowczas rywalka wygrala cztery gemy z rzedu.
Finisz nalezal juz do Polki, ktora wygrala drugiego seta 7:5 i caly
pojedynek w nieco ponad poltorej godziny.
– Wykonala dzisiaj kawal dobrej roboty. Serwowala bardzo precyzyjnie,
trudno bylo odgadnac kierunek tych serwisow – powiedziala o Czarnogorce
Iga Swiatek tuz po zakonczeniu spotkania.
Polka jest w najlepszej szesnastce paryskiego turnieju i w pojedynku o
cwiercfinal zmierzy sie ze zwyciezczynia spotkania Qinwen Zheh (Chiny,
74. WTA) – Alize Cornet (Francja, 40. WTA).

– Hubert Hurkacz (13. ATP) pokonal Belga Davida Goffina (48. ATP) 7:5,
6:2, 6:1 i awansowal do czwartej rundy French Open. Dotychczas w
karierze Polak wygral tylko jedno spotkanie na kortach Rolanda Garrosa.
W tym turnieju juz trzecie.
Hurkacz z Goffinem zmierzyli sie dotad tylko raz. Nieco ponad dwa
tygodnie temu na turnieju w Rzymie Belg wygral, ale po niezwykle
zacietym meczu – 7:6, 7:6. Ten dwusetowy pojedynek trwal blisko dwie i
pol godziny.
W Paryzu 31-letni Belg stoczyl juz dwa czterosetowe spotkania – po 3:1
pokonal Czecha Jiriego Lehecke (77. ATP) oraz Amerykanina Francesa
Tiafoe (27. ATP). Z kolei szesc lat mlodszy Hurkacz w starciach z
Wlochami Giulio Zeppierim (216. ATP) oraz Markiem Cecchinato (132. ATP)
nie stracil nawet seta, a ten drugi pojedynek trwal zaledwie poltorej
godziny.
David Goffin to cwiercfinalista French Open z 2016 roku. Z kolei Hubert
Hurkacz po raz pierwszy gral w trzeciej rundzie turnieju na kortach
Rolanda Garrosa.

Zaciety byl tylko pierwszy set. Obaj tenisisci wygrywali swe podania i
dopiero przelamanie w ostatnim gemie zdecydowalo, ze Hurkacz wygral seta.
Emocje skonczyly sie kilkanascie minut pozniej. Coraz wyrazniej widac
bylo bowiem, ze Belg ma problemy z lewa noga. Utykal, nie biegal do
wszystkich pilek. Nie poprosil o pomoc medyczna, dogral pojedynek do konca.
– Jestem bardzo szczesliwy. Bardzo fajnie grac w tym miejscu i uzyskiwac
takie wyniki. Widzialem, ze David jest kontuzjowany, a on w swojej
najlepszej formie fizycznej jest bardzo trudnym rywalem. Jestem
szczesliwy, ze zwyciezylem, ale nie jestem zadowolony z tym, co dzialo
sie z moim przeciwnikiem – stwierdzil jeszcze na korcie Hubert Hurkacz.
– Chce wygrywac tu kolejne mecze – odpowiedzial na pytanie, jaki ma plan
na kolejne dni turnieju.
Rywalem Hurkacza w czwartej rundzie bedzie zwyciezca pojedynku Norweg
Casper Ruud (8. ATP) lub Wloch Lorenzo Sonego (35. ATP).

PILKA NOZNA
Real Madryt ucieka rywalom w pilkarska stratosfere. 14. triumf w Lidze
Mistrzow.
Krolewska druzyna wielokrotnie ocalala dzieki wiekszemu niz bramka
Thibautowi Courtois, a gola wbitego Liverpoolowi zawdziecza jedynemu
celnemu strzalowi, jaki oddala w sobotni wieczor na Stade de France
Legenda bedzie potezniec. Lige Mistrzow wynaleziono dla Realu Madryt.
Wygrywa ja lub prawie wygrywa zawsze i wszedzie, w okresach wspanialych
i srednich. Czasem zachwyca, a czasem budzi watpliwosci, ale zawsze
znajduje sposob, by zakrasc sie przynajmniej w poblize – to okreslenie
rozpropagowane przez Stevena Gerrarda, bylego kapitana Liverpoolu –
“pucharu z wielkimi uszami”.
I specjalizuje sie generalnie w europejskich finalach. Zwyciezyl w 10 z
rzedu, wszystkich rozegranych od czterech dekad.
Tym razem wirtuozerskiego, magicznego show nie przezylismy. Uplynal
kwadrans, gdy wreszcie cos komus sie udalo. Pierwszy strzal – delikatny,
oddany przez Luisa Diaza – padl dzieki slalomowi Mohameda Salaha,
zmotywowanego jak nikt inny na boisku. Egipcjanin od dawna laknal odwetu
na Realu, za final sprzed czterech lat – wtedy zaplakal po polgodzinie
gry, wskutek zwarcia z brutalnym Sergio Ramosem. Szlochal, schodzac z
murawy, i szlochal wczesniej, lezac na murawie – kladl sie, wstawal,
probowal przezwyciezyc bol, ale nie zdolal.
Jego zryw rozruszal druzyne, na bramke Realu spadla kanonada.
Madrytczycy gleboko sie cofneli i w srodku pola, ktory patroluja wiekowi
Luka Modric oraz Toni Kroos, nawet nie symulowali checi zduszenia akcji
rywala agresywnym pressingiem. W zderzeniu z atletycznymi
liverpoolczykami weterani byliby bez szans.
Krolewscy spokojnie wyczekiwali na jedna chwile roztargnienia
przeciwnika. Jak zwykle. Przez cala wiosne przyzwyczajali nas, ze nie
niesie ich krolewska zadza panowania na calym boisku, w przyjeciu
postawy slabszych nie widza strategii ponizej swojej godnosci. I
niewiele brakowalo, by jeszcze przed przerwa osiagneli cel, ale sedzia
anulowal gola – to byla ich jedyna proba strzalu! – ze wzgledu na spalonego.
Real znow robil wiec swoje: stawial na styl zwyklych smiertelnikow, bo
odkryl, ze to prowadzi go do krolewskiej nagrody.
Gdybysmy nie znali madrytczykow, pomyslelibysmy, ze wszystko zmierza ku
nieuniknionemu. Ze wibrujacy liverpoolski tercet, czyli Salah wspierany
przez Diaza i Sadio Mane (przywalil w slupek), wczesniej czy pozniej
wstrzeli sie w madrycka bramke, skoro wcale nie chroni jej forteca –
Real polega na uwijajacym sie miedzy slupkami Thibaucie Courtoisie.
A zarazem nie chcielismy wierzyc, ze obejrzymy zwyczajny mecz, jeden z
wielu finalow – takie stanowia wlasciwie wiekszosc – w ktorych dzieje
sie niewiele, bo obie strony paralizuje stawka. Nie chcielismy wierzyc
glownie z powodu Realu. Madrytczycy dokonali zbyt wielu niesamowitosci,
by wszystko skonczylo sie prozaicznie.
I nasluchali sie ostatnio tylu czolobitnych holdow o swojej imperialnej
nietykalnosci, ze kazdy przeciwnik powinien czuc pewien rodzaj
nizszosci, przynajmniej ograniczonej pewnosci siebie. Krolewscy przez
cala wiosne zachowywali sie bowiem tak, jakby nie umieli sobie
wyobrazic, ze moga przegrac. Kiedykolwiek, z kimkolwiek, w jakichkolwiek
okolicznosciach. W kazdej rundzie stawali naprzeciw rywali uchodzacych
za faworytow, w kazdej wydawali sie juz martwi – i zawsze ozywali,
wyrzucali z rozgrywek kolejno PSG, Chelsea i Manchester City. W
ostatnich sekundach, dzieki akcjom ostatniej szansy.
Tym razem az tak dlugo nie zwlekali. W drugiej polowie nie przejeli
inicjatywy – jeszcze raz, sylabizujac: to nie w ich stylu – ale kiedy
wreszcie wydusili z siebie celny strzal, to objeli prowadzenie. Po
idealnie wymierzonym dosrodkowaniu Fede Valverde stope wystarczylo
dostawic Viniciusowi, jedynemu mlodzienczemu sprinterowi w kadrze Realu.
On zawdziecza trenerowi Carlo Ancelottiemu chyba najwiecej, w biezacym
sezonie przeobrazil sie kompletnie. W poprzednim kamera wychwycila, jak
Karim Benzema namawia kolegow, zeby nie podawali mu pilki, bo
Brazylijczyk “gra przeciw nam”. Po kilku miesiacach pod nowym
przywodztwem sabotazysta wypieknial jednak na natchnionego rajdowca,
ktory drybluje czesciej niz ktokolwiek inny w Lidze Mistrzow, a
oczarowany trener wzdycha, ze “ma w butach motocykl zamiast korkow”.
Urzekal jednak przede wszystkim Modric, ktory przez 90 minut chyba nie
wykonal zbednego ruchu, nie podjal nieperfekcyjnej decyzji, umial
oslonic pilke w kazdym tloku.
Liverpoolczycy nie odpuscili. Oni suneli do finalu niemal bezszelestnie,
bez mrozacych krew przygod. Juz przed rewanzami w kolejnych rundach
wygladali na pewnych awansu, uporanie sie z Interem, Benfica oraz
Villarrealem nie robilo wielkiego wrazenia, odrobine stresu przezyli
tylko przez 45 minut polfinalu. Jesli jednak J�zrgen Klopp obwoluje ich
“mentalnymi monstrami”, to wypada mu uwierzyc – malo mamy
wytrawniejszych znawcow dusz pilkarzy.
Jego ludzie nacierali frontalnie, kanonada nie ustawala, na kwadrans
przed koncem niemiecki trener zwiekszyl sile ognia, wypychajac na boisko
kolejnego napastnika – Roberta Firmino. Po raz kolejny – ktoryz to juz?!
– fenomenalne akrobatyczne cuda wyczynial jednak Courtois. Bramkarz o
zaslugach niezmierzonych, tak samo dla Realu bezcenny we wlasnym polu
karnym jak Benzema, promowany na laureata Zlotej Pilki, we wrogim. I
Liverpool go nie zlamal. Choc oddal 23 strzaly, az dziewiec celnych.
Real poprzestal na tamtym jedynym. Co z wybrzmieniem ostatniego gwizdka
stracilo jakiekolwiek znaczenie. Licza sie inne statystyki, a
statystycznymi klejnotami swiadczacymi o arystokratycznym pochodzeniu
madrytczykow mozna zonglowac bez konca. Oni tak sie zatracili w poscigu
za historia – wlasna, to klub od zawsze najbardziej utytulowany,
wybierano go na najwiekszy w XX wieku – ze zawrocili Lige Mistrzow do
prapoczatkow. Kiedy zalozono jej znany jako Puchar Europy pierwowzor w
latach 50., wygrali piec inauguracyjnych edycji, a niedawno, juz po
regulaminowej rewolucji, jako jedyny zespol od dekad potrafili trofeum
obronic, i to dwukrotnie.
Ze swoimi 14 triumfami Real przebywa w osobnej klasie, w skali
historycznej szybuje w przestworzach niedostepnych dla nikogo innego – i
w przewidywalnej przyszlosci nikt sie do niego nawet nie zblizy, skoro
wicelider klasyfikacji wszech czasow Milan uzbieral zaledwie siedem
tytulow. Stratosfera. Fruwa tam caly madrycki klub, fruwa Ancelotti – od
teraz jedyny szkoleniowiec, ktory w Lidze Mistrzow triumfowal az
czterokrotnie.
Ale liverpoolczycy rowniez delektuja sie era nadzwyczajna. Zabawiac sie
w trzech finalach na dystansie pieciu lat to przy piekielnej
konkurencyjnosci wspolczesnego futbolu wyczyn nie z tej ziemi, a oni
maja jeszcze te przyjemnosc, ze nie podbijaja stadionow silami
megagwiazd wydartych innym, lecz lansuja je sami. Czy raczej – rekami
J�zrgena Kloppa, ktory dzieki swojej mentalnosci wkomponowal sie w
tozsamosc klubu idealnie, wrecz sie z nim zrosl, jakby wychowywal sie
pod stadionem. Gdy szedlem na paryski final, zagadnalem wystrojona na
czerwono grupke fanow, jak dlugo Niemiec z nimi zostanie. Odparli, ze
nie maja pojecia, czy potrwa to jeszcze nastepnych 10 czy 20 lat, ale
wierza, ze do ostatniego dnia jego trenerskiej kariery.

-Baraze o awans do PKO Ekstraklasy:
Korona Gdynia – Odra Opole 3-0
Arka Gdynia – Chrobry Glogow 0-2
W finale zagra Korona Kielce z Chrobrym Glogow.

-Baraze o awans do Fortuna I ligi:
Ruch Chorzow – Radunia Stezyca po dogrywce 1-0
Wigry Suwalki – Motor Lublin 0-4
W finale Ruch Chorzow wygral 4-0 z Motorem Lublin i zagra w przyszlym
sezonie w I lidze.

-Robert Lewandowski od dluzszego czasu jest laczony z przenosinami do
Barcelony. Enigmatyczna wypowiedz napastnika o checi odejscia z Bayernu
wywolala duze zaskoczenie, natomiast moze okazac sie, ze Polak wcale nie
trafi do Katalonii. Jak informuje hiszpanski dziennikarz Gabriel Sans,
problemy finansowe moga uniemozliwic transfer.
Tuz po ostatnim meczu sezonu Robert Lewandowski przed kamerami wyznal,
ze mecz z Wolfsburgiem mogl byc jego ostatnim w koszulce Bayernu
Monachium. Juz od dluzszego czasu mowilo sie, ze napastnik moze trafic
do Barcelony, ktora szuka wzmocnien na wielu pozycjach. Okazuje sie
jednak, ze wcale nie bedzie to latwe.
Na przeszkodzie stoja nie tylko wymagania wladz Bayernu, ktore moga
chciec zatrzymac Lewandowskiego na kolejny sezon, ale rowniez finanse
Barcelony. Duma Katalonii od dluzszego czasu nie moze liczyc sie w grze
o najwazniejsze europejskie trofea z powodu dziury w budzecie.
Jak poinformowal hiszpanski dziennikarz Gabriel Sans, sprowadzenie
Roberta Lewandowskiego do Barcelony moze byc niemozliwe. Klub moze miec
rowniez problemy z przedluzeniem kontraktu z Gavim, czyli jednym z
najbardziej utalentowanych wychowankow. Powodem maja byc braki w
budzecie Barcelony, ktora wciaz musi liczyc sie z kazdym wydatkiem.
– Barcelona nie byc pewna sprowadzenia Roberta Lewandowskiego ani
przedluzenia kontraktu Gaviego. Problemy finansowe sa gigantyczne.
Nawiazanie wspolpracy z ktoryms z tych pilkarzy byloby bardzo ryzykowne
– przekazal Sans na Twitterze.
Ewentualna rezygnacja Barcelony z transferu Lewandowskiego z pewnoscia
mialaby ogromny wplyw na decyzje Polaka w sprawie odejscia. Wczesniej
mowilo sie, ze zainteresowane jego uslugami jest rowniez PSG.

– “Absurd wokol Lecha Poznan. Wygral, choc liga mocna, a nie slaba”
Radoslaw Nawrot
Lech Poznan nie zostal mistrzem Polski dlatego, ze liga w tym sezonie
byla slaba – jak usiluja sie wykazac niektorzy komentatorzy. Zwyciezyl
mimo tego, ze byla rekordowo mocna. To najbardziej imponujaca koncowka
mistrza od Widzewa Lodz w 1997 roku.
Tylko bowiem Widzew Lodz w 1997 roku siegnal po trofeum dzieki takiej
serii zwyciestw, jak Lech Poznan w tym roku. Kolejorz mimo klopotow na
poczatku roku, gdy dziesiatkowaly go choroby (w tym Covid-19), kontuzje
i – w co az trudno uwierzyc przy tej kadrze – klopoty osobowe, koniec
sezonu mial miazdzacy. Wygral szesc ostatnich meczow, co nikomu poza
Widzewem przed cwiercwieczem sie nie udalo.
Srednia punktowa Lecha wynosi 2,18 na mecz – to ogromnie duzo. Dla
porownania – Legia Warszawa w poprzednim sezonie osiagnela srednia 2,13
pkt na mecz, w 2020 roku bylo to ponizej dwoch punktow na mecz – 1,86.
Piast Gliwice w 2019 roku takze ze srednia 1,94 nie doszedl do dwoch
punktow na mecz, a zeby znalezc porownywalna srednia, musimy sie cofnac
do 2014 roku.
I to, zdaniem sporej grupy fachowcow, mialoby swiadczyc o tym, ze Lech
Poznan zostal mistrzem Polski, bo liga byla slaba? To jeden z
najmocniejszych mistrzow kraju w XXI wieku, nad wyraz skuteczny w
wygrywaniu. Mistrz bez “wyscigu zolwi” i podobnych historii, ktore
regularnie zdarzaly sie we wczesniejszych sezonach,
Poznaniacy do konca rywalizowali z dwoma przeciwnikami – Rakowem
Czestochowa i Pogonia Szczecin, z ktorych kazdy osiagnal takze bardzo
wysoka srednia punktowa. W wypadku Rakowa bylo to 2,02 pkt na mecz; w
niektorych sezonach daloby mu to mistrzostwo. Pogon osiagnela 1,91 pkt
na mecz.
Rzecz jasna, niedorzeczne opinie o tym, ze Lech wygral slaboscia ligi
wziely sie stad, ze w wyscigu po korone nie wziela udzialu wyjatkowo
slaba Legia Warszawa, ktorej przeznaczeniem w tych rozgrywkach byla
raczej walka o utrzymanie. To jednak nie znaczy, ze liga byla slaba, co
najwyzej – ze slaba byla Legia. Rakow czy Pogon bez problemy zastapily
warszawiakow i osiagnely wyzsza skutecznosc punktowa niz oni w kilku
wczesniejszych sezonach. W 2020 roku chociazby z tym dorobkiem mistrzem
Polski bylby nie tylko Rakow, ale i Pogon.
To mniej wiecej tak, jakby powiedziec, ze w poprzednim sezonie liga byla
slaba, bo odlegle miejsce zajal Lech Poznan i Legia wykorzystala slabosc
innych. Nikt wowczas nie podnosil tak absurdalnej argumentacji, bowiem
mistrz to mistrz – zespol, ktory rownie korzysta ze slabosci innych, co
z ich sily. Jest po prostu od nich jeszcze mocniejszy.
Sezon 2021/2022 nie byl ani ekstremalny, ani wyjatkowy. Wskazal jedynie,
ze polaryzacja polskiej Ekstraklasy i zdominowanie jej przez jeden klub
nie jest mozliwe. To nie Bundesliga, tutaj realnych kandydatow do
mistrzostwa jest znacznie wiecej. Na dzisiaj to Lech, Rakow, Pogon,
niewykluczone, ze w kolejnym sezonie dolaczy Legia, a moze ktos jeszcze
zacznie punktowac. Liga bedzie wtedy coraz silniejsza, a nie coraz slabsza.
– “Chaos w Wisle! To nie mialo sie prawa wydarzyc”-Piotr Jawor

Optymizm, naiwnosc, nieumiejetnosc wyciagania wnioskow. Oto 7 “naj”,
ktore przyczynily sie do tego, ze Wisla po 26 latach spadla z Ekstraklasy.
Najgorszy matematyk
Trener Jerzy Brzeczek. Odkad przyszedl do Wisly odliczal, ile finalow
pozostalo druzynie do konca sezonu. Okazalo sie, jednak, ze pomylil sie
w rachunkach, bo ostatnie spotkanie nie bylo finalem, tylko stypa.
Trener podkreslal tez, ze kazdy remis trzeba cenic, bo na koniec to one
czesto przesadzaja o otrzymaniu. Okazalo sie jednak, ze nie w przypadku
Wisly. Ale Brzeczek przede wszystkim przeliczyl sie, liczac na
utrzymanie Wisly. A skoro o liczbach mowa – Brzeczek z Wisla zdobywal
srednio 0,77 punktu na mecz, jego poprzednik Adrian Gula – 1 punkt.
Najwiekszy optymista
Tomasz Pasieczny, byly dyrektor sportowy. W lutym w mediach
spolecznosciowych zapewnial kibicow, ze gdy Jan Kliment juz sie
przelamie, to bedzie czolowym napastnikiem Ekstraklasy. Juz pierwsze
zalozenie bylo fatalne, bo od tego czasu Czech nie zdobyl zadnej bramki.
Najwieksi zartownisie
Prezes Dawid Blaszczykowski i wiceprezes Maciej Balazinski. Pozostajac w
tematyce ofensywy – w pazdzierniku zapewniali dziennikarzy, ze niemal
cala liga zazdrosci Wisle takich napastnikow jak Jan Kliment i Felicio
Brown Forbes. A liga powiedzial “sprawdzam” i wyszlo, ze obaj snajperzy
zdobyli lacznie tyle bramek, co obronca Jan Frydrych (cztery).
Najmniej potrzebna akcja
Kto jest starszy: Cracovia czy Wisla? Wykupiono reklamy w gazetach,
rozdawano dziennikarzom specjalne pakiety, grzebano w starodrukach,
wyklocano sie na Twitterze. A wszystko po to, by udowodnic, ze to jednak
Wisla jest klubem starszym od Cracovii. A w tym czasie druzyna
przegrywala kolejne mecze i zjezdzala w tabeli Ekstraklasy. I dzieki
temu dzis juz nie ma watpliwosci, kto jest najstarszym ekstraklasowym
klubem w Polsce.
Najdrozszy cytat
Jaroslaw Krolewski (oczywiscie na Twitterze). Za ponizszy wpis po meczu
z Lechem musial zaplacic 5 tys. kary. Te slowa nie pomogly w relacjach
ze srodowiskiem pilkarskim, za to pokazaly frustracje wislakow.
Najwieksza wpadka
Pawel Kieszek w meczu z Piastem Gliwice. Wpadek wislacy zaliczyli
dziesiatki, ale ta jest symboliczna, bo proba zlapania pilki przez
Kieszka bardzo przypomina probe zlapania przez Wisle druzyn, ktore mialy
zapewnione pozostanie w Ekstraklasie.
Najwiekszy przegrany
Jakub Blaszczykowski. Pojawil sie na Reymonta jak zbawca. Wyrwal Wisle z
rak bandytow, ale po trzech latach wyladowal z nia tak nisko, jak nie
byla od 26 lat. Pilkarsko musial zmagac sie z kontuzja i operacjami,
pozniej w niezbyt wyszukany sposob atakowal sedziow, a na koniec nie
mial wyboru – przed 15 tysiacami osob musial przyznac, ze zawalil sprawe.

ZUZEL
Martin Vaculik wygral sobotnie Speedway Grand Prix. Na zuzlowym torze
Marketa w Pradze Slowak wygral finalowy wyscig, z ktorego startu zostal
wykluczony Polak Maciej Janowski.
W sobotni wieczor w finale trzeciego tegorocznego Speedway Grand Prix
wystartowalo czterech Polakow: Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski, Patryk
Dudek oraz Pawel Przedpelski. Ten ostatni, polfinalista sprzed dwoch
tygodni ze Stadionu Narodowego w Warszawie, rozpoczal swietnie, zajmujac
drugie miejsce w pierwszym biegu.
W polfinale jednak sie nie znalazl. Awansowali do niego Zmarzlik i
Janowski. Ten drugi pojechal doskonale, awansujac do finalu z pierwszego
miejsca. Zabraklo w nim natomiast dwukrotnego indywidualnego mistrza
swiata Zmarzlika. Zuzlowiec Stali Gorzow Wielkopolski zajal w swoim
polfinale trzecia, ostatnia pozycje. Ostatnia, bo na pierwszym zakrecie
upadl Norweg Anders Thomsen.
Maciej Janowski, zuzlowiec Sparty Wroclaw, byl jednym z faworytow
finalowego wyscigu. Niestety, zostal z niego wykluczony, bo tuz przed
startem najechal na tasme startowa. A ze mial juz ostrzezenie z
polfinalu, sedziowie nie mieli watpliwosci.
Final wygral Slowak Martin Vaculik przed Brytyjczykiem Taiem Woffindenem
oraz Australijczykiem Jasonem Doylem. Czwarte miejsce zajal Janowski, na
piatym sklasyfikowano Zmarzlika, na 12. Dudka, a na 15. Przedpelskiego.
Po trzech rundach na czele Speedway Grand Prix dwaj Polacy: Zmarzlik (44
pkt) oraz Janowski (43). Trzeci jest Dunczyk Leon Madsen (40).
Kolejne Speedway Grand Prix w sobote 4 czerwca w miejscowosci Teterow na
polnocy Niemiec. Najlepszy zuzlowcy swiata wracaja na tamtejsza Bergring
Arene po trzech latach.
6 EKSTRALIGA ZUZLOWA
6 runda
22 maja 2022 (niedziela)
Wroclaw – Gorzow 46:44
1.Lublin 12pkt
2.Leszno 6pkt
3.Gorzow 6pkt
4.Czestochowa 6pkt
5.Wroclaw 6pkt
6.Grudziadz 4pkt
7.Torun 4pkt
8.Ostrow Wlkp 0pkt
I LIGA ZUZLOWA
VI runda
23 maja 2022 (poniedzialek)
Gniezno – Krosno 29:61
VII runda
28 maja 2022 (sobota)
Lodz – Gdansk 51:38
Krosno – Landshut 47:43
29 maja 2022 (niedziela)
Bydgoszcz – Gniezno, mecz odwolany
Rybnik – Zielona Gora 35:55
1.Zielona Gora 10pkt
2.Krosno 10pkt
3.Bydgoszcz 7pkt
4.Lodz 7pkt
5.Landshut 6pkt
6.Rybnik 5pkt
7.Gniezno 5pkt
8.Gdansk 2pkt

FORMULA 1

Sergio Perez wygral wyscig o GP Monako F1. Na kolejnych miejscach na
podium znalezli sie Carlos Sainz i Max Verstappen. Na czwartym miejscu
rywalizacje zakonczyl Charles Leclerc, ktory do wyscigu startowal z pole
position. GP Monako zostanie zapamietane jednak ze wzgledu na wypadek
Micka Schumachera, po ktorym jego bolid rozpadl sie na dwie czesci.

W sobotnich kwalifikacjach najlepszy okazal sie Charles Leclerc.
Kierowca z Monako byl najlepszy w kazdej z trzech sesji
kwalifikacyjnych. Obok niego w pierwszej linii ustawil sie Carlos Sainz.
Kwalifikacje nie zostaly dokonczone, bo Sainz uderzyl w Sergio Pereza,
ktory z kolei zderzyl sie z banda.
W niedziele przed wyscigiem mocno padalo i podjeto decyzje o opoznieniu
startu. Po 15 minutach oczekiwania rozpoczelo sie okrazenie formujace,
ale po chwili na torze pojawila sie czerwona flaga i kierowcy zjechali
do boksow. Organizatorzy poinformowali takze, ze nie wiadomo, o ktorej
ruszy sciganie.
Po kolejnych minutach oczekiwania nic sie nie zmienilo. Kierowcy wyszli
z bolidow, a deszcz padal raz mocniej, a raz slabiej. W miedzyczasie
poinformowano, ze jesli start dojdzie do skutku, to bedzie on lotny,
czyli kierowcy nie ustawia sie na linii startu.
Po niemal godzinie podano, ze o 16:05 podjeta zostanie proba startu za
samochodem bezpieczenstwa. Kierowcy wyjechali na tor, ale bardzo szybko
Nicolas Latifi uderzyl w bande. Nie zablokowal jednak przejazdu i mozna
bylo kontynuowac jazde. Po chwili samochod bezpieczenstwa zjechal do
boksu i rozpoczelo sie sciganie.
W czolowce nie bylo zmian pozycji. Caly czas na prowadzeniu byl Leclerc,
ktory wyprzedzal Sainza i Pereza. Po dziesieciu okrazeniach tor zaczal
przesychac, ale kierowcy informowali przez radio, ze wciaz trudno sie
jedzie. W kolejnych minutach zaczely sie zjazdy do boksu. Na 19.
okrazeniu Perez znalazl sie przed Leclerkiem i objal prowadzenie w
wyscigu. Po chwili na czele znalazl sie Sainz, ale on mial przed soba
jeszcze wizyte w boksie.
Po tym, jak wszyscy kierowcy z czolowki zmienili opony, Leclerc spadl na
czwarta pozycje. Monakijczyk byl wsciekly i nie rozumial, co sie stalo.
Liderem zostal Perez, ktory wyprzedzal Sainza oraz Maxa Verstappena. Na
27. okrazeniu doszlo do bardzo zle wygladajacego wypadku. Samochod Micka
Schumachera obrocil sie na torze i uderzyl w bande, a nastepnie rozpadl
sie na pol. Na szczescie kierowca opuscil bolid o wlasnych silach. Na
torze od razu pojawila sie zolta flaga. Po chwili jednak wyscig
przerwano w zwiazku z koniecznoscia naprawy bariery.
Po kilku minutach oczekiwania kierowcy wrocili do scigania. Perez
prowadzil przed Sainzem i Verstappenem. Przepisy mowia, ze wyscig moze
trwac maksymalnie dwie godziny, wiec przed kierowcami pozostaly 44
minuty scigania. W miedzyczasie Leclerc osiagal najlepsze czasy
okrazenia, ale nie bardzo mial jak wyprzedzic Verstappena.
Na 22 minuty przed koncem wyscigu Perez mial kilka sekund przewagi nad
Sainzem. Lider mial jednak coraz wieksze problemy z oponami, a kierowca
Ferrari stale go naciskal. Na torze na chwile pojawila sie zolta flaga,
ale wszystko szybko wrocilo do normy.
Sainz nie zdolal ostatecznie poradzic sobie z Perezem. Tym samym
kierowca Red Bulla wygral, a zawodnik Ferrari zajal drugie miejsce. Na
trzecim stopniu podium znalazl sie Verstappen. Leclerc w domowym wyscigu
liczyl na miejsce na podium. To sie jednak nie udalo i zajal czwarta lokate.

SIATKOWKA
“Polska Siatkowka – 20 lat potegi”-Marian Kmita
Niedzielny sukces druzyny Grupy Azoty ZAKSA Kedzierzyn-Kozle to nie
przypadek. To efekt dwudziestoletniej, ciezkiej pracy setek, czesto
anonimowych osob, ktore jakies 25 lat temu uwierzyly w cos, co wtedy
wydawalo sie niemozliwe. Ludzi, ktorzy uznali, ze mozna polska siatkowke
podniesc z samego dna, ktorego symbolem byl udzial naszej meskiej
reprezentacji w Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku.
Zagralismy tam piec meczow. Wszystkie przegrane. W calym turnieju
wygralismy ledwie jednego seta. Gorzej juz byc nie moglo. Siatkowka
lezala wtedy na lopatkach pod kazdym wzgledem.
Zamiast uklepac ziemie na tym siatkarskim grobie znalazlo sie Polsce
kilka osob, ktore mialy w glowie odwazny plan. Plan, jak powoli, nie od
razu, przywrocic naszej ukochanej grze blask z polowy lat
siedemdziesiatych. Zlotych lat, kiedy to polska, meska reprezentacja
byla mistrzem swiata i mistrzem olimpijskim, a druzyna Plomienia
Milowice najlepszym klubem w Europie. W tej grupie zapalencow byli i
starzy, i mlodzi. Byl m.in. raczkujacy w srodowisku, ledwie po studiach,
dzisiejszy prezes Polskiej Ligi Siatkowki – Artur Popko, ale byl tez,
zawsze pozytywnie inspirujacy otoczenie legendarny Hubert Wagner.
Pamietam te czasy doskonale, bo bylem bardzo blisko tych zjawisk i jak
nikt doceniam ogrom pracy wykonanej pozniej przez tych ludzi. Wiem tez,
jak trudna droge trzeba bylo przejsc, od juniorskiego zlota druzyny Irka
Mazura podczas MS w Bahrajnie w 1997 roku, zeby dozyc pozniej wielkich
radosci pierwszych dwudziestu lat XXI wieku, z finalami MS w Polsce z
2014 roku na czele. Ile wtedy trzeba bylo wysilku, determinacji i
cierpliwosci, aby uwierzyc, ze kiedys siatkowka moze byc w polskiej
telewizji wazniejsza od pilki noznej, skokow narciarskich,
lekkoatletyki, zuzla czy koszykowki. Wtedy wydawalo sie to niemozliwe.
Tak samo jak to, ze kiedys bedziemy w Unii Europejskiej, ze bedzie
Strefa Schengen, swoboda podrozowania, osiedlania sie i pracy. A jednak
udalo sie. I jedno, i drugie marzenie sie spelnilo.
Dzisiaj mlodym Czytelnikom, ale i wielu mlodszym dziennikarzom, ktorzy
nie widzieli, co stalo sie z polska siatkowka po erze Tomka Wojtowicza,
Ryska Boska czy Edwarda Skorka moze wydawac sie, ze tak bylo zawsze i to
co mamy dzisiaj zwyczajnie nam sie “nalezy”, ale zapewniam, ze tak nie
jest. To, czego doczekalismy, to efekt gigantycznej, konsekwentnej
pracy, calych dekad wielkiej determinacji i zelaznej dyscypliny. Dlatego
dziwie sie, ze ta znakomita i skuteczna robota ostatniego cwiercwiecza
znajduje dzisiaj krytykow wsrod niektorych dziennikarzy, i co grosza,
wsrod ludzi ze srodowiska siatkarskiego. Z samej “Jaskini Lwa” slychac
pojekiwania, ze cos mozna zrobic lepiej. Oczywiscie, zawsze mozna i
nawet trzeba cos poprawic, ale na Boga – zawsze trzeba trzezwej oceny w
jakim miejscu jest polska siatkowka. A zapewniam – dzisiaj jest w
miejscu znakomitym.
Nie tylko jest bardzo, wrecz – jak nigdy wczesniej powazana na arenie
miedzynarodowej, ale co zdecydowanie wazniejsze – ma bardzo solidne,
krajowe fundamenty. Szczerze zazdroszcza tego inne dyscypliny sportu, bo
ktora z nich nie chcialaby miec tylu moznych sponsorow i wieloletnich
kontraktow z powaznymi telewizjami. Kazda chcialaby, ale nie kazda to
ma. Wystarczy spojrzec jak to jest z polskim, klubowym futbolem,
koszykowka, hokejem na lodzie czy pilka reczna. Sa w zupelnie innym
miejscu. I o ile w koszykowce wyraznie widac zmiany na lepsze, to reszta
ma swoje powazne klopoty z przebiciem sie do europejskiej elity. A
dlaczego tak jest? Bo za wszystkim stoja konkretni ludzie. Ich morale,
talenty i determinacja w dazeniu do wyznaczonego celu.
Niedawny wyjazd do Lublany na tak radosny dla nas, finalowy mecz
tegorocznej Ligi Mistrzow byl okazja do swoistej retrospekcji i
przegladu tych zacnych postaci, spotkanych tym razem w jednym miejscu.
Przecietny kibic nawet nie wyobraza sobie, jak wiele ich jest, i ze
pracuja na rzecz polskiej siatkowki od lat calkowicie anonimowo.
Anonimowo, bo to nie sa trenerzy, zawodnicy, ani nawet dzialacze PZPS-u,
czy PLS-u. No bo kto slyszal o samorzadowcach – Krzysztofie Kowalu z
Krakowa, Ewelinie Kajzerek z Katowic czy Andrzeju Trojanowskim z
Gdanska? Kto wie kim jest Adam Burak z Orlenu, albo Edyta Szymanska z
Plusa oprocz ludzi z branzy? Niewielu. A szkoda, bo to sa takie same
filary polskiej siatkowki jak Artur Popko, Mirek Przedpelski, Jacek
Kasprzyk czy Sebastian Swiderski. I to takze im zawdzieczamy, ze polska
siatkowka jest dzisiaj rzeczywista swiatowa potega.
A ze jest, swiadcza nie tylko seryjnie zdobywane medale najwiekszych
imprez miedzynarodowych, ale i to, ze do gry i trenowania w PLS i LSK
garna sie najwieksze swiatowe nazwiska. O prestizu i zacietej walce o
fotel trenera polskich reprezentacji juz nie wspomne, bo to od co
najmniej 2006 roku zupelna oczywistosc. Bardzo dobrym sygnalem jest
rowniez to, ze do gry w PLS aplikuja od lat zespoly z krajow osciennych:
Recycling Union Berlin i Barkom Kazany Lwow. Ten ostatni, po
piecioletnich staraniach rozpocznie jesienia gre w PLS. Na razie, z
powodu wojny na Ukrainie, w goscinnych halach Krakowa. Jego wlasciciel i
prezes w jednej osobie – Oleg Baran to czlowiek, ktory dawno temu
pokochal siatkowke, a kiedy zapytalem go, dlaczego tak dlugo zabiegal o
gre w Polsce, odpowiedzial krotko – “Chcesz byc lepszy? To musisz grac z
najlepszymi!”. Czy moze byc wiekszy komplement dla jakosci polskiej
ligi, niz taka opinia uslyszana z ust obcokrajowca?
Na drugim biegunie informacji swiadczacych o tym, ze polska siatkowka ma
sie dzisiaj bardzo dobrze jest popyt na naszych trenerow, zawodnikow i
schematy organizacyjno – szkoleniowe za granica. I nie chodzi nawet o
Michala Winiarskiego i jego ekipe, opiekujaca sie od niedawna meska
reprezentacja Niemiec, czy naszych graczy, na ktorych zarzucaja sieci
najbogatsze kluby Europy i swiata. Chodzi o sygnaly z pozoru blahe, ale
znaczace, jak chocby dzialalnosc naszego polonijnego klubu IBB Polonia
Londyn, wielokrotnego mistrza Anglii. Oczywiscie – jest to obszar dla
rozwoju siatkowki bardzo egzotyczny, ale bardzo cieszy fakt, ze Polacy
kontroluja wszystko, co sie tam dzieje. Rozmawialem o tym dlugo w
Lublanie, z prezesem Polonii Bartkiem Luszczem i wiem, ze jego plany nie
ograniczaja sie tylko do rynku brytyjskiego. Jego klub od lat wzorowo
wspolpracuje ze Skra Belchatow, od niedawna gra w Lidze Mistrzow i
powoli daje znac dzialaczom CEV, ze ta “ziemia niczyja” niebawem moze
zaczac przynosic pierwsze plony europejskiej siatkowce.
Konkludujac wiec ten dlugi, historyczny wywod, dedykuje go wszystkim
malkontentom. Tym starym i mlodym. I parafrazujac klasyka pytam ich:
Jesli jest tak zle, to dlaczego jest tak dobrze?!

Na podstawie: Onet.pl, wyborcza.pl, interia.pl, gazeta.pl, weszlo.com,
90minut.pl, pilkanozna.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl
opracowal Reksio.